Strona startowa | O mnie | Blog | Linki | Napisz do mnie
 
Archiwa
 

Archiwa

A to ja
 

Marek Szewczyk fot. Włodzimierz Sierakowski


Marek Szewczyk

O obecności jeździectwa w mediach

Nadesłany przez Marek Szewczyk 2.12.2013, 13:51:03 (4526 odsłon)

Dlaczego transmisji z zawodów jeździeckich rozgrywanych w Polsce jest w polskiej telewizji mało, a w każdym razie mniej niż byśmy oczekiwali?

Dlaczego o sukcesach polskich jeźdźców i powożących – bo choć jest ich niewiele (sukcesów, oczywiście), ale się pojawiają – nie można przeczytać w gazetach sportowych, ani na sportowych kolumnach gazet codziennych?

Dlaczego Szwedzi dziwili się, kiedy w 1995 roku komentowałem z Göteborga finał Pucharu Świata w skokach dla polskiej telewizji? A ja dziwiłem się wówczas ich zdziwieniu?

Kto z Państwa płaci abonament radiowo-telewizyjny? I co to ma do kwestii obecności jeździectwa na antenie TVP?

Na te pytania postaram się odpowiedzieć, a sprowokował mnie do tego Włodzimierz Uchwat swoim wystąpieniem podczas zjazdu sprawozdawczego PZJ. Postawił bowiem wniosek, aby stworzyć stanowisko dla osoby, która miałaby za zadanie doprowadzić do tego, że sport jeździecki pojawi się w TV w szerokim wymiarze. A podstawą do takiego „żądania” jest to, że – zdaniem pana Włodzimierza – polskie skoki przez przeszkody mają już nie jednego Adama Małysza, a kilku.

Zazdroszczę panu Włodzimierzowi wielkich pokładów entuzjazmu i optymizmu, ale w tej drugiej kwestii to – jak to mówi młodzież – przegiął. Ale zostawmy ten wątek. Skupmy się na pozostałych.



Pewnie niektórzy będą zaskoczeni, ale relacji jeździeckich było kiedyś na antenie telewizji polskiej sporo, a w każdym razie chyba nawet więcej niż teraz, kiedy funkcjonuje specjalny kanał sportowy – TVP Sport. Na dowód przytoczę fragment artykułu, jaki kiedyś popełniłem na prośbę Michała Wierusza-Kowalskiego dla pisma „Hodowca i Jeździec”. Cytuję:

 

Konie przebijały się na antenie telewizji – a mówimy w tym momencie tylko o telewizji państwowej, bo innej wówczas nie było -  powoli, ale ich obecność systematycznie rosła. Największe natężenie przypadło na pierwszą połowę lat 90.

Oto szczegółowy wykaz transmisji za rok 1995:

14 V, program II, 17,30 – 30 min.     - CSI Iwno

1 VI, program II, 17,30 – 30 min.      - CSIO Warszawa

2 VI, program II, 17,00 – 60 min.      - CSIO Warszawa

3 VI, program II 15,45 – 25 min.       - CSIO Warszawa

4 VI, program II, 18,10 – 40 min.      - CSIO Warszawa

25 VI, program II, 17,00 – 50 min.    - CAI Bogusławice

6 VIII, program II, 23,20 – 20 min.    - CDI Książ

24 VIII, program II, 20,25 – 25 min.  - MŚ w powożeniu Poznań

25 VIII, program II, 0,55 – 25 min.    - MŚ w powożeniu Poznań

26 VIII, program II, 17,00 – 55 min.  - MŚ w powożeniu Poznań

28 VIII, program II, 17,00 – 30 min.  - MŚ w powożeniu Poznań

17 IX, program II, 21,30 – 30 min.    - CCI Biały Bór

17 IX, program II, 23,35 – 25 min.    - CCI Biały Bór

 

Skąd znam te szczegóły? Niedawno znalazłem w swoim biurku kilka takich wykazów, które trzymam na wiecznej rzeczy pamiątkę. Takie wykazy sporządzałem co roku na prośbę Eryka Brabeca, ówczesnego sekretarza generalnego PZJ, który z kolei był proszony przez biuro FEI, aby takie opracowania dostarczać. Byłem wówczas zastępcą sekretarza redakcji sportowej TVP i nieskromnie powiem, że miałem pewien wpływ na to, że tak dużo „końskich” transmisji udawało się „wepchnąć” na antenę.

 

Ten fragment trzeba uzupełnić jedną istotną uwagą – ten wykaz dotyczy tylko imprez międzynarodowych rozgrywanych w Polsce, bo tylko takie interesowały FEI. Nie ma w nim imprez krajowych, jak np. MP, czy międzynarodowych, ale rozgrywanych poza granicami Polski. Jak np. finał PŚ w skokach przez przeszkody.

W 1995 roku finał PŚ rozegrany został w Göteborgu. Wygrał go Nick Skelton na klaczy Dollar Girl. Miałem przyjemność być wówczas w hali Scandinavium i komentować dla TVP – o ile dobrze pamiętam – godzinną relację z ostatniego, dwunawrotowego konkursu wchodzącego w skład finału.

