Słodko-gorzki smak Derby A. D. 2019

Data 7.07.2019, 21:00:00 | Temat: Felietony

Najpierw o słodkościach. Dla mnie tegoroczne Derby miały słodki smak m.in. dlatego, że postawiłem na klacz Nemezis. A ta, prowadzona przez angielskiego dżokeja Fergusa Sweeneya, wygrała, prezentując na ostatnich metrach piorunujący finisz. A postawiłem na nią z dwóch powodów. W stawce 17 koni wyróżniała się najlepszym pochodzeniem. Urodzona w Irlandii klacz jest bowiem córką ogiera Sea the Stars, konia który wygrał najpierw 2000 Gwinei, a potem Derby w Anglii, wygrał Champion Stakes w Irlandii oraz triumfował (nomen omen) w Nagrodzie Łuku Triumfalnego.

 

Po drugie dlatego, że jej trenerem jest Andrzej Walicki. A ten wielokrotnie już udowadniał, że potrafi przygotować konie do najważniejszych gonitw, czy to Derby, czy PRM, czy Wielkiej Warszawskiej.

 

Pozytywnie trzeba ocenić oprawę tego dnia wyścigowego, na który składały się też inne prestiżowe gonitwy. Organizatorzy postarali się też o dodatkowe pieniądze na pulę nagród w Derby – do 175 tys. zł, kolejne 50 tys. dołożyła deweloperska firma Westminster. Świetna pogoda i tłumy widzów dopełniały obraz, jawiący się w jasnych kolorach.

A teraz o ciemnych barwach.


Na 17 koni biorących udział w derbowej gonitwie, aż 14 zostało importowanych z zagranicy: 7 z Francji, 6 z Irlandii i jeden z Wielkiej Brytanii. Pozostałe trzy – już chciałem napisać: „wyhodowali polscy hodowcy”, ale nie byłoby to precyzyjne.

Pozostałe trzy urodziły się w Polsce, ale nie da się o ogierze Neptune powiedzieć, że jest polskiej hodowli, choć urodził się w Strzegomiu. Tyle, że tam trzymał część swoich koni (ma też stadniny w innych krajach) Konstantin Zgara, bogacz z Ukrainy, właściciel Millenium Stud, który to podmiot widnieje jako hodowca Neptune. Ogier ten nie ma też nic wspólnego z polską hodowlą, bo jest po zagranicznym ogierze (to akurat nie było niczym niezwykłym także w polskiej państwowej hodowli) od niemieckiej klaczy Natalie of Budysin.

 

Inaczej jest z ogierem Noble Eagle (October – Nowa Nadzieja po Jape). On akurat wywodzi się z golejewskiej rodziny klaczy Netra, a sięgając dalej – tę żeńską rodzinę na polskich ziemiach  zapoczątkowała w 1901 roku (Polski wówczas nie było na mapie) klacz Kataryniarzówna – córka epokowego Rulera. A więc Noble Eagle ma wyjątkowo głębokie polskie korzenie jeśli chodzi o żeńską stronę rodowodu, w tym wiele pokoleń rodzących się w polskich państwowych stadninach. Tyle że jego hodowcą jest Kishore Miripuri, zadomowiony w Polsce od lat Hindus.

 

Jedynie w przypadku tego trzeciego – ogiera Chad (Enjoy the Silence – Chelsea po Zarewitsch) nie ma wątpliwości co do polskości i hodowcy, i rodowodu konia. Hodowcą jest Krzysztof Szymański, który swoje klacze trzymał w Stadninie Koni Krasne. A Chad, choć nazwy jego rodziców brzmią obcojęzycznie, wywodzi się z rodziny, jaką w SK Kozienice założyła urodzona w 1975 roku Chitina (po Erotyk) – córka sprowadzonej z Rosji (wówczas ZSRR) Chibiny.

 

Podobne proporcje można było zaobserwować w pozostałych dwóch ważnych gonitwach rozegranych w dniu Derby. W Nagrodzie Prezesa Totalizatora Sportowego (dawniej Prezesa Rady Ministrów, a jeszcze wcześniej Prezydenta) na 11 koni 9 było importowanych. A z dwóch urodzonych w Polsce, wyhodowany w prywatnej obecnie stadninie Moszna ogier Magnetic (Roulette – Magia po Zafonium) zdołał zająć ostatnie płatne miejsce, czyli piąte.

