Strona startowa | O mnie | Blog | Linki | Napisz do mnie
 
Archiwa
 

Archiwa

A to ja
 

Marek Szewczyk fot. Włodzimierz Sierakowski


Marek Szewczyk

Jak działa koń (fizycznie)

Nadesłany przez Marek Szewczyk 23.01.2018, 14:20:00 (2671 odsłon)

Czy można jeździć samochodem nie mając pojęcia, jak działa silnik, sprzęgło i inne mechanizmy? Można. Najwyżej gdy z powodu niewiedzy coś popsujemy, zapłacimy za tę niewiedzę u mechanika. Ci, którzy mają większą wiedzę, płacą mniej, bo rzadziej do mechanika trafiają. Z końmi jest inaczej.

 

Jeśli z powodu swojej niewiedzy „psujemy” konia, to niestety nie naprawimy tego, jak w samochodzie. Nie pojedziemy do mechanika, zapłacimy za wymianę „zepsutej” części i koń będzie funkcjonował, jak nowy. „Psucie” konia bardzo trudno naprawić. Często jest już „popsuty” na zawsze i będzie już stale gorzej funkcjonował. Równie często kończy się to koniecznością kupna nowego egzemplarza, bo ten „popsuty” już nie nadaje się w ogóle do użytku. A jeśli nadal będziemy popełniać te same błędy, to ten nowy egzemplarz za chwilę też „popsujemy”, a być może jego też trzeba będzie wymienić na nowy.  Dlatego tak ważne, aby, ci którzy mają ambicję nazywać się „jeźdźcami”, a nawet „koniarzami”, wiedzieli, jak funkcjonuje koń. Zarówno psychicznie, jak i fizycznie.

 

Jeśli chodzi o ten drugi obszar, to z przyjemnością chciałbym polecić świeżo wydaną książkę doktora Marcina Komosy pt. „Anatomia funkcjonalna konia sportowego” (wydawca Marcin Komosa, Deum Sequere, Krzyszkowo, Poznań 2017).



Autor jest nie tylko teoretykiem, ale i praktykiem. Z jednej strony jest adiunktem (doktor habilitowany) Zakładu Anatomii Zwierząt Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, autorem wielu prac i artykułów na temat schorzeń struktur aparatu ruchu konia, a z drugiej czynnym jeźdźcem o ambicjach sportowych, zawodnikiem w skokach i WKKW (nie wiem, czy nadal?).

Okładka Komosa

W jaki sposób wiedza o kośćcu, mięśniach i ścięgnach konia może nam pozwolić uniknąć błędów w użytkowaniu tych zwierząt? Zamiast się o tym rozpisywać, przytoczę kilka przykładów.

 

O największej trzeszczce, czyli rzepce

Sytuacjami sprzyjającymi (ześlizgnięciu się rzepki z bloczka kości udowej - przyp. M.Sz.)) są nagłe zwroty, które mogą się przytrafić także przy wypuszczaniu koni na zbyt wąskie padoki. Rozpędzone konie często dość późno wyhamowują i robią ostre zwroty na zadzie, zamiast wykonywać łagodniejsze zakręty. Warto to mieć na uwadze przy projektowaniu padoków…

O „przepuszczalności”

Termin przepuszczalności w kontekście wyżej przedstawionej budowy anatomicznej kręgu szczytowego należy zatem definiować jako zdolność konia do rozluźnienia mięśni powyżej stawu szczytowo-potylicznego (Ryc. II.4). W następstwie warunkuje ona wrażliwość konia na przyjęcie półparady, co jeździec odbiera jako brak oporu ze strony pyska konia na przymknięcie palców dłoni. Można powiedzieć, że jest to łagodny ciąg reakcji na linii: ręka jeźdźca – pysk – staw szczytowo-potyliczny. Dalszą tego konsekwencją będzie wspomniana aktywizacja całego ciała konia.

 

O rzekomej twardości pyska konia

W tym drugim przypadku o przepuszczalności nie może być mowy, ponieważ zadzieranie głowy angażuje te same mięśnie, które usztywniają staw szczytowo-potyliczny. Sytuacja ta ma miejsce zwłaszcza u koni bojących się o pysk. Konie uchodzące za „twarde w pysku” otrzymują to określenie właśnie ze względu na usztywnienie (napięcie) mięśni wokół potylicy, gdyż w tej pozycji wędzidło nie uciska podniebienia (Ryc. II.5). Dlatego z anatomicznego punktu widzenia właściwszym określeniem byłaby „sztywność w potylicy”. Paradoksalnie, takie konie w ten sposób chronią wnętrze jamy ustnej, zwłaszcza podniebienie i język, rzekoma więc twardość pyska nie wynika ze znieczulenia tych struktur. Nacisk odbierany jest w tej pozycji zwłaszcza przez kąciki warg i tą część dziąseł żuchwy, które leżą bliżej przedtrzonowców, a nawet przez pierwsze przedtrzonowce. Koń wybiera zatem taką pozycję głowy, w której czuje się choć trochę lepiej.