Pamiętam moje zdziwienie, kiedy skonstatowałem, że szwedzka publiczna telewizja nie transmituje tego wydarzenia! Wypytywałem kolegów dziennikarzy szwedzkich o tę zagadkę. Usłyszałem w odpowiedzi, że szwedzkiej telewizji nie stać na pokazywanie finału PŚ w skokach przez przeszkody. Nie chodziło jednak o finanse, a o fakt, że szwedzka telewizja nie mogła sobie pozwolić na pokazywanie wydarzenia, które nie gwarantowało wysokiej oglądalności. Wówczas było to dla mnie niepojęte, ale z czasem zrozumiałem dlaczego. Ponownie sięgnę do wspomnianego artykułu.

 

Telewizyjny bożek

Sytuacja zaczęła się zmieniać w drugiej połowie lat 90. Działały już prywatne stacje telewizyjne i zaczął się wyścig o widza. To wtedy pojawiło się magiczne słowo: oglądalność. To odmieniane na wszystkie przypadki określenie stało się szybko bożkiem telewizyjnym, do którego zaczęli się modlić telewizyjni decydenci. A ponieważ jeździectwo nigdy (i nigdzie, nie tylko w Polsce) nie miało wielkiej oglądalności, liczba „końskich” transmisji zaczęła spadać.

Prywatne stacje (Polsat, TVN) z czasem zaczęły sięgać po sport, ale w pierwszym rzędzie po te dyscypliny, który gwarantowały dużą oglądalność, czyli po piłkę nożną, żużel, boks, koszykówkę czy siatkówkę. Z czasem powstał nowy układ sił: o te wymienione sporty stacje telewizyjne zaczęły się bić, windując ceny do transmisji  z nich do niebotycznych wyżyn, a pozostałymi sportami nikt się nie interesował.

 

„My Polacy tak mamy…”

Teraz, aby TVP Sport przeprowadził transmisję z zawodów jeździeckich, trzeba za to zapłacić. Chodzi o pokrycie części kosztów technicznych takiej transmisji. Wielu się na to oburza. A gdzie misyjna rola TVP? Przecież to psi obowiązek państwowej telewizji?

Tak można by stawiać sprawę, gdybyśmy wszyscy płacili abonament radiowo-telewizyjny. A tymczasem z danych Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wynika, że abonament płaci tylko 1 mln gospodarstw domowych w Polsce, a powinno 10 mln! Inaczej mówiąc, 90% nie płaci, choć powinno.

„My Polacy tak mamy, że lubimy niskie ceny” – jak mówi reklama Biedronki. Okazuje się, że mamy też tak, że gdy chodzi o obowiązki państwa wobec nas, to gardłujemy, kiedy widzimy, że nie są one wypełniane, ale jak przychodzi nam spełnić nasze zobowiązania wobec państwa, to….

Gdyby wszyscy, którzy powinni, płacili abonament, wpływy wyniosłyby 2,3 mld złotych. Tymczasem prognozy na 2014 rok są takie, że może wyniosą 650 mln. Z tego 54,5% przypada dla TVP.

Niech więc każdy zanim zapała świętym oburzeniem, że TVP żąda pieniędzy od organizatorów zawodów jeździeckich za transmisje, najpierw spojrzy w lustro i odpowie na pytanie, czy płaci abonament. Jeśli płaci, to ma prawo się oburzać. Jak nie płaci, to oburzanie się jest czystej wody hipokryzją. A ci, którzy płacą, powinni się oburzać, ale w pierwszym rzędzie na tych, którzy nie płacą.

 

Trzeci koszyk

Przez wiele lat mojej przygody z telewizją i dziennikarstwem miałem okazję zapoznawać się w wynikami analiz dotyczącymi popularności (oglądalności, czytalności, a teraz dodałoby się jeszcze słowo „klikalności”) dyscyplin sportowych. Jeździectwo zawsze było w trzecim koszyku na cztery. I nie dotyczy to tylko Polski. Tak samo się dzieje  nawet w tych krajach, których reprezentanci odnoszą nieustannie największe sukcesy, jak Niemcy, Wielka Brytania, Francja, czy Belgia, Holandia i Szwajcaria. W żadnym z tych krajów jeździectwo nie jest w stanie przebić pod tym względem sportów z pierwszego koszyka. Nawet jeśli w tych krajach odsetek ludzi jeżdżących konno jest dużo wyższy niż w Polsce, to i tak jeździectwo nie jest w stanie poprawić swojej pozycji, choćby przebić się do drugiego koszyka.

Szacuje się, że ludzi jeżdżących konno, choćby okazjonalnie, jest w Polsce 300 tysięcy. To jest mniej niż 1% populacji. Zatem mniej niż 1% Polaków może być - przynajmniej teoretycznie - zainteresowanych informacjami o wynikach w sporcie jeździeckim.  

