Przeczytałem mail, który wyciekł do opinii publicznej środowiska jeździeckiego i jestem w szoku. Bardzo się też zdziwiłem, kiedy wszedłem na stronę internetową PZJ, a konkretnie kliknąłem w zakładkę „Rada PZJ”. Po przeczytaniu maila odniosłem bowiem wrażenie, że zarząd PZJ ponownie chce kneblować informacje Rady o jej postanowieniach. A tymczasem protokół z obrad Rady, która działając w trybie obiegowym, podjęła 31 marca aż 10 uchwał, wisi na stronie PZJ jak byk. Wisiał w każdym razie 1 kwietnia, kiedy tam zaglądałem. Więc o co chodzi?
Już wcześniej zarząd – „w związku z pozytywną odpowiedzią Ministerstwa Sportu dotyczącą funkcjonowania Rady” - odblokował możliwość działania Rady, o czym poinformował w komunikacie z 28 marca. No i Rada przystąpiła do wykonywania swych statutowych powinności. W czym więc problem? Problem jest – w języku używanym przez wiceprezesa PZJ Marcina Podporę w oficjalnej korespondencji. A z języka tego wynika styl, w jakim działa obecny zarząd. Są one, i język, i styl, nie do zaakceptowania. Wiem, że toczy się walka. Bezpardonowa walka między grupą, nazwijmy ją umownie Hermanowiczami, a grupą, która utraciła część władzy, a co za tym idzie i korzyści, na ostatnim zjeździe. Liderem tej pierwszej grupy jest obecny wiceprezes Marcin Podpora. A właściwie źle mówię - jest on liderem grupki trzech nowych członków zarządu, bo liderem Hermanowiczów jest Krzysztof Kaliszuk. Niezadowolona z utraty władzy i przywilejów grupa skupia się wokół trzech osób z Rady PZJ: Andrzeja Sałackiego, Krzysztofa Czopka i Rafała Przedpełskiego. Grupka trzech nowych członków zarządu działa bardzo aktywnie. Podjęła wiele inicjatyw, decyzji. Oczywiście robią błędy, bo nie robi ich tylko ten, kto nic nie robi. Nie podejmuję się w tym momencie robić bilansu efektów działania owej trójcy. Wiele ich decyzji jest trafnych, korzystnych dla polskiego jeździectwa. Niektóre z nich nie są znane środowisku, choćby dlatego, że są to procesy jeszcze nie zakończone. Inne dlatego, że nie ma komu powiadomić o nich środowiska. Niestety, niefortunny mail nie tyle przekreśla pozytywne dokonania trójcy, co zepchnie je kompletnie w cień. Teraz już nikt nie będzie mówił o kwestiach merytorycznych, a wszyscy będą się oburzać chęcią „wygumkowania Rady” czy tym, „w co trzeba uderzyć Andrzeja Sałackiego.” Sądzę, że skutki tego fatalnego maila będą bardzo poważne. Jak poważne – przekonamy się 18 maja. Marek Szewczyk
|