Sukces jakiego nie było

Data 7.10.2018, 21:20:00 | Temat: Felietony

Ta wiadomość spadła jak grom z jasnego nieba. Trenowany w Polsce, konkretnie we Wrocławiu przez Michała Borkowskiego, 4-letni ogier arabski Fazza Al Khalediah, wygrał najważniejszą, najwyżej dotowaną gonitwę dla koni tej rasy na świecie – Qatar Arabian World Cup. Pula nagród w tej gonitwie rozegranej w niedzielę 7 października na torze Longchamp w Paryżu wynosi 1 mln euro. Z czego 630 tysięcy dla właściciela zwycięskiego konia.
 

A właścicielem jest Polska AKF Sp. z o.o., czyli oddział słynnej saudyjskiej stadniny Al Khalediah w Polsce. Mieści się w Nowych Wrońskach koło Płońska, a zaczęła funkcjonować w 2008 roku. Nawiasem mówiąc ulokowana została w miejscu, gdzie przed wojną majątek ziemski miała rodzina Jaworowskich i gdzie w 1924 roku urodził się Ignacy Jaworowski, wieloletni dyrektor i wspaniały hodowca ze stadniny w Michałowie. Taki zbieg okoliczności!
 

Czy to jest największy sukces w historii polskich wyścigów konnych, jak to już niektórzy okrzyknęli – trudno jednoznaczne ocenić? Dlaczego?


Bo trudno jest zdefiniować „narodowość” zwycięstwa w dzisiejszych czasach na wyścigach konnych. Na torze Longchamp po zwycięstwie siwego ogiera Fazza Al Khalediah grano polski hymn. Dlaczego? Bo koń jest trenowany w Polsce. Zwracam uwagę na określenie „trenowany w Polsce”, bo miejsce trenowania jest decydujące. Nawet nie narodowość trenera. Akurat w tym radosnym dla nas przypadku trener Michał Borkowski jest Polakiem, ale kiedy – przykładowo – koń irlandzkiej hodowli, trenowany w Czechach przez innego Polaka, Grzegorza Wróblewskiego, wygrywa gonitwę przeszkodową we Włoszech, to grany jest (o ile tam jest taki zwyczaj) hymn czeski.

Nawet to, kto jest właścicielem zwycięskiego konia, jest mniej ważną kwestią, niż to, gdzie jest on trenowany. Jak choćby w przypadku 4-letniej klaczy Enable, która tej samej niedzieli wygrała najważniejszą gonitwę w Europie dla koni pełnej krwi angielskiej - Nagrodę Łuku  Triumfalnego - powtarzając sukces sprzed roku. Jej właścicielem jest 81-letni książę Khalid ibn Abdullah z królewskiej rodziny panującej w Arabii Saudyjskiej, ale po jej zwycięstwie grano hymn angielski. I nie dlatego, że ta klacz urodziła się w Anglii, i nie dlatego, że trenuje ją Anglik John Gosden, ale dlatego, że trenuje ją w Anglii. Gdyby ją trenował na przykład w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, to grano by hymn ZEA.
 

Wróćmy do podopiecznego Michała Borkowskiego. Choć kariera wyścigowa ogiera Fazza Al Khalediah jest wyśmienita – na 11 startów odniósł 10 zwycięstw i raz zajął drugie miejsce - jego wygrana w Paryżu jest niewątpliwie wielką sensacją. Bo na arenie międzynarodowej jest praktycznie nieznany, choć w tym roku wystartował po raz pierwszy poza Polską, konkretnie w Mediolanie, i wygrał tam, ale to była znacznie niżej notowana gonitwa.
 

Jako 3-letni na 6 startów wygrał wszystkie, w tym najważniejsze gonitwy imienne dla młodych arabów na Służewcu, takie nagrody jak: Europejczyka, Białki, Sambora i Porównawczą (gdzie zmierzył się ze starszymi końmi). W tym sezonie wygrał nagrody Cometa oraz Ofira i gdyby był polskiej hodowli zapewne biegałby w Derby, ale ponieważ jest urodzony we Francji, nie miał prawa startu w tej najważniejszej gonitwie dla 4-letnich arabów. Trener Borkowski zapisał go więc na początku lipca do gonitwy zaliczanej do kategorii Listed (niżej niż grupy I-III), którą wygrał (2000 m) w Mediolanie.
 

