Jak działa prawo w PZJ?
Na marginesie burzy internetowej, wywołanej wpisem Artura Bobera, przeczytałem wiele komentarz w stylu – „jak PZJ może chcieć karać Artura Bobera za krytykę sposobu, w jaki syna pan Magdaleny Prasek używał nieprawidłowo łydek, a właściwie ostróg, kopiąc nimi dosiadanego przez siebie konia??? Czy oni (w domyśle PZJ) upadli na głowę??”
Ten sposób odbierania informacji, jakie się pojawiły w internecie, świadczy o nieznajomości reguł prawa, jakie obowiązuje w PZJ. Tezy widoczne we wspomnianych wypowiedziach, są nieuprawnione. Ale po kolei.
Rzecznik dyscyplinarny, który wszczął postępowanie w sprawie rzekomego „naruszenia zasad etyki” przez Artura Bobera, jest urzędnikiem PZJ, ale jego działanie nie świadczy o tym, że ktoś w PZJ „upadł na głowę”. Gdyby rzecznik dyscyplinarny podjął prawne kroki przeciwko Arturowi Boberowi z własnej inicjatywy, to wówczas można by to oburzenie jeszcze zrozumieć. Ale zawiadomienie „o naruszeniu zasad etyki” złożył ktoś ze środowiska jeździeckiego. Rzecznik dyscyplinarny nie ma wyjścia, musi zareagować. Musi podjąć pierwszy krok, a jest nim wszczęcie postępowania.
Pamiętajmy, że w naszym jeździeckim środowisku to nasze wewnętrzne prawo działa tak: rzecznik dyscyplinarny jest odpowiednikiem zarówno prokuratora, jak i sądu pierwszej instancji. A sąd dyscyplinarny jest sądem drugiej instancji, jest sądem odwoławczym.
Jeżeli obywatel czy jakaś organizacja bądź instytucja złoży do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przez kogoś przestępstwa, to prokurator nawet jeśli uważa prywatnie to zawiadomienie za bzdurne, musi podjąć oficjalne kroki. A pierwszym krokiem jest wszczęcie postępowania. Ale sam fakt wszczęcia tegoż postępowania nie oznacza, że uważa osobę posądzoną o wskazane przestępstwo za winną. Często przecież prokuratura umarza tak wszczęte śledztwo, gdyż uznaje, że do przekroczenia prawa nie doszło.
Wracając na nasze podwórko – rzecznik dyscyplinarny (RD) nie mógł postąpić inaczej. Ale wszczęcie postępowania przeciwko Arturowi Boberowi nie oznacza, że rzecznik dyscyplinarny uważa byłego zawodnika WKKW, byłego trenera kadry w tej konkurencji, a obecnie bardzo aktywnego w internecie propagatora jeździectwa i historii tego sportu za winnego.
Poczekajmy spokojnie na werdykt RD. Być może RD postępowanie umorzy, nie dopatrując się znamion „naruszenia zasad etyki”. A nawet gdyby przysolił Arturowi Boberowi jakąś karę, to ma on prawo złożenia odwołania od tej decyzji do sądu dyscyplinarnego. I dopiero werdykt tego ciała jest obowiązujący.
Jak napisałem w poprzednim tekście zawiadomienie do RD nie złożyła pani Prasek, choć tak się oburzyła na wpis Artura Bobera, ale jakaś inna osoba ze środowiska jeździeckiego. Jak mi przekazał RD, jest to ktoś, kto pełni funkcję członka zarządu któregoś z WZJ (personaliów nie mógł mi zdradzić i nie zdradził). Jednak fakt, że ta osoba jest w zarządzie któregoś z WZJ nie oznacza, że to PZJ, czy dany WZJ jest tą stroną zawiadamiającą. Gdyby tym ciałem miał być WZJ, to musiałoby się to odbyć tak: zarząd się zbiera i w drodze głosowania uchwala, że występują do RD z zawiadomieniem przeciwko Arturowi Boberowi. Ale to nie było zawiadomienie złożone przez WZJ. To było zawiadomienie złożone przez osobę prywatną, nawet jeśli jest członkiem zarządu któregoś z WZJ.
Konkludując. Zalecam spokojne czekanie na werdykt rzecznika dyscyplinarnego i nie oburzanie się na PZJ, bo ta organizacja nie jest w tym prawnym sporze stroną – mówiąc językiem nieco bardziej urzędowym. A mówiąc po prostu – PZJ nie ma nic wspólnego z tą sprawą. Oburzanie się na tę organizację jest nieuprawnione.
Marek Szewczyk


