Człowiek z cienia
Wiele wskazuje na to, że za odwołaniem prezesów stadnin Jerzego Białoboka i Marka Treli oraz Anny Stojanowskiej z ANR stało dwóch panów. Obaj są hodowcami koni arabskich. Pierwszy to senator PiS Jan Dobrzyński. O jego powiązaniach z ministrem Krzysztofem Jurgielem oraz o potencjalnych motywach niechęci do Jerzego Białoboka i Anny Stojanowskiej pisałem w tekście „Potyczki senatora z arabiarzami.” Teraz czas na to, aby nakreślić sylwetkę i ewentualne motywy Andrzeja Wójtowicza. Człowieka, który stoi w cieniu wydarzeń ostatnich miesięcy. Po stronie „dobrej zmiany” pojawia się minister, prezes ANR Waldemar Humięcki, media sporo uwagi poświęciły też senatorowi PiS, a o Andrzeju Wójtowiczu cisza. Chyba niesłusznie, bo wygląda na to, że w ostatnich miesiącach udało mu się osiągnąć to, co zawsze było jego celem – wpływ na decyzje władzy.
Czas jest właściwy, bo jak się dowiedziałem od Hanny Sztuki, do kierowanego przez nią Sądu Koleżeńskiego Polskiego Związku Hodowców Koni Arabskich, wpłynęło 13 wniosków o wykluczenie Andrzeja Wójtowicza z grona członków tej organizacji. A zarzuty, jakie sformułowali wnioskodawcy są następujące:
1. Narażenie dobrego imienia PZHKA w wyniku uwikłania Związku w działania polityczne związane z odwołaniem ze stanowisk: Jerzego Białoboka Prezesa Zarządu Stadniny Koni Michałów sp. z o.o. , Marka Treli Prezesa Zarządu Stadniny Koni Janów Podlaski sp. z o.o. oraz Anny Stojanowskiej inspektora ANR
2. Naruszenie zasad etyki hodowcy poprzez działania niezgodne ze Statutem PZHKA.
Członkinie Sądu Koleżeńskiego PZHKA uznały jednak, że sprawa ta przekracza ich kompetencje i postanowiły przedstawić ją do decyzji walnego zjazdu PZHKA, który w ten weekend (9-10 kwietnia) będzie obradował w Janowie Podlaskim.
Klacz Njuschaah
Domyślam się, że w drugim punkcie wnioskodawcy nawiązują m.in. do pewnego niechlubnego epizodu z przeszłości. Chodzi o klacz czystej krwi arabskiej Njuschaah. Wyhodowana w Niemczech klacz należała (należy?) do Andrzeja Wójtowicza, który ją trenował i zapisywał do gonitw na Służewcu. Okazuje się, że w roku 2000 biegała w trzech gonitwach w okresie czerwiec-sierpień w sytuacji, kiedy była źrebna (stanowiona w maju ogierem Esej).
Tego rodzaju czyn trenera jest z jednej strony naganny, gdyż jest to niezgodne z dobrostanem koni. Z drugiej strony było czynem z obszaru dopingu – źrebne klacze, podobnie jak ciężarne kobiety, w początkowych miesiącach ciąży z powodu wzmożonej aktywności hormonalnej stają się silniejsze od samic, które nie są w ciąży. Ten typ doping u sportsmenek stosowany był masowo w latach osiemdziesiątych w NRD.
Za ten nieetyczny czyn Andrzej Wójtowicz poniósł konsekwencje. Komisja Techniczna działająca na Służewcu ukarała go grzywną w wysokości 20 tys. zł (orzeczenie KT nr 1 z 30.01.2001 roku). Sprawą tą zajął się także Sąd Koleżeński PZHKA w 2002 roku. Jak można znaleźć w przestrzeni publicznej, czyli w sieci: Sąd zebrał się raz (17.04.2002) - w związku z wnioskiem pana Andrzeja Waliszewskiego, dotyczącym postawy pana Andrzeja Wójtowicza, który w 2000 roku dopuścił, by trenowana przez niego klacz Njuschaah, wzięła udział w gonitwach, będąc źrebną. Sąd Koleżeński uznał to za wysoce naganne.
