Kogo na "przejściowego" prezesa PZJ?
Myślałem o tym samym (prawie) i w tym samym czasie, ale to Wojciech Pisarski pierwszy tę tezę postawił publicznie, a więc uczciwie mówię, że ja tylko powtarzam to, co on napisał (na FC). Powtarzam, ale też podpowiadam, jak można osiągnąć to, co sugeruje kol. Pisarski. A oto co napisał:
Obecny zarząd Polskiego Związku Jeździeckiego uczynił tak wiele zła, że nowy prezes powinien zostać wybrany z tego grona. W ciągu trzech czy czterech miesięcy już nic strasznego w Związku nie może się wydarzyć. Aktualnego zarządu nie powinno się uzupełniać nowym prezesem. Za 3-4 miesiące skończy się obecna kadencja, odbędą się wybory delegatów i Zjazd Wyborczy powinien być nowym rozdaniem. Utrzymanie składu osobowego zarządu do końca kadencji pozwoli na rzetelną ocenę jego dotychczasowych dokonań. Wprowadzenie na 3-4 miesiące nowego prezesa pozwoli wyłącznie na zacieranie obrazu, a nic istotnego do Związku nie wniesie. Statut PZJ mówi, że "w przypadku zaistnienia w czasie kadencji vacatu/ów na stanowisku/ach któregokolwiek z pozostałych członków zarządu, najbliższy doroczny walny zjazd delegatów dokonuje wyboru nowych członków w miejsce tych, którzy ustąpili". Zjazd zaplanowany na 30-go lipca 2016 nie jest zjazdem dorocznym, więc nie ma w tej chwili statutowego obowiązku uzupełnienia składu zarządu.
Nie zgadzam się tylko z jednym – uzupełnić skład zarządu trzeba. Zresztą w porządku obrad zjazdu zwołanego na 30 lipca ten punkt jest i dobrze, bo trzeba postępować zgodnie ze statutem.
A swoją drogą: zjazd zwołany na sobotę i w Lesznie – to jest czytelne. „Hermanowicze” chcą osiągnąć taki oto cel: zmobilizować „swoich” delegatów, zniechęcić do udziału Warszawiaków i różnych takich tam. Ja mam nadzieję, że jest coraz mniej „swoich” delegatów, czyli takich, którzy głosują tak, jak im podpowiadają (każą?) wojewódzcy baronowie, a coraz więcej takich, którzy będą się kierować swoją oceną sytuacji. I że w listopadzie będzie ich jeszcze większy odsetek. Ale to tak na marginesie.
Ad meritum. Jeśli ktoś się zgadza z tezą postawioną przez Wojciecha Pisarskiego, a popieraną przeze mnie, to podpowiadam, jak ten cel osiągnąć. A cel jest taki - prezesem, który ma dokończyć kadencję, powinien być jeden z obecnych wiceprezesów, albo Wojciech Jachymek, albo Henryk Święcicki. Jeśli „Hermanowicze” wyjmą na zjeździe z teczki Szubskiego-bis lub wskażą kogoś ze środowiska jeździeckiego (powiedzmy pana X), ale spoza wspomnianej dwójki, to delegaci mogą nie wybrać kandydata X, nawet gdyby żaden z wymienionych z nazwiska panów nie chciał się pierwotnie zgodzić kandydować. Jeśli większość delegatów nie zagłosuje na kandydata X i jeśli nie uzyska on liczby głosów, która będzie większa od połowy głosujących o jeden głos, to nie będzie mógł być prezesem.
Wówczas będziemy mieli dwa możliwe scenariusze.
Pierwszy scenariusz: na te 3-4 miesiące nie będziemy mieli prezesa. To będzie prawie to samo, jakby został nim albo kol. Święcicki, albo Jachymek. Ten drugi będzie wszak nadal p.o. prezesa.
Drugi scenariusz: nawet jeśli pierwotnie ani kol. Jachymek, ani kol. Święcicki nie zgodzą się kandydować na przejściowego prezesa, a ta inna osoba nie uzyska 50% głosów + 1, to może ten pat wymusi na jednym z nich zmianę decyzji i zgodzi się kandydować.
Uważam, że moralnym obowiązkiem Wojciecha Jachymka i Henryka Święcickiego jest, aby jeden z nich stanął w szranki. Tak jak Wojciech Pisarski napisał – tyle napsuli, że powinni wziąć odpowiedzialność za to wszystko do końca tej kadencji.
Ja podtrzymuję deklarację, że będę kandydował na prezesa PZJ podczas jesiennego zjazdu sprawozdawczo-wyborczego. Teraz nie mogę. Dlaczego? To chyba oczywiste.
Oto kilka pierwszych ruchów, które nowy zarząd powinien przedsięwziąć.
