Los państwowej hodowli koni i Janowa jest przesądzony, cz. IV
Cieszę się, że w dyskusji, jaka się rozwinęła po tekstach Beaty Kumanek „Kilka pytań do…”, Agnieszki Bojanowskiej „Najważniejsze – wartościowe stado matek” oraz moich z cyklu „Los państwowej hodowli…” padło tak wiele merytorycznych wypowiedzi. Głównie w postaci wpisów pod kolejnymi artykułami, ale często są to wypowiedzi podpisane, ale wśród tych anonimowych też są takie, które coś wnoszą do owej dyskusji (vide Pan X).
Niestety, wśród tych podpisanych z imienia i nazwiska są też i takie, z których wieje głównie olbrzymią niechęcią do wyrzuconych 19 lutego 2016 roku fachowców, nawet jeśli są też w nich wątki świadczące o znajomości materii.
Ta konstatacja, to przy okazji odpowiedź na apel Lidii Pawłowskiej, aby nie drukować wypowiedzi anonimowych. Zastanawiałem się nad tym, ale chyba na to za wcześnie. Taki ruch mógłby zubożyć ową dyskusję, a przecież Robert Raznowiecki podpisuje swoje wypowiedzi. A w nich, poza fragmentami merytorycznymi są też personalne ataki na wyrzuconych fachowców. Ataki głupie, niesprawiedliwe, a na dodatek wpisujące się w to, czym minister Jurgiel starał się uargumentować swoje haniebne decyzje.
Oczywiście, jako zarządzający swoim blogiem mógłbym po prostu nie drukować pana R., ale ponieważ jestem demokratą, to drukuję wszystkie wpisy, nawet te, z których wylewa się jad wynikający z kompleksów i osobistych urazów. Taka jest cena demokracji. To tak na marginesie.
Wracając do dyskusji – trochę mnie zmartwiło, że mój ostatni, prowokujący tekst, spowodował mniejszą liczbę wypowiedzi, niż się spodziewałem. Z drugiej strony cieszę się, że mają one swoją wagę merytoryczną.
Dlaczegóż mieliby tak uważać?
Pani Beata Kumanek w dramatycznych słowach zaapelowała do Anny Stojanowskiej i Jerzego Białoboka:
by wykorzystali cały swój autorytet i siłę perswazji by przekonać ministra rolnictwa, że państwo musi przyjąć na siebie obowiązek utrzymywania państwowych stadnin koni arabskich, traktując ten wydatek jako inwestycję długoterminową, a nie jako koszt. W skali budżetu państwa nie będą to duże pieniądze, a korzyść dla państwa okaże się niewspółmiernie wielka. Aby tak mogło się stać, państwowe stadniny koni arabskich muszą zmienić swoją formę prawną. Jest to absolutnie możliwe, i jest na to wiele sposobów. Trzeba tylko chcieć.
Teraz się dziwi, że adresaci jej apelu nie odpowiadają. Ich milczenie można zatem odczytywać, że nie uważają tak, jak pani Kumanek. Napisałem, że zgadzam się z autorką w 90% (i to rozwinę w kolejnym odcinku), co nie oznacza, że podobnie jak ona uważam, że muszą naciskać na ministra Jana Krzysztofa Ardanowskiego, aby państwo wzięło stadniny arabskie na swój garnuszek.
Szanowna Pani Beato – a nie przyszło Pani do głowy, że taki apel w stosunku do Jerzego Białoboka jest nietrafiony? W stosunku do człowieka, który całe swoje zawodowe życie spędził w świetnie prosperującym gospodarstwie rolnym, najpierw przy boku Ignacego Jaworowskiego, a potem samodzielnie prowadząc to gospodarstwo. Realizował główne cele stadniny – hodowanie wspaniałych koni, utrzymywanie rodów i rodzin – a jednocześnie prowadził firmę, która przynosiła zawsze zyski.
