Strona startowa | O mnie | Blog | Linki | Napisz do mnie
 
Archiwa
 

Archiwa

A to ja
 

Marek Szewczyk fot. Włodzimierz Sierakowski


Marek Szewczyk

Nie tylko o końskich zaklinaczach

Nadesłany przez Marek Szewczyk 31.05.2017, 12:47:41 (2972 odsłon)

Historia zaczyna się od arabskiego kindżału. Potem mamy 31 sierpnia 1920, kiedy to polska kawaleria rozbiła pod Komarowem konną armię Siemiona Budionnego. W bitwie tej ranny zostaje kozacki ataman Tutkaluk. Pomaga mu się ukryć polski chłop, który dostaje od atamana na przechowanie właśnie ów kindżał, a także kulbakę. Skoro do naszych czasów przetrwał kindżał, to może i kulbaka. I na poszukiwania tej kulbaki rusza bohater książki, alter ego autora. Znajduje ją, a w niej dziennik pisany po… polsku, gdzie pojawiają się nazwy miejsc znanych z hodowli konia arabskich na kresach oraz zapiski kozackiego zaklinacza konia sprzed lat. Są to recepty, jak postępować z końmi, dziwnie bliskie naszemu bohaterowi, który jest znanym w okolicy zaklinaczem koni i miłośnikiem arabów czystej krwi. Bohater postanawia rozwikłać tę dziwną zagadkę. I udaje mu się. 



Aby tego dokonać, musi odbyć wiele podróży i tych w czasie, i tych rzeczywistych na dzisiejszą Ukrainę w poszukiwaniu miejsc i ludzi, którzy hodowali konie arabskie na kresach. I tak na kartach książki pojawiają się nazwiska Polaków, największych hodowców koni arabskich sprzed wieków, nazwy ich siedzib rodowych i nazwy historycznych koni. Emir Wacław Rzewuski i jego Sawrań, Dzieduszyccy i Jarczowce, Sanguszkowie i Sławuta oraz Gumniska czy Dionizy Trzeciak i Taurów. Hodowla koni arabskich w tych miejscach i przez tych ludzi to historia dobrze znana, udokumentowane. Krzysztof Czarnota wplata je w swoją poszukiwawczą narrację beletrystyczną, przez co stają się barwniejsze, ciekawsze dla odbiorców, którzy nie są „lubownikami” koni arabskich.

 

okładka

 

Okazuje się, że prawie każdemu wielkiemu hodowcy z przeszłości towarzyszył jakiś Kozak: Rzewuskiemu – Sokół, Dzieduszyckiemu – Mykoła, Trzeciakowi – Zohar. Znani byli nie tylko z przywiązania do swego pana, ale także z tego, że potrafili robić z końmi to, co innym było niedostępne. Czy byli „zaklinaczami koni” w dzisiejszym tego słowa znaczeniu – tego nie wiemy. Krzysztof Czarnota postanowił jednak zrobić z nich czarodziejów koni. Mało tego, doprowadzając swoją pasjonującą historię do końca powiązał ich, a także swego bohatera węzłami rodzinnymi. W ten sposób współczesny czarodziej koni stał się następcą kozackich zaklinaczy koni sprzed lat.

 

Historię poszukiwań naszego bohater czyta się niczym dobry kryminał. Styl autora jest zwięzły, przejrzysty. Postaci nakreślone wyraźnie. Akcja toczy się wartko. A beletrystyka miesza się z przemyśleniami autora i faktami historycznymi, które warto sobie przypomnieć.

Książkę opublikowało wydawnictwo "Zysk i S-KA", a ilustracjami opatrzyli: Rafał Walendowski i Weronika Kobylińska.

Marek Szewczyk

 

 

 

 

 

Wersja do druku Powiadom znajomego o tym artykule Utwórz .pdf
 
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
Dodaj komentarz
Zasady komentowania*
Zawsze akceptuj komentarz zarejestrowanego użytkownika.
Tytuł*
Nazwa*
E-mail*
Strona www*
Treść*
Kod potwierdzający*

Kliknij tutaj, aby odświeżyć obrazek, jeśli nie jest wystarczająco czytelny.


Wpisz znaki widoczne na obrazku
Kod rozróżnia małe i wielkie litery
Liczba prób, które możesz wykonać: 5