Zbliża się ten moment, kiedy Rada Polskiego Klubu Wyścigów Konnych będzie decydować w głosowaniu, którzy sędziowie będą mogli w tym sezonie pełnić funkcje członków komisji technicznej, a którzy nie. Wyniki takiego głosowania, jakie odbyło się przed sezonem wyścigowym 2020, były dla mnie zaskakujące, a właściwie bulwersujące. Moim zdaniem „wycinanie” konkretnych sędziów, jakie się wówczas odbyło wskutek pewnego dziwnego mechanizmu (ten wątek niebawem rozwinę), jest działaniem na szkodę wyścigów konnych jako takich w Polsce. Niektórzy członkowie Rady PKWK robili to z premedytacją, a inni, mniej zorientowani w realiach, działali na szkodę wyścigów konnych nieświadomie. Ponieważ zbliża się wspomniany moment, może warto zastanowić się, co jest korzystne, a co niekorzystne dla funkcjonowania wyścigów konnych w Polsce?
Ponieważ jestem też sędzią, ale jeździeckim, siłą rzeczy porównania między tym, co trzeba zrobić, aby pełnić funkcję sędziego w jeździectwie a na wyścigach konnych, nasuwają mi się same. Podobieństw jest dużo, ale są też różnice. W obu tych światach ktoś, kto chce być sędzią, musi najpierw zdać egzamin przed komisją złożoną z fachowców. Jeśli go zda, musi następnie opłacić licencję. W jeździectwie ktoś, kto spełnił oba te warunki, jest już aktywnym sędzią. Jego nazwisko jest na liście sędziów i organizator zawodów może go zaproponować do komisji sędziowskiej na organizowanej przez siebie imprezie. Oczywiście, jeśli jest to sędzia świeżo po egzaminie i ma najniższy stopień (sędzia III klasy) liczba funkcji, jakie może pełnić, jest ograniczona. Ale potem w miarę, jak zdobywa coraz wyższe uprawnienia, liczba funkcji rośnie, by w końcu stać się nieograniczona. W jeździectwie licencję się wykupuje co dwa lata i żeby dostać ją na kolejne dwa lata, trzeba wziąć udział w szkoleniu, gdzie przede wszystkim omawia się zmiany w przepisach, jakie ostatnio nastąpiły, a także omawia się nietypowe przypadki. W jeździectwie jeśli organizator zawodów robi kilka imprez w sezonie, na każde zawody może zaproponować zupełnie inny skład sędziowski. Każde zawody są bowiem oddzielnym wydarzeniem i nie jest potrzebna ciągłość w ocenianiu tych wydarzeń. Na wyścigach konnych licencję wykupuje się co roku, a sędziowie przydzielani są do komisji technicznej na danym torze na cały sezon. Jest to jak najbardziej merytorycznie uzasadnione i tego wątku nie będę w tym miejscu uzasadniał. Te zasady dotyczą także tzw. sędziów technicznych: u wagi, na celowniku, startera itp. Jednak w dalszej części będę pisał tylko o członkach komisji technicznej (KT), gdyż problem, jaki próbuję naświetlić, dotyczy głównie ich, a tylko w znikomym stopniu sędziów technicznych. Jest jedna olbrzymia i – moim zdaniem kontrowersyjna – różnica między tym, co musi spełnić sędzia jeździecki, a co wyścigowy, zanim dostanie funkcję sędziego na konkretnych zawodach, albo na konkretnym torze wyścigowym. Jeździecki sędzia, jeśli wykupił licencję, jest już aktywnym sędzią i nie musi spełniać żadnych innych warunków. Oczywiście może się tak zdarzyć, że z jakichś powodów, np. słabej aktywności w zabieganiu o taką funkcję, bądź złej opinii u organizatorów, taki sędzia nie będzie w danym roku nigdzie sędziował. Ale formalnie nadal jest sędzią i w każdej chwili może taką funkcję pełnić. Tymczasem kandydatów na członków KT na wyścigach czeka istny bieg z przeszkodami. Wykupienie licencji nie daje jeszcze żadnych możliwości sędziowania. Najpierw tych kandydatów czeka „weryfikacja” dokonywana przez członków Rady PKWK. Odbywa się to w drodze głosowania (tak, nie, wstrzymuję się od głosu). Ten wątek jeszcze rozwinę, gdyż jest to – moim zdaniem – mechanizm niekorzystny dla wyścigów konnych. Jeśli kandydat będzie miał więcej głosów na „nie” (albo