Sądowe przypadki ANR
Po tym, jak 19 lutego 2016 roku Agencja Nieruchomości Rolnych odwołała dwóch prezesów stadnin koni arabskich: Jerzego Białoboka – ze Stadniny Koni Michałów, Marka Trelę – ze Stadniny Koni Janów Podlaski, a do tego zwolniła inspektor Annę Stojanowską, wszyscy troje wnieśli pozew przeciwko ANR do sądu pracy. Sprawa Marek Trela kontra ANR jeszcze trwa. Sprawa Jerzego Białoboka zakończyła się w pierwszej instancji werdyktem niekorzystnym dla byłego prezesa i hodowcy z michałowskiej stadniny - pisałem o tym w artykule „Cudu nie było” z 13 września 2016 r. W tej chwili toczy się sprawa w sądzie drugiej instancji, gdyż Jerzy Białobok wniósł odwołanie.
A kilka dni temu sąd pracy wydał werdykt w sprawie Anna Stojanowska – kontra ANR. Jej zwolnienie ze stanowiska głównego specjalisty ds. hodowli koni było bezzasadne – jak orzekł warszawski sąd pracy.
ANR postawiła Annie Stojanowskiej w uzasadnieniu wniosku o zwolnieniu dyscyplinarnym między innymi takie zarzuty:
• Że nie ubezpieczyła Pianissimy, czym naraziła skarb państwa na stratę ok. 3 mln zł w momencie, kiedy klacz padła na skręt jelit. Zarzut o tyle bezsensowny, że Pianissimę mógł ubezpieczyć tylko jej właściciel, czyli SK Janów Podlaski. Jednak stadniny nie ubezpieczały – i nadal nie ubezpieczają - swych najcenniejszych koni hodowlanych, bo gdyby chciały to robić, to prawdopodobnie ich prezesi naraziliby się na zarzut niegospodarności, gdyż koszty ubezpieczeń mogłyby być wyższe od zysków stadnin. Celowo napisałem „hodowlanych”, gdyż z tego co wiem, na ok. 5000 koni w spółkach ANR ubezpieczonych jest tylko kilka, przede wszystkim tych, które są użytkowane w sporcie, głównie przez użytkowników zewnętrznych w stosunku do tych spółek.
• Że wydzierżawiła bez zgody pracodawcy (czyli ANR) klacz Wieża Mocy z SK Michałów. Zarzut o tyle bezsensowny, że kontrakty na zagraniczne dzierżawy koni (nawiasem mówiąc bardzo korzystne finansowo dla stadnin) zawierali prezesi tychże stadnin, czyli właściciele dzierżawionych koni. Anna Stojanowska jako nadzorująca hodowlę koni arabskich w państwowych stadninach była jedynie o tych dzierżawach informowana, ale ponieważ dobrze zabezpieczały one zarówno interesy finansowe stadnin, jak i wcześniejsze czy późniejsze wykorzystanie w hodowli dzierżawionych koni, nie miała powodu do tego, aby stawiać veto.
Pikanterii temu punktowi dodaje fakt, że zarząd SK Michałów zawarł całkiem niedawno (3-4 tygodnie temu) umowę na dzierżawę klaczy Galerida do Belgii. Ciekawe co zawiera ta umowa, bo ANR się zarzekała jeszcze rok temu, że już żadnych umów na dzierżawę klaczy nie będzie. No i czy obecny prezes SK Michałów zapytał o zgodę na tę dzierżawę pracownicy ANR, która teraz nadzoruje hodowlę koni arabskich.
• Że była odpowiedzialna za nielegalny – zdaniem ANR – handel zarodkami od klaczy Wieża Mocy i innych klaczy. Kolejny bezsensowny zarzut, bo polskie prawo nie zakazuje sprzedaży zarodków (w ogóle nic w tej materii nie mówi), a liczbę zarodków, jakie można pobrać od klaczy w jednym roku (a właściwie uznać urodzonych z tych zarodków źrebiąt) precyzują księgi stadne w poszczególnych krajach. A kontrakty dzierżawne na klacze zawierane przez odwołanych prezesów stadnin zawsze uwzględniały zapisy księgi stadnej z tego kraju, do którego dana klacz była dzierżawiona. Nawiasem mówiąc było to liczby umiarkowane, typu: 2, 3 czy 4 zarodki od danej klaczy.