Wynika z tego, że Sąd Koleżeński nie nałożył na obwinionego żadnej regulaminowej kary, np. nagany czy upomnienia, a jedynie „pogroził mu palcem.”
Klacz Savvannah
Inny fakt, który ma duże znaczenie dla zrozumienia ewentualnych motywów niechęci Andrzeja Wójtowicza do Marka Treli, jest związany z inną klaczą – Savvannah. Urodzona w USA (stąd ta nazwa nawiązująca do miasta pod którym w trakcie wojny o niepodległość USA w 1779 roku zginął Kazimierz Pułaski), należała do Stadniny Koni Janów Podlaski. Wywodzi się od klaczy Sasanka, a więc z rodziny świetnie biegających na torze koni. Marek Trela miał więc podstawy oczekiwać dobrych wyników Savvannah na torze. Oddał ją do treningu do stajni Andrzeja Wójtowicza, jednak przed Derby mu ją odebrał. Kością niezgody był wynik z Nagrody Janowa (ważna gonitwa przygotowawcza do Derby). Savvannah ją sromotnie przegrała. Trener tłumaczył, że dlatego, bo klacz była w tym momencie w rui. Prezes Trela miał mu za złe to, że nie został o tym fakcie powiadomiony - zapewne zaleciłby wycofanie klaczy z gonitwy. Tak byłoby uczciwie wobec graczy i zgodnie ze sztuką trenerską. Uprawione jest podejrzenie, że trener ani nie zawiadomił o stanie klaczy właściciela, ani jej nie wycofał z gonitwy świadomie, gdyż liczył, że uwaga wszystkich będzie skoncentrowana na Savvannah, a on wygra tę gonitwę drugim koniem (brat derbisty) należącym do innego właściciela.
Sprawa zakończyła się w sądzie, trwała długo, ale kolejny skład sędziowski, w kolejnej instancji odrzucił pozew Andrzeja Wójtowicza wobec stadniny w Janowie.
Andrzej wszechmocny?
Tyle najważniejszych faktów, choć za chwilę podam jeszcze kilka, ale teraz wkraczamy w obszar spekulacji. Jakie motywy mógłby mieć Andrzej Wójtowicz, aby chcieć odwołania nie tylko Marka Treli, ale także Jerzego Białoboka oraz Anny Stojanowskiej? I – co ważniejsze – jakie możliwości, aby przyczynić się do tych decyzji?
Możliwości miał i ma nadal – jest wszak w dobrej komitywie z Janem Dobrzyńskim. Niektóre konie senatora stoją w stajni Andrzeja Wójtowicza w Bełżycach. A poprzez kolegę-senatora ma obecnie dojście do ucha ministra Jurgiela.
Rozmawiałem z wieloma osobami, które znają „bohatera” tego artykułu, które z nim współpracowały czy to w Radzie Polskiego Klubu Wyścigów konnych, czy to na Służewcu, czy też miały kontakty przy różnych okazjach w środowisku hodowców koni arabskich. Wyłania się z tego obraz człowieka bardzo ambitnego, któremu zależy na tym, aby go postrzegać jako osobę wpływową, od którego wiele zależy. Wygląda na to, że kiedyś często to była megalomańska poza, ale ostatnio faktycznie uzyskał wpływ na bieg wydarzeń. A fakt, że ma być powołany (czy już ostał powołany) do zapowiedzianej niedawno przez minista Jurgiela Rady ds. Hodowli Koni, czy jakoś tak, jest niczym innym, jak nagrodą za "usługi" świadczone obecnej władzy.
