W piÄ…tek (24 lutego) w miejscowoÅ›ci Kujawy na Opolszczyźnie, dwa kilometry od Stadniny Koni Moszna, z którÄ… byÅ‚ zwiÄ…zany przez wiele lat, pożegnaliÅ›my Marka MaÅ‚eckiego, wyÅ›mienitego polskiego jeźdźca z lat 1960. i 1970., olimpijczyka z 1972 roku, z Monachium. Jego gÅ‚ównÄ… konkurencjÄ… byÅ‚o WKKW, ale startowaÅ‚ też w ujeżdżeniu i w skokach. Po pogrzebie w sÅ‚ynnym paÅ‚acu w Mosznej odbyÅ‚o siÄ™ spotkanie konsolacyjne, a potem, korzystajÄ…c z uprzejmoÅ›ci pani Magdaleny Donimirskiej-Wodzickiej, przeszliÅ›my siÄ™ po terenie stadniny, weszliÅ›my do stajni, obejrzeli niektóre konie. „My”, czyli MaÅ‚gorzata Hansen, Marcin Szczypiorski i ja. U wszystkich nas odżyÅ‚y wspomnienia sprzed dawnych lat. Do tego wÄ…tku powrócÄ™.
A zacznÄ™ od kariery sportowej Marka MaÅ‚eckiego (rocznik 1938). PrzygodÄ™ z jeździectwem rozpoczÄ…Å‚ we WrocÅ‚awiu, ale szybko zwiÄ…zaÅ‚ siÄ™ ze StadninÄ… Koni Moszna. Ponad 20 lat reprezentowaÅ‚ tamtejszy klub jeździecki i startowaÅ‚ gÅ‚ównie na wyhodowanych tam koniach. Pierwszy medal mistrzostw Polski w WKKW – konkretnie srebrny - zdobyÅ‚ w 1966 roku. DosiadaÅ‚ wówczas konia peÅ‚nej krwi angielskiej wyhodowanego oczywiÅ›cie w moszniaÅ„skiej stadninie – waÅ‚acha Desant (Sygnet – Daffetta po Oduagis). Rok później zostaÅ‚ wytypowany z tym koniem do grupy piÄ™ciu jeźdźców przygotowujÄ…cych siÄ™ do startu w mistrzostwach Europy w irlandzkim Puchestown. WystartowaÅ‚, ale… na klaczy Wewenda. Niestety, nie byÅ‚y to dobre zawody ani dla pary MaÅ‚ecki – Wewenda, ani dla polskiej ekipy. Kiedy zadzwoniÅ‚em do Wojciecha Mickunasa, który także braÅ‚ udziaÅ‚ w tych ME w Puchestown, aby zapytać o pewne szczegóÅ‚y, stwierdziÅ‚, że chyba siÄ™ pomyliÅ‚em, bo na Wewendzie startowaÅ‚ Piotr Milbrat. PostanowiÅ‚em sprawdzić. SiÄ™gnÄ…Å‚em po „Konia Polskiego” z roku 1968 (nr 1), gdzie znalazÅ‚em artykuÅ‚ dokÅ‚adnie opisujÄ…cy start polskiej ekipy w Punchestown. NapisaÅ‚ go nota bene ojciec Wojciecha – Jan Mickunas, który byÅ‚ wówczas szefem naszej ekipy. Jak pisaÅ‚, start poprzedziÅ‚o 6-tygodniowe zgrupowanie w Kwidzynie, na które powoÅ‚anie dostaÅ‚o 5 czoÅ‚owych wówczas polskich wukakawistów. Tylko jeden z nich przyjechaÅ‚ na zgrupowanie z dwoma koÅ„mi – waÅ‚achem Babilon oraz klaczÄ… Wewenda. ByÅ‚ nim Piotr Milbrat. Kiedy Jan Mickunas przeszedÅ‚ do opisu startu w poszczególnych próbach mistrzostw Europy w