Z kim przegrał Ardanowski?
Dziś miało miejsce zaprzysiężenie nowego, a właściwie zrekonstruowanego rządu. Jeden z resortów, w którym nastąpiła zmiana ministra, to ministerstwo rolnictwa. Jana Krzysztofa Ardanowskiego zastąpił Grzegorz Puda.
Dlaczego Ardanowski musiał opuścić stanowisko – wiadomo. Śmiał przeciwstawić się woli wodzusia w sprawie ustawy zwanej „piątka dla zwierząt”. Głównie chodzi o likwidację branży futrzarskiej w Polsce, czego domaga się prezes PiS, a czemu się przeciwstawiał od dawna J.K. Ardanowski.
Czytający ten tekst będą pewnie mieć różne zdanie – jedni będą za, inni przeciw wspomnianej ustawie. Nie jest moim celem rozpatrywanie ani etycznych, ani humanitarnych aspektów uboju rytualnego, ani chowu zwierząt futerkowych, aby je potem zabijać i obdzierać ze skóry na niemodne już futra. Jednak posłowie nie mogą pozwalać na to, aby stanowienie prawa wyglądało tak, że jak jednego dnia wodzuś powie, że ma być tak i tak, to następnego dnia oni karnie podnoszą ręką za takim rozwiązaniem, bez względu na koszty społeczne tak gwałtownej zmiany prawa. Ta ustawa, jak każda pisana na kolanie i wprowadzana w ekspresowym tempie, zawiera mnóstwo nonsensownych zapisów szczegółowych, które miejmy nadzieję wyprostuje senat teraz nad nią obradujący w sposób cywilizowany, a więc z udziałem wszystkich stron i ekspertów. Przede wszystkim jednak posłowie wszystkich opcji powinni mieć na względzie, że zarówno zakazu czy poważnych ograniczeń uboju rytualnego oraz zakazu chowu zwierząt na futra, nie można wprowadzać z dnia na dzień. Ze względów ekonomicznych. Nie można z dnia na dzień pozbawiać źródła utrzymania wielkiej grupy naszych rodaków. Takie zmiany powinny być wprowadzane stopniowo, nawet nie miesiącami, a latami.
Bez względu na samą ocenę intencji ustawy, fakt, że Ardanowski sprzeciwił się woli wodzusia, mając świadomość konsekwencji, budzi szacunek. Nie był jedynym posłem PiS, który głosował przeciw, ale był jedynym ministrem (i posłem zarazem), który się na to zdecydował.
Swoją drogą ciekawe, jakie skutki polityczne będzie miał upór Jarosława Kaczyńskiego, aby postawić na swoim. Ardanowski nie bez kozery mówił, że PiS forsując tę ustawę idzie na wojnę z rolnikami, że jest to zdrada wsi, której zarówno PiS jak i marionetkowy prezydent zawdzięczają wygrywanie kolejnych wyborów. Podobno wodzuś stawia wszystko na ostrzu noża i postraszył – teraz senatorów z PiS, a potem pewnie będzie też szantażował swoich posłów, jak ustawa wróci do sejmu - że jak ktoś nie zagłosuje za nią, to może się pożegnać z myślą o miejscu na listach wyborczych PiS. Ci senatorowie i posłowie, którzy są z okręgów rolniczych, będą mieli problem, wobec kogo być lojalnym, czy wobec wodza, czy wobec wyborców? No i ciekawe, jak forsowanie tej ustawy przez Kaczyńskiego wpłynie w dłuższej perspektywie na wyniki następnych wyborów?
Wróćmy jednak do Ardanowskiego. Odchodzi z urzędu, więc można się pokusić o pewne podsumowanie. Chodzi mi tylko o obszar hodowli koni, bo jeśli chodzi o rolnictwo ogólnie nie mam ani kompetencji, ani chęci, aby oceniać jego działania.
W przypadku koni kilka ruchów należy ocenić pozytywnie. Zacznijmy od jego polecenia, aby KOWR zwolnił Macieja Grzechnika z funkcji prezesa Stadniny Koni Michałów. Jej pokłosiem jest też to, że Hanna Sztuka przestała kierować hodowlą w tej stadninie. Odejście tego duetu, który mocno zaszkodził i hodowli, i finansom spółki, pozwoliło stadninie po jednorocznej zapaści finansowej wrócić do dobrego stanu ekonomicznego. Czyszczenie zaśmieconej hodowli potrwa zapewne kilka lat, ale jest nadzieja, że stadnina stanie ponownie na równe nogi.
Rozwiązanie poprzedniej, powołanej przez Jurgiela, ogromniastej rady ds. hodowli koni, a w jej miejsce powołanie małej, kilkuosobowej, a zwłaszcza powołanie w jej skład Anny Stojanowskiej i Jerzego Białoboka (zwolnionych wszak za sprawą poprzednika), budziło spore nadzieje. Niestety, okazało się tylko i wyłącznie ruchem pijarowskim, który nie przyniósł żadnych pozytywnych efektów. Na szczęście nie przyniósł także żadnych skutków negatywnych.
W ostatnich miesiącach minister Ardanowski wyasygnował z ministerialnej kasy 1 mln złotych na nagrody dla właścicieli koni arabskich biorących udział w narodowym pokazie w Janowie Podlaskim. A potem kolejny milion na nagrody dla polskich jeźdźców, startujących na świetnie zorganizowanych (brawa dla Tomasza Chalimoniuka, a przede wszystkim dla Dominika Nowackiego i jego zespołu) zawodach na Służewcu. Oba te kroki należy ocenić pozytywnie i podziękować za nie byłemu już ministrowi.
