Marek Grzybowski odleciał
Na blogu Marka Grzybowskiego o tytule „Koń a sprawa polska” ukazał się kolejny jego tekst pt. „Meandry aukcji w Janowie”. Trochę się dziwiłem, że autor wraca do ostatniej aukcji, która miała miejsce w sierpniu, dopiero teraz – pod koniec listopada. Ale to nie tak. To nie jest tekst o tegorocznej aukcji, a głównie o przeszłości, kiedy aukcja była organizowana przez Animex, a potem przez Polish Prestige. Czyli głównie przez Marka Grzybowskiego, który ją najpierw przygotowywał wraz z innymi, a potem prowadził jako aukcjoner (już samodzielnie). A że robił to – mam na myśli prowadzenie, bo o przygotowaniach mam za małą wiedzę, aby się o tym wypowiadać - zawsze bardzo dobrze, to z zainteresowaniem przeczytałem cały tekst.
Jeden akapit musiałem jednak czytać kilka razy. I za każdym razem się szczypać, czy aby dobrze widzę!
We fragmencie, który ma śródtytuł „Prowadzenie aukcji, licytacja.” Zacytuję z niego dwa fragmenty. Najpierw ten, który wzbudził zdziwienie, a potem ten, który wzbudził zdumienie.
Licytacja jest grą, którą prowadzi aukcjoner z klientami. Musi on mieć zaufanie u właścicieli koni i możliwość samodzielnej decyzji. Jego zadaniem jest uzyskanie maksymalnej ceny w sytuacji, gdy każdy z klientów stara się kupić jak najtaniej. Dużą rolę grają emocje, wypracowanie nastroju konkurencji pośród kupujących, dlatego niedopuszczalne jest rozwlekanie licytacji na kilka godzin.
Do tego miejsca czytałem i zgadzałem się z autorem. Ale kolejne zdanie przywołało wspomnienia. A zdanie to brzmi:
Błędem aukcjonera jest powtarzanie argumentu „no kupujcie bo będę musiał odesłać konia do stajni”, albo błagalne proszenie publiczności o oklaski, w sytuacji gdy kupujący oglądają się na siebie i nic się nie dzieje.
Byłem na kilku aukcjach prowadzonych przez Marka Grzybowskiego i pamiętam wypowiadane przez niego komunikaty, które brzmiały mniej więcej tak: „suma jaką mam obecnie jest poniżej ceny rezerwowej i jeśli nie będzie dalszych postąpień, to klacz (koń) będzie musiała wrócić do stajni.” Być może nie jest to dokładny cytat, ale sens tych komunikatów był mniej więcej taki.
Nawiasem mówiąc, takie same komunikaty wypowiadał niedawno Michał Romanowski na aukcji folblutów na Służewcu. Chyba nie ma innego sposobu, aby powiadomić potencjalnych kupców, że konia nie można sprzedać za tyle, ile jest na stole, skoro jest to poniżej ceny minimalnej wyznaczonej przez właściciela.
No i o ile dobrze pamiętam, Marek Grzybowski nigdy, ani za czasów Animexu, ani Polish Prestige, nie miał możliwości podejmowania samodzielnie decyzji co do ewentualnego sprzedania konia poniżej ceny rezerwowej. Widywałem zaś takie sytuacje, kiedy to po mniej czy bardziej dyskretnych konsultacjach z właścicielami, czyli dyrektorami stadnin, zapadała decyzja, że może przybić młotkiem daną cenę, choć jest niższa niż pierwotnie ustalono.
A co do proszenia publiczności o wsparcie, to pamiętam bardzo dobrze, że jak następował zastój w kolejnych postąpieniach, a oferowana cena była poniżej minimalnej (o czym Marek Grzybowski wiedział), to widzowie zaczynali zagrzewać kupców do dalszej akcji. Czy Marek Grzybowski ich o to prosił, czy robili to sami z siebie, tego już dobrze nie pamiętam, ale sam fakt, że publiczność oklaskami podgrzewała atmosferę podczas zamierania licytacji, miał miejsce wielokrotnie.
No i pamiętam też bardzo dobrze, jak w takich momentach zastoju do akcji wkraczała Izabella Pawelec-Zawadzka (a później Anna Stojanowska) i z głośników zaczynała płynąć opowieść o danej klaczy, o jej przodkach, o dokonaniach i klaczy i jej przodków w hodowli czy na ringach pokazowych bądź na torze wyścigowym. Marek Grzybowski miał dłuższą chwilę wytchnienia, po czym wkraczał znowu do akcji.
