O lustrze i rozlanym mleku

Data 9.11.2015, 19:59:22 | Temat: Felietony

Przeczytałem uważnie wywiad z prezesem PZJ Michałem Szubskim, jaki ukazał się na stronie internetowej „Świata Koni”. Wywiad długi i ciekawy. Pióro mnie swędzi, aby się odnieść do wielu wątków, jakie zostały poruszone w tej wielowątkowej rozmowie, jaką z prezesem przeprowadził Sławomir Dudek. Ale na początek ustosunkuje się tylko do dwóch kwestii: lustra i igrzysk olimpijskich. 


Popatrzmy w lustro

Pan Michał Szubski wypowiedział wiele gorzkich słów charakteryzują nas. Nas, czyli środowisko jeździeckie. Niestety, są to obserwacje trafne.

Jak sam zaznaczył na wstępie, jeszcze do niedawna zaliczył się do grona ludzi, którzy lubili jeździectwo, ale starali się trzymać od „polityki związkowej” z daleka, gdyż postrzegali ją jako coś brudnego. Teraz, kiedy już jest w centrum tej polityki związkowej, pewnie umocnił się w przekonaniu, że faktycznie jest ona brudna. Pan Szubski jako osoba jeszcze do niedawna spoza tego środowiska, przystawia na lustro i mówi, zobaczcie, jacy jesteście.

 

Warto się nie obrażać, tylko spokojnie spojrzeć w to lustro. Zobaczymy wówczas wiele prawdy o sobie. Prawdy gorzkiej. Choćby takiej:

Po raz pierwszy zetknąłem się ze środowiskiem, które jest tak mocno podzielone na płaszczyźnie nie merytorycznej tylko emocjonalnej. Jest w tym tak dużo zawiści, a czasami wręcz nienawiści. Gdzie w grę wchodzą jakieś małe interesiki grup zawodowych, ja to nazywam syndykatów zawodowych, które gdzieś historycznie powstały. Gdzie próba jakiegokolwiek zamachu na ich bezwład funkcjonowania wywołuje wręcz histeryczne reakcje. Gdzie argumenty emocjonalne są ważniejsze od argumentów merytorycznych. Po raz pierwszy w moim życiu widzę większą grupę ludzi, dla których powszechnym zjawiskiem, jakie dostrzegam, jest absolutny brak przyjmowania jakiejkolwiek krytyki. Jakakolwiek krytyka budzi agresję. Nawet jeśli miałaby to być konstruktywna krytyka, nie mająca na celu obrażania czy urażania dyskutanta, tylko chęć sprowokowania pewnego sposobu myślenia, czy ewentualnej refleksji.

 

Czy choćby takiej:

„Dobro polskiego jeździectwa” stały się pustym frazesem, którym mnóstwo ludzi, mówiąc nieładnie, wyciera sobie usta. Tymczasem na koniec dnia chodzi o różne, partykularne interesy, które się kryją za słowami „dobro polskiego jeździectwa”.

 

Czy wreszcie to spostrzeżenie natury bardziej ogólnej, ale także pasującej jak ulał do tego, co się w jeździeckim środowisku dzieje:

My pojmujemy prawa obywatelskie przez pryzmat wolności obywatelskiej pojmowanej trochę jak ta szlachecka z XVII wieku, a nie przez pryzmat obowiązku i odpowiedzialności.

  

Niestety, muszę to powiedzieć ze smutkiem, że ze wszystkimi tymi obserwacjami Pana Prezesa się zgadzam. Właśnie partykularyzm interesów i krzyżujące się na każdym kroku konflikty interesów, są największym problemem naszego środowiska. Środowiska mającego o sobie bardzo wysokie wyobrażenie. Jako zbiór ludzi wielkiego formatu. A tymczasem w większości jesteśmy „interesariuszami” jeździectwa, którymi w większości kierują pobudki bardzo przyziemne. Dobrze, że ktoś miał odwagę to wszystko powiedzieć publicznie. Nie są to miłe słowa i nie przysporzą Panu Panie Prezesie zwolenników i sympatii w naszym środowisku, tym bardziej chapeau bas!

 

Płacz nad rozlanym mlekiem

Pan Prezes ustosunkował się w wywiadzie do kwestii ewentualnego udziału naszych reprezentantów w IO w Rio. To coś nowego, bo na zjeździe, podczas swego wystąpienia programowego, słowo igrzyska olimpijskiego padły z jego ust tylko raz i to w takim kontekście (cytuję za protokołem ze zjazdu):

Ja przy okazji chciałem bardzo podziękować panu Wierzchowieckiemu za to, czego ja nie miałbym odwagi państwu powiedzieć, bo jestem laikiem, a biję się z tą myślę od Normandii, czy warto jest brać udział w zawodach (chodziło właśnie o IO – przyp. M.Sz.), w których mamy małe szanse na odniesienie jakiegoś sukcesu. Może warto popracować u podstaw, pojawić się na tych zawodach wtedy, kiedy będziemy mogli nawiązać pełną rywalizację ze światową czołówką, złapiemy z nią kontakt.