będzie remis), nie będzie mógł w tym sezonie pełnić funkcji członka KT. Jednak jeśli dostanie więcej na „tak”, nie oznacza to jeszcze, że taką funkcję będzie mógł pełnić. Następną przeszkodą jest bowiem fakt, że prezes PKWK dokonuje wyboru szerokiego składu KT na dany tor. Ktoś więc może przejść „weryfikację” Rady PKWK, ale nie znaleźć uznania w oczach prezesa Jockey Clubu. Jeśli prezes go nie wybierze, to chociaż ta osoba ma licencję i pozytywną opinię Rady, nie będzie w danym sezonie pełniła funkcji członka KT. No i ostatnia przeszkoda, a mianowicie szef danego toru wyścigowego z owego szerokiego składu kandydatów do KT może wybrać węższy. I ci, którzy nie zostaną zaproszeni przez szefa danego toru, mimo że po drodze przeszli trzy progi kwalifikacyjne, nie będą w danym sezonie członkami KT. Co znaczy „powołanie”, a co „odwołanie”?Z czego wynika ten chyba nadmiernie skomplikowany system? Z jakich umocowań prawnych? Prawo Rady PKWK do „weryfikowania” sędziów wyścigowych wynika z ustawy o wyścigach konnych (z 19 stycznia 2001 roku). Otóż artykuł 8, ustęp 4, punkt 3 brzmi: Rada wnioskuje o powołanie i odwołanie sędziów wyścigowych. Niestety, jest to bardzo nieprecyzyjny zapis. Jeśli Rada ma prawo „powołać” sędziego wyścigowego, to dlaczego takie powołanie nie jest skuteczne. Nie jest ostateczne. Dlaczego taki „powołany” sędzia musi potem jeszcze przechodzić kolejne progi weryfikacyjne? Próbowałem znaleźć zapisy, które by to uzasadniały. W ustawie nic więcej na ten temat nie ma. A w takich aktach prawnych, jak: 1. Regulamin wyścigów konnych z 24 III 2016 r.”; 2. Statut PKWK; 3. Regulamin nadawania uprawnień do pełnienia funkcji sędziego wyścigowego”; 4. Regulamin pracy Rady PKWK – nic na ten temat nie znalazłem. Nie mówiąc już o tym, że są to akty prawne niższej rangi niż ustawa. Szczególnie nieprecyzyjne jest określenie „odwołanie”. Jeśli członkowie Rady PKWK zagłosowali na „nie” w przypadku danego kandydata, to czy to oznacza, że go „odwołali”? Z czego go odwołali? Przecież jeszcze nie został wybrany do żadnego ciała? Czy głosowanie na „nie”, czyli jak rozumiem „odwołanie”, skutkuje odebraniem licencji? Nie. Czy skutkuje odebraniem uprawnień. Nie. A może głosowanie na „nie” nie jest równoznaczne z „odwołaniem”. A może członkowie Rady PKWK mają prawo odebrać licencję lub uprawnienia i to jest dopiero owo „odwołanie”? Tyle, że chyba takiego przypadku nigdy nie było? Przydałaby się w tych kwestiach opinia dobrego prawnika. Co z obiektywizmem?Dlaczego napisałem, że „weryfikacja” kandydatów do KT dokonywana poprzez głosowanie członków Rady PKWK jest – w efekcie - czymś szkodliwym dla wyścigów konnych? Dlatego, że jest w tym olbrzymia doza braku obiektywizmu. A wynika on ze składu personalnego Rady. Obecna Rada (VI kadencji) liczy 9 osób. Wcześniej bywało nawet 25 osób. Zawsze w skład wchodziły z jednej strony osoby bardzo mocno związane z wyścigami konnymi, a z drugiej – takie, których związki z tym sportem są powierzchowne bądź zgoła żadne. Tacy członkowie Rady, jak: trenerzy, właściciele koni wyścigowych, jeźdźcy czy dyrektorzy torów, to ludzie, którzy bywają na wyścigach konnych non stop i znają realia wyścigowe bardzo dobrze. Są w stanie ocenić, który sędzia jest bardziej kompetentny, a który mniej. Ale czy to oznacza, że ich opinia będzie obiektywna? Jeśli się złoży tak (wariant A), że oceniany kandydat na sędziego nigdy nie był w składzie KT, która wydała werdykt dotyczący bezpośrednio danego trenera, właściciela koni wyścigowych, jeźdźca czy dyrektora toru, to można zakładać, że członkowie Rady z tej grupy będą w stanie obiektywnie ocenić kompetencje danego kandydata. Jeśli jednak tak się złożyło (wariant B), że KT z danym kandydatem w składzie wydała kiedyś werdykt, który był