- Przywrócić księgowość w „stacjonarnej” formie, czyli przywrócić jedną z poprzednich pań księgowych na stanowisko głównej księgowej. Przecież to dobrze funkcjonowało, w imię czego zostało popsute?
- Poprosić Łukasza Jankowskiego, aby wrócił do tego, co mu wychodziło (i wychodzi) dobrze, czyli do stawiania parkurów, a odsunąć go od tego, co przerasta jego możliwości, czyli zdymisjonować go ze stanowiska sekretarza generalnego.
- Usprawnić pracę biura PZJ, przywrócić jej funkcję usługową na co najmniej poprzednim poziomie, m.in. poprzez ruchy kadrowe, w tym przez powrót do pracy Konrada Rychlika.
W ten sposób zdradziłem część swego programu wyborczego. Na cały przyjdzie czas niebawem. Zresztą to nie jest żadna tajemnica. Nie będzie się on różnił od tego, co proponowałem na zjeździe w ubiegłym roku w Poznaniu, bo mój ogląd, jak powinien funkcjonować PZJ się nie zmienił. Nie jestem chorągiewką na wietrze, która zmienia poglądy w zależności od tego, skąd mocniej wieje.
A dlaczego podałem te trzy punkty? Aby uzmysłowić, że jako człowiek poważny, nie mogę się zgodzić na kandydowanie 30 lipca, bo gdybym został wybrany, to i tak nie mógłbym realizować swoich postulatów. Nawet gdyby ów piąty członek zarządu, który zostanie dokooptowany do zarządu, myślał podobnie jak ja, to i tak przegrywalibyśmy głosowania stosunkiem głosów 2 do 3. Bo chyba każdy rozumie, że obecna trójka członków zarządu nie zacznie nagle głosować za decyzjami, które byłyby dokładnie odwrotne od tego, co oni niedawno zaproponowali i wprowadzili w życie.
A więc, aby do jesieni!
Marek Szewczyk
PS. Koledzy z zarządu PZJ! Ogłosiliście termin zjazdu, którego pierwszym punktem ma być „uchwalenie zmian w statucie PZJ”, ale gdzie jest ten projekt zmian w statucie? Ten „zarekomendowany” na poprzednim, nieudanym zjeździe. Delegaci mają głosować ewentualne zmiany w statucie za miesiąc i tydzień, ale jakie – nie wiedzą. To się nazywa profesjonalne działanie zarządu PZJ i sekretarza generlanego!



Autor | Wątek |
---|---|
marek_szewczyk | Wysłano: 01.07.2016, 15:01 Uaktualniono: 01.07.2016, 15:01 |
Webmaster
![]() ![]() Dołączył: 22.05.2013
Skąd:
Liczba wpisów: 666
|
![]() Szanowna Pani, Anonimowa Czytelniczko,
Już drugi raz zamieszcza Pani komentarz nawiązujący do innego, tego pierwszego, którego rzekomo nie miałem odwagi zamieścić. Otóż informuję Panią, że tego pierwszego nie było. No cóż, zapewne Pani go napisała, ale brak jakiegoś kliknięcia czy czegoś w tym stylu (nie jestem biegły w komputerowo-internetowych zawiłościach) sprawił, że się on nie zapisał i ja go nie mogłem widzieć. Zdziwiłem się, kiedy "aprobowałem" Pani - dla mnie pierwszy, a dla Pani zapewne drugi - komentarz, bo nie nie wiedziałem do czego się odnosił. A co to znaczy "aprobowałem"? Otóż na moim blogu jak ktoś wpisze komentarz, to nie ukazuje się on automatycznie, tylko wtedy, gdy ja kliknę, aby się ukazał. Taki rodzaj zabezpieczenia, aby nie pokazywały się teksty obraźliwe czy reklamy "gorących kobiet".
Zapewniam Panią jednak, że nie stosuję cenzury typu, że nie dopuszczam do ukazania się komentarzy mnie nieprzychylnych. Najlepszy dowód, że Pani dwa takie komentarze się ukazały, choć zabrakło tego najważniejszego, pierwszego. Proszę go napisać jeszcze raz, a ukaże się.
Proszę też przeczytać inne teksty i komentarze zamieszczana pod nimi, a przekona się Pani, że słowa: "nie potrafi Pan przyznać się do błędu i nie ma Pan nawet minimum odwagi, żeby opublikować negatywny komentarz..." nie przystają do rzeczywistości na moim blogu. Wiele razy przyznawałem się do błędu, bo nie robi błędów tylko ten, to nic nie robi. A co do odwagi... Proszę napisać ten właściwy komentarz, a przekona się Pani, że nie zabraknie mi jej, aby go opublikować.
Z poważaniem
Marek Szewczyk
|
![]() |