Kto zabił El Doradę i Wachlarza, czyli rzecz o hipokryzji
Po raz pierwszy robię coś takiego – publikuję tekst, który dla czytelników będzie anonimowy. Bo jest to tekst, jaki przesłali mi z prośba o opublikowanie pracownicy Stadniny Koni w Michałowie. Nie chcą jednak ujawniać swoich nazwisk, bo wiadomo, w Polsce rządzi ,,dobra zmiana’’ i ludzie po prostu boją się. Minister Jan Krzysztof Ardanowski może przestać być ministrem, a jak PiS będzie rządził dalej, to nie wiadomo, co jeszcze może się wydarzyć, w tym wypadku w państwowej hodowli koni czystej krwi arabskiej.
Swego czasu czasopisma zamieszczały listy od czytelników z adnotacją: ,,imię i nazwisko autora znane redakcji’’, a więc w tym wypadku: imiona i nazwiska autorów są mi znane. To ważne wyjaśnienie, bo potwierdzam, że opis sytuacji pochodzi z wiarygodnego źródła. Jest to opis naocznych świadków tych wydarzeń.
Marek Szewczyk
Wiele osób ze zdumieniem zapewne przeczytało debiutancki wpis Hanny Sztuki w nowej roli blogerki portalu polskiearaby.pl. Głównym tematem była jedna z pierwszych decyzji nowej p.o. prezesa SK Michałów, a mianowicie eutanazja klaczy DAMA PIK. Pani Sztuka z właściwą sobie egzaltacją używa tam w odniesieniu do całej sytuacji terminów takich jak „zbrodnia”, „pluton egzekucyjny” czy „brak szans na ułaskawienie”. Przeanalizujmy więc dokładnie tę wypowiedź i stwierdzenia w niej zawarte.
DAMA PIK wykarmiła i odchowała ogierka DEL RIO bez większych problemów.
Czy karmienie na leżąco i jakikolwiek brak kontroli nad behawiorem źrebięcia oznacza „brak większych problemów”, to raczej należało by określić tą sytuację: odchowała źrebaka, choć nie bez problemów, zwłaszcza, że ogierek został odsadzony przedwcześnie ze względu na zły stan zdrowia matki.
Klacz wychodziła na krótkie spacery, nie miała odleżyn i nie chorowała.
Wyprowadzanie Damy Pik na owe „spacery”, które notabene odbywały się w głębokim piachu przed stajnią (w którym zwykle natychmiast po wyjściu się kładła) było łamiącym serce doświadczeniem. Klacz na przejście kilkudziesięciu metrów po stajennym korytarzu potrzebowała kilku minut, ostrożnie stawiając całkowicie sztywne w stawach nadgarstkowych (z powodu degeneracji ścięgien) kończyny przednie i dosłownie wlokąc za sobą kończyny tylne. Sytuacji nie ułatwiał żywy charakter ogierka, który naturalnie miał wieczną ochotę na zabawę i dużą potrzebę ruchu.
Być może pani Sztuka nie zauważyła lub zapomniała, ale u Damy Pik widoczne były bardzo wyraźne odleżyny. Na dodatek klacz wykazywała tak mało chęci ruchu, że nawet kał oddawała w pozycji leżącej, a więc przez większą część czasu leżała we własnych odchodach.
Stwierdzenie o „niechorowaniu” jest zbyt ogólnikowe, by się do niego odnieść. Przewlekły ochwat z rotacją kości kopytowej i zmiany degeneracyjne ścięgien nie towarzyszą jednak zwykle dobremu stanowi zdrowia.
Podawane środki przeciwzapalne i przeciwbólowe skutecznie poprawiały komfort życia klaczy.
Sama obserwacja behawioru pozwalała stwierdzić, że do komfortu życia Damie Pik jest bardzo daleko. Tym bardziej, że podawanym środkiem przeciwzapalnym był między innymi Danilon, w ilości 20 mg/dobę. Takie rozwiązanie stosowano przez… co najmniej kilka miesięcy! Jeżeli klacz nie miała w tym czasie wykonywanych kompleksowych badań gastrologicznych i nefrologicznych, to mówienie o poprawie komfortu jest po prostu nieuprawnione.