Przecież gdyby teraz taki apel wystosował w stosunku do ministra, to czy nie wyglądałoby to na megalomanię? Jak mnie zabrakło, to państwo musi szybko wziąć na garnuszek stadninę, bo inaczej ona upadnie. To co, już nikt inny w Polsce nie jest w stanie jej prowadzić tak, aby nie przynosiła strat?
A może Jerzy Białobok uważa, że ten okręt, z którego go wyrzucono, ma wszelkie dane, aby nadal z powodzeniem pływać po wzburzonym morzu uwarunkowań rynkowych i pomoc państwa nie jest do tego niezbędna. Niezbędne jest znalezienie odpowiednich fachowców na kapitański mostek.
A może Anna Stojanowska, która przez wiele lat nadzorowała państwowe stadniny pod kątem hodowlanym i współtworzyła sukcesy na tym polu i podczas janowskich aukcji, też ma podobny pogląd – państwowe stadniny koni arabskich są w stanie dobrze prosperować finansowo, a jednocześnie spełniać statutowe cele w hodowli. To tylko kwestia odpowiednich fachowców. Trzeba myśleć, skąd ich wziąć, co trzeba zrobić, aby mogli realizować te cele, a nie o tym, żeby Państwo dotowało hodowlę.
Strzelanie do wirtuozów
Podobał mi się ten wpis Pana X o zastrzeleniu Rubinsteina. Dokładnie tak – odstrzelenie przez Jurgiela dwóch wirtuozów unaoczniło nam wszystkim boleśnie, że następnych nie ma i nie wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek pojawią się warunki, aby pojawili się ich następcy.
Stadniny w Janowie Podlaskim i Michałowie miały do lutego 2016 roku wyjątkowe szczęście. Były w tym momencie jedynymi w Polsce (jeśli się mylę, to proszę mnie sprostować), w których prezesami byli ludzie, którzy wcześniej pracowali w nich przez wiele lat jako hodowcy. I tymi hodowcami – zresztą wybitnymi – pozostali także w sytuacji, kiedy zaczęli pełnić funkcję prezesa. To wielkie szczęście polegało również na tym, że obaj okazali się też bardzo sprawnymi menedżerami. Bo to, że dobry hodowca będzie też w stanie poradzić sobie z materią gospodarcza, jak zostanie prezesem spółki prawa handlowego, a więc takiej, w której zysk jest sprawą nadrzędną – nie jest wcale oczywiste. Tym większą zbrodnią było to, że minister Jurgiel, namówiony przez kolesi pałających chęcią zemsty, kazał tych wybitnych hodowców i menedżerów usunąć. Mam nadzieję, że doczekamy momentu, kiedy stanie za to przed trybunałem stanu.
Sytuacja, kiedy autentyczni hodowcy zostali po jakimś czasie jednocześnie prezesami spółki, sprawiała, że w tych spółkach nadal hodowla była celem nr 1. Zysk był bardzo ważny, bo zapewniał przetrwanie, ale nie był celem ważniejszym od celów hodowlanych.
We wszystkich innych stadninach w tym momencie (luty 2016) było inaczej. Tam prezesami byli ludzie najczęściej przypadkowi. Po prostu kolesie innych kolesi, wybrani wg zasady – TKM. Jak rządziło PO z PSL, to prezesami byli ludzie, którzy się koło tej władzy potrafili zakręcić. Zdobyć poparcie jakichś miejscowych partyjnych kacyków, albo poparcie kogoś z kierownictwa Agencji. Jak rządził PiS z przybudówkami, i jak to się dzieje obecnie – to prezesami zostają ludzie – kopiuj wklej, to co napisałem powyżej.
Niestety, żaden z nich nie był wcześniej hodowcą, więc nic dziwnego, że w kierowanych przez nich spółkach hodowla zawsze przegrywa ze wszystkim innym. A że na dodatek najczęściej są marnymi szefami przedsiębiorstwa rolnego, to wyniki finansowe tych spółek są opłakane.
Własność państwowa = własność partyjna
I tak przede wszystkim hodowla, ale i gospodarka niestety też, przegrywa z polityką. A mówiąc precyzyjniej - z partyjnym kolesiostwem.