• Były też zarzuty do Anny Stojanowskiej o tolerowanie zawierania dodatkowych umów o pracę w SK Michałow czy o przerosty kadrowe w spółce Racot. O co chodziło? O to, że masztalerze byli dodatkowo zatrudniani na umowę o pracę w sytuacjach, gdy pełnili nocne dyżury przy źrebiących się klaczach. Nie trzeba dodawać, że takie umowy zawierali prezesi stadnin i nie przychodziło im do głowy, aby się pytać o zgodę ANR. Anna Stojanowska też było mocno zdziwiona, gdy się z wniosku o zwolnienie dowiedziała, że dopuszczenie do zawierania takich umów było jej niedopatrzeniem.
Zdaniem sądu wszystkie te zarzuty nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości, a więc zwolnienie Anny Stojanowskiej było bezprawne. Ponieważ powódka nie walczyła o przywrócenie do pracy, a o odszkodowanie, ma dostać równowartość trzech pensji, w momencie kiedy wyrok się uprawomocni. Niewykluczone jednak, że ANR odwoła się od tego wyroku i sprawą zajmie się sąd drugiej instancji.
ANR kontra...
W trzech pokrótce opisanych sprawach to Agencja Nieruchomości Rolnych jest pozywana do sądu. Ale są też sprawy, w których to ANR jest stroną oskarżającą. Agencja złożyła do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez byłego dyrektora zespołu nadzoru właścicielskiego Grzegorza M., który tę funkcję pełnił w ANR, kiedy rządziła w Polsce koalicja PO-PSL. Jego przestępstwo miałoby polegać na tym, że nie dopełnił obowiązków jeśli chodzi o dokumentowanie czynności pokontrolnych w stadninie koni w Janowie Podlaskim, przez co miał działać na szkodę interesu publicznego.
Według Prokuratury Regionalnej w Lublinie, która prowadzi tę sprawę, Grzegorz M. dwukrotnie wydał podległym pracownikom niezgodne z prawem polecenia dotyczące wyników kontroli w Stadninie Koni w Janowie Podlaskim, przeprowadzonych w czerwcu 2012 r. oraz lutym 2013 r.
Wskazane polecenia dotyczyły w pierwszym przypadku usunięcia z dokumentacji pokontrolnej, zaś w drugim nieumieszczenia w niej, negatywnych i krytycznych ocen skutków ekonomicznych wynikających z zawartych umów na organizację Dni Konia Arabskiego – jak informował rzecznik prasowy lubelskiej prokuratury. Grzegorz M. nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów i odmówił składania wyjaśnień. Sprawa jest w toku.
No i najnowsza sprawa, dotycząca mnie bezpośrednio. Otóż ANR pozwała mnie do sądu o naruszenie dóbr osobistych. Żąda przeprosin oraz zasądzenia ode mnie pewnej sumy pieniędzy na cel społeczny.
W jaki sposób naruszyłem dobra osobiste Agencji? Otóż w audycji „Rozmowy polityczne” na antenie Polsat News 2 określiłem to co się wydarzyło na aukcji Pride of Poland w Janowie Podlaskim 14 sierpnia 2016 roku mianem „przekrętu”. Chodziło głównie o dwukrotną sprzedaż klaczy Emira. O jej pierwszą licytację do wysokości 550 tysięcy euro, która od poziomu 350 tysięcy prowadzona była przez amerykańskiego aukcjonera Grega Knowlesa „ze ścianą”. Chodziło też o pokątne pertraktacje, jakie ze szwedzką pośredniczką Anette Mattsson prowadził w sprawie Emiry (będącej własnością SK Michałów) Mateusz Leniewicz-Jaworski, wówczas członek zarządu SK Janów Podlaski. Wszystkie te sprawy opisywałem szeroko w wielu moich tekstach zamieszczanych na tym blogu.
A ponieważ nie zamierzam przepraszać ANR, spotkamy się w sądzie. Powinno być ciekawie. Zwłaszcza jak w charakterze świadków (pod przysięgą) będą zeznawać co poniektóre osoby. Będzie też o czym pisać, choć na pierwszy meldunek z sądu zapewne przyjdzie nieco poczekać.
Marek Szewczyk


