Plaża |
Nadesłany przez Marek Szewczyk Data 20.02.2020, 14:00:00 Dziś na stronie KOWR ukazały się nazwiska osób, które skutecznie złożyły papiery w konkursie na prezesa SK Janów Podlaski oraz SK Michałów. Kilka dni wcześniej (konkurs z wcześniejszymi datami) poznaliśmy nazwiska osób, które z kolei ubiegają się o funkcję szefa Małopolskiej Hodowli Roślin, pod którą podlega stadnina w Białce. W sumie 11 nazwisk.
Jakie wnioski się nasuwają po przeczytaniu tych list? Smutne, bo to istna plaża. Tylko o jednej osobie spośród tych 11 można powiedzieć, że spełnia dwa warunki, które powinny być najważniejsze przy wyborze prezesa każdej stadniny koni, a mianowicie: 1) jest koniarzem; 2) ma doświadczenie w kierowaniu stadniną bądź stadem ogierów, które to jednostki są też przedsiębiorstwami rolniczymi, a więc trzeba umieć nadzorować także chów innych gatunków zwierząt gospodarskich, a także nadzorować uprawy pól, łąk i pastwisk. Tą osobą jest Monika Słowik, od sierpnia 2018 roku pełniąca obowiązki prezesa SK Michałów.
Spośród pozostałych koniarzem, mało tego – arabiarzem pełną gębą jest niewątpliwie Krystyna Chmiel. Paradoksem jest to, że gdyby postawić ją obok Marka Skomorowskiego, Sławomira Pietrzaka i Grzegorza Czochańskiego, a więc osób, które po wyrzuceniu Marka Treli szefowały w janowskiej stadninie, to trzeba skonstatować, że Krystyna Chmiel przerasta ich o głowę jeśli chodzi o wiedzę o koniach arabskich. Głównie tę teoretyczną, bo pani profesor napisała na ten temat wiele artykułów (sam je u niej zamawiałem, kiedy kierowałem „Koniem Polskim”), kilka książek i innych opracowań. Ale na niewielką skalę jest też praktykiem, przez kilkanaście lat utrzymywała kilka klaczy arabskich, od których dochowała się ok. 30 źrebiąt. Jednak – gdyby to ode mnie zależało – nigdy bym się nie odważył powierzyć jej funkcji prezesa stadniny ze względu na brak doświadczenia w zarządzaniu przedsiębiorstwem rolniczym (a na naukę już nie ma czasu, bo jest osobą w wieku emerytalnym). A Janów Podlaski ze względu na liche ziemie jest przedsiębiorstwem rolniczym bardzo trudnym do prowadzenia.
Fakt, że w konkursie na prezesa Janowa Podlaskiego, nie wystartował ten, który do tej pory, przez blisko 2 lata, pełnił obowiązki, a więc Grzegorz Czochański, jest znamienny. On najlepiej wie, jak fatalna jest sytuacja ekonomiczna janowskiej spółki i widocznie nie widzi nadziei na jej poprawę. Przypomnijmy, że za rok 2018 strata wyniosła 3,237 mln zł. W KOWR znają już prognozę wyniku za rok 2019. Zapewne strata pozostaje na podobnym poziomie, a jak stadnina z Arabii Saudyjskiej nie odbierze Adelity, Amareny i Bambiny (klacze te nadal stoją w janowskich stajniach, a mamy już koniec lutego), to strata zapewne się pogłębi. Trudno się dziwić panu Czochańskiemu, że nie chce być grabarzem tak sławnej stadniny.
Kto zatem będzie tym grabarzem? Wiewiórki donoszą, że na Janów papiery złożyło 14 osób, ale większość z nich została odrzucona z powodów formalnych. Cztery osoby, które będą poddane procedurze rozmów kwalifikacyjnych, to: wspomniana Krystyna Chmiel, Mariusz Rytel, Rafał Feliks Stepaniuk i Wojciech Reszka.
Kim są panowie Stepaniuk i Reszka – nie mam pojęcia i nikt z kilkorga koniarzy, z którymi rozmawiałem, też nie wiedzą, kim są ci panowie. Koniarzami, ani arabiarzami na pewno nie są.
