Kompromisowy zjazd
Jak ocenić nadzwyczajny zjazd, jaki się odbył w Lesznie w sobotę 30 lipca? Jeśli wziąć pod uwagę statut – kompromisowo. Podobnie jeśli chodzi o ocenę wyboru „przejściowego” prezesa.
Jak ja ten kompromis pojmuję?
Najważniejsze wydarzenie miało miejsce na samym początku zjazdu, kiedy okazało się, że komisja statutowa wycofała się – jak to zostało określone – w drodze autopoprawki ze swojej wersji paragrafu 58 ustęp 1, by wrócić do obecnie obowiązującego zapisu (w obecnym statucie paragraf 51 ust. 1). Wycofała się z bardzo groźnego dla istnienia Związku pomysłu. Jak sądzę, nie podjęła takiej decyzji sama z siebie, a pod wpływem zmasowanej krytyki tego pomysłu, w tym także mojego alarmu w tej sprawie. Pisałem o tym w artykule „Profesjonalizmu komisji statutowej c.d.”
Tak czy inaczej, dało to podstawy do tego, aby nie odrzucać projektu zmian statutu w całości, a zacząć nad nim dyskusję. Choć było o włos od tego, aby to uniemożliwić (dobrze, że jednak demokracja zwyciężyła), taka dyskusja się odbyła. Na szczęście mało w niej było emocji, a znacznie więcej konkretów – ja to tak w każdym razie oceniam. Sześcioro delegatów (Antoni Cwajda, Wojciech Jachymek, Iwona Maciejak, Jan Ratajczak, Tomasz Siergiej i Krzysztof Tomaszewski) zgłosiło 10 poprawek, z czego 7 delegaci przegłosowali na tak.
W ocenie tej wersji statutu (bo tych wersji było po drodze wiele, za wiele), którą komisja statutowa przedłożyła delegatom na początku zjazdu, trzeba uwzględnić jeszcze jeden czynnik. Otóż na finiszu komisja skorzystała z uwag mecenasa Rafała Wosika, byłego pracownika departamentu prawnego ministerstwa sportu. Tych uwag miał aż 37, z czego niektóre były wyraźnymi wskazówkami, co należy zrobić, a kilka było bardziej znakami zapytania. Komisja statutowa uwzględniła aż 18 sugestii mecenasa.
Wspominane poprawki dokonane na finiszu z podpowiedzi prawnika, a przede wszystkim „autopoprawka” komisji statutowej, wszystko to sprawiło, że projekt statutu stawał się coraz „strawniejszy” i zniknęły podstawy do odrzucenia go en bloc. Do tego doszły poprawki zgłoszone przez delegatów na zjeździe i w efekcie mamy – no właśnie, co?
Mamy wersję statutu, w którym tak naprawdę dokonana została jedna większa zmiana merytoryczna: zamiana rady związku na komisję rewizyjną. Pozostałe poprawki są drugorzędnego znaczenia merytorycznego. Większość jest natury technicznej. Oczywiście to dobrze, że statut został tym samym dostosowany do zmian w ustawie o sporcie i o stowarzyszeniach (nawiasem mówiąc demonizowanych, de facto niewiele ich dotyczyło sytuacji PZJ).
Czego zabrakło
Komisja statutowa nie próbowała się zajęła się kilkoma istotnymi zagadnieniami. Pierwsze to kwestia rozwiązania problemu, jak doprowadzić do tego, aby czynne prawo decydowania o losach Związku miały wszystkie środowiska ludzi, którzy płacą w różnej postaci (np. opłaty za licencję) składkę na rzecz PZJ, stając się jego członkami. Mam na myśli: lekarzy weterynarii PZJ, sędziów, delegatów technicznych, gospodarzy toru, szkoleniowców, pewnie jeszcze kogoś pominąłem. Na dziś ci ludzie nie mają możliwości reprezentowania swojej grupy zawodowej jako takiej. Mogą się jedynie ubiegać o mandat delegata na zjazd (a to jest ta najważniejsza władza) poprzez jakiś klub, do którego muszą się zapisać, aby o taki przywilej się ubiegać. A powinni mieć prawo ubiegać się o mandat delegata w swoim środowisku, w swojej grupce zawodowej. To jest problem, który trzeba będzie rozwiązać w drodze zmian statutowych, bo problem ten będzie narastać.
Drugi to kwestia reprezentacji zawodników bez przynależności klubowej. Trzeba sobie powiedzieć wyraźnie, że obniżka składki klubowej na rzecz PZJ oraz drastyczna podwyżka licencji dla zawodników „bpk” nie rozwiązała tego problemu, nie „zapędziła” zawodników bpk do klubów, na co mieli nadzieję pomysłodawcy takich rozwiązań. Ten problem także będzie narastał i będzie rodził konflikty.
