Oskarżam was o…

Data 22.05.2020, 18:30:00 | Temat: Felietony

Panie Dorota Niedziela i Joanna Kluzik-Rostkowska wybrały się z poselską wizytą do stadniny koni w Janowie Podlaskim. Raport, jaki stamtąd przywiozły, jest przerażający.

Wszyscy interesujący się hodowlą koni arabskich w Polsce, czy choćby tylko tym, co się dzieje w przestrzeni publicznej, zapewne dobrze wiedzą, co panie posłanki zastały w nadbużańskiej stadninie, bo trąbiły o tym wszystkie media. No może nie wszystkie, bo telewizja publiczna nie, ale inne tak. W skrócie przypomnijmy.


Większość koni w kiepskiej kondycji, co wynika z fatalnej jakości paszy. Nawiasem mówiąc w marcu na stronie internetowej stadniny ukazał się komunikat (i wisi do dziś) następującej treści:

Stadnina oferuje do sprzedaży dobrej jakości siano. Cena 300 zł / 1 tona. Osoby zainteresowane zakupem prosimy o kontakt…

 

No właśnie, dobrej jakości siano było sprzedawane, bo brakowało pieniędzy w spółce na wypłaty dla pracowników, a dla koni zostawało gorszej jakości, czy wręcz fatalnej (zgniłe, zapleśniałe). W janowskiej stadninie przed „dobrą zmianą” się siana nie sprzedawało, bo go na ogół było i tak za mało na własne potrzeby (ponad 400 koni i ok. 400 krów do wykarmienia). Stadnina gospodaruje na kiepski, ubogich glebach, więc plony nigdy nie powalały na kolana. Wcześniej, czyli w lecie i jesienią ubiegłego roku, aby zdobyć pieniądze na wypłaty pensji, spółka sprzedawało owies.

 

Kolejny „kwiatek”: na 476 koni 150 nie ma paszportów! Nawet wśród 4-letnich koni czystej krwi arabskiej są takie, które nie mają paszportów. Nie wiadomo więc, czy były szczepione i odrobaczane. A propos, odrobaczania, biorąc pod uwagę wygląd koni (nawet podczas zimowej aukcji „gwiazd” niektóre wyglądały jakby odrobaczania nie przechodziły od dawna) i stan kasy, można podejrzewać, że także te z paszportami nie były poddawane odrobaczaniu i szczepieniom.

 

Następna zatrważająca sprawa, to fakt, że obornik nie był wyrzucany z boksów miesiącami. No i chyba najbardziej bulwersująca sprawa. Większość koni nie widziała kowala od wielu miesięcy. Większość, bo nie dotyczyły to koni ze stajni wyścigowej i grupy wytypowanej do udziału w pokazach.

To jest przerażające zwłaszcza w przypadku młodzieży, bo nie rozczyszczanie kopyt przez kilka miesięcy może doprowadzić do trwałych zmian w kończynach, a w konsekwencji do spadku wartości użytkowej czy nawet do konieczności kierowania niektórych osobników na rzeź.

 

Wszyscy czytający ten blog wiedzą, co się zaczęło 19 lutego 2016 roku. Kiedy to minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel, podpuszczony przez dwóch żądnych zemsty kolesiów, senatora i hodowcę z Bełżyc, dał zielone światło Agencji Nieruchomości Rolnych, aby zwolnić prezesów i hodowców z dwóch naszych eksportowych stadnin koni arabskich, czyli Jerzego Białoboka i Marka Trelę. Przy okazji z ANR wyrzucona została też Anna Stojanowska, inspektor hodowli koni, która nadzorowała arabskie stadniny. Wszyscy też wiedzą, co się działo potem przez kolejne lata. Wszyscy obserwujemy tę równię pochyłą od lat.

 

Widzimy też wszyscy, jak pisowski walec rozjeżdża demokrację, jak stopniowo ogranicza nasze prawa obywatelskie, jak podporządkowuje sobie kolejne instytucje: Trybunał Konstytucyjny, prokuraturę, a teraz sądownictwo. Ale to robią politycy służący wodzusiowi z Żoliborza. A wyrzucaniem fachowców z państwowej hodowli koni zajmowali się i zajmują wysocy urzędnicy ANR a teraz KOWR.

 

Niestety, do tego, o czym się teraz dowiedzieliśmy dzięki interwencji pań posłanek, w różny sposób rękę przyłożyli prawdziwi koniarze! Oto ich lista: Anna Stefaniuk, Artur Bieńkowski, Marek Wachel, Filip Sondij.