 

Przypomnę o co chodziło. Otóż w swoim wystąpieniu jako kandydata na prezesa położyłem nacisk na to (stawiałem to na pierwszym miejscu), że PZJ ma obowiązek zrobienia wszystkiego, aby nasi reprezentanci wystąpili na IO, nawet jeśli mieliby tam być tylko statystami. Świętej pamięci Jacek Wierzchowiecki skrytykował tę tezę. Postawił inną, tę sama zresztą, jaką stawiał przed IO w Atenach. A brzmiała ona tak: wyjazd na te igrzyska (wówczas Ateny, a obecnie Rio) nie ma sensu, bo: Nie mamy w tej chwili żadnej pary, która by się nadawała na wystartowanie w Igrzyskach Olimpijskich. Tym razem mówił głównie o skokach (zachęcam do przeczytania całego stenogramu), ale wydźwięk jego wypowiedzi był ten sam: te najbliższe igrzyska nie mają dla nas sensu, trzeba się skupić na rzetelnych przygotowaniach do następnych.

  

Pan Szubski był wówczas, jak widać, tego samego zdania. Teraz zaś w wywiadzie stawia tę sprawę odmiennie. Cytuję:

Uważam jednak, że byłoby dobrze, żeby ktoś z polskiego jeździectwa na te Igrzyska Olimpijskie pojechał. Wydaje się, że realną szansę na to mają  dzisiaj już tylko  Żaneta Skowrońska, Aleksandra Szulc i Beata Stremler, czyli ujeżdżeniowcy. Środowisko tej konkurencji mówi mi, że jeśli stworzymy odpowiednie warunki dla tej trójki, to ciągle jeszcze mamy na ten awans szanse. Jestem gotów zrobić wszystko co możliwe, żeby im te warunki stworzyć.

  

A więc Pan Szubski zmienił zdanie. To dobrze. Jak to się mówi, tylko krowa nie zmienia poglądów. A jak ktoś zmienia na te właściwe, to taką zmianę trzeba postrzegać jako coś pozytywnego. I tak to odbieram.

  

Teraz chciałbym zwrócić uwagę na tę liczbę pojedynczą: „Jestem gotów zrobić wszystko co możliwe, żeby im te warunki stworzyć.”

Po uważnym przeczytaniu tego zdania rodzą się dwie refleksje. Po pierwsze, że oto pojawia się coś nowego. Nowy problem, z jakim się przyjdzie zmierzyć Prezesowi, czy może już się z nim mierzy. A druga jest taka: czyżby tylko Prezes jest „gotów zrobić wszystko”? A co z resztą zarządu?

  

Rozumiem, że dla kogoś, kto jest prezesem PZJ od 3 miesięcy, uświadomienie sobie faktu, że ewentualny udział naszych reprezentantów jest sprawą olbrzymiej wagi, jest czymś nowym. Zwłaszcza dla kogoś, kto jest spoza tego środowiska i miał do tej pory do czynienia głównie z jeździectwem rekreacyjnym. Ale na Boga – przecież nie działa sam. W zarządzie PZJ są trzy inne osoby. Nemezjusz Kasztelan zasiada w nim od 3 lat, a Wojciech Jachymek i Henryk Święcicki od roku. Gdzie oni byli przez ten czas? Co zrobili w tej materii, aby doprowadzić do udziału choćby jednego naszego reprezentanta w Rio?

 

Panie Prezesie! Powiem Panu tak.

Gdyby prezesem był nadal Marcin Szczypiorski, to stworzyłby specjalną ścieżkę olimpijską, po której poprowadziłby za rączkę kilkoro zawodników, tak jak to robił w przeszłości. Czy tym razem doprowadziłby kogoś do celu, to już inna sprawa i te rozważania odłóżmy na bok.

Nawet tandem Łukasz Abgarowicz i Rafał Wawrzyniak, którzy mieli inne priorytety, doprowadzili do stworzenia programu Rio. Był to co prawda program-wydmuszka, który był potrzebny tylko twórcom tego pliku zapisanego papieru bez żadnej merytorycznej wartości, ale był. I były prezes Abgarowicz miał czym wymachiwać i się chwalić wobec ludzi mniej zorientowanych w mechanizmach sportowych.

Gdybym ja był prezesem PZJ, stworzenie takiej ścieżki byłoby to dla mnie sprawą priorytetowa. 

 

Ale nie jestem. Więc ponawiam pytanie: gdzie byli i co zrobili w tej kwestii panowie Jachymek, Kasztelan i Święcicki? Dlaczego takiej specjalnej ścieżki nie stworzyli? Dlaczego Pan mówi teraz o tym problemie, jak o czymś nowym?

Oczywiście dobrze, że Pan to teraz dostrzega. Tylko, że dziś to już jest tylko płacz nad rozlanym mlekiem.

Marek Szewczyk

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 





Ten artykuł pochodzi ze strony HipoLogika Marka Szewczyka
https://hipologika.pl1

URL tej publikacji:
https://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=1352

Linki

  1. https://hipologika.pl/
  2. https://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=135