Czy można więc się dziwić, że tak trudno się przebić do mediów z informacją o jakimś sukcesie w jeździectwie. Zwłaszcza jak pojawiają się od czasu do czasu. Nie są powtarzalne, tak jak to było kiedyś w przypadku Adama Małysza, a teraz w przypadku Justyny Kowalczyk.

Na zjeździe PZJ pozwoliłem sobie opowiedzieć pewien przykład obrazujący tę sytuację. Ponieważ większość Czytelników nie była na zjeździe, przytoczę go.

Otóż kiedy dotarła do mnie informacja, że Banderas pod Pawłem Spisakiem zdobył brązowy medal MŚ Młodych Koni, a było to wczesnym popołudniem w niedzielę 20 października, szybko zadzwoniłem do kolegi z Polskiej Agencji Prasowej, aby mu o tym powiedzieć. Ponieważ był gdzieś na wyjeździe, poprosił mnie, abym napisał o tym krótki komunikat i wysłał do PAP. Tak też zrobiłem, a było to ok. godziny 17. To istotne, bo było jeszcze dużo czasu do momentu zamykania wydań. W poniedziałek poszedłem do kiosku i zacząłem przeglądać kolumny sportowe gazet. Nie miałem wielkich oczekiwań, ale wynik mnie zaskoczył. Informacji tej nie podała żadna gazeta! Nawet „Przegląd Sportowy”! We wspomnianym roku 1995 byłoby nie do pomyślenia, aby „Przegląd Sportowy” nie podał informacji o medalu MŚ w olimpijskiej dyscyplinie! Ale od 1995 roku zmieniła się nie tylko telewizja. Bożek „czytalności” dotknął też gazety. A „Przegląd Sportowy” nie jest już przeglądem wydarzeń  sportowych, zamienił się w „Fussball Zeitung”.

Na zjeździe prezes Łukasz Abgarowicz mówił o swoich planach i działaniach jeśli chodzi o media. Mówił o tym, że jego celem jest, aby jeździectwo przebiło się do mediów lifestylowych i mainstreamowych. Mówił o tym, że nowy zarząd sprawił, że we wspomnianym „Przeglądzie Sportowym” jakiś dziennikarz dostał jeździectwo pod swoje skrzydła.

Tak się składa, że właśnie w dniu zjazdu, w programie „Śniadanie w TVN” Kinga Rusin gościła w studiu Karolinę Ferenstein-Kraśko i Klarę Kostrzewę. Panie rozmawiały o jeździectwie i zbliżającej się Cavaliadzie. Amazonki nie dość, że urodziwe to jeszcze elokwentne, było więc sympatycznie. Była to dobra promocja naszego sportu i zawodów w Poznaniu.

Jednak pojedyncza jaskółka nie czyni jeszcze wiosny. Oby ich było więcej. Oby ta medialna wiosna wreszcie przyszła. Jednak ja, ze swoim doświadczeniem i wiedzą w tej materii, nie jestem optymistą w tej kwestii.

Marek Szewczyk

 

 

Wersja do druku Powiadom znajomego o tym artykule Utwórz .pdf
 
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 02.12.2013, 18:58  Uaktualniono: 02.12.2013, 22:27
 prosta odpowiedź
Dlaczego? Dlatego, że jeździectwo i to wszystko co jest z końmi związane nie jest istotną częścią kultury naszego narodu. Były, ale już od dawna nie są. Dlatego też nie ma powodu, żeby telewizja milionom widzów serwowała coś, co interesuje tylko bardzo nieliczną garstkę. Od tego są relacje online w Internecie i ten kierunek trzeba rozwijać.
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 02.12.2013, 16:24  Uaktualniono: 02.12.2013, 16:41
 O obecności jeździectwa w mediach
Lata mijaja, a temat zawsze na czasie. Pamietam Lack -roku juz nie-ten temat byl przedmiotem w tzw kuluarach.
We Wloszech nie tylko gazeta sportowa interesuje sie : pilka nozna-koszykowka-ew. tenis. Telewizja nas nie dosmacza "konno", a placimy w wiekszosci i to niebagatelne 105 euro rocznie. Niebagatelne- bo wloska telewizja zajmuje pierwsze miejsce...od konca wsrod TV w Europie.Kupilam pakiet SKY, bo zapewniono mnie, ze tez sa konie...byly od rana do wieczora, stare lub nowe zajecia z klusakami w Treviso- czego juz nie ma, bo nie ma pieniedzy.
A szkoda.Na szczescie jest internet.
A Ty Marek don Kichot jak zawsze!
Pozdrawiam.
anka
Odpowiedz
Dodaj komentarz
Zasady komentowania*
Zawsze akceptuj komentarz zarejestrowanego użytkownika.
Tytuł*
Nazwa*
E-mail*
Strona www*
Treść*
Kod potwierdzający*

Kliknij tutaj, aby odświeżyć obrazek, jeśli nie jest wystarczająco czytelny.


Wpisz znaki widoczne na obrazku
Kod rozróżnia małe i wielkie litery
Liczba prób, które możesz wykonać: 5