Punchestown, nagle siÄ™ okazaÅ‚o, że Marek MaÅ‚ecki nie wystartowaÅ‚ na „swoim” Desancie, a na Wewendzie (GaskoÅ„czyk xo – Weczera xo po Amurath Sahib oo). ByÅ‚a to angloarabska klacz wyhodowana w SK Walewice. ZasÅ‚ynęła z dużej wydolnoÅ›ci organizmu. PoczÄ…tkowo dosiadaÅ‚ jej Stefan PÄ™kala. ZdobyÅ‚ z niÄ… brÄ…zowy medal MP w 1962 roku. MiaÅ‚ też na niej udane starty w latach 1963-64. Ale w roku 1965 kolejny medal MP w WKKW, srebrny, zdobyÅ‚ już Piotr Milbrat. To byÅ‚y czasy, kiedy konie byÅ‚y paÅ„stwowe i czÄ™sto bywaÅ‚o tak, że jeźdźcom odbierano konie, na których startowali i oddawano je do dyspozycji innych jeźdźców. Decydowali o tym trenerze kadry lub wÅ‚adze sportowe, czy hodowlane. Jan Mickunas nie napisaÅ‚ w artykule, co siÄ™ takiego staÅ‚o (i kiedy, czy jeszcze na zgrupowaniu, czy już w Puchestown), że ostatecznie Marek MaÅ‚ecki nie wystartowaÅ‚ na Desancie, a na Wewendzie. Niestety, ten start klacz przypÅ‚aciÅ‚a życiem. Na trasie stipla zÅ‚amaÅ‚a nogÄ™ i musiaÅ‚a być zgÅ‚adzona. StaÅ‚o siÄ™ to na wyjÄ…tkowo groźnej przeszkodzie, na której leżaÅ‚o aż 11 koni, w tym cztery polskie. Tylko dwa z nich przystÄ…piÅ‚y do krosu i ukoÅ„czyÅ‚y ME. ByÅ‚y to kl. Dżemila pod Wojciechem Mickunasem i waÅ‚. Winicjusz pod Zbigniewem Madejczykiem, zajmujÄ…c miejsca, odpowiednio: 25. i 26. OczywiÅ›cie polska ekipa nie zostaÅ‚a sklasyfikowana. Nie ukoÅ„czyÅ‚ tych ME Marian Babirecki, który dwa lata wczeÅ›niej, w Moskwie, dosiadajÄ…c waÅ‚. Volt, osiÄ…gnÄ…Å‚ najwiÄ™kszy sukces w historii polskiego WKKW. SiÄ™gnÄ…Å‚ po tytuÅ‚ mistrza Europy. W Punchestown wystartowaÅ‚ na waÅ‚. BaÅ‚agan. Mieli upadek na stiplu, ale ukoÅ„czyli go. Niestety, kulawizna wyeliminowaÅ‚a tego konia ze startu w krosie. Piotr Milbrat na waÅ‚. Babilon też miaÅ‚ upadek na trasie stipla. Z tym upadkiem zwiÄ…zana jest anegdota. SpisaÅ‚ jÄ… i zamieÅ›ciÅ‚ na Å‚amach „Konia Polskiego” Wojciech Mickunas. Otóż upadek Piotra Milbrata byÅ‚a na tyle poważny, że nieprzytomny, z poÅ‚amanymi żebrami, wylÄ…dowaÅ‚ w szpitalu. Kiedy siÄ™ ocknÄ…Å‚ i zobaczyÅ‚ nad sobÄ… czarnÄ… twarz, zapytaÅ‚, czy jest już w piekle? OkazaÅ‚o siÄ™, że lekarz, który siÄ™ zajÄ…Å‚ Milbratem, byÅ‚… czarnoskóry. NastÄ™pny start Marka MaÅ‚eckiego na imprezie wysokiej rangi miaÅ‚ miejsce w 1972 roku w Monachium. ByÅ‚y to Igrzyska Olimpijskie. PojechaÅ‚ tam z wyhodowanym w SK Moszna angloarabskim waÅ‚. Signor xo (Dorpat xx – Singaria xo po Bijou xo). SkÄ…d w stadninie folblutów angloarab? Otóż WÅ‚adysÅ‚aw Byszewski, kierownik stadniny i znakomity jeździec-skoczek, utrzymywaÅ‚ w Mosznej niewielkie stado koni póÅ‚krwi z myÅ›lÄ… o sporcie jeździeckim. ByÅ‚o to oczywiÅ›cie na uboczu gÅ‚ównego celu stadniny (dostarczanie folblutów na tor wyÅ›cigowy), niejako nieoficjalnie, żeby nie powiedzieć wbrew oficjalnym zaleceniom. Jak WÅ‚adysÅ‚aw GomuÅ‚ka w latach 1950. powiedziaÅ‚, że „konie przejadajÄ… PolskÄ™”, to oficjalnym kursem w paÅ„stwowych stadninach staÅ‚o siÄ™ dostarczanie koni o Å›rednich rozmiarach i niewielkich wymaganiach paszowych do pracy na roli. Zaczęło siÄ™ obniżanie wzrostu koni póÅ‚krwi. Konie sportowe, wiÄ™ksze i wymagajÄ…ce dobrego karmienia w okresie źrebiÄ™cym (i potem też) znalazÅ‚y siÄ™ na cenzurowanym. Drugim obok pana Byszewskiego „dywersantem”, który Å›wiadomie hodowaÅ‚ konie sportowe (obok tych poÅ›pieszno-roboczych) w paÅ„stwowej stadninie, byÅ‚ Kazimierz Bobik, wieloletni dyrektor SK Nowielice. To tak na marginesie. WÅ‚adysÅ‚aw Byszewski najwiÄ™ksze sukcesy jako skoczek osiÄ…gnÄ…Å‚ na waÅ‚. Besson (Front xo – Sauge xo po Vlan xxoo). WywalczyÅ‚ na nim dwa tytuÅ‚y mistrza Polski (1954 i 1956) oraz jeden srebrny medal (1955). Besson urodziÅ‚ siÄ™ w krótko istniejÄ…cej stadninie w Mchowie. Potem klacze angloarabskie francuskiego pochodzenia przeniesiono do SK Pruchna-Ochaby. Tam trafiÅ‚a klacz Sauge i tam zaÅ‚ożyÅ‚a dużą rodzinÄ™ żeÅ„skÄ…, która wydaÅ‚a wiele utalentowanych sportowo koni. Pan Byszewski nie mógÅ‚ sprowadzić do Mosznej matki Bessona - klaczy Sauge, ale sprowadziÅ‚ jej córkÄ™ – SingariÄ™, matkÄ™ wspomnianego Signora. Na tym gniadoszu Marek MaÅ‚ecki zajÄ…Å‚ w Monachium 31. miejsce. Polska drużyna zaÅ› zostaÅ‚a sklasyfikowana na miejscu 10., na 18 startujÄ…cych ekip. W polskiej najlepiej (18. m.) wypadÅ‚ Jacek Wierzchowiecki na peÅ‚nej krwi angielskiej waÅ‚. Gniew. Dla naszej drużyny liczyÅ‚ siÄ™ też wynik Jana Skoczylasa na wyhodowanym w SK Pruchna-Ochaby waÅ‚. Wandal xo. Para ta zajęła 36. miejsce. Nie ukoÅ„czyÅ‚ krosu Tenor pod Wojciechem Mickunasem. Niestety, jeszcze w roku 1972 zakoÅ„czyÅ‚y życie dwa konie z olimpijskiej ekipy. Wandal padÅ‚ na wybrocznicÄ™, a Signor zostaÅ‚ zgÅ‚adzony wskutek wypadku, jaki miaÅ‚ miejsce podczas transportu samochodem. Niebawem koniem nr 1 Marka MaÅ‚eckiego staÅ‚ siÄ™ kolejny syn wspomnianej angloarabskiej Singarii – siwy Siros (po Caruso xx). Na nim pan Marek zdobyÅ‚ tytuÅ‚ mistrza Polski w WKKW w 1974 roku w Kwidzynie (w 1976 byÅ‚ czwarty). Na nim wziÄ…Å‚ udziaÅ‚ w swoich drugich mistrzostwach Europy. W Luhmuehlen w 1975 roku. UkoÅ„czyÅ‚ je na 33. miejscu. Ponownie najlepszym z naszej ekipy okazaÅ‚ siÄ™ Jacek Wierzchowiecki, zajmujÄ…c 20. miejsce. Też na folblucie (jak w Monachium). Tym razem byÅ‚ to Hangar. Polska ekipa ukoÅ„czyÅ‚a na 6. miejscu (na 10 drużyn). W jej skÅ‚ad wchodzili jeszcze: Józef Kutysz na Infantado (34. m.) oraz Krzysztof SoÅ„ta na wÅ‚. Nikiel (nie ukoÅ„czyÅ‚). Indywidualnie startowali (i ukoÅ„czyli) Krzysztof Aftyka na Kulcie oraz Piotr Piasecki na Slalomie. Ostatni medal MP Marek MaÅ‚ecki wywalczyÅ‚ w 1976 roku. Tym razem w ujeżdżeniu. DokonaÅ‚ tego na moszniaÅ„skim waÅ‚. Olsztyn wlkp (Szczecin xx – Ostróda wlkp po Efekt han.). Potem spotkaÅ‚o go to, co wczeÅ›niej spotykaÅ‚o wielu innych jeźdźców w Polsce. Zabrany mu zostaÅ‚ jego najlepszy koÅ„. Siros trafiÅ‚ do Piotra Piaseckiego (wystartowaÅ‚ na nim w ME w Burghley w 1977 roku, ale nie ukoÅ„czyÅ‚). Zapewne to sprawiÅ‚o, że Marek MaÅ‚ecki postanowiÅ‚ zawiesić karierÄ™ sportowÄ… i wyjechać na rok do Niemiec. Ale ten „rok” zamieniÅ‚ siÄ™ w wiele lat. W tym czasie trenowaÅ‚ konie, startowaÅ‚ na nich (gÅ‚ównie w skokach), szkoliÅ‚ jeźdźców. OperowaÅ‚ gÅ‚ównie w rejonie hodowli koni hanowerskich. Dobrze je poznaÅ‚. Potem doradzaÅ‚ polskim hodowcom, którzy chcieli używać hanowerskie ogiery. Z czasem wróciÅ‚ do Polski. Przez kilka lat udzielaÅ‚ siÄ™ jako trener w Opypach. A w ostatnich latach trenerskiej dziaÅ‚alnoÅ›ci w macierzystej Mosznej. A propos tej stadniny – czas na mój osobisty wÄ…tek. ByÅ‚em na studiach. Część wakacji, bodaj 3 tygodnie we wrzeÅ›niu, spÄ™dziÅ‚em w Mosznej. To musiaÅ‚ być albo 1975 albo 1976 rok. Przed poÅ‚udniem jeździÅ‚em konno, gÅ‚ównie z Franciszkiem NiedzielÄ… (jeden z jeźdźców z tamtejszego klubu). PamiÄ™tam, że czÄ™sto jazdy koÅ„czyliÅ›my pieszo, z koÅ„cem wodzy w rÄ™ce, szukajÄ…c miÄ™dzy drzewami grzybów na obiad dla Franciszka i jego rodziny. MieszkaÅ‚em wówczas w pokoju goÅ›cinnym nad stajniÄ…. Okno wychodziÅ‚o na krótszÄ… stronÄ™ budynku. PamiÄ™tam, jak byÅ‚em zaskoczony, kiedy pierwszy raz usÅ‚yszaÅ‚em pod oknem krzyczÄ…cego Marka MaÅ‚eckiego. – Marek, chcesz pojeździć