Potem przyszła jedyna porażka w karierze tego konia. W Nagrodzie Europy rozgrywanej na torze w Warszawie (G III, 2600 m) przegrał z koniem podobnie jak on urodzonym we Francji, z 5-letnim ogierem Ijram. Właścicielem zwycięzcy jest szejk Mohamed Bin Khalifa Al Thani z rodziny rządzącej Katarem.
 

Katarczycy, którzy sponsorują mityng wyścigowy na torze Longchamp w dniu rozgrywania nagrody Łuku Triumfalnego liczyli, że chociaż gonitwa dla koni arabskich padnie ich łupem. A tu przyjechał prawie nikomu nieznany koń trenowany w Polsce i utarł im nosa.
 

W Paryżu, podobnie jak w Mediolanie, ogiera Fazza Al Khalediad dosiadał Pierantonio Convertino, włoski dżokej jeżdżący we Francji, głównie na koniach arabskich trenowanych przez francuskiego trenera Albana de Mieulle. W pozostałych gonitwach rozgrywanych w Polsce, czy to we Wrocławiu, czy na Służewcu, Fazzę dosiadała Natalia Hendzel.
 

Warto poświęcić kilka słów na analizę rodowodu Fazzy. Nie ma w nim żadnego polskiego śladu. Linia żeńska wywodzi się od oryginalnej klaczy arabskiej Zulma or. ar. importowanej w 1880 roku do Pompadour. Or. ar. – takim symbolem określa się konie importowane niegdyś z Półwyspu Arabskiego do Europy. Zaskakujące jest w rodowodzie tego konia – przynajmniej dla mnie - co innego. To, że są tam konie or. ar. z lat nam współczesnych! Ojcem og. Fazza Al Khalediah jest wyhodowany w Arabii Saudyjskiej ogier Jalnar Al Khalidiah, który z kolei jest synem urodzonego tamże w 1982 roku oryginalego araba Tiwaiq or. ar. Z kolei matka naszego bohatera, klacz Assma Al. Khalediah, jest córką innego or. ar. – ogiera Amer urodzonego w 1984 roku.

Jestem zaskoczony, że konie rodzące się w latach 80. ubiegłego wieku (a więc ok. 30-40 lat temu) w Arabii Saudyjskiej bez udokumentowanego pochodzenie, są uznawane za oryginalne araby!
 

Wróćmy na koniec do kwestii, czy to jest największy sukces polskich wyścigów konnych po wojnie? Jeżeli popatrzymy na to z punktu widzenia trenerskiego – tak. Żaden koń trenowany przez Polaka w Polsce nie odniósł takiego sukcesu. Takie są fakty, nawet jeśli nie jest to koń polskiej hodowli i nie jest własnością polskiego podmiotu.

Jeśli jednak poszukać największego sukcesu wyścigowego polskiego konia (w okresie powojennym), to niewątpliwie takowe odniósł wyhodowany w SK Iwno Pawiment. W 1980 roku, w wieku 6 lat wygrał dwie gonitwy I grupy: Europa Preis na torze w Kolonii oraz Gran Premio del Jockey Club Italiano na torze San Siro w Mediolanie. Tyle, że wówczas, choć nadal polskiej własności, był dzierżawiony przez niemieckiego przemysłowca Waldemara Zeitelhacka, ale przede wszystkim, trenowany w Niemczech przez niemieckiego trenera Charliego Seifferta. A więc, choć nadal Pawiment był wówczas polskiej hodowli i własności, jego sukcesy zgodnie z obecnie obowiązującą na wyścigach wykładnią, trzeba zapisać na niemieckie konto.

Marek Szewczyk





Ten artykuł pochodzi ze strony HipoLogika Marka Szewczyka
https://hipologika.pl

URL tej publikacji:
https://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=361