Takim klinicznym przykładem tego jest to, co się obecnie dzieje w Prudniku. Po wyrzuceniu dobrego menedżera, który był jednocześnie koniarzem, czyli Dariusza Świderskiego, od 2016 roku kierują stadniną w Prudniku Józef Stępkowski. Człowiek, który dostał to stanowisko, bo Opolszczyzna to strefa wpływów Partyka Jakiego. Pan Stępkowski nie cierpi koni. W krótkim czasie sprawił, że Prudnik, który był liderem wśród państwowych stadnin jeśli chodzi o hodowanie koni do sportu i wystawianie ich w MPKM, zniknął z tej mapy. Wszyscy którzy umieli jeździć konno i pracowali, aby przygotowywać konie do MPMK czy do ZT, odeszli ze stadniny bądź zostali zwolnieni. Teraz stadnina jest skazana na to, aby młode, surowe konie sprzedawać po kilka tysięcy zł, no i nie spełnia zadania, jakim jest dostarczanie młodych ogierów w PSO, bo nie ma ich kto przygotowywać, nawet jak się nadal rodzą w stadninie.
Pan Stępkowski zagiął parol na Katarzynę Wiszowaty, hodowcę pracującego w tej stadninie od wielu lat. Hodowcę, który może być dumny z wyhodowania takich koni jak: El Camp, Chef Supreme, Senior, Dolce Bie, Gio Candio, Miwie i wiele innych. Pan prezes wręczył hodowczyni po kolei trzy nagany i już trzymał palec na cynglu, aby wykonać wyrok. Wstrzymał wykonanie tego wyroku, bo dyrektor generalny KOWR ujął się za panią Wiszowaty.
Czy to oznacza, że sytuacja jest już naprawiona? Absolutnie nie. Pan Stępkowski nie pokochał koni i nie pokocha ich. Czeka co się wydarzy. Jak pan Serafin przestanie być dyrektorem KOWR, to wyrok wykona. To tylko kwestia czasu.
Prawdziwym uzdrowieniem sytuacji byłoby odwołanie pana Stępkowskiego. Nawet nie trzeba byłoby go posyłać w niebyt, po prostu dać mu jakiś PGR, gdzie nie ma koni. Ale na taki ruch, zdjęcie pana Stępkowskiego z funkcji prezesa spółki w Prudniku, Piotr Serafin, dyrektor generlany KOWR, jest po prostu „za krótki”. Musiałby mieć mocne poparcie ministra, ale ten też nie zaryzykuje wojny z kolegą z co prawda z innej partii, ale z tego samego obozu rządzącego. Ardanowski dał już raz zielone światło – do zdjęcia Grzechnika, ale widocznie w tej sprawie miał dużo determinacji, no i może poparcie kogoś z obozu rządzącego (premiera?), albo zapewnienie, że człowieka Jurgiela można odstrzelić bez narażania na gniew prezesa wszystkich prezesów.
W KOWR-e są ludzie, którzy wiedzą i widzą co się dzieje w Prudniku (i w innych stadninach), ale są nisko w hierarchii tej instytucji, aby coś zrobić. No i mają poprzetrącane kręgosłupy. Tak więc mimo że obecnie w KOWR nawet dyrektor tej instytucji chciałby, aby hodowca w Prudniku mógł spokojnie pracować, to jednak nie są w stanie tego sprawić. Jedynie na jakiś czas zostało odroczone wyroku na tymże hodowcy.
Czy jest nadzieja, że to się może zmienić po jesiennych wyborach sejmowych? Jak PiS te wybory przegra, to tak, w tym sensie, że gnębiciel hodowczyni z Prudnika będzie wówczas mógł zostać odwołany. Ale co to zmieni w przypadku hodowli w ogóle?
Nic. Nastąpi jedynie zmiana jednej ekipy na drugą. I grupa innych kolesi i cwaniaczków ruszy do walki o posady prezesów stadnin i stad ogierów. A rządzący będą na to pozwalać. Bo niestety w Polsce własność państwowa oznacza to samo co partyjna. I hodowla nadal będzie przegrywać z polityką.
