Nie tylko w Polsce
Na tym blogu czytelnicy mogą znaleźć teksty o nieprzyjemnych przypadkach z polskiego jeździectwa, o zawodnikach stosujących doping i o jeźdźcach, którzy oszukiwali innych, pośrednicząc w handlu końmi. Słabym „pocieszeniem” będzie to, że takie przypadki zdarzają się na całym świecie. A ostatnio wydarzyły się na samych szczytach.
Pierwszy z nich (chronologicznie) dotyczy nowozelandzkiego wukakawisty Jonathana Pageta, który w sierpniu wygrał na koniu Clifton Promise CCI**** w Burghley. Straci jednak ten tytuł i będzie musiał oddać nagrody rzeczowe i pieniężne, gdyż u jego konia wykryto niedozwoloną substancję.
Drugi przypadek dotyczy aktualnego wicemistrza Europy w skokach przez przeszkody, zawodnika, który przez kilka miesięcy był nr 1 rankingu FEI. Ben Maher został oskarżony przez swoich wieloletnich sponsorów o to, że ich oszukał przy sprzedaży koni na 700 tys. funtów szterlingów! Jako pierwszy w Polsce poinformował o tym portal „tylkoskoki”.
Utalentowany „Kiwi”
Jonathan „Jock” Paget ma 30 lat. Na wiosnę 2010 roku zadebiutował wraz z koniem pełnej krwi angielskiej Clifton Promise w 4-gwiazdkowych zawodach w Lexington; zajął 27. miejsce. Jesienią w tym samym Lexington, ale już podczas MŚ, był 7. Startował wówczas tylko indywidualnie, a więc nie przyczynił się do brązowego medalu, jaki zdobyła ekipa Nowej Zelandii. Kiedy dwa lata później, na IO w Londynie, Nowozelandczycy ponownie zdobyli brąz, wchodził już w skład drużyny. W maju 2013 roku on i Clifton Promise zadebiutowali w Badminton i wygrali. Jesienią triumfowali w Burghley. Nowozelandczyk stanął więc przed szansą na Wielkiego Szlema. Jest to specjalna premia ufundowana przez firmę Rolex w wysokości 250 tys. dolarów dla zawodnika, który wygra trzy imprezy 4-gwiazdkowe z rzędu (Lexington, Badminton, Burghley), nieważnie od której zaczynając. Do tej pory Rolex musiał wypłacić tę premię tylko raz: po Wielkiego Szlema sięgnęła Pippa Funnell w 2003 roku.
Teraz Jock Paget ma inne zmartwienie – jak to zrobić, aby wyjść z tej nieprzyjemnej sytuacji z najmniejszymi stratami. Obecnie jest zawieszony w prawach zawodnika (nie może startować), będzie musiał się pożegnać z tytułem zwycięzcy CCI Burghley 2013 i oddać nagrody pieniężne oraz rzeczowe (to wszystko po uprawomocnieniu się werdyktu trybunału FEI), a poza tym grozi mu do dwóch lat dyskwalifikacji.
Stara śpiewka
Oczywiście Jock Paget zarzeka się, że ani on, ani nikt z jego otoczenia (luzak, lekarz weterynarii) nie podał świadomie reserpiny wałachowi Clifton Promise. Jak zatem się dostała do jego organizmu? Jak pisze prasa nowozelandzka, otoczenie zawodnika sugeruje, że niedozwolony środek mógł się znajdować w paszy. Chodzi zapewne o granulaty, jakimi są żywione (czy raczej dokarmiane) konie należące do Frances Stead, a które noszą przedrostek „Clifton”. Frances Stead to Angielka, która mieszkała i pracowała przez wiele lat w Nowej Zelandii, gdzie stworzyła stajnię wspomagającą nowozelandzkich wukakawistów. (Ciekawostka: przedrostek „Clifton” nie oznacza ani marki, ani firmy, to nazwa ulicy, przy której mieszkała Frances Stead w Nowej Zelandii).