Mariusz Rytel to pracownik KOWR, do niedawna rzecznik prasowy tej instytucji. Ponieważ trzymał mikrofon w ręku na dwóch aukcjach, ostatniej Pride of Poland i zimowej na Służewcu, widocznie poczuł się już fachowcem. Oczywiście – ironizuję. Koniarzem, ani arabiarzem nie jest. Niestety, nic mi na dziś nie wiadomo ani o jego wykształceniu, ani o doświadczeniu w kierowaniu przedsiębiorstwami rolnymi.
No to przy okazji podajmy nazwiska kandydatów do kierowania Michałowem i Białką. W przypadku Michałowa są to: Monika Słowik (obecnie p.o. prezesa), Wojciech Reszka, Lucjan Cichosz (był krótko kierownikiem w Białce), Szczepan Zalewski. W przypadku Małopolskiej Hodowli Roślin: Marek Skomorowski (tak, tak, ten z Janowa, dla którego konie arabskie najwyraźniej stały się pasją życiową), Mariusz Miś i Piotr Serafin. Ten ostatni, to były p.o. prezesa KOWR (krótko), a teraz p.o. prezesa Małopolskiej Hodowli Roślin.
Kim są i jakie kwalifikacje mają panowie Miś, Zalewski i wspomniany już Reszka (złożył papiery i do Janowa, i do Michałowa) – dalibóg nie wiem.
Jak się zakończą konkursy – nietrudno przewidzieć. W przypadku Małopolskiej Hodowli Roślin i Michałowa – zapewne pełniący obowiązki staną się pełnoprawnymi prezesami. W przypadku Janowa obstawiam dwa scenariusze. Jeden – konkurs pozostanie nierozstrzygnięty i pan Czochański jako p.o. będzie nadal ciągnął ten wózek. Drugi scenariusz – wygra oddelegowany, przymuszony (niepotrzebne skreślić) pracownik KOWR, zastępując poprzedniego nominanta (wówczas chyba jeszcze ANR?). Gdzie ci fachowcy?Pamiętają Państwo, jak były już minister Krzysztof Jurgiel, po wyrzuceniu Marka Treli i Jerzego Białoboka (a także Anny Stojanowskiej z ANR) mówił, żeby nie robić z tego problemu, bo mamy w Polsce nie gorszych fachowców. No i co? Ci fachowcy, Skomorowski, Pietrzak, Czochański czy Maciej Grzechnik w Michałowie pokazali, jak dobrze prosperujące gospodarstwa rolnicze, a jednocześnie sławne stadniny koni, w szybkim czasie doprowadzać do ruiny.
Jak już wspomniałem, na 11 nazwisk tylko jedna osoba spełnia warunki. Te warunki, którymi kierowali się nadzorujący państwową hodowlę koni za czasów głębokiej komuny. Jak trzeba było powołać kogoś na stanowisko dyrektora (kiedyś nie było prezesów, bo stadniny i stada nie były spółkami prawa handlowego), to przesuwało się dyrektora jednostki X do jednostki Y, a w jednostce X dyrektorem zostawał dotychczasowy wicedyrektor, albo wicedyrektora z jednostki X awansowało się na dyrektora jednostki Y. Ale najważniejsze było to, że który z nich by nie został nowym dyrektorem jednostki Y, był on fachowcem. Był koniarzem, miał za sobą ileś lat nadzorowania lub współnadzorowania stadniną koni bądź stadem ogierów. Zbiór osób, z którego można było wybierać fachowca był większy niż liczba stad i stadnin. A kiedyś było ich multum.
Teraz, kiedy jest ich znacznie mniej, koniarzy, którzy są obecnie prezesami stadnin czy stad ogierów, jest tylko dwoje. W tym Monika Słowik, której nazwisko już padało w tym tekście. O reszcie wiemy na pewno, że nie są koniarzami, a o większości z nich wiemy też niestety, że są dyletantami. Są niekompetentnymi kolesiami jakichś ich partyjnych popleczników.
I to jest powód, dla którego nie ma ratunku dla państwowej hodowli koni. Prędzej czy później – umrze. Janów Podlaski także. Marek Szewczyk |