„Każde rozwiązanie było złe”, czyli przepraszam i biję się w piersi

Data 25.07.2016, 20:00:19 | Temat: Felietony

Okazuje się, że moja interpretacja wydarzeń z CSI*** w Jakubowicach jest niewłaściwa. A zatem zaczynam od posypania głowy popiołem i przeprosin, przede wszystkim pod adresem komisji sędziowskiej i jej przewodniczącego. Sprawa jest bardziej złożona, niż to wygląda na pierwszy rzut oka. Aby zrozumieć, na czym polegał ból głowy sędziów, muszę to wszystko przedstawić chronologicznie. A więc zajmie to nieco miejsca i czasu, proszę się zatem uzbroić w cierpliwość.


Luzaczka Abdullaha Alsharbatly’ego poszła do biura zawodów w piątek wieczorem, aby go  zgłosić do sobotniego finału srebrnej rundy. Usłyszała, że nie może on w tym finale wystartować, bo się do niego nie zakwalifikował. I tu – jak się potem okazało – popełniony został pierwszy błąd. O tyle rozumiem biuro zawodów, że ten błąd popełniło, no bo jak to możliwe, aby ktoś, kto nie kończy dwóch konkursów srebrnej rundy poprzedzającej finał, miał w nim prawo wystartować? Logiczne się wydaje, że jest to niemożliwe.

 

A jednak jest inaczej. Kluczowym słowem jest „udział”. W finale srebrnej rundy – zgodnie z propozycjami - miało prawo wystartować 100 najlepszych zawodników biorących udział w tej rundzie. Klasyfikacja tych zawodników – punktowa – była stworzona na podstawie wyników obu wcześniejszych konkursów. Zwycięzca otrzymywał tyle punktów, ilu zawodników przystąpiło do tego konkursu (taking part in the competition). Alsharbatly nie ukończył obu konkursów na koniu Bacardi, ale – jak się okazuje – to mu nie zamykało drogi do finału. On tylko nie zdobył ani jednego punktu. Ale ponieważ w całej rundzie startowało ok. 60 zawodników, to wszyscy zyskiwali prawo startu w finale! Nawet Alsharbatly. On tylko nie miał żadnych punktów na koncie, był ostatni na tej liście. Ale był, bo propozycje mówią, że ważny był sam udział (participation) choć w jednym konkursie poprzedzającym finał.

Jest to mało logiczne, ale tak jest. Tak to zostało zapisane.

 

Sam Alsharbatly początkowo spokojnie przyjął informację, że nie może wystartować w finale srebrnej rundy. Jednak kiedy na koniu AD Argos wygrał konkurs brązowej rundy, widocznie ktoś mu uzmysłowił, że przecież on ma prawo wystartować w finale rundy srebrnej. No to przyszedł do sędziów i powiedział, że on chce w tym finale wystartować właśnie na koniu AD Argos, że żąda tego, bo biuro zawodów wprowadziło go w błąd. Na zastrzeżenie sędziów, że przecież już na tym koniu startował i nie może po raz drugi wystartować, a poza tym co z nagrodą za pierwsze miejsce w konkursie brązowej rundy? Na to były wicemistrz świata stwierdził, że proszę bardzo, można go wykreślić z wyników brązowej rundy, on odda nagrodę, ale chce wystartować w finale rundy srebrnej.

 

Współczuję sędziom, bo jak mi powiedział Marek Zaleski, sędzia główny – i tu się z nim w pełni zgadzam – „każde rozwiązanie było złe”. Niedopuścić Alsharbatly’ego do finału srebrnej rundy -  może on zgłosić protest, który trzeba będzie rozpatrzyć pozytywnie i po fakcie, przy zielonym stoliku, przyznać mu pierwsze miejsce i wypłacić drugą nagrodę pieniężną dla zwycięzcy, bo ta pierwsze byłaby dla tego, który wygrał na parkurze.

Dopuścić reprezentanta Arabii Saudyjskiej do finału srebrnej rundy – to z kolei jest złamanie przepisu o tym, że koń może startować tylko raz dziennie.  I tak źle, i tak niedobrze.

 

Przewodniczący komisji sędziowskiej Marek Zaleski wraz z sędzią FEI Radovanem Salkiem z Czech w porozumieniu z dyrektorem sportowym zawodów reprezentującym komitet organizacyjny wybrali rozwiązanie z wykreśleniem byłego mistrza świata z wyników konkursu brązowej rundy, a dopisaniem go do finału srebrnej. Gdyby nie zajął płatnego miejsce, albo zajął płatne, ale dalsze, nie byłoby tego wielkiego hałasu, jaki się rozległ po tym, jak wygrał. Trzeba uczciwie powiedzieć, że w tym wypadku ryzykowały obie strony: i Alsharbatly (bo konia miał już po jednym konkursie), i komitet organizacyjny. Na nieszczęście – dla organizatorów – wygrał. No i trzeba było wypłacić drugą nagrodę dla zwycięzcy o odegrać dwa hymny.

 

Całą ta sprawa się okazała bardziej skomplikowana, niż się wydawała na pierwszy rzut oka. Mam nadzieję, że przeczytają to zawodnicy, wśród których oburzenie było - zdaje się - duże, o czym świadczy ich zachowanie podczas rundy honorowej. Mam na myśli także zawodników zagranicznych, do których być może te wyjaśnienia także dotrą; choćby za pośrednictwem polskich kolegów.

A ja jeszcze raz przepraszam zarówno sędziów, jak i organizatorów, że dałem się zwieść prostej – na pierwszy rzut oka – interpretacji tego incydentu.

Marek Szewczyk 





Ten artykuł pochodzi ze strony HipoLogika Marka Szewczyka
https://hipologika.pl

URL tej publikacji:
https://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=223