Marek Szewczyk
c.d.n
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 26.02.2019, 9:49 Uaktualniono: 26.02.2019, 15:51 |
Przezornośc a nie szczęcie
"Stadniny w Janowie Podlaskim i Michałowie miały do lutego 2016 roku wyjątkowe szczęście. Były w tym momencie jedynymi w Polsce /.../, w których prezesami byli ludzie, którzy wcześniej pracowali w nich przez wiele lat jako hodowcy."
Panie Redaktorze, mylnie definiuje Pan sytuację. To nie kwestia szczęścia, lecz dalekowzrocznej polityki poprzedników wymienionych prezesów. W książce "Marek Trela" sam MT mówi, że propozycję awansu w przyszłości na szefa Janowa dostał od dyr. Krzyształowicza. Dyrektorzy obu stadnin latami szkolili swoich następców, wiec kiedy przyszła pora na zmianę, władze nie miały dużego problemu ze znalezieniem kompetentnych kandydatów na nowych szefów JP i M. A teraz, w 2019 roku, proszę mi wymienić choć jedną osobę, która mogłaby nazwać siebie uczniem któregoś ze zwolnionych prezesów. W dotychczasowych dyskusjach na Pana blogu nie padło ani jedno takie nazwisko... W nauce obserwuję dwa podejścia szefów do młodszych pracowników. Jedni przyjmują do pracy najlepszych absolwentów, dbając potem o ich rozwój i karierę naukową, a drudzy dobierają sobie pracowników na zasadzie selekcji negatywnej, aby przypadkiem młody i zdolny ich nie przeskoczył. Ciekawe, że z reguły ci pierwsi to niekwestionowane autorytety naukowe, a ci drudzy to średniaki, którzy nie reprezentują niczego poza swoim tytułem. Absolutnie nie sugeruję, że podobny mechanizm zadziałał w JP i M, wręcz przeciwnie, spodziewałam się, że hodowlane szlify w obu stadninach zdobyło już wielu absolwentów studiów zootechnicznych. Tym bardziej więc nie rozumiem tego braku naturalnych wychowanków zwolnionych prezesów. Istniejącą sytuację określiłabym terminem "geriatrycznej pułapki". Zwolnieni prezesi z racji na swój wiek (choć pewnie też z uwagi na osobiste plany) nie podejmą się oczyszczenia tej stajni Augiasza, jaka powstała za rządów PiSu, bo do tego potrzeba nie tylko wiedzy, ale i energii oraz czasu, którego z oczywistych powodów osoby w wieku emerytalnym już za bardzo nie mają. Młodych fachowców brak. Więc poza pytaniem "jak", dużo większej wagi nabiera pytanie "kto". Iwona G. |
|
|
|
|
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 26.02.2019, 4:23 Uaktualniono: 26.02.2019, 9:27 |
Odp.: Los państwowej hodowli koni i Janowa jest przesądzo...
O lata świetlne jestem odległy od świata hodowców koni arabskich, nie ośmielę się dyskutować na jej temat sensu stricto. Natomiast z punktu widzenia zwykłego człowieka obserwującego to, co się dzieje w stadninach wcale się nie dziwię, że pp. Stojanowska i Białobok nie rwą wzorem Rejtana koszul na piersiach i nie walczą jak lwy o hodowlę, a tylko ograniczają się (jak rozumiem) do konsultacji w kręgu Rady. I tak jestem pełen podziwu, że po całym tym błocie, jakim ich obrzucono, w imię wyższych racji zechcieli współpracować z tymi, którzy ich obrzucali. Ja bym tak nie potrafił. A przy okazji jeszcze raz zapytam: czy ktoś z uczestników tej dyskusji zechciałby powiedzieć, gdzie można znaleźć informacje nt. przebiegu dotychczasowych spotkań Rady, przyjętych postanowień i wynikających z tego zarządzeń lub rozporządzeń pana Ardanowskiego ?