Kolejny fragment to ten, po którym musiałem się szczypać. A brzmi on tak:
Aby zapobiec patowym sytuacjom stosowana jest cena rezerwowa i aukcjoner ma pełne prawo licytować „ze ścianami”. Nie jest to żadne oszustwo, którego dopatrywał się jeden z dziennikarzy „śledczych”. Jeden z prokuratorów zaś usiłował za oceanem ścigać amerykańskiego profesjonała, bo ten nie wytłumaczył się, od kogo otrzymał ostatni „bid”, po którym koń nie został sprzedany. Aby zadbać o „uczciwość” aukcji Pride of Poland, podobno proszono o nadzór CBA, usiłowano też wspomóc aukcjonera i jego zespół elektronicznym systemem zgłaszania postąpień. To wszystko są poronione pomysły, świadczące o tym, że organizatorzy i decydenci nie bardzo rozumieją na czym polega aukcja koni arabskich, gdzie o wyniku decydują nie tyle obiektywne kryteria, co moment, nastrój, błysk urody podczas występu na aukcyjnym ringu.
Podczas aukcji nie są istotne obiektywne kryteria? Aukcjoner może licytować ze ścianą? I nie jest to oszustwo? Amerykański aukcjoner, który prowadził oszukańczą aukcję w 2016 roku, nie jest oszustem, tylko „profesjonałem”, a prokurator nie powinien go o nic pytać?
Czytam i oczom nie wierzę. Ktoś tu stracił kontakt z rzeczywistością. Kogoś tu – jak oto mówią Rosjanie – „opuścił rozum.”
Może to mnie? Może to ja już nie przystaję do dzisiejszej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której szef NIK-u wynajmujący kamienicę za zaniżoną w stosunku do wartości rynkowej cenę jest człowiekiem „kryształowo uczciwym”. W której głosowania w sejmie trzeba powtarzać, bo „możemy przegrać”. W której premier dwa razy jest łapany na kłamstwie i skazywany za to sądowo. W której "minister sprawiedliwości" odwołuje z delegacji (czyli faktycznie degraduje) sędziego, który wydał wyrok, że kancelaria sejmu musi ujawnić listy poparcie dla powoływanych członków KRS. I tak dalej, i temu podobne. Takich przykładów można by mnożyć.
Może faktycznie – w takiej rzeczywistości licytowanie ze ścianą nie jest oszustwem.
Ale ja w takiej rzeczywistości nie chcę żyć. A Państwo?
Marek Szewczyk
|
|
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 29.11.2019, 12:23 Uaktualniono: 29.11.2019, 12:52 |
![]() A jednak oszustwo
Po przeczytaniu tekstu Marka Szewczyka, komentarza Marka Grzybowskiego i felietonu Marka Grzybowskiego poczułam się bardzo niekomfortowo i usiadłam do napisania komentarza, zaczynał się tak: Czy przez lata uczestniczyłam (nieświadomie) w oszustwie?... Wielokrotnie różnym gremiom przy okazji ostatnich aukcji wyjaśniałam na czym polega licytacja i praca tzw. „ringmena”, a mam prawo zabierać głos w tej sprawie, bo przez „naście” (a pewnie nawet „dziesiąt”) lat taką funkcję pełniłam, a zaczęłam właśnie pod kierunkiem Marka Grzybowskiego. To były lata 80-te, czasy Animexu, czasy Dyrektorów A. Krzyształowicza i I. Jaworowskiego, czasy pani Izy Zawadzkiej, prowadzącej spikerkę jakiej później już nikt nie powtórzył – inny świat, ale zasady zawsze te same – uczciwie sprzedać konie za jak najlepsze kwoty i zachęcić klientów do powrotu. Nie będę pisać o organizacji aukcji, o wprowadzanych nowościach w obsłudze – było, minęło. Ale nie mogę przejść do porządku nad stwierdzeniem Marka Grzybowskiego: „…Aby zapobiec patowym sytuacjom stosowana jest cena rezerwowa i aukcjoner ma pełne prawo licytować „ze ścianami”. Nie jest to żadne oszustwo,…” i dalej w komentarzu : …” hodowcy uzgadniali ceny rezerwowe z aukcjonerem. Były widełki cenowe, które dawały aukcjonerowi dużą możliwość podjęcia decyzji. Podczas licytacji był też uzgodniony system porozumiewania się aby hodowcy wiedzieli, czy aktualna cena pochodzi od realnego klienta, czy jest „od ściany”. To nic nadzwyczajnego i nie ma w tym żadnego oszustwa. Tak prowadzone są aukcje na całym świecie i nikt nie dochodzi skąd i od kogo zbierane są postąpienia. Niekiedy, zamiast „licytacji ze ścianą” ceny podbijają sami właściciele, albo biuro aukcyjne przyjmuje licytacje telefoniczne i nikt nie żąda, aby biuro legitymowało się od kogo odbiera telefony. Tyle o kuchni aukcyjnej…”. Przez lata będąc „ringmenem” czyli łącznikiem między klientem i aukcjonerem dokładnie