Do Henryka Święcickiego
Szanowny Panie Henryku, były prezesie PZJ,
Od dwóch dni zaglądam codziennie do mojej skrzynki pocztowej, tej tradycyjnej, na klatce schodowej, w oczekiwaniu na Pana program, a tu pusto. Jestem rozczarowany, że nie zaszczycił mnie Pan prezentacją swojego programu, który wspólnie z wybranymi przedstawicielami środowiska chciałby Pan zrealizować.
Choć mi go Pan nie przysłał, zapoznałem się z nim. Na początek drobna uwaga – nie wypada po tym, jak tytułuje Pan swój list-program np. Pani Alicjo czy Panie Andrzeju, pisać w pierwszych słowach tegoż listu: Tą tradycyjną drogą pozwalam sobie wysłać swój program wyborczy. Wierzę, że uznasz go godny rozważenia i poparcia.
Powinno być: Wierzę, że uzna go Pani/uzna go Pan… Takie „tykanie” adresatów, z których tylko z niektórymi jest Pan na „ty”, jest nieeleganckie, żeby nie powiedzieć niekulturalne.
Co do programu, nie będę go poddawał analizie, bo jak wiadomo, razem nie będziemy realizować żadnego, ani Pańskiego, ani mojego, bo razem nam nie po drodze.
Nad jedną kwestią nie mogę jednak przejść obojętnie. Napisał Pan:
W naszym Związku nie ma miejsca na płatnego prezesa czy opłacanie członków zarządu.
Rozumiem, że chce Pan być prezesem społecznie. To chwalebne. Tylko dlaczego odmawia Pan innym prawa do pełnienia tej funkcji w sposób odpłatny, czyli zawodowo? Marcin Szczypiorski przez dwie kadencje był etatowym prezesem i nikt nie może mu zarzucić, że się lenił na tej posadzie i brał pieniądze za nic. Warto, aby Pan, i wszyscy w naszym środowisku wiedzieli, że w związku sportowym, który ma najlepsze wyniki sportowe w ostatnim 10-leciu w Polsce, czyli w Polskim Związku Lekkiej Atletyki, prezesem przez dwie kadencje był Jerzy Skucha, który tę funkcję pełnił odpłatnie. Podobnie było (bo teraz jest czas wyborów i następują zmiany) w Polskim Związku Kajakowym, a to jest dyscyplina sportowa, która nie zawodzi od lat, jeśli chodzi o medale na igrzyskach olimpijskich.
Panie Henryku! Choć jesteśmy w podobnym wieku, widzę, że Pan jest mentalnie w minionej epoce, w epoce działaczy społecznych. Ja zaś odwrotnie – jestem za zawodowstwem. Działacze społeczni są pożądani w różnych komisjach naszego związku, ale w roli doradców, władzę zaś i odpowiedzialność w sprawach sportu wyczynowego trzeba oddać w ręce zawodowców.
W wracają do Pana tezy, że w naszym Związku nie ma miejsca na opłacanie członków zarządu – jak ta deklaracja się ma do pieniędzy, jakie pobierał z kasy Związku jako wynagrodzenie członek zarządu Wojciech Jachymek? Widzę tu jakąś dziwną rozbieżność między Pana poglądami, a Pana działaniem.
Teraz kilka słów o jawności i demokracji. Kolega Stanisław Helak i ja, jako kandydaci na prezesa PZJ, opublikowaliśmy swoje programy wyborcze w „przestrzeni publicznej”, stanęliśmy też dwukrotnie do debaty, raz w Warszawie, drugi raz w świetle kamer „Świata Koni”. Pan nie skalał się zaprezentowaniem swojego programu całemu środowisku. Pan od razu zaadresował swoje pismo tylko do tych, którzy będą głosować, czyli do delegatów.
Jak to się ma do demokracji? Okazał Pan lekceważenie całemu środowisku, wysyłając sygnał: mnie ci, którzy nie mają prawa głosować, nie interesują. Oni sobie mogą myśleć, co chcą. Ja rozmawiam tylko z tymi, którzy trzymają szable w dłoniach.
Ale teraz najważniejsze pytanie. Jakim prawem Pan, jako osoba prywatna (bo po 24 listopada 2016 roku jest już Pan tylko byłym prezesem PZJ), wykorzystuje prywatne adresy pocztowe do tego, aby komunikować się z delegatami? Złamał Pan tym normy społeczne, pogwałcił ustawę o ochronie danych osobowych. Dziwię się, bo nawet jeśli Pan tego nie rozumie, to ma Pan syna, który ukończył prawo i powinien Panu wytłumaczyć, że kandydatowi na prezesa nie przystoi w swojej kampanii wyborczej łamać prawa. Nie wypada wykorzystywać pracowników PZJ do załatwiania swoich prywatnych spraw.
Prawdę mówiąc, słowa „dziwię się” - jest to figura retoryczna. Bo tak naprawdę ja się nie dziwię. Nie dziwię się, bo widzę, że zarówno Pan, jak i stojący za Panem Marcin Podpora, jesteście w stanie złamać wszelkie normy społeczne, dokonać każdej manipulacji w myśl bolszewickiej zasady – cel uświęca środki.
No i na koniec pytanie do sekretarza generalnego PZJ – kto i jakim prawem udostępnił prywatnej osobie, jaką obecnie (po 24 listopada) jest Pan Święcicki, adresy pocztowe delegatów? Kto odpowie za to złamanie ustawy o ochronie danych osobowych?
Marek Szewczyk