I na koniec krótka refleksja: pani Sztuka w swoim felietonie stawia dwie tezy. Pierwsza z nich opiera się na przekonaniu, że eutanazja Damy Pik była „zabójstwem”, nieludzkim czynem zrodzonym z bardzo niskich pobudek. Druga zaś – iż przez zabicie klaczy utracono cenny materiał genetyczny. Co do drugiej tezy – oczywiście zgoda. Jednak w zarządzaniu stadem, zwłaszcza tak dużym jak michałowskie, nieraz trzeba podejmować trudne decyzje takie jak ta. Zwłaszcza, jeżeli zgodne są z zasadami humanitarnego traktowania zwierząt. Taką wiedzę zyskują studenci pierwszego roku na propedeutyce zootechnicznej – tego kursu pani Sztuka niestety nie odbyła. Mówienie o tym, że klacz „chciała żyć” jest dalece idącą hipokryzją i kojarzy się dobitnie z narracją fundacji ratujących zwierzęta, które do ratowania się po prostu nie nadają.
A skoro już o hipokryzji mowa…
Dokładnie 6 grudnia 2016 r., czyli zaledwie po dwóch miesiącach po objęciu przez p. Sztukę stanowiska dyrektorskiego, uśpiono klacz EL DORADA. Ciężki ochwat nie dający rokowań na poprawę, codzienne cierpienie klaczy, której jedyną radością były krótkie spacery przed stajnią, wśród całej załogi budził myśl o konieczności uśpienia. Pani Sztuka jednak, chcąc za wszelką cenę wykazać się na nowym stanowisku, postanowiła walczyć – zwłaszcza, że jeden z pracowników uświadomił jej, że na niej spoczywa odpowiedzialność za losy klaczy. Do El Dorady zaczęli być sprowadzani najróżniejsi lekarze z całej Polski (za późno teraz na dywagacje, czy decyzje o ciągłych ich zmianach były słuszne). Niestety, po wyczerpaniu wszystkich sposobów, które oczywiście z góry były skazane na porażkę, klacz została uśpiona. Nikt wtedy nie mówił o „plutonie egzekucyjnym” czy „zbrodni”, choć strata hodowlana była również ogromna.
Być może pani Sztuka wymazała już tę analogiczną sytuację z pamięci, ale na jej nieszczęście żyją jeszcze świadkowie tamtych zdarzeń.
Nie było to jednak jedyne „kontrowersyjne” padnięcie konia, które przez zarząd Macieja Grzechnika zostało poniekąd zamiecione pod dywan. Pewnego wrześniowego weekendowego poranka Pani Hanna Sztuka robiła obchód stadniny w towarzystwie swojego psa Henia. Regulamin stadniny mówi o tym, że nie może pies biegać po niej luzem i stwarzać zagrożenia dla ludzi i zwierząt, a tym bardziej płoszyć koni, bo to one są tutaj najważniejsze. Przed stajnią 1-2 chodził ogier Wachlarz. Pies Henio uwziął się na biednego staruszka (27 lat) i tak długo latał za nim po wybiegu, że ogier w końcu… padł jak długi przed stajnią. Bez zbytniego przejęcia polecono zapakowanie konia na przyczepę, z której wkrótce został odebrany przez firmę utylizacyjną „Zbiornica Skórzec”. Na stronie stadniny jest tylko krótka notatka o odejściu tego epokowego ogiera.
Zakończmy więc słowami samej pani Sztuki, napisanymi 29 lutego 2016 r.:
![Wersja do druku](https://hipologika.pl/Frameworks/moduleclasses/icons/16/printer.png)
![Powiadom znajomego o tym artykule](https://hipologika.pl/Frameworks/moduleclasses/icons/16/mail_forward.png)
![Utwórz .pdf](https://hipologika.pl/Frameworks/moduleclasses/icons/16/pdf.png)
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 12.10.2018, 23:45 Uaktualniono: 13.10.2018, 17:19 |
![]() Zawsze tylko czytam, ale tym razem muszę zabrać głos.Nie da się tego czytać spokojnie.Czy naprawdę nikt,ale to nikt nie mógł wcześniej zawiadomić w sprawie Damy Pik choćby mediów,policji,TOZ-u,kogokolwiek??tak jak ktoś wcześniej pytał,gdzie do cholery nadzór weterynaryjny?Przecież klacz musiała cierpieć!Czy ta pani Sztuka to w ogóle jakieś pojęcie o hodowli koni ma?Co to za ckliwe bajędy,że "klacz chciała żyć","bohatersko walczyła o życie","klacz dużo leżała"-tak sobie leżała, bo się zmęczyła?? co za hipokryzja-chrzanienie o szacunku dla zasłużonych koni,a za chwilę o.. pozyskiwaniu zarodka od chorej,cierpiącej klaczy!