Ostatnim dobrym ruchem, na którego wykonanie naciskał minister Ardanowski, miało być dofinansowanie spółki Stadnina Koni Janów Podlaski. Miało to nastąpić przez podniesienie kapitału zakładowego, bo jak wiadomo, nasze państwo, jako członek UE, nie może dofinansowywać wprost spółek skarbu państwa. Polecenie to miał zrealizować Krajowy Ośrodek Wsparcie Rolnictwa.
I realizował, ale w trybie strajku włoskiego. Dyrektor generalny KOWR stale zapewniał ministra, że już, już będzie jego polecenie wykonane, ale tak naprawdę robił wszystko, aby tak się nie stało. W każdym razie dopóki na czele spółki stał Marek Gawlik, który – jak się okazuje – był od zawsze związany z PO. A całe kierownictwo KOWR, a kiedyś ANR, nastawione jest na jedno – patrzeć skąd wieje wiatr, aby się nie narazić tym, którzy mają wpływy.
Nieważne, że w janowskiej stadninie program naprawczy wdrażany przez Marka Gawlika zaczął przynosić pozytywne efekty. Nie można jednak dopuścić, aby coś pozytywnego szło na konto jakiegoś człowieka kojarzonego z PO. KOWR skwapliwie wykorzystał więc fakt, że Marek Gawlik nie chciał rozwiązać umowy o współpracę z Anną Stojanowską i postawił sprawę jasno, albo ona zostaje, a dokapitalizowanie nastąpi, albo odchodzę. No to kierownictwo KOWR odetchnęło z ulgą – dziękujemy panu, że nam pan pomógł. Teraz możemy postawić na czele spółki człowieka z PiS i być spokojnymi o swoje stołki. A że w janowskiej stadninie zaraz po odwołaniu Gawlika zwolniła się z pracy spora grupa ludzi, w tym koniuszy, ludzi, którzy zaczęli mieć nadzieję, że może spółkę da się uratować, kogo to w KOWR obchodzi. A że na czele słynnej stadniny staje człowiek, który w Białce (kiedy tam pracował) zatrudniał do strugania kopyt koniom i źrebakom w stadninie człowieka, który na co dzień przycinał racice krowom, bo taniej, kogo to w KOWR obchodzi?
To, że janowska stadnina zacznie teraz ponownie dołować, jest pewne jak amen w pacierzu, ale co tam. Ważne, aby się nie narazić tym, którzy są na górze.
No przecież minister Ardanowski był na górze. To jemu KOWR podlegał, więc na pierwszy rzut oka to co piszę jest nielogiczne. Nie wykonując jego polecenia, kierownictwo KOWR narażało się w pierwszym rzędzie byłemu ministrowi. No właśnie. Ministrowi, o którym wtajemniczeni już wcześniej wiedzieli, że jego rządy się kończą. Należało więc mówić, że się wykonuje jego wolę, ale robić wszystko, aby go przeczekać. No i przeczekali.
Tak więc Jan Krzysztof Ardanowski przegrał nie tylko z wodzusiem. Przegrał też z KOWR-em. A przy okazji przegrała też janowska stadnina. Ale co tam. Najważniejsze są stołki. Te w KOWR.
Jeśli ktoś sądzi, że w KOWR prezesów stadnin powołuje się zgodnie z ich kwalifikacjami do zarządzania przedsiębiorstwami rolniczymi, a ocenia według wyników finansowych spółek, którymi są te stadniny, a nie według klucza, kto ma jakie plecy, a jak ma mocne, to nawet fatalne wyniki finansowe nie są podstawą do usunięcia takiego szkodnika, służę przykładami.
Spółka potworek, jakim są połączone stadniny Iwno-Golejewko, zanotowało w 2018 roku stratę w wysokości – 3 070 570 zł. Rok później ta strata była niższa, ale nadal wysoka – 1 987 312 zł. Ale co tam – wyjątkowo nieudolny prezes Przemysław Pacia (o jego „rządach” pisałem w tekście „Intelektualna susza” z 26 II 2020) dostał skwitowanie z KOWR zarówno za rok 2018, jak i za rok 2019.
W innej stadninie, Krasne, od kwietnia 2017 roku prezesem jest Wiesław Kołakowski. Pierwszy, niepełny rok jego rządów przyniósł mały plus (170 012 zł), w czym jest pewnie też zasługa poprzednika, ale dwa następne lata to już straty. I tak rok 2018 – strata 717 328 zł; rok 2019 strata – 106 627 zł. Ale pan Kołakowski skwitowanie otrzymuje.
Tego typu przykładów można by mnożyć więcej.
Niestety, z KOWR przegrał nie tylko Ardanowski. Z tą instytucją przegrywa od lat cała państwowa hodowla koni. Ta równia pochyła musi się skończyć tylko w jeden sposób – całkowitym zanikiem tejże hodowli.
Marek Szewczyk
PS. Otrzymałem sms-a od pana Marka Gawlika, który prostuje, jakoby był związany z PO. Jak podkreśla, "jest apolityczny". Prostuję więc informację, że jest związany z PO, a ten fragment, kiedy o tym pisałem, powinien więc wyglądać tak: Nie można jednak dopuścić, aby coś pozytywnego szło na konto jakiegoś człowieka nie związanego z obozem rządzącym (mowa o rozumowaniu panów z KOWR).



|