 

O szkodliwości rolkuru autor pisze kilka razy, oto jeden z fragmentów

Podobna sytuacja (jak przy przeganaszowaniu – przyp. M.Sz.) ma miejsce podczas rolkuru, gdy cały kręgosłup szyjny ulega hiperfleksji, czyli zbyt silnemu zgięciu również w okolicy ostatnich kręgów szyjnych. Cała szyja nie dość że jest nadmiernie zgięta, to także zbyt nisko ułożona względem tułowia. Daje to jeźdźcowi pozorne poczucie miękkości w pysku, ponieważ koń nie walczy z ręką. W konsekwencji dochodzi do zaburzenia motoryki konia, ponieważ utrudnione jest podstawienie tylnych kończyn pod kłodę i nadmiernie obciążone są kończyny przednie.

 

Podobnych fragmentów, kiedy autor w oparciu o dokładną analizę pracy układu jakiegoś fragmentu kośćca i powiązanych z nim mięśni, wyjaśnia inne jeździeckie terminy i pozwala je lepiej zrozumieć, jest wiele. Nie będę ich wszystkich przytaczać, bo trzeba coś zostawić czytelnikom tego cennego podręcznika. Powiem tylko, że np. dotyczą one takich zagadnień, jak pracy na cavaletti, skoków luzem w przypadku bardzo młodych koni, dlaczego można, a nawet czasami należy (ale z wyczuciem) „majzlować”, jaka jest różnica między półparadą a cofaniem ręki, i do czego prowadzi to drugie, szkodliwe działanie jeźdźca.

 

Jak wspomniałem, z przyjemnością rekomenduję książkę Marcina Komosy. Mam też satysfakcję, gdyż u źródeł jej powstania leży cykl artykułów, jaki na nasze zamówienie (bo satysfakcja należy się także moim byłym współpracownikom z KP, których przy okazji pozdrawiam) napisał dla „Konia Polskiego” autor, co był uprzejmy zaznaczyć w dedykacji, z jaką przysłał mi egzemplarz. Satysfakcję tym większą, że to już druga książka, której prapoczątkiem był cykl artykułów w „Koniu Polskim”. Ta druga, a właściwie pierwsza, biorąc pod uwagę chronologię, to książka Huberta Szaszkiewicza pt. „Sztuka jazdy konnej”.

 

Jednak do tej beczki miodu muszę włożyć łyżeczkę dziegciu. Stare, redaktorskie nawyki sprawiły, że trochę zgrzytałem zębami, czytając pracę Marcina Komosy. Zabrakło redaktorskiego oka. Sporo błędów interpunkcyjnych (za mało przecinków). Nie „ilość”, a „liczba” kości, bo wszystko, co jest policzalne w języku polskim prawidłowo określamy słowem „liczba”! W kilku przypadkach łacińskie nazwy mięśni czy kości nie zostały zapisane kursywą, choć w większości tak – niekonsekwencja.

 

To są usterki, których przeciętny czytelnik zapewne w ogóle nie zauważy. Nie utrudnią mu czytanie tej wartościowej pozycji. Dwie inne jednak mogą to zrobić. Mówię o drobnym druku i o jej trwałości, czyli o klejeniu tzw. grzbietu książki. To nie jest pozycja do jednorazowego przeczytania. To jest pozycja, do której użytkownicy koni powinny sięgać często. A odnoszę wrażenia, że przy wielokrotnym jej używaniu, szybko się rozpadnie.

 

A więc tym bardziej trzeba ją choć raz dokładnie – nie przeczytać – a przestudiować.

Marek Szewczyk

Wersja do druku Powiadom znajomego o tym artykule Utwórz .pdf
 
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
Dodaj komentarz
Zasady komentowania*
Zawsze akceptuj komentarz zarejestrowanego użytkownika.
Tytuł*
Nazwa*
E-mail*
Strona www*
Treść*
Kod potwierdzający*

Kliknij tutaj, aby odświeżyć obrazek, jeśli nie jest wystarczająco czytelny.


Wpisz znaki widoczne na obrazku
Kod rozróżnia małe i wielkie litery
Liczba prób, które możesz wykonać: 5