Niestety, większość moich rozmówców kreśli też obraz człowieka, którego żywiołem jest destrukcja, nieustanne intrygi, podburzanie jednych ludzi przeciw drugim.
Jak twierdzi jeden z moich pragnących zachować anonimowość rozmówców, dobrze znający realia na Służewcu, Andrzej Wójtowicz najpierw przyczynił się w 2001 roku do odwołania Marka Przybyłowicza, ówczesnego prezesa Toru Wyścigowego. Kiedy tylko powstał Polski Klub Wyścigów Konnych, a Andrzej Wójtowicz wszedł do Rady PKWK, zwalczał kolejno wszystkich prezesów: najpierw Jerzego Budnego, potem Feliksa Klimczaka, aż wreszcie Agnieszkę Marczak, choć bywało i tak, że ich początkowo popierał.
Od lat działa w PZHKA i od lat – jak twierdzą moi rozmówcy - ma pretensje do prezesów stadnin. O to, że nie wspierają prywatnej hodowli koni arabskich w Polsce. O to, że wydzierżawiają czołowe ogiery za granicę, a jego zdaniem powinny być dostępne tylko dla polskich hodowców. O to, że wydzierżawiają klacze, które – jego zdaniem - zostawiają zagranicznym kontrahentom zarodki, a potem po powrocie do Polski rzekomo już nie mogą rodzić źrebaków. O to, że prywatni hodowcy nie mają wpływu, a jego zdaniem powinni mieć, na to, jakich sędziów powołuje organizator pokazów w Białce czy w Janowie. O to, że prywatni hodowcy nie mają wpływu, a jego zdaniem powinni mieć, na to, jakie klacze są ostatecznie dopuszczane na listę aukcji głównej, a jakie na tzw. cichej.
Paweł Kozikowski, czołowy polski trener koni pokazowych, który niedawno wraz ze swoją partnerką, Joanną Wojtecką wypowiedział pracę w Janowie Podlaskim, potwierdził te fakty. Mało tego, powiedział, że kiedy usłyszał zarzuty pod adresem zwolnionej trójki, jakie na pierwszej konferencji prasowej artykułował minister Jurgiel, miał poczucie, jakby słyszał Andrzeja Wójtowicza, który te same bzdurne pretensje wyłuszczył mu w prywatnej rozmowie gdzieś w stajni, w zimie (listopad-grudzień 2015), a więc jeszcze przed wyrzuceniem całej trójki z pracy.
To nie jedyna istotna poszlaka wskazująca, że jednak Andrzej Wójtowicz istotnie doradza ministrowi Jurgielowi i ma wpływ na jego i kierownictwa Agencji Nieruchomości Rolnych decyzje. Mój anonimowy rozmówca twierdzi, że projekt zmian w ustawie o wyścigach konnych przygotowany przez PiS (nawiasem mówiąc 12 kwietnia ma się odbyć pierwsze czytanie w sejmie) to toczka w toczkę poglądy Andrzeja Wójtowicza, który je wielokrotnie artykułował czy to oficjalnie, czy w prywatnych rozmowach z innym członkami Rady PKWK.
Inny rozmówca, także zastrzegający sobie anonimowość, potwierdził, że już na dwa-trzy miesiące przed decyzjami z 19 lutego, Andrzej Wójtowicz mówił mu mniej więcej tak: „poczekaj, przekonasz się, że niebawem, ci szkodnicy (mowa o Treli i Białoboku) stracą posady.” Znał też i podawał wiele faktów, które potem mój rozmówca znalazł w sławnym, a właściwie niesławnym raporcie CBA, na który tak ochoczo powoływały się sprzyjające PiS-owi media oraz minister Jurgiel.
Kolejny anonimowy rozmówca opowiedział mi o charakterystycznym wydarzeniu, jakie miało miejsce na zebraniu PKWK, już po 19 lutym. Kiedy wszyscy dyskutowali o niedawnym odwołaniu prezesów stadnin arabskich, Andrzej Wójtowicz pozwolił sobie na komentarz tego typu: „widzicie, jak kończą ci, którzy ze mną zadrą?”