wiedziałam kto licytuje w moim sektorze, jakie jest postąpienie i potwierdzał to sam aukcjoner (Marek Grzybowski i później kolejni) mówiąc np. „Alina u ciebie mam 40 tys.” – to było jasne i przejrzyste. Tu musiałam przerwać pisanie, a kiedy do niego wróciłam, w międzyczasie ukazał się kolejny komentarz Marka Grzybowskiego. A w nim potwierdzenie dokonanego w 2016 roku oszustwa: „Do ceny rezerwowej aukcjoner może licytować „ze ścianą”. Jeśli zostanie „ze ścianą” koń jest niesprzedany i nikt rozsądny nie ma pretensji. Ogłasza się wtedy, że koń nie uzyskał ceny rezerwowej. Proste?” Przez wiele lat na ringu pracowaliśmy razem z Andrzejem Pietruszyńskim i Darkiem Zalewskim i oni obaj byli ringmenami w 2016 roku. Obserwowałam licytację z boku, ty Marku (Grzybowski) też i co nie widziałeś zachowania Andrzeja i Darka w trakcie licytacji Emiry – ich zdumienia, niedowierzania i rezygnacji. Licytując Emirę „ze ścianą” do 550 tys. euro i potwierdzając transakcję stuknięciem młotka i słowem „Sold” aukcjoner Greg Knowles (samodzielnie bądź z czyimś przyzwoleniem) dokonał oszustwa ! Nie było licytującego, nie było kontraktu … nie było prawdy i uczciwości. I to by było na tyle. O innych aspektach aukcyjnych, a już zwłaszcza twoich poglądach politycznych dyskutować nie będę – bo pierwsze to przeszłość, a drugie to inna rzeczywistość w jakiej żyjemy. Alina Sobieszak |
|
![]() |
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 28.11.2019, 12:14 Uaktualniono: 28.11.2019, 20:58 |
![]() Marek Szewczyk i pan Robert wysłali mnie gdzieś w kosmos, aby nie zajmować się argumentami. Jeśli odlecę, może niedługo, to do Pana Boga. Na razie trzymam się tej rzeczywistości, w której żyjemy i nie jest to zła rzeczywistość. Polska się rozwija gospodarczo, społecznie, militarnie. Bezrobocie najniższe, PKB najwyższe. Nie musimy wstydzić się za prezydenta i premiera. Prawda, że w hodowli koni „dobra zmiana” nie ma się czym pochwalić, ale regres nie rozpoczął się, gdy PiS doszedł do władzy, tylko w latach 90, gdy rozwalono państwowy system hodowli koni. Dlaczego wtedy nie protestowaliście? Ja zrobiłem wszystko co mogłem, aby prywatyzacja nie dotknęła chociaż Janowa i Michałowa. Za moje działania Polish Prestige poniósł konsekwencje. Kto chce ze mną dyskutować niech wpierw przeczyta ze zrozumieniem tekst „Zło prywatyzacji” w HiJ, lub na moim blogu.
Moje teksty piszę nie po to, aby rozwodzić się nad przeszłością. Przedstawiam doświadczenie, z którego może skorzysta ktoś, kto będzie chciał aukcję i hodowlę „postawić na nogi”. Nie trzeba być oburzonym naiwnym. Zwłaszcza pan Robert lubi egzaltować się określeniami „jawne oszustwo”, „odrażające”, „haniebne”. Wszystkie profesjonalne aukcje mają swoją taktykę, aby osiągać ceny w przybliżeniu zgodne z oczekiwaniami właścicieli wystawianych koni. Tę taktykę realizuje aukcjoner, albo sami właściciele, np. licytując własne konie. Gdyby jakiejś taktyki nie stosowano to niewiele koni osiągałoby ceny rezerwowe, a aukcje ciągnęły by się tak, jak ostatnie Pride of Poland. Do ceny rezerwowej aukcjoner może licytować „ze ścianą”. Jeśli zostanie „ze ścianą” koń jest niesprzedany i nikt rozsądny nie ma pretensji. Ogłasza się wtedy, że koń nie uzyskał ceny rezerwowej. Proste? |
|
![]() |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 27.11.2019, 23:54 Uaktualniono: 28.11.2019, 20:57 |
![]() Byłem naocznym światkiem sprzedaży sk.gn. Fugi po El Azrak (ilu z zagorzałych miłośników polskich arabów może to o sobie powiedzieć?). Nigdy nie zapomnę tej licytacji - mimo, iż widziałem później wiele bardziej spektakularnych co do postaci czy przyklepanej ostatecznie sumy. Wyjątkowość rzeczonej przejawiła się w tym, iż klacz piękniała z każdą kolejną minutą owej licytacji i każdym postępionym tysiącem dolarów; iż podczas jej trwania, z "brzydkiego kaczątka" przerodziła się w "pięknego łabędzia". To było, zaiste, coś urzekającego (bajka). Nigdy potem czegoś podobnego nie doświadczyłem, ale też nigdy potem nie mieliśmy już do czynienia z tak ekstremalnym przypadkiem egzotycznego araba w starym, polskim stylu" (vide El Azrak-Forteca/Czardasz od Forta/Kuhailan Abu Urkub)...