I druga sprawa: "Trzeba myśleć, skąd ich wziąć, co trzeba zrobić, aby mogli realizować te cele, a nie o tym, żeby Państwo dotowało hodowlę." - teoretycznie słusznie, ale z wcześniejszego tekstu pana Marka, pokazującego wyniki finansowe Janowa i Michałowa wynika, że obie stadniny w sumie w opisywanym okresie poczyniły inwestycje wysokości ok. 160% zysków ! Nie wiem, co to były za inwestycje, ale zakładam, że były potrzebne. Jak mogłaby firma nie dotowana z budżetu państwa przystępować do inwestycji na taką skalę ?... |
|
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 25.02.2019, 23:28 Uaktualniono: 26.02.2019, 9:26 |
Na marginesie też człowiek...
Wprawdzie jestem tylko “marginesem” na tle zasadniczej dyskusji poważnych ludzi, jednak niech mi będzie wolno coś powiedzieć… W istocie papier czy klawiatura komputera wszystko przyjmą, ale jest wskazane (w dobrym tonie), by jednak brać elementarną odpowiedzialność za słowa wyrażone publicznie - tym bardziej dyskredytujące drugą osobę. Jeśli już posunął się pan do tego, by przedstawić moje nazwisko w możliwie najgorszym świetle i jednoznacznie negatywnie ocenić moją narrację (choć tylko na marginesie), to wnoszę, iż na czymś konkretnym (poza niechęcią i złą wolą) oparł pan tę swoją ocenę, a tym samym jest pan w stanie wykazać – na przykładach - iż moje "ataki są głupie i niesprawiedliwe … Dufam, iż odpowiedzialność za słowa, nie mówiąc już o klasie i kulturze, nie pozwoli panu ograniczyć się tylko do owego (mało chwalebnego) hejtu wobec mnie. Czekam zatem...
Nie będę jednak tego robił biernie, gdyż absolutnie nie zamierzam być "ofiarą" tego, iż jest pan osobą totalnie zaimpregnowaną na te fakty i zdarzenia, które rzucały by jakikolwiek cień (poddawały w wątpliwość) “fachowość wyrzuconych”. W tej mierze trafianie do pana z argumentami (konkretnymi danymi), ukazującymi czarno na białym, iż nie zawsze było tylko fantastycznie za czasów tych “geniuszy”; że ich rządy generowały też straty, porażki i problemy, to jak "kopanie się koniem". Tu bardzo przypomina mi pan pewnego “przywódcę”, który z trybuny sejmowej zapowiedział (a jak zapowiedział, tak zrobił), iż "nikt nam nie wmówi, iż białe jest białe, a czarne - czarne". Osobiście nigdy nie pojmę, jak można nie przyjmować do wiadomości faktów, które nie dają pola do interpretacji? To coś niesamowitego... Kiedy pisałem, w ubiegłorocznych "Koniach i Rumakach" ("Era światłocieni"), iż Jerzy Białobok zostawił ledwie dwa rody - z liczby siedmiu, które "odziedziczył" po Jaworowskim, to przecież sobie tego nie wymyśliłem, a tylko odniosłem się do rzeczywistości. Jeśli krytycznie – może w nieco przerysowanych tonach, jednak zasadniczo oddających sens, wymiar i kierunek wypowiedzi Anny Stojanowskiej z ostatniego wysłuchania na komisji rolnictwa – odnoszę się do tego wystąpienia, to nie z powodu, że chcę ją obrazić, a tylko dlatego, iż uważam je za fatalną wizję dla naszej hodowli koni arabskich (tej, którą jeszcze zdążyliśmy poznać, którą kochamy i cenimy; z której jesteśmy/byliśmy dumni). Jeśli z kolei piszę o Marku Treli, iż zaniechał zapewnić Pianissimie realną (skuteczną) pomoc w obliczu jakiejś przypadłości, a tym samym (ową biernością, nonszalancją, nieodpowiedzialnością i brakiem wyobraźni) skazał