 

Pani Anna Stefaniuk, przez wiele, wiele lat pracowała w Janowie Podlaskim jako hodowca. Niedawno (z końcem marca) przeszła na emeryturę. Ale brak paszportów u koni 4-letnich czy nie rozczyszczanie kopyt koniom to nie jest sprawa zaniechań z ostatnich dwóch miesięcy. To są zaniechania wielomiesięczne. One obciążają nie tylko byłego już szefa janowskiej stadniny Grzegorza Czochańskiego (choć jego w największym stopniu), ale także zootechniczkę.

 

To samo dotyczy Artura Bieńkowskiego, który już co prawda nie jest koniuszym (zajmuje się teraz innymi sprawami w stadninie), ale był nim przez wiele lat i do niedawna.

 

Oskarżam was o bierność, o brak reakcji na to, wobec czego żaden koniarz nie powinien być obojętny. O brak reakcji na krzywdę wyrządzaną podlegającym waszej opiece koniom.

 

Już słyszę te głosy, ale co mogliśmy robić, jak prezes na nic nie pozwalał, bo na nic nie było pieniędzy. Mogliście, mogliście: protestować, informować (nawet anonimowo) opinię publiczną poprzez dziennikarzy. Są też inne, ekstremalne możliwości – np. złożenie wypowiedzenia. Swoją biernością akceptowaliście tę patologiczną sytuację!

 

Marek Wachel, kiedyś kierownik stadniny koni Moszna i hodowca koni pełnej krwi, a potem, od wielu lat pracownik najpierw ANR, a teraz KOWR w roli inspektora hodowli koni. Nadzorował przede wszystkim stadniny folblutów i niektóre półkrwi, ale po wyrzuceniu w maju ubiegłego roku z KOWR Izabeli Wierzchowskiej, której podlegała janowska stadnina, przejął nad nią nadzór (nawiasem mówiąc jest obecnie jedynym inspektorem i podlegają mu wszystkie stadniny!).

 

Filip Sondij, kiedyś pracownik stada ogierów w Łącku, jego kierownik, a nawet – kiedy stado to było organizatorem wyścigów na Służewcu – kierownik toru na Służewcu, a potem prezes stadniny koni w Kozienicach, ostatni przed jej prywatyzacją.

 

Obaj panowie nie byli i nie są Skomorowskimi czy Czochańskimi, którzy zanim dostali fuchę w stadninie, nie wiedzieli, gdzie koń ma głowę, a gdzie ogon. Obaj panowie byli i są koniarzami. No właśnie, ale czy nadal zasługują na to miano?

 

Czy pan Wachel nie wiedział, że w podlegającej mu jako inspektorowi stadninie konie od miesięcy nie widziały kowala? Czy nie wiedział, że konie od miesięcy stoją w niewyrzucanym gnoju? Czy nie wiedział, że nie mają paszportów? Jeżeli nie wiedział, to znaczy, że fatalnie wypełniał swoje obowiązki. Jeśli zaś wiedział, to czy reagował? I jak reagował? Bo jeśli nie reagował, to nie zasługuje na miano koniarza.

 

Czy pan Sondij, obecnie dyrektor Departamentu nad Spółkami, czyli dyrektor nadzoru właścicielskiego, nie wiedział, że w jednej z podlegających mu spółek – ale tej, która jest na świeczniku od lat - konie od miesięcy nie widziały kowala? Czy nie wiedział, że konie od miesięcy stoją w niewyrzucanym gnoju? Czy nie wiedział, że nie mają paszportów? Czy nie wiedział, że w oborze mlecznej, która przez lata była finansową podporą stadniny, jest katastrofalna sytuacja? Jeżeli nie wiedział, to znaczy, że fatalnie spełniał nadzór właścicielski. Jeśli zaś wiedział, to czy reagował? I jak reagował? Bo jeśli nie reagował, to nie zasługuje na miano koniarza.

 

Pani Anno Stefaniuk, panie Arturze Bieńkowski, panie Marku Wachelu, panie Filipie Sondiju – oskarżam was o bierność, o grzech zaniedbywania koni, o grzech niewypełniania należycie swoich obowiązków.

Marek Szewczyk





Ten artykuł pochodzi ze strony HipoLogika Marka Szewczyka
https://hipologika.pl

URL tej publikacji:
https://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=475