„Osiodłane wspomnienia”

Data 26.08.2021, 18:57:46 | Temat: Felietony

Tytuł książki, o której chcę napisać kilka słów, wskazuje, o co chodzi. O wspomnienia człowieka, który sporo czasu spędził w siodle. Jest nim Leszek Karpina. Z zawodu prokurator (były, bo już na emeryturze), a z zamiłowania koniarz.

Zabawne wydarzenia, jakie mu się przytrafiły, kiedy wykonywał zawód prokuratora, opisał w książce „Kryminaliki” (pisałem o niej pod tym tytułem 17 II 2020). Teraz zabiera czytelników w podróż sentymentalną, która zaczyna się w czasach jego dzieciństwa we wrocławskiej dzielnicy Partynice, nieopodal tamtejszego toru wyścigowego.


Ta podróż nie ma nic wspólnego z jego życiem zawodowym, a wszystko z jego pasją, jaką stały się konie. I nie chodzi tylko o ich dosiadanie, ale także inne formy aktywności. Leszek Karpina był przez wiele lat przewodniczącym Komisji Technicznej na Partyniach. Był też sędzią jeździeckim oraz spikerem na zawodach konnych i różnych końskich wydarzeniach.

 

Wybrałem się w tę podróż z tym większą przyjemnością i zaciekawieniem, że była to także wyprawa w moją młodość (jesteśmy z jednego pokolenia). Na tej drodze spotkałem wiele osób, które znam bądź znałem (bo – niestety – niektórych już nie ma między nami). Odwiedziłem wiele stad ogierów, stadnin, torów wyścigowych czy innych miejsc, w których też bywałem. Przeczytałem o wielu koniach, z których niektóre były mi znane, czy to osobiście, czy to ze słyszenia, czy z artykułów w „Koniu Polskim”.

 

Te wspomnienia to kawał historii. Historii państwowej hodowli koni, czy Państwowych Torów Wyścigów Konnych. Historii sportu jeździeckiego uprawianego na państwowych koniach w państwowych ośrodkach hodowli, czy – jak w przypadku autora – bardziej historii zażywania jeździectwa na tychże koniach. Spędzania urlopów w siodle, czy brania udziału w biegach myśliwskich. W przypadku autora głównie w Państwowym Stadzie Ogierów w Sierakowie. No i różne zabawne wydarzenia, jakie miały miejsce podczas tych eskapad, czy zabawne anegdoty dotyczące ludzi pracujących w tych czasach w stadach ogierów czy stadninach koni bądź na partynickim torze wyścigowym. A że autor pisze dobrą polszczyzną, zwięzłym stylem – co pokazał już w „Kriminalikach” – jego wspomnienia czyta się bardzo dobrze.  

 

Jak już wspomniałem, dla ludzi z mojego pokolenia, to podróż w czasy młodości. Dla młodych adeptów jeździectwa – a jak widać na każdym kroku – przybywa ich co roku, to z kolei lekcja historii. Zapewne wielu się zdziwi, czytając, jak to kiedyś wyglądało i porównując z tym, co mamy dzisiaj. Porównując dawne siermiężne czasy z obecnymi, w których państwowych ośrodków hodowli koni jest już jak na lekarstwo, a sport jeździecki i jeździectwo jako takie rozkwita, ale w prywatnych ośrodkach, z których wiele oferuje luksusowe warunki, jakich w dawnych czasach w Polsce się nie uświadczyło.

 

Z „Osiodłanymi wspomnieniami” jest jeden problem. Ten sam, jaki był z „Kriminalikami”. Nie jest to książka, którą można kupić w księgarni czy zamówić z dostawą do domu za pośrednictwem internetu. Autor bowiem wydał ją w niewielkim nakładzie (500 egzemplarzy), z zamiarem rozdawania przyjaciołom i znajomym. Trzeba więc być w tym gronie, albo znać kogoś z tego kręgu, kto będzie mógł pożyczyć tę książkę, aby ją przeczytać. Ale warto się rozejrzeć za taką możliwością, bo pozycja jest smakowita. Podobnie jak „Kriminaliki”.

Marek Szewczyk





Ten artykuł pochodzi ze strony HipoLogika Marka Szewczyka
https://hipologika.pl

URL tej publikacji:
https://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=531