Kolejne trzy osoby pragnące pozostać anonimowe, potwierdziły sygnały, jakie do mnie docierały, że Andrzej Wójtowicz oferuje pracę w państwowych stadninach arabskich. W przypadku dwóch osób, telefony te miały miejsce już po zwolnieniach prezesów. Jedna z tych osób powiedziała, że chyba chodziło o drugiego członka zarządu do pomocy pani p.o. prezesa w Michałowie, ale nie jest pewny, gdyż nie dopytywał się o szczegóły. Od razu odmówił, a w ogóle to nie potraktował tego telefonu poważnie, raczej jako próbę dodawania sobie splendoru przez dzwoniącego, na zasadzie – patrz i podziwiaj, jaki jestem wszechwładny. Drugi telefon też miał miejsce po 19 lutego i ten rozmówca też odmówił, nie dopytując się o szczegóły. Jednak ten trzeci telefon (a w kolejności pierwszy) miał miejsce przed 19 lutego, ale ponieważ rozmówca też nie był zainteresowany propozycją, nie wie, czy chodziło o Janów czy o Michałów, i nie wie także, czy chodziło o stanowisko prezesa, czy drugiego członka zarządu. Raczej o to drugie i o Janów (ale to moje domysły), pamiętajmy bowiem, że zanim Marek Trela został odwołany, w Agencji przymierzano się do dodania mu członka zarządu i miała nim być Magdalena Hałas, która ostatecznie (i po jakimś czasie) wylądowała w podobnej roli (zastępca) w Białce.
Proces poszlakowy
Członkowie PZHKA rozpatrując sprawę wniosku o wykluczenie Andrzeja Wójtowicza ze swojego grona będą w trudnej sytuacji. Ewidentne złamanie przepisów wyścigowych i norm, które muszą obowiązywać hodowców koni, miało miejsce wiele lat temu i za to już został ukarany i napomniany. Reszta jego nagannych czynów są to domysły, spekulacje, pogłoski. Jeśli miałby być wykluczony ze związku, to nie za jakieś konkretne czyny, ale za całokształt. Członkowie PZHKA, którzy będą w roli sędziów, będą mieli do czynienia z klasycznym przypadkiem procesu poszlakowego.
Gdybym to ja był członkiem PZHKA, nie miałbym problemu z podjęciem decyzji. Przy pełnej świadomości faktu, że będzie to odpowiednik procesu poszlakowego, głosowałbym za usunięciem poza nawias mojego środowiska człowieka o takiej postawie.
Marek Szewczyk
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 24.05.2017, 18:19 Uaktualniono: 28.05.2017, 18:31 |
re: człowiek z cienia
bardzo ciekawy blog, dziękuję Panie Marku!
|
|
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 09.04.2016, 0:24 Uaktualniono: 09.04.2016, 8:39 |
Odp.: Człowiek z cienia
Przeraża mnie ta cała sytuacja związana ze stadninami, odwołaniami profesjonalistów ze stanowisk w imię własnej władzy, napchania własnej kieszeni. Nie sądziłam, ze można byc takim podłym typem i tak rozwalić wszystko w ciagu kilku dni.
Przypomina mi sie jak to wspaniały nowy prezes się pochwalił, że konie żyją krowy mleko nadal daja czy jakoś podobnie, nie chce mi sie juz wertować tych wszystkich reportaży by odszukać to co powiedział - taki pewny siebie, że jak to on sie nadaje na to stanowisko - conajmniej jakby produkowali tam sznurówki, a nie hodowali żywe istoty warte wiele setek tys euro. A to co przeczytałam w tym art http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-one ... s-w-stadninie-koni/ke6q6w dosłownie wyrwało mnie ze skarpet. Przecież to jest jakis koszmar. |
|