Media nowozelandzkie i brytyjskie sugerują, że jeśli Jock Paget dowiedzie przed Trybunałem, że on i jego otoczenie dochowują staranności w żywieniu koni, w tym sensie, że dokładnie kontrolują, co sypią koniowi do żłobu, sprawdzają skład paszy przetworzonej pod kątem obecności ewentualnych niedozwolonych substancji czy leków, to może oczekiwać łagodnego wymiaru kary. Czyli, że poza dyskwalifikacją z zawodów w Burghley i zawieszeniem biegnącym od października (od kiedy Trybunał FEI wszczął postępowanie) do momentu wydania werdyktu, być może nic innego go nie spotka.
Reserpina
Biorąc pod uwagę, jak łagodnie FEI traktowało dopingowiczów do tej pory, nie jest to wykluczone. Wystarczy przypomnieć, jak podczas IO w Hongkongu złapano na stosowaniu „chemicznego barowania” (capsaicyna) pięciu zawodników (Christian Ahlmann, Bernardo Alves, Tony Andre Hansen, Denis Lynch, Rodrigo Pessoa). Oczywiście zostali zdyskwalifikowani z Igrzysk, co dla Norwegii oznaczało oddanie brązowego medalu drużynowego, ale poza tym kary dla nich wyniosły od 3 do 4 miesięcy zawieszenia.
Czy prawnicy z Trybunału FEI „kupią” wersję, że reserpina dostała się do organizmu konia Clinfton Promise, kiedy ten chrupał granulaty jakiejś tam firmy?
Trzeba zacząć od wyjaśnienia, co to jest ta reserpina. Otóż jest to alkaloid, który działa jak lek uspokajający, z tym, że jego działanie trwa długo.
Reserpine wykryto nie tylko u konia zwycięzcy z Burghley. Także u konia Clifton Pinot, na którym startował inny członek zespołu wspieranego przez wspomnianą Frances Stead – Kevin McNab. Oczywiście ten nowozelandzki jeździec także jest zawieszony i przeciw niemu także toczy się postępowanie dyscyplinarne. Ale o tym pisze się mniej, bo zawodnik ten nie jest zwycięzcą; zajął 14. miejsce. Zatem konsekwencje jego dyskwalifikacji z zawodów w Burghley są daleko mniejsze dla tej imprezy i dla wizerunku całego WKKW.
Z jednej strony fakt, że niedozwoloną substancję stwierdzono u dwóch koni z jednej stajni, może sugerować, że lek podał ten sam człowiek. Na przykład nieuczciwy lekarz weterynarii, który jest na usługach tej stajni. Z drugiej strony można to próbować interpretować, że oba konie jadły tę samą „skażoną” paszę.
Pytanie tylko, dlaczego w granulatach miałby się znaleźć środek uspokajający? Przecież nie jest możliwe, aby producent paszy używał tego alkaloidu jako dodatek do granulatów. Po cóż miałby to robić? Co by zyskiwał, sprzedając taki produkt finalny nieświadomym obecności środka uspokajającego odbiorcom? Świadome działanie producentów paszy należy wykluczyć. Pozostaje przypadek. Ale jaki? Że w trakcie procesu tworzenia granulatów gdzieś obok leżała reserpina i niechcący dostała się do końcowego produktu? Ale dlaczego producent paszy miałby w tej samej hali produkcyjnej, w której produkuje granulaty, trzymać reserpinę?
Jak podaje portal horsetalk.co.nz Frances Stead zaangażowała naukowców, którzy mają wyjaśnić tę zagadkę, a także prawników specjalizujących się w tego typu sprawach. Szykuje się długa i kosztowna operacja udowadniania, że czarne jest białe.
Być może skończy się tak, jak to miało miejsce kilka lat temu z Michaelem Freundem. Po mistrzostwach świata w powożeniu zaprzęgami 4-konnymi w Kecskemet 2004, na których Niemiec zdobył złoty medal, u jednego z jego koni, klaczy Mary, wykryto kwas walerianowy. Czyli Mary, pewnie pobudliwa, dostała po prostu walerianę; zwracam uwagę na fakt, że też chodziło o środek uspokajający. Sprawa ciągnęła się półtora roku. Adwokaci Freunda przedstawili przed Trybunałem FEI taką oto wersję wydarzeń: klacz została wypuszczona na pastwisko na terenie zawodów, a tam rósł ostrogowiec czerwony, którego liście – zdaniem ekspertów powołanych przez tychże adwokatów – zawierają kwas walerianowy. No i Komisja Prawa FEI nie mogąc ani jednoznacznie odrzucić, ani przyjąć tego tłumaczenia, większością głosów uniewinniła Michaela Freunda.