ją na nieuchronną śmierć i to jeszcze w męczarniach (zaczęło się od tego, że klacz warta 3 miliony euro i będąca największym skarbem polskiej hodowli, nie miała w swym boksie nawet monitoringu!), to g.... mnie obchodzi co na ten temat bełkotał kiedyś jakiś tam Jurgiel, gdyż odnoszę się do konkretnej (mającej miejsce) rzeczywistości! Admin sam przyznał, że najchętniej by mnie nie drukował, gdyż moje wpisy nie tylko niewiele wnoszą do toczonej tu dysputy, to są przy tym przesycone jadem i niewystarczająco merytoryczne, gdyż “tylko fragmentami” – na blokowanie mnie nie pozwala mu jedynie natura demokraty. By było śmieszniej (a może straszniej), pisze to człowiek, który kilkanaście lat temu publikował moje teksty w "Koniu Polskim" (proszę, jak czasy się zmieniają). W istocie byłby mnie gotów “uciszyć”, bez względu na to, że na tym forum nie ma za wiele osób specjalnie kreujących "krajobraz" toczonej tu dysputy (jakże wielka musi być więc niechęć człowieka do mojej skromnej osoby). Rozumiem, że można kogoś nie lubić lub się z nim nie zgadzać, ale czy musi to być posunięte aż do tego stopnia (chęci odebrania komuś głosu i wykluczenia go z dyskusji publicznej)? Wooowww. Redaktorze Szewczyk, dalece nieprawdziwe jest twierdzenie, że "tylko fragmenty moich wpisów są merytoryczne" (ślepy by zauważył, że jest wręcz przeciwnie). Nie jestem też pozbawiony elementarnej przyzwoitości, by w swych sądach kierować się "kompleksami i osobistymi urazami”. Zapewne mam jakieś kompleksy, jak większość ludzi (ba, nawet sam trzydniowy prezes PZJ) i nie ukrywam tego, jak kogoś nie lubię, ale nie pozwalam sobie na to, by oceniać rzeczywistość przez “lupę” negatywnych (jak zrobił to wobec mnie red. Szewczyk). Na pierwszym bowiem miejscu zawsze stawiam problem, a dopiero potem to, co z niego wynika (ergo nie oceniam PISowców źle dlatego, że ich nie lubię, tylko ich nie lubię dlatego, że robią tyle złego). Ps. Proszę pamiętać, że czekam na przykłady odnośnie tezy (zawartej na marginesie), iż moje "ataki wobec wyrzuconych są głupie i niesprawiedliwe". Wobec braku reakcji uznam to za akt pańskiej rejterady, a tym samym pomówienie... R. Raznowiecki |
|
|
|
Autor | Wątek |
---|---|
marek_szewczyk | Wysłano: 25.02.2019, 21:26 Uaktualniono: 25.02.2019, 21:28 |
Webmaster
Dołączył: 23.05.2013
Skąd:
Liczba wpisów: 653
Dystępny! |
Bioróżnorodnośc jest ważniejsza od zysku
Szanowna Pani Beato,
Zdumiała mnie Pani wypowiedź. Niestety, negatywnie. Jakim prawem mój autorski, prowokacyjny tekst, który miał skłonić moich czytelników do refleksji nad wszystkimi aspektami konieczności utrzymywania rodów i rodzin, potraktowała Pani jako "kwintesencję filozofii hodowlano-menedżerskiej Anny Stojanowskiej i Jerzego Białoboka sprowadzające się do tego, że warto poświęcić kilka rodów dla sukcesów na pokazach i związanych z tym profitów." Stanowczo protestuję. Nigdzie przecież nie napisałem, że przedstawiam oto poglądy Anny Stojanowskiej czy Jerzego Białoboka. Prawdę mówiąc, nie wiem dokładnie, jakie w tej materii mają poglądy, bo z nimi przy pisaniu całego tego cyklu pt. "Los państwowej hodowli i Janowa jest przesądzony", nie rozmawiałem. Podobnie jest z innym fragmentem Pani wypowiedzi, a mianowicie tym, kiedy mi Pani dziękuje: "za