Wreszcie kwestia podległości klubów i podwójne opłaty. Sytuacja, kiedy klub może przynależeć tylko do WZJ, a nie być członkiem PZJ, albo odwrotnie – należeć do PZJ, a nie należeć do WZJ – jest chora. Kwestie licencji, że zawodnik może mieć tylko lokalną, a może mieć dwie, lokalną i ogólnopolską, albo tylko tę PZJ-towską – to wszystko rodzi tylko nieustanne kłopoty organizacyjne i niezadowolenie zawodników, którzy widzą w tym systemie tylko fiskalizm i dużo biurokracji. To należałoby uprościć, ujednolicić. A do tego na początek potrzebne są zmiany zapisów w statucie, bo potem jest to bardziej kwestia administracyjno-księgowa do rozwiązania przez zarząd PZJ.
Ani tak, ani tak
Jaką zatem ocenę wystawić ostatecznie komisji statutowej (mówię o tym 3-osobowym składzie, jaki dotrwał do końca)? Negatywnej nie można, bo jednak poprawki do statutu zostały wreszcie uchwalone. Pozytywnej jednak też nie można, bo komisję obciążają grzechy, jakie popełniła w trakcie ponad rocznej pracy: brak aktywności w początkowych miesiącach, potem pośpiech i niechlujstwo wyrażające się mnogością wersji, jakie zostały zaprezentowane środowisku, późne skorzystanie z pomocy fachowców, i wreszcie (najpoważniejszy grzech), pomysł, aby znieść zapis o co najmniej 50-procentowej obecności delegatów w momencie głosowania zmian w statucie. Choć z tego pomysłu komisja się wycofała, to tylko zmniejsza ciężar tego grzechu, ale go nie anuluje całkowicie, bo taki pomysł nie miał prawa powstać w głowach ludzi mających dbać o dobro Związku.
Podjął rękawicę
Zjazd miał dokonać też wyboru „przejściowego” prezesa i uzupełnić wakat w zarządzie. Dobrze się stało, że Henryk Święcicki senior postanowił stanąć w szranki i kandydować na prezesa PZJ. Słowa „dobrze” nie należy odczytywać, iż uważam, że PZJ pod wodzą tego prezesa wreszcie zacznie działać tak jak powinien (tę kwestię pomijam w ogóle w tych rozważaniach), a jedynie, że taki układ daje jasny obraz sytuacji. Jest tajemnicą poliszynela, że to właśnie Henryk Święcicki „namaścił” na prezesa Michała Szubskiego, a skoro ten ostatni zrezygnował, sprawiając tym kłopot natury formalno-organizacyjnej na kilka miesięcy przed końcem kadencji, to dobrze, że „ojciec pomysłu” wziął na siebie odpowiedzialność za tę sytuację. Kolega Święcicki nie schował głowy w piasek, wykazał się odwagą cywilną i to należy docenić.
To nie był kompromis
W sytuacji, kiedy to jeden z członków zarządu został prezesem, zjazd powinien uzupełnić skład zarządu o dwie osoby. Niestety, mimo apeli zgłoszony został tylko jeden kandydat. Nie świadczy to dobrze o naszym środowisku. O aktywności jego uczestników, o chęci wzięcia odpowiedzialności za jeździectwo. Podobnie frekwencja na tym zjeździe i na poprzednim. Na ostatnim stawiło się 56 delegatów (na 100). Z trzech WZJ-tów nie było ani jednego delegata! Dwa inne reprezentowało po jednym delegacie.
Tym jedynym kandydatem do uzupełnienia składu zarządu był Marcin Podpora. Został wybrany 32 głosami „za” przy 19 na „nie”.
To nie był kompromis. To była wypadkowa układu sił na tej konkretnej sali, przy takim, a nie innym składzie delegatów.
Oceny tego wyboru są skrajne. Jedni uważają, że to naturalny ruch, szansa na dokończenie dzieła, które wspólnie z kolegą Święcickim wcześniej zaczynał. Że jest dobrym organizatorem, a skoro go delegaci wybrali, to dlaczego nie miałby pełnić tej funkcji, mimo iż wcześniej z niej w atmosferze skandalu zrezygnował. Dla innych, po pamiętnym mailu z „gumkowaniem” rywali, jest wrogiem nr jeden, a to co się stało w Lesznie jest przejawem arogancji nowego-starego członka zarządu oraz nieodpowiedzialności części delegatów. Ten wybór nie łagodzi podziałów w naszym środowisku.
Marek Szewczyk
PS. Trzeba zwrócić uwagę, że myślenie: mamy oto nowy statut i zjazd sprawozdawczo-wyborczy w listopadzie na pewno odbędzie się wg nowych reguł, nie jest do końca uprawnione. Oczywiście, tak się może stać i mamy nadzieję, że tak się stanie. Jednak prawdopodobieństwo, że nowy statut nie zostanie do tego czasu zatwierdzony przez KRS, jest równie wysokie jak to, że będzie już wówczas obowiązywał.