Tak,przeczytałam te jej wywody,oczywiście skomentować nie można.. Szanowny autorze wpisu na tym blogu.Anonimowy,zbiorowy.. Serce Cię bolało, jak koń wlókł chore nogi,jak leżał w boksie w odchodach..nie dało się wcześniej zareagować anonimowo? Nie dało się podejść spokojnie do Wachlarza i odprowadzić go do stajni,skoro tak baliście się zwrócić uwagę p.Sztuce? Czy osoba, która widziała film z chorą Damą Pik, też nie mogła zareagować? nie ma słów na ludzką obojętność wobec cierpienia słabszych.. |
|
![]() |
|
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 11.10.2018, 20:18 Uaktualniono: 11.10.2018, 20:34 |
![]() Przeczytałam zamieszczony tekst na blogu dwa razy i powiem szczerze, że czuję się zażenowana całą sytuacją i sposobem rozwiązywania tego jakby nie patrzeć konfliktu. Skupiamy się na tym, że całe zło w Stadninie było autorstwa Prezesa Macieja Grzechnika oraz Dyrektor ds. Produkcji Hanny Sztuki. A ja się pytam gdzie był w czasie opisywanych zdarzeń, które wskazują na bezsensowne przedłużanie cierpienia zwierzęciu, nadzór weterynaryjny, który odpowiadał za dobrostan zwierząt. Czy beztrosko przyglądał się temu co się dzieje z klaczą? Jakie było stanowisko lekarzy weterynarii pracujących w Stadninie w tamtym czasie? Czy zmieniło się wraz ze zmianą zarządu? I argument, że pracownicy się boją, uważam że jest w tym przypadku nietrafiony. Ja rozumiem że można zastraszyć pracownika produkcji zwierzęcej, masztalerza, dojarza, pracowników, którzy mają małe perspektywy zmiany pracy, ale nie można zastraszyć pracowników obejmujących stanowiska na wysokich szczeblach, bo jeżeli tak jest to oznacza, że nie nadają się na te stanowiska. Nie mogą milczeć, a tak było w tym przypadku, bo milczenie jest przyzwoleniem i współudziałem w wyżej opisanym procederze. Nie mogą pozwolić na podejmowanie decyzji pod wpływem strachu ponieważ decyzje te wtedy nie będą racjonalne, a w przypadku zwierząt jest to niezwykle istotne. Autor tekstu wydaje się zbulwersowany zaistniałą sytuacją. Moje pytanie brzmi, czy autor tekstu zrobił coś aby przerwać ten proceder? Łatwo się w sprzyjających warunkach pisze "anonimowe" listy. Tekst jest napisany na pewno przez osobę z wyższym wykształceniem, obeznaną z fachowym językiem, dlatego też taka osoba powinna mieć odwagę wyrazić swoje stanowisko niezależnie od władzy i zgłaszać sytuacje niezgodne z prawem do odpowiednich służb, a tak było w przypadku padnięcia Wachlarza. A tak wygląda to jakby ktoś próbował się wybielić z całej tej sytuacji. Ale może się mylę.
|
|
![]() |
|
|
|
|
|
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 11.10.2018, 12:50 Uaktualniono: 11.10.2018, 17:01 |
![]() Ewidentna hipokryzja (krótka pamięć) u Sztuki to jedno, ale z tym poziomem egzaltacji powinna zwrócić się o pomoc już nie do farmaceuty, a lekarza specjalisty (wskazane dla niej byłyby także zabiegi relaksacyjno-oczyszczające /z toksyn/) ...