Nie zdziwię się, kiedy za jakiś czas eksperci wynajęcie przez adwokatów Jonathana Pageta wykażą, że koń zjadł jakąś roślinę gdzieś tam na pastwisku i w ten sposób reserpina dostała się do jego organizmu. Tyle, że reserpinę otrzymuje się podobno z korzeni czy kłączy pewnych roślin, co nieco utrudni rolę ekspertów. Ale od czego pomysłowość, pewnie uda im się udowodnić, że Clifton Promise jest tak zmyślnym koniem, że potrafi wykopywać korzenie spod ziemi i pożerać je z wielkim apetytem. Przesadzam z tą ironią? Pożyjemy, zobaczymy. Stawiam dolary przeciw orzechom, że zawieszenie Nowozelandzkiego jeźdźca skończy się mniej więcej w momencie wydania orzeczenia przez Trybunał FEI. A w uzasadnieniu wyroku przeczytamy, że Trybunał nie ma podstaw, by stwierdzić umyślne podanie leku koniowi, a zatem nie ma podstaw, aby ukarać jeźdźca dwuletnim zawieszeniem.
Jednak FEI jest obecnie nieco bardziej restrykcyjne w sprawach dopingowych: o ile Freundowi upiekło się całkowicie (zachował tytuł), o tyle Paget zostanie zdyskwalifikowany z zawodów w Burghley, czyli będzie musiał oddać tytuł i nagrody.
Ben Maher oszustem?
Świetny brytyjski skoczek Ben Maher ma obecnie 30 lat i wielkie sukcesy na swoim koncie. Na IO w Londynie zdobył z kolegami złoty medal drużynowo, a na tegorocznych ME w Herning wicemistrzostwo indywidualnie oraz ponownie złoto drużynowo. Przez kilka miesięcy był numer 1 rankingu FEI (obecnie jest nr 2). Wielki wkład w te sukcesy mają Emma i Mike Phillipsowie, właściciele stajni Quainton w Aylesbury (W. Brytania). Ich współpraca z Maherem rozpoczęła się w 2005 roku, kiedy jeździec miał 22 lata. Większość koni, na jakich jeździł do tej pory Maher, należała do nich. Ukoronowaniem tej współpracy był złoty medal w Londynie zdobyty na koniu Tripple X, który w 50% należy do Emmy i Mike’a Phillipsów (sukcesy na ME w Herning Maher odniósł na kl. Cella, która należy do kogoś innego).
Jak mówi Emma Phillips: traktowaliśmy Bena Mahera jak członka rodziny. Współpraca załamała się na początku tego roku, kiedy małżeństwo Phillipsów odkryło, że zawodnik, który – jak to określili - działał jako ich agent, czyli kupował i sprzedawał konie w ich imieniu i za ich pieniądze - oszukał ich. Kiedy sprzedał do USA konia Tackeray, powiedział, że za 500 tys. dolarów. Tymczasem okazało się, że naprawdę sprzedał go za 850 tys. dolarów.
Małżeństwo Phillipsów zaczęło sprawdzać inne transakcje, a efekt jest szokujący. W pozwie do sądu, jaki złożyli przeciwko Benowi Maherowi, podane są następujące sumy, które ten ukrył przed nimi: Quainton Quirifino (10 tys. euro), Awanti (50 tys. euro), Vigolo (152 tys. euro), Robin Hood (80 tys. funtów), Wonderboy (222 496 funtów) i wspomniany Tackeray (350 tys. dolarów). W sumie równowartość 700 tys. funtów szterlingów.
Zwrotu takiej sumy domagają się Emma i Mike Phillipsowie. Żądają też sprzedaży konia Tripple X. Teraz wszystko w rękach sądu. To bardzo smutny koniec bardzo udanej współpracy – powiedziała Emma Phillips. Rozprawa rusza niebawem. Zawodnik jak na razie milczy. Jego prawnicy odmawiają komentarzy.
O rozstrzygnięciach w obu sprawach będę Czytelników tego blogu informował. Cdn.
Marek Szewczyk


