Bez trybu, czyli co wolno wojewodom... |
Autor: Gość Wysłano: 25.06.2020, 19:53:33 Monikę Słowik - pisałem już o tym kiedyś - zwolniono z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwszego dlatego, że nadspodziewanie dobrze radziła sobie w Michałowie (z tym bajzlem, który przejęła po Grzechniku i Sztuce) - idąc tym samym w kierunku wyrobienia sobie "miru" (marki, uznania) w światku arabskim (ergo pewnej niezależności). Było to nie do przyjęcia dla Ardanowskiego, który zwykł trzymać swych podwładnych "za twarz", a jak już ma czymś zarządzać, to tylko kryzysem. Po drugie dlatego, że była zbyt skupiona na obowiązkach, a przez to wykazywała się zbyt małym entuzjazmem w popieraniu (duszą i ciałem) linii partii, jak też za nikłym serwilizmem wobec pisiorów. Popełniła więc dwa najbardziej niewybaczalne błędy, jakie mogła popełnić - z punktu widzenia Jana Krzysztofa (niemiłościwie panującego polskiemu rolnictwu). Powie ktoś: "sama sobie winna", skoro nie chciała wziąć przykładu z Grzesia Cz. Ten ostatni ("gapa") wiedział jak się zachować, dlatego - z jednej strony - nie tylko z niczym sobie nie radził, to jeszcze wciąż imponował szefowi wszystkich szefów "inną wrażliwością", co przekładało się na udokumentowany w papierach brak litości („no mercy”) dla zwierząt. Z drugiej strony robił wiele, by udowodnić jakim dobrym, lojalnym jest "towarzyszem"; jak całkowicie oddanym partii i jej wodzom; jak bardzo gotowym do każdego bezeceństwa na skinienie. Grzesiu wiedział jaki ma być (że oddany duszą i ciałem) i co robić (że okazywać pełną uległość ), by przypodobać się Ardanowskiemu. Jego też starania (kosztem janowskiej stadniny i zgromadzonych tam zwierząt) przyniosły założone rezultaty, bo gdy po Monice Słowik już ptaki (nomen omen) nie śpiewały w Michałowie (wyprowadzonym przez nią na finansową prostą), to tyleż szkodliwy (na każdym polu), co nieudolny Grzesiu został jeszcze czas jakiś w Janowie, jako - i tu uwaga - "doradca" nowego p.o. prezesa (w akcie pogardy dla prawa i przyzwoitości, jak też szczycie cynizmu, tupetu i bezczelności ze strony Ardanowskiego i Chalimoniuka)! Co do Alsy. Mogę się tylko domyślać, co w sprawie jej nielegalnej sprzedaży zadecydują "stosowne służby" (pisiorowska prokuratura). Być może uznają ją za znikomą szkodliwość społeczną czynu, może pobredzą coś o małym kalibrze przestępstwa, a pewnie będą chcieć udowodnić (usprawiedliwić) działanie w akcie wyższej konieczności. Tymczasem faktem jest, że Czochański sprzedał ją poza jakimkolwiek trybem i z ordynarnym złamaniem prawa. Co więcej, ta sprzedaż nie mogła się odbyć bez wiedzy i zgody pełnomocnego Chalimoniuka, ani też ministra Ardanowskiego. Jak rozumiem, gra szła o to, by: 1) choć w części załatać „dziurę” po niesprzedaniu Adelity, Amareny i Bambiny; 2) wykorzystać jej sprzedaż do tego, by dług Janowa na koniec 2019 r. był jakkolwiek mniejszy, niż niesławne 3.2 mln zł z 2018 r. Taki mieli cel i intencje - jak mniemam. Tyle tylko, iż – w swych działaniach, ale też w akcie pogardy wobec prawa - dopuścili się "czynu zabronionego". Ba, nie tylko pozbyli się klaczy będącej jedną ze "sreber rodowych", to jeszcze zrobili to "bez żadnego trybu" (z pominięciem wszelkich reguł, norm i zasad)! Za jej ordynarnie pozaprawną sprzedaż, Czochański i Chalimoniuk powinni być pociągnięci do odpowiedzialności karnej, a Ardanowski do odpowiedzialności politycznej (zrazu więc powinno mu grozić wotum nieufności w Sejmie, a docelowo Trybunał Stanu). Tak byłoby zapewne w każdym normalnym, demokratycznym kraju. Niestety, i nasz kraj, i czasy (i obyczaje) są dziś dalekie od normalności, więc wygląda na to, że tu i teraz (tj. w Polsce wg pisu) - można im "nadmuchać"... R. Raznowiecki |