 

W Memoriale Fryderyka Jurjewicza (dawniej Rzecznej) na 10 koni 8 było importowanych, a jeden z dwóch polskich wygrał tę gonitwę. A właściwie wygrała, bo to klacz Incepcja (Le Havre – Infamia po Tempelwächter). Wywodzi się ona z bardzo zacnej rodziny klaczy Lira (Sac-a-Papier – Elly Langdon po Ruler) urodzonej w należącej do braci Stefana i Władysława Lubomirskich Kruszynie w 1908 roku. Choć Kruszyna to inaczej powojenna państwowa stadnina Widzów, to rodzina Liry najszerzej była reprezentowana w SK Moszna (gdzie urodziła się wybitna Iranda), ale także w Jaroszówce – gdzie wyhodowana została  matka IncepcjiInfamia. Incepcja z kolei urodziła się na Opolszczyźnie,  u rodziny państwa Traków (hodowcą jest formalnie Joanna Traka), którzy są sąsiadami Romana Piwko, u którego urodził się innym potomek Irandy (a także Liry) nieodżałowany Intens (Belenus – Inicjatywa po Juror).

 

Wróćmy do statystyk. We wspomnianych trzech ważnych gonitwach w sumie wzięło udział 38 koni, z czego aż 31 zostało zakupionych zagranicą. A z 7 urodzonych w Polsce żaden nie pochodził z polskiej państwowej stadniny, choć większość z nich wywodzi się z rodzin żeńskich utrzymywanych w przeszłości w państwowych  stadninach.

 

Przypomnijmy nazwy tych stadnin. Kozienice, Widzów, Rzeczna, Jaroszówka, Stubno, Łąck. Z wyjątkiem Łącka, który był przede wszystkim Państwowym Stadem Ogierów i nadal nim jest (ale hodowli koni pełnej krwi już tam nie ma), pozostałe stadniny zostały sprywatyzowane i koni pełnej krwi się już tam nie hoduje. A w większości z nich żadnych koni już się nie hoduje.

 

W kolejnych dwóch sprywatyzowanych stadninach, w Mosznej i Strzegomiu, konie wyścigowe jeszcze się rodzą, ale ich hodowla jest raczej zwijana niż rozwijana.

Państwowe pozostały trzy stadniny: Iwno, Golejewko i Krasne, ale poziom hodowli w nich jest słaby. W żadnej ze wspomnianych trzech gonitw nie było koni tamże wyhodowanych.

 

Nie dziwi to zwłaszcza w przypadku potworka, jakim jest stadnina powstała z podporządkowania dużo silniejszego niegdyś hodowlanie Golejewka słabszemu Iwnu. Cała hodowla jest skoncentrowana już tylko w Golejewku, ale hodowczyni mieszka w Iwnie i do stadniny dojeżdża raz na 2 tygodnie na godzinkę lub dwie. Jak więc może dziać się dobrze w hodowli? Ale ktoś – czyli organ nadzorczy - na to pozwala.

W tym dziwolągu organizacyjnym, jakim jest stadnina Iwno z oddziałem w Golejewku, dzieje się fatalnie nie tylko w hodowli koni. Za rok 2018 spółka ta zanotowała stratę wynoszącą ponad 3 mln zł.  

Ciekawe, jak organ nadzorczy, czyli KOWR, oceni działalność prezesa tej spółki, Przemysława Paci. Czy da mu skitowanie, czy może nominuje do nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii?

  

Na koniec wrócę do głównego wątku, czyli do krajobrazu polskiej hodowli koni pełnej krwi po prywatyzacji państwowych stadnin. Jest to obraz smutny. Efekty załamania się tej hodowli kiedyś obserwujemy teraz. Wyścigi konne na Służewcu zostały uratowane (bo były zagrożone) przez państwowy podmiot, jakim jest spółka Totalizator Sportowy. Wyścigi trwają, bo pasję do nich znalazło wiele prywatnych osób, którzy chcą być właścicielami wyścigowych koni, chcą na co dzień – a najbardziej od święta, jakim są Derby – przeżywać emocje, jakie sport wyścigowy dostarcza. Ale największymi beneficjentami tego, że wyścigi w Polsce trwają, są hodowcy z Francji i Irlandii. Polska hodowla ledwo dycha.

Marek Szewczyk

 





Ten artykuł pochodzi ze strony HipoLogika Marka Szewczyka
https://hipologika.pl

URL tej publikacji:
https://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=420