Wynik czy pieniądze – co powinno być celem sportowca?
Niepomiernie się zdziwiłem, kiedy przed mistrzostwami Europy w skokach przez przeszkody, które odbyły się w duńskim Herning, zobaczyłem, że w składzie ekipy Wielkiej Brytanii nie znalazła się para Nick Skelton - Big Star. Pierwsza myśl była taka: koń albo zawodnik jest kontuzjowany. Zacząłem szukać w internecie i znalazłem informację, po której zdziwiłem się jeszcze bardziej. Otóż Nick Skelton do spółki z właścicielem wspaniałego Big Stara wydali oświadczenie, że postanowili oszczędzić konia, gdyż ich głównym celem są Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro! Co ma piernik do wiatraka? Rio dopiero w 2016 roku, a ME w Herning w 2013. Oba wydarzenia dzieli trzy lata, o jakim oszczędzaniu więc mówimy? Jeszcze gdyby właściciel i jeździec postanowili oszczędzić konia na rok przed IO, to można by zrozumieć, ale na trzy lata? Dziesięć razy zdąży jeszcze odpocząć, zregenerować siły.
W swojej naiwności nie pomyślałem o jakże celnej zasadzie: że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Ale w tym wypadku sprawdziło się jeszcze jedno porzekadło: chytry traci dwa razy. W jaki sposób?
Ale najpierw rozwińmy pierwsze powiedzenie.
Nick Skelton wygrał w czerwcu na Big Starze Wielką Nagrodę Akwizgranu. Od tego roku konkurs ten wchodzi w skład tzw. Wielkiego Szlema (Rolex Grand Slam). Dwa pozostałe elementy to Grand Prix na CSIO***** w Calgary oraz Grand Prix na CHI***** w Genewie (12-15 XII). Rolex „wykolegowany” z pozycji sponsora jeździectwa nr 1 przez inną szwajcarską firmę produkującą zegarki (oraz sprzęt do pomiaru czasu) - Longinesa, postanowił bowiem walczyć o odzyskanie pozycji nr 1 i ustanowił owego Wielkiego Szlema. Jeśli jakiś zawodnik wygra (niekoniecznie na tym samym koniu) wymienione trzy konkursy Grand Prix, jeden po drugim, niezależnie od którego zacznie, otrzyma bonus w wysokości 1 mln euro. Jeśli wygra z tych trzech konkursów tylko dwa z, ale z rzędu – otrzyma premię w wysokości 500 tys. euro. Jeśli zaś wygra dwa, ale nie jeden po drugim, ale przedzielone zwycięstwem kogoś innego w „środku”, to otrzyma premię w wysokości 250 tys. euro. Jest więc o co walczyć.
No i właściciel Big Stara oraz Nick Skelton postanowili powalczyć. Grand Prix na CSIO***** w Calgary zaplanowane było na 8 wrześnie, a więc dwa tygodnie po zakończeniu ME w Herning (25 sierpnia). Jednak biorąc pod uwagę, że CSIO w Spruce Meadows trwa aż 5 dni, a podróż do Kanady jest długa i skomplikowana (nawet samolotem), praktycznie 3-4 dni po ME należało już wysłać konia do Kanady. Powstał więc problem, co ważniejsze: ME czy szansa na Wielkiego Szlema.
Można było startować i tu, i tu i to na tym samym koniu. Najlepszy dowód, że Ben Maher tak zrobił. Dosiadając siwej klaczy Cella wywalczył w Herning tytuł wicemistrza Europy (plus złoto drużynowo), a w GP w Calgary zajął 7. miejsce.
Nick Skelton „odpuścił” jednak ME. Niestety, w Spruce Meadows nie powalczył o Wielkiego Szlema. 30 sierpnia (a więc blisko tydzień po ME) świat jeździecki obiegła wiadomość, że Big Star jest kontuzjowany i do Calgary nie pojedzie.
No i tak Nick Skelton ani nie powiększył swego bogatego dorobku medalowego z ME – a były realne szanse na dwa złote medale, bo skoro Brytyjczycy bez niego wywalczyli pierwsze miejsce, to z nim dokonali by tego tym bardziej, a gdyby wywalczył do tego tytuł mistrzowski indywidualnie, nikt by się przecież nie zdziwił - ani nie powalczył w Calgary.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Na ogół w sporcie jest tak, że jak ktoś planuje swoją karierę sportową pod kątem „kasy”, jeśli układa kalendarz z myślą przede wszystkim o forsie, to osiąga słabsze wyniki sportowe, od tego, dla którego najważniejszy jest sam wynik sportowy. Z kolei ten, kto na pierwszym miejscu stawia wynik sportowy i uda mu się ten cel zrealizować, przy okazji, po drodze, zdobywa też pieniądze. Na ogół dużo większe od tego, kto na nie specjalnie poluje.
Jak morał z tej bajki? Lepiej być prawdziwym sportowcem i stawiać cele sportowe na pierwszym miejscu, bo sukcesy sportowe i tak się przełożą na pieniądze, niż być kunktatorem, który myśli tylko o forsie, bo wtedy można zostać i bez forsy i bez sukcesów sportowych.
Marek Szewczyk