konno? To zawoÅ‚anie byÅ‚o skierowane do mnie. A zaskoczony byÅ‚em, bo byÅ‚a godzina 20, może 21. O tej porze we wrzeÅ›niu jest już ciemno. OczywiÅ›cie chciaÅ‚em, choć miaÅ‚em obawy, że po ciemku konie siÄ™ bÄ™dÄ… potykać, a nawet mogÄ… siÄ™ przewrócić. Chyba prawdÄ… jest to co mówiÅ‚ Marek MaÅ‚ecki, kiedy tÅ‚umaczyÅ‚, że konie o zmroku widzÄ… lepiej niż ludzie. Nigdy żaden jego koÅ„ siÄ™ nie przewróciÅ‚, choć nieraz byÅ‚o tak ciemno, że choć oko wykol. I chyba siÄ™ też nie potykaÅ‚y, jeÅ›li dobrze pamiÄ™tam. Marek MaÅ‚ecki dawaÅ‚ mi jednego ze swoich koni, a sam wsiadaÅ‚ na drugiego i jechaliÅ›my. I nie byÅ‚y to krótkie, np. póÅ‚godzinne jazdy. Takie po póÅ‚torej godziny, z dużymi odcinkami kÅ‚usa. ByÅ‚y to wszak konie do WKKW, a wiÄ™c musiaÅ‚y mieć dobrÄ… kondycjÄ™. W tym czasie pan Marek miaÅ‚ do dyspozycji takie konie, jak: Siros, Promyk, Wersal i Olsztyn. Signor już nie żyÅ‚, a Tiksi nie pamiÄ™tam (chyba jej już też nie byÅ‚o), ale oczywiÅ›cie anegdotÄ™ zwiÄ…zanÄ… z tymi koÅ„mi znam. Ostatnio, po Å›mierci MaÅ‚eckiego przypomniaÅ‚ jÄ… na FB Wojciech Mickunas. Zanim siÄ™ jÄ… przytoczy, trzeba podać dwa fakty. Pierwszy – Tiksi byÅ‚a to zÅ‚oÅ›liwa klacz, wrÄ™cz bywaÅ‚a niebezpieczna dla ludzi. A drugi to taki, że Marek MaÅ‚ecki byÅ‚ znany z tego, w jaki sposób wymawiaÅ‚ „rrrr”. W taki chrapliwy sposób. No i kiedyÅ› opowiadaÅ‚ komuÅ›, jak to ma szczęście do koni, w których imionach jest litera „r”. I wyliczaÅ‚: Signorrr, Sirrros, Werrrsal, Prrromyk i Tiksi ta ku…wa. Wróćmy jednak do nocnych jazd konno. Okazuje siÄ™, że byÅ‚ to staÅ‚y zwyczaj Marka MaÅ‚eckiego. MiaÅ‚ specyficzne podejÅ›cie do upÅ‚ywu czasu. W ciÄ…gu dnia jakoÅ› mu umykaÅ‚. To co inni wykonywali zazwyczaj przed poÅ‚udniem, on odkÅ‚adaÅ‚. Na później. I to później siÄ™ kumulowaÅ‚o. ByÅ‚ typem sowy i to takim w wydaniu ekstremalnym. MówiÅ‚ też o tym jego syn, Oskar MaÅ‚ecki, kiedy w koÅ›ciele w bardzo ciepÅ‚ych i momentami wzruszajÄ…cych sÅ‚owach wspominaÅ‚ ojca. W latach, kiedy Marek MaÅ‚ecki mieszkaÅ‚ w Niemczech i miaÅ‚ goÅ›ci (np. z Polski), którzy siÄ™ u niego zatrzymywali przejazdem, to aby ich zaprosić do stoÅ‚u na kolacjÄ™, musiaÅ‚ ich… budzić. Bo ta kolacja wypadÅ‚a nieraz o 24, czy nawet o pierwszej w nocy. No cóż. Przypomina siÄ™ koÅ„cowa scena ze znanego amerykaÅ„skiego filmu sprzed lat, gdzie padajÄ… sÅ‚owa: nobody is perfect. Marek Szewczyk
|