Marek Grzybowski zrobił bardzo wiele dobrego (zasłużył się) dla polskiej hodowli koni arabskich lat 80 i 90. XX w. - czego mu nikt nigdy nie odbierze. Natomiast po latach, już w XXI w. odlatywał (w swych wypowiedziach) co najmniej kilkukrotnie. Przy całym uznaniu i całej sympatii dla niego (z dawnych lat) ja również nie mogę się zgodzić z tezą, iż "licytowanie ze 'ścianą' to nic złego". Wręcz przeciwnie - dla mnie to jawne i ordynarne oszustwo, które nie powinno mieć miejsca nigdzie tam, gdzie obowiązują określone zasady oparte na "czystej grze". Koń albo się sprzedaje, ale też nie; albo są na niego chętni, albo też nie; osiąga też taką cenę, jaką ktoś chce za niego zapłacić. Oczywiście można go wcześniej (przed aukcją) próbować "podkoloryzować" (treningiem, potnikiem, makijażem) czy zbudować umiejętnie jego image (legendę), a tym samym "podrasować" wartość marketingową. To jest jak najbardziej dozwolone, natomiast tępe licytowanie "ze ścianą" by sztucznie podbić jego cenę jest haniebną próbą wyłudzenia/oszustwa (wyczerpuje znamiona przestępstwa). Dalece więc przeciwskuteczną jest każda próba obrony tego procederu, a już na pewno z tak naciąganym/infantylnym "argumentem" jak ten z "anonimową licytacją telefoniczną przez biuro aukcyjne". Jak dla mnie to się kupy nie trzyma... R. Raznowiecki |
|
![]() |
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 27.11.2019, 9:54 Uaktualniono: 27.11.2019, 15:20 |
![]() Marku, „rzeczywistości”, w której żyjemy się nie wybiera, nawiązuję do ostatniego zdania Twojego tekstu. Mam nadzieję, że nie zamierzasz wynieść się do innej „rzeczywistości”. Ciekawe zresztą czy możesz dać przykład tej „rzeczywistości”, w której chciałoby Ci się żyć. Dziękuję za zainteresowanie moim tekstem. Byłoby dobrze, gdybyś zamieścił link, aby Twoi czytelnicy mogli go przeczytać w całości. Wiem cos o organizacji akcji, przygotowaniach i prowadzeniu więc mam nadzieję, że mój tekst przyda się komuś, kto będzie to może robił w przyszłości.
Cenie Twoją wiedzę na temat sportu jeździeckiego. Sam jednak piszesz, że nie znasz się na aukcjach, więc dowiedz się, że za moich czasów hodowcy uzgadniali ceny rezerwowe z aukcjonerem. Były widełki cenowe, które dawały aukcjonerowi dużą możliwość podjęcia decyzji. Podczas licytacji był też uzgodniony system porozumiewania się aby hodowcy wiedzieli, czy aktualna cena pochodzi od realnego klienta, czy jest „od ściany”. To nic nadzwyczajnego i nie ma w tym żadnego oszustwa. Tak prowadzone są aukcje na całym świecie i nikt nie dochodzi skąd i od kogo zbierane są postąpienia. Niekiedy, zamiast „licytacji ze ścianą” ceny podbijają sami właściciele, albo biuro aukcyjne przyjmuje licytacje telefoniczne i nikt nie żąda, aby biuro legitymowało się od kogo odbiera telefony. Tyle o kuchni aukcyjnej. Co do „obiektywnej” wartości konia arabskich to może pamiętasz licytację Fugi. Jej cena rezerwowa był ustalona na 7 czy 10 tys. dol. Kiedy wyszła na ring pokazała się tak pięknie, że licytację rozpocząłem od 30 tys. i skończyłem na 77 tys. Marek Grzybowski |
|
![]() |