1. Osoba zdrowa na ciele i umyśle, a już na pewno taka, która zdołała poznać w praktyce rzeczywistość hodowlaną (jej blaski i cienie; nieraz nieuniknione, choć bolesne decyzje) powinna powstrzymać się od zwrotów/wyrażeń typu: "zarzuty, jakie postawiono Damie Pik, to uporczywe trwanie przy życiu"; "dokonano zbrodni"; "wyrok śmierci wykonany na Damie Pik"; "pluton egzekucyjny";"zabicie"; "pozbycie się" - w odniesieniu do przypadku eutanazji tyleż drastycznie ciężko, co nieuleczalnie porażonej klaczy. Jeśli jednak coś takiego czyniła, to ukazuje tym samym, iż z jej psychiką jest ewidentnie coś nie tak; iż trawi ją jakaś "gorączka". Dodam tu, że człowiek "zdrowy" i rozumujący należycie, a jeszcze znający realia hodowli koni (jakiejkolwiek hodowli), nie może uznać eutanazji - wymuszonej skrajnie złym, wręcz beznadziejnym stanem cierpiącej - za wyraz braku szacunku i humanitaryzmu, bo jest właśnie dokładnie odwrotnie ! 2. W tym amoku ma jednak dość przytomności (wyrachowania i złej woli), by zgładzenie z powodów humanitarnych Damy Pik uznać nieledwie za spisek, w którym uczestniczy też tzw. "góra" (ci którzy dokonali tej zbrodni "są chronieni siłą KOWR"), jak też z finezyjną perfidią imputować obecnej ekipie wszystko co najgorsze: "nie wiadomo, kto tam decyduje"; "bezrefleksyjne pozbycie się cennego materiału genetycznego";"zbrodnia wynikająca prawdopodobnie z ignorancji i głupoty"; "bezduszne serca i puste głowy"; "a może po prostu o tym nie wiedziały?" /że Dama Pik była cenną i zasłużoną/". 3.Na koniec Hanna Sztuka stara się nam usilnie wmówić, że Dama Pik była praktycznie jedyną prawdziwą wartością, która mogła stanowić o należytym rozwoju (lub jego braku) rodziny Semrie or.ar.; iż jej zgładzenie niemal uniemożliwi jej przetrwanie. Tymczasem to nie tylko mocno naciągana teza, ale wręcz mistyfikacja. Prawda jest bowiem taka, że szczęśliwie zostawiła ona po sobie córkę (pełną siostrę Dastana), a w stadninie jest także jej pełna siostra, tj. Dama Karo, która rodzi córka za córką (vide Dama Kahila czy Dama Róż). Do tego Diara nie tylko nie kończy kariery stadnej, ale praktycznie ją zaczyna. Zreasumujmy - dziś Dama Karo, Diara i Dama Kahila, a w kolejce już ustawiają się inne, w tym Delatala - córka Damy Pik. Jak można było powiedzieć, że owe "nie stanowią dla przetrwania rodziny Semrie or.ar., żadnego wsparcia"? To nieprawda. Dość znamienne jest też, że Sztuka, z takim szacunkiem pisząca o zgładzonej klaczy, równocześnie dość pogardliwie wypowiada się czy to o Damie Karo ("przeciętna i mało szlachetna") czy o Damie Kahila: "słabo rokująca pierwiastka"... W ogóle co to znaczy: "słabo rokująca pierwiastka"? Pod jakim względem słabo rokująca? Bo jeśli pod względem hodowlanym, to nawet taka Sztuka, jak Hanna nie może dziś wiedzieć, jak klacz ta spisze się w hodowli (jaka będzie reprodukcyjnie). Na koniec raz jeszcze, z troski, polecam relaksację (i tyleż detoksykację) pani Sztuce, by trochę ochłonęła (ozdrowiała) po michałowskim utraconym Edenie... R. Raznowiecki |
|
![]() |
|
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 11.10.2018, 10:30 Uaktualniono: 11.10.2018, 10:34 |
![]() Na złodzieju czapka gore.. a papier / internet dużo zniesie.
Normalny człowiek w konfrontacji z takimi sytuacjami pozostaje poniekąd bezradny - jeśli ktoś nie ma oporu w przeinaczaniu faktów, bezczelnym kłamaniu w żywe oczy to pozostaje mu żmudne udowadnianie, że nie jest wielbłądem (Dama Pik faktycznie była beznadziejnie chora itp. itd. ) a i tak na koniec znajdą się ludzie którzy stwierdzą, że jednak było coś na rzecz... W Michałowie popełniono błąd mając do czynienia z tego typu ludźmi co dawne kierownictwo należało wezwać dziennikarzy obfotografować, obfilmować Damę i dopiero później podjąć decyzję o eutanazji (a i tak pewnie całkiem nie uniknięto by zarzutów o jej zamordowaniu) |
|
![]() |
|