„Genialny” negocjator
Obejrzałem dziś wieczorem program o rodzinie panującej w Korei Północnej. Właściwie to główną bohaterką tego programu była siostra obecnego przywódcy, Kim Dzong Una, trzeciego z „królewskiej dynastii” – jak to określano w tym programie - choć brzmi to bardzo dziwnie w przypadku tego komunistycznego w końcu państwa.
Ową siostrą jest Kim Jo Dzong, a jej rola w reżimie północnokoreańskim nieustannie rośnie. Po koniec programu padło nawet pytanie, czy gdyby Kim Dzong Un z powodów zdrowotnych – a przy jego tuszy to nastąpi raczej prędzej niż później – nie mógł sprawować władzy, to czy jego siostra będzie mogła przejąć po nim schedę? Z jednej strony wydaje się to mało prawdopodobne, patrząc na obrazki z obrad plenarnych północnokoreańskiej partii, gdzie na sali siedzą sami mężczyźni, prawie wszyscy w mundurach. Z drugiej jednak strony kult rodziny Kimów w tym kraju jest tak wielki, że to może przeważyć.
W tym programie były m. in. zdjęcia z zimowych igrzysk olimpijskich 2018 w Pjongczangu (Korea Południowa), na które przyjechała delegacja z północy, w skład której wchodziła Kim Jo Dzong. To był budzący nadzieje rok odprężenia. Obie Koree wystawiły jedną reprezentację na te igrzyska, a dwa miesiące po nich w strefie zdemilitaryzowanej w Panmundżon spotkali się Kim Dzong Un i prezydent Korei Południowej – Mun Jae-in. Panowie podpisali deklarację, w której zgodzili się na pełną denuklearyzację Półwyspu Koreańskiego oraz zobowiązali się do rozpoczęcia procesu unormowania relacji między państwami, by formalnie zakończyć wojnę trwającą od 1950 roku.
To było w kwietniu 2018 roku. Z kolei w czerwcu Donald Trump spotkał się w Singapurze z Kim Dzong Unem, mimo że zarówno sekretarz stanu jak i sekretarz obrony z jego administracji (z czasów jego pierwszej prezydentury) mu to odradzali. Odradzali, bo po podpisaniu wspomnianej deklaracji nie nastąpiły żadne konkrety. Ale Trump, którego ego jest większe niż droga mleczna w kosmosie, wierząc że jego „geniusz negocjacyjny” przyspieszy proces pokojowy, spotkał się mimo tego z Kim Dzong Unem najpierw w Singapurze, a potem jeszcze w strefie zdemilitaryzowanej w Panmundżon. Nazywał na nich północnokoreańskiego dyktatora swoim nowym przyjacielem. I co?
A dziś Korea Północna realizuje kolejne wybuchy nuklearne i wystrzeliwuje kolejne pociski balistyczne, a Kim Jo Dzong grzmi o imperialistycznych wrogach z Południa i z USA, których trzeba zniszczyć. Czy to Państwu czegoś nie przypomina?
Donald Trump z drugiej kadencji mówi, że wierzy Władimirowi Putinowi, że ten chce pokoju, ale genialne umiejętności negocjacyjne obecnego prezydenta USA nie mogą nawet doprowadzić do 30-dniowego rozejmu. Rozbuchane ego Trumpa sprawie, że on wierzy w to, co sam mówi, do czego to on nie doprowadzi, a cyniczni dyktatorzy, z którymi „negocjuje”, mówią mu to, co chce usłyszeć, ale robią swoje. Kim Dzong Un zbroi się na potęgę w broń nuklearną, a Putin nadal atakuje Ukrainę i nie zaprzestanie tego zbrodniczego procederu tylko dlatego, aby sprawić przyjemność Trumpowi. Powstrzymać go może tylko siła. Zapomnijmy więc o pokoju na Ukrainie, a szykujmy się na obronę naszych granic.
Marek Szewczyk