uświadomienie mi prawdziwych intencji owych nieposzlakowanych i wybitnych doradców. Oni nie chcą, by państwowe stadniny koni arabskich uzyskiwały jakiekolwiek wsparcie od państwa. Przynajmniej teraz to wiemy." Ja nie wiem, jakie mają w tej kwestii poglądy! To co napisałem, to tylko moja spekulacja, że być może tak uważają. Spekulacja o tyle uzasadniona, że Jerzy Białobok kierował z sukcesem gospodarczym stadniną przez wiele lat, wyhodował wiele koni, które osiągały sukcesy na pokazach i na aukcjach, a to wszystko przy poszanowaniu konieczności utrzymania bioróżnorodności, a więc rodów męskich i rodzin żeńskich. Zadałem retoryczno-teoretyczne pytanie - czy jemu wypadałoby naciskać na ministra, aby państwo zaczęło dotować stadniny, skoro sam był najlepszym dowodem, że stadnina może funkcjonować dobrze i nie przynosić strat. Wydawało mi się, że to wszystko jasno i klarownie przedstawiłem. Być może nie dość jasno. Jeśli tak, to czynię to teraz. Odnoszę wrażenie, że była Pani w stanie wielkiego wzburzenia pisząc powyższe słowa. A jak wiadomo, emocje nie są dobrym doradcą. Coś mi wygląda na to, że powodem tego wzburzenia jest milczenie A.S. i J.B. Też bym wolał, aby się publicznie wypowiedzieli, ale jeśli tego nie robią, to trzeba to uszanować. W każdym razie, nie może to być powodem do ataku na nich. A atak ten uważam za nieuprawniony i niesprawiedliwy. Ja swoimi tekstami staram się trafiać do umysłów Czytelników, skłonić ich do analizy, logicznego myślenia. Pani zareagował emocjonalnie, nazbyt emocjonalnie. Pod tym względem rozjechaliśmy się ostatnio. Apelowałbym o spokój i chłodną analizę faktów. Z poważaniem Marek Szewczyk |
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 25.02.2019, 21:02 Uaktualniono: 25.02.2019, 21:30 |
Smutne wieści z SK Prudnik
Szanowny Panie Marku,
na długiej liście koni wyhodowanych przez duet Katarzyna Wiszowaty - Dariusz Świderski należy również wpisać: > Wissę https://www.youtube.com/watch?v=juypaBp_qSI > Lily Marlene https://www.facebook.com/hppskoki/videos/980448328676798/ > Winchestera > Jak Chefa https://www.youtube.com/watch?v=K8S5njphbT0&t=410s > Rosę Primę > Ensillę- która świetnie spisuje się na zagranicznych parkurach Z coraz większym zażenowaniem przyjmuje kolejne doniesienia z Prudnika. Pani Kasiu - czapki z głów, że jeszcze Pani trwa przy prudnickich koniach. Może analogia niektórych oburzy, ale dla mnie jest Pani Janem Ziniewiczem prudnickiej hodowli - choć możemy się domyślać, że z każdym miesiącem jest coraz ciężej. |
|
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 25.02.2019, 19:45 Uaktualniono: 25.02.2019, 20:42 |
Bioróżnorodność jest ważniejsza od zysku
Szanowny Panie Marku,
Ostatnie zdanie Pańskiego poprzedniego tekstu zdaje się stanowić kwintesencję filozofii hodowlano-menedżerskiej Anny Stojanowskiej i Jerzego Białoboka sprowadzające się do tego, że warto poświęcić kilka rodów dla sukcesów na pokazach i związanych z tym profitów. Zresztą tak właśnie się działo za ich czasów. Lecz jak mógł Pan przeczytać w komentarzach pod swoim tekstem, a także pod wcześniejszymi tekstami, osoby fachowe, w tym naukowo czynna pani genetyk, wszyscy oni mówią jednym głosem to samo. Otóż cele państwowej hodowli koni arabskich są nie do pogodzenia