„Hermanowicze” poprzedniemu zarządowi PZJ (i prezesowi) zarzucali brak jawności (wolę używać to określenie niż „transparentność”, bo jest bardziej polskie). To było jedno z haseł na ich sztandarach. Ale co innego domagać się jawności, kiedy jest się w opozycji, a co innego pamiętać o niej, kiedy jest się już przy władzy. Nie potrafię zrozumieć, a tym bardziej zaakceptować, polityki obecnego zarządu jeśli chodzi o informowanie środowiska. Przede wszystkim chodzi mi o sprawy związane z zamieszaniem wokół rady PZJ, ale nie tylko.
Jest problem – to nie ulega wątpliwości. Problem natury prawnej, czy uszczuplona poniżej dolnego progu liczbowego rada PZJ jest władna działać, czy nie? Czy może wykonywać swoje kontrolne funkcje, czy nie? Dwie strony konfliktu mają na ten temat odmienne zdanie i podpierają się przeciwstawnymi opiniami prawnymi (pisałem o tym już w tekście pt. „Co dalej z radą Związku”). W tej sytuacji zarząd PZJ zwrócił się do prawników z ministerstwa sportu z prośbą o wykładnię. Uważam to za właściwy ruch. Kiedy my we własnym środowisku nie jesteśmy się w stanie porozumieć co do litery prawa, to niech się wypowie na ten temat nasz organ nadrzędny, bo przecież to ministerstwo sportu sprawuje merytoryczny nadzór nad związkami sportowymi. Opinia ministerstwa powinna być dla nas niepodważalna, powinna rozstrzygnąć ten konflikt. Oczywiście to potrwa. Trzeba się uzbroić w cierpliwość. Trzeba się liczyć z tym, że do majowego zjazdu obecny pat nie zostanie rozstrzygnięty. Nawet gdyby ministerstwo przedstawiło swoją wykładnię w tej kwestii w kwietniu, to i tak dopiero na zjeździe będzie można postąpić z jej zaleceniami: albo uzupełnić skład rady, albo powołać ją na nowo. Knebel na usta radyJestem w stanie nawet zrozumieć to, że zarząd uniemożliwił radzie przeprowadzenie kontroli, jak miała się odbyć 9 marca. Skoro zarząd uważa, że rada przestała istnieć, to nie powinna już niczego kontrolować. Ryzykowna teza, bo jak ministerstwo uzna, że sześcioosobowa rada miała prawo nadal pełnić swoje funkcje komisji rewizyjnej, to co wtedy? Gdybym był w władzach, optowałbym za innym rozwiązaniem: za umożliwieniem członkom rady przeprowadzenia kontroli, za udostępnieniem wszystkich dokumentów, jakie by żądali. Zastrzegłbym jedynie, że zarząd ustosunkuje się do wyników kontroli, bądź zastosuje lub nie do wniosków pokontrolnych, dopiero po otrzymaniu rozstrzygającej wykładni z ministerstwa sportu. Swoją drogą, to gdy przeczytałem komunikat rady na stronie „Świata Koni”, to aż mi się żal zrobiło prezesa Łukasza Abgarowicza. Z komunikatu owego wynika, że gdy prezes spotkał się z członkami rady 2 marca, uzgodniono, iż 9 marca będą mogli przyjechać do siedziby PZJ i rozpocząć kontrolę. Tymczasem za chwilę członkowie rady dostali pismo od sekretarza generalnego, że dokumenty nie zostaną im udostępnione, z powodów, jakie podałem powyżej. Wynika z tego, że prezes ma obecnie w PZJ tyle do powiedzenia, co…. Nasuwa mi się pewne znane powiedzenie, ale nie chcę go publicznie wypowiadać, aby nie być narażonym na zarzut antysemityzmu. Ale wróćmy do głównej tezy tego tekstu – braku jawności. Za niedopuszczalne uważam to, że obecne władze, rękami sekretarza generalnego, blokują radzie możliwość zamieszczania komunikatów ze swoich zebrań na stronie internetowej PZJ, w zakładce „rada PZJ”. Nawet jeśli obecne władze mają przeświadczenie, że rada przestała istnieć, ale nie mają pewności (a nie mają, skoro zwracają się w tej sprawie do ministerstwa sportu), to lepszym rozwiązaniem byłoby pozwolić radzie publikować swoje komunikaty, a dodawać do nich komentarz zarządu. Komentarz, z którego wynikałoby, dlaczego zarząd ma wątpliwości co do legalności dalszego funkcjonowania rady i co robi, aby te wątpliwości rozstrzygnąć. Tak powinni zrobić ci, którzy są prawdziwymi demokratami. Tak powinni zrobić ci, którzy nie mają nic do ukrycia. Tak powinni zrobić ci, którzy się nie boją konsekwencji swoich decyzji. Knebel na własne usta?Niestety, u obecnych władz PZJ widać deficyt tych cech. Świadczy też o tym kolejny przykład. PZJ jest organizatorem konferencji pt. „Centra jeździeckie oraz rola i funkcjonowanie klubów w strukturze szkolenia jeździeckiego w Europie.” Odbędzie się ona w dniach 18–19 marca w hotelu Gromada w Warszawie (tam, gdzie obradował ostatni zjazd). Goście z różnych krajów europejskich będą opowiadać m.in. o tym, jak u nich funkcjonują kluby jeździeckie. Temat bardzo u nas na czasie, w kontekście ostatnich kontrowersji wokół instytucji: „zawodnicy bez przynależności klubowej”. Wiadomo, że obecny zarząd PZJ jest przeciwnikiem instytucji bpk. Kroki, jakie podjął (zniżki dla klubów, drastyczna podwyżka opłaty za licencję dla bpk) świadczą, że chce doprowadzić do likwidacji bpk. Kontrowersyjny pomysł (pisałem o argumentach na tak i na nie w tekście pt. „Zapędzanie dżina do butelki”), ale demokratycznie wybrane władze mają prawo do realizowania swojej polityki. PZJ jest organizatorem konferencji, ale na stronie naszego związku próżno szukać informacji o niej. PZJ cenzuruje sam siebie? Z jednej strony organizuje (może przypadkiem, czyżby wbrew obecnemu zarządowi?), a z drugiej stara się ukryć ten fakt. Przecież to jakaś paranoja! Panowie więcej odwagi! Marek Szewczyk
|