nie w smak trenerowi, właścicielowi koni wyścigowych, jeźdźcowi czy dyrektorowi toru, który jako członek Rady ma teraz oceniać takiego kandydata, to o obiektywizmie możemy zapomnieć. To przecież ludzkie. Sędziowie sądów powszechnych znają to zjawisko doskonale. Dla 50% osób, których sprawy rozpatrywali, są świetni, fachowi, obiektywnie itd., a dla pozostałych 50% są sędziami-kaloszami. Dla tych pierwszych wydali korzystny werdykt, a dla tych drugich – niekorzystny. A czym się kierują w głosowaniu ci członkowie Rady, którzy nie mają codziennych związków z wyścigami (w tej kadencji to są tylko dwie osoby, ale w poprzednich, tych dużo liczniejszych było ich więcej)? Nie mogą mieć wyrobionej opinii co do poszczególnych kandydatów – bo i skąd – więc czym się kierują? Podpowiedziami innych, lepiej w tej materii zorientowanych członków Rady. Jeśli mamy do czynienia z wariantem A, to opinia takiego niewyrobionego członka Rady, który korzysta z podpowiedzi, ma szansę być obiektywna, ale jeśli mamy do czynienia z wariantem B – to oczywiście także będzie niesprawiedliwa. Poza tym pamiętajmy o jeszcze jednej niedogodności takiego schematu oceniania kandydatów na sędziów. W jaki sposób takie osoby, jak trener (nawet najbardziej doświadczony), właściciel koni wyścigowych czy jeździec, którzy są mocno związani tylko z jednym torem, a na innych nie bywają w ogóle, albo bardzo rzadko, mogą obiektywnie ocenić pracę członków KT, którzy działają tylko na tym drugim torze? Przy takim systemie dochodzi do takich paradoksów, iż zdarza się, że członkowie Rady głosują w sprawie człowieka, którego nie widzieli w życiu na oczy? Którego nazwiska nie są w stanie przypisać do twarzy! Czy ten skomplikowany i nieobiektywny system (mówię o całym procesie) wyłaniania członków KT można zmienić? Pewnie tak, choć zapewne wymagałoby to zmian w różnych aktach prawnych, w tym w ustawie, a to nie jest takie łatwe i nie odbywa się na zawołanie. Zresztą nie mam pomysłu, jak to zmienić. Nie skreślajcie prawnikówChciałem tylko zwrócić uwagę na to, że brak obiektywizmu szkodzi wyścigom. Co mam konkretnie na myśli? Jak wiadomo, coraz częściej osoby ukarane przez KT odwołują się najpierw do Komisji Odwoławczej, a potem także do sądów powszechnych. W tej sytuacji szczególnie istotne jest, aby w składach KT były osoby, które nie tylko znają się na wyścigach konnych i mają już doświadczenie jako sędziowie, ale miały także wykształcenie prawnicze. Jest to bardzo istotne, aby pisać dobrze umocowane w gąszczu paragrafów werdykty i ich uzasadnienia. Aby nie dawać KO czy potem sądom powszechnym okazji do zmieniania orzeczeń KT nie z powodów merytorycznych, lecz formalno-prawnych. Przed ubiegłorocznym sezonem dwie takie osoby, a więc o sporym już stażu sędziowskim i wykształceniu prawniczym, nie przeszły sita „weryfikacji”. Jedna z nich została „wycięta w pień” (0 za, 8 przeciw, 1 wstrzymujący się głos). Druga nie przeszła z powodu „remisu” (2-2-5). Z tego samego powodu – „remisu” (3-3-3) nie przeszła inna wartościowa osoba. Choć akurat ta osoba nie ma wykształcenia prawniczego, ale jest jednym z najtęższych fachowców na torze, ale ponieważ – delikatnie mówiąc – nie ma osobowości brata-łata (a wręcz przeciwnie) nie budzi sympatii. Jak napisałem na wstępie, zbliża się moment, kiedy członkowie Rady PKWK będą „weryfikować” kandydatów na sędziów na ten sezon. Pozwolę sobie zaapelować do członków Rady, aby rozważyli, co jest lepsze dla wyścigów konnych? Czy to, abyśmy mieli sędziów uległych, niewychylających się, nawet jeśli są słabsi merytorycznie, i aby wśród niech nie było tych z wykształceniem prawniczym, czy też, aby to byli najlepsi merytorycznie, aby wśród nich byli prawnicy, nawet jeśli kiedyś komuś zaleźli za skórę? Marek Szewczyk
|