z nadrzędnym celem spółek prawa handlowego, jakim jest zysk finansowy na koniec każdego roku.Bioróżnorodność, postęp hodowlany i dziedzictwo kulturowe są bowiem bezcenne. Wyżej wspomniana konkluzja Pańskiego tekstu została jednoznacznie poddana w wątpliwość. Dziwi mnie niepomiernie, że Anna Stojanowska i Jerzy Białobok unikają jak ognia wszelkiej krytyki merytorycznej, nie mającej żadnego związku z kwestiami lubi czy nie lubi. W efekcie cała dyskusja o koniach arabskich kręci się wokół tego samego. Jedni bałwochwalczo zapatrzeni kreują Annę Stojanowską i Jerzego Białoboka na wybitnych hodowców nie popełniających żadnych błędów, z drugiej strony Ci kierujący wobec tych osób merytoryczną krytykę są traktowani jako wrogowie. Prawda jest taka. Anna Stojanowska i Jerzy Białobok to też ludzie, i jak wszyscy mają swoje sukcesy i mają swoje porażki. Jednak skoro wyznają filozofię jaką nam Pan przedstawił, niech więc spełniają się w hodowli prywatnej i służą dobrą radą arabskim szejkom. Na pewno nie powinni już wrócić do hodowli państwowej, skoro nie rozumieją jej celów. Natomiast obawiam się, że osoby dla których poświęcanie puli genetycznej na rzecz zysku jest czymś chwalebnym spełniają w charakterze doradców ministra rolnictwa destrukcyjną rolę dla dalszego bytu państwowej hodowli koni arabskich. Wyraził się Pan jasno. Te osoby nie chcą, by Państwo wspierało finansowo stadniny w Janowie i Michałowie. Jak sądzę, najchętniej zobaczyliby stadninę w Janowie jako elitarną filię jakiejś stadniny arabskiej. Mamy więc jasność w temacie. Zaś dla mnie osobiście taki scenariusz to zdrada. Muszę dodać coś jeszcze. Samouwielbienie i brak elementarnego krytycyzmu wobec samego siebie gubi największych. Wcale nie jest prawdą, że poza Anną Stojanowską i Jerzym Białobokiem nikt inny nie umie poprowadzić państwowych stadnin koni arabskich z sukcesem. W Janowie świetnie sprawdza się jako menedżer i zarządzający gospodarstwem rolnym Grzegorz Czochański. Gdyby dostał Magdalenę Helak Kulczyńską na stanowisko głównego hodowcy oraz wsparcie finansowe państwa, z pewnością poradziłby sobie doskonale. Pański blog również ujawnia wiele fachowych osób,że nie wspomnę o Pani profesor Iwonie Głażewskiej, zawsze chętnej służyć radą. Jerzy Białobok i Anna Stojanowska są pozbawieni, jak mniemam, głębszej autorefleksji i nie chcą, lub nie potrafią odnieść się do merytorycznej krytyki ze strony fachowców komentujących teksty ukazujące się na tym blogu. Może więc powinni dać sobie spokój z wszelkim "doradzaniem" ministrowi rolnictwa, gdyż dla państwowej hodowli koni arabskich wynikłaby z tego jedynie prywatyzacja. Tak sądzę, gdyż nie uzyskałam jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, jakie przyświecają im cele jako doradcom ministra. Dziękuję, Panie Marku, za uświadomienie mi prawdziwych intencji owych nieposzlakowanych i wybitnych doradców. Oni nie chcą, by państwowe stadniny koni arabskich uzyskiwały jakiekolwiek wsparcie od państwa. Przynajmniej teraz to wiemy. Bioróżnorodość, postęp hodowlany oraz dziedzictwo kulturowe nie leżą więc w kanonie wyznawanych przez nich wartości. Moje zdanie jest fundamentalnie odmienne. No cóż, ale ja jestem przecież tylko nikim, więc zakończę już tę polemikę. Beata Kumanek |
|