Strona startowa | O mnie | Blog | Linki | Napisz do mnie
 
Archiwa
 

Archiwa

A to ja
 

Marek Szewczyk fot. Włodzimierz Sierakowski


Marek Szewczyk

Ulga dla konia, pomoc dla jeźdźca

Nadesłany przez Marek Szewczyk 31.10.2019, 6:54:49 (2990 odsłon)

Jerzy Sawka jest obecnie dyrektorem toru wyścigowe na wrocławskich Partynicach, ale przed wszystkim jest koniarzem, praktykującym jeźdźcem. Swego czasu rywalizowaliśmy w mistrzostwach Polski dziennikarzy. Teraz Jurek poszedł bardziej w kierunku tzw. jeździectwa naturalnego, jeździ w siodle westernowym, ale jeździ. A do tego myśli. No i wymyślił bardzo pożyteczne urządzenie – Sawka Light Hand. A ja postanowiłem z tego urządzenia skorzystać. Dlaczego?



Zacznę jednak od opisu, czym to urządzenie jest. To sprężyna zamknięta w metalowej tulejce z mechanizmem do przypinania do kółek wędzidłowych z jednej strony, a pałąkiem do przypinania wodzy z drugiej strony.

 

Sawka Light Hand

 

Sam autor urządzenia - zgłoszonego do urzędu patentowego - tak o nim pisze:

 

Sawka Light Hand jest oryginalnym, autorskim urządzeniem jeździeckim, które działa na rzecz delikatnego pyska konia, a nie przeciwko niemu. Niweluje ono błędy popełniane podczas jazdy przez rękę człowieka i pozwala koniom zrozumieć działanie wodzy oraz uniknąć bólu  zadawanego przez kiełzna. Umożliwia koniom i jeźdźcom wzajemną, łagodną ale skuteczną komunikację.

Człowiek nie jest w stanie reagować tak szybko jak koń. Nasze zmysły są o wiele wolniejsze. Dlatego praca rąk jeźdźca zawsze obarczona jest dodatkowymi szumami sygnalizacyjnymi, które zakłócają komunikację pomiędzy człowiekiem  a zwierzęciem. Czym mniej wprawny jeździec, słabo zrównoważony i skoordynowany, tym więcej bałaganu informacyjnego na tej linii. Oczywiście na poziomie mistrzowskim zakłóceń jest zdecydowanie mniej, ale każdy profesjonalista wie, że wciąż istnieją, bo całe życie pracuje nad ich eliminacją.

 

Sawka Light Hand w praktyce

 

Nie jestem profesjonalistą jako jeździec, a jedynie przeciętnym amatorem, ale zdaje sobie sprawę ze swoich jeździeckich ułomności. Jedną z nich jest właśnie ręka. Niestety, bywa trochę twardawa dla pyska konia. Jest to konsekwencją tego, że jak się uczyłem jeździć konno, to nikt z ówczesnych moich nauczycieli nie uświadomił mi, że utrzymuję zbyt mocny kontakt z pyskiem konia. Po kilka kilogramów w każdym ręku (a może nawet więcej), zamiast po jednym. Na zdjęciach zrobionych podczas skoków widać, że często rękę mam zamkniętą, że oddaję zbyt mało wodzy koniowi.

 

Postanowiłem więc wypróbować urządzenie Sawka Light Hand. I na treningu, i na zawodach. No i widzę, że zdaje ono egzamin. Mój koń, Chocolatti, jest mi i Jurkowi Sawce wdzięczny. Nie twierdzę, że mi to powiedział, ale widzę i czuję, że odczuwa większy komfort.

 

Zawodowcy się być może nie zainteresują tym urządzeniem, ale powinni się nim zainteresować wszyscy ci, którzy prowadzą szkółki jeździeckie, jazdy rekreacyjne. To przede wszystkim podczas jazd rekreacyjnych, podczas nauki jazdy konnej, pyski koni dostają od ludzi wielką porcję szarpnięć. I to przede wszystkim koniom szkółkowym, rekreacyjnym to urządzenie może bardzo ulżyć w ich niewdzięcznej roli nauczycieli niezbyt sprawnych fizycznie ludzi (dzieci), którzy nie potrafią jeszcze złapać równowagi w siodle nogami i dosiadem, a łapią ją często zawisając na wodzach.

 

Na działanie tego urządzenia można i należy popatrzeć z dwóch punktów widzenia. Z jednej strony poprawia ono dobrostan - to teraz modne słowo – koni, a z drugiej będzie miało dla właścicieli koni rekreacyjnych znaczenie ekonomiczne. Będą mogły one dłużej i lepiej służyć do nauki jazdy konnej.

 

A zawodowcom, nawet jak nie będę potrzebować tego urządzenia podczas jazdy, to warto podpowiedzieć, aby je używali podczas lonżowania na wypinaczach. A ta metoda lonżowania jest bardzo powszechna, także wśród zawodowców.

 

Tak czy inaczej, mogę z czystym sumieniem namawiać wszystkich do używania urządzenia Sawka Light Hand, bo robię to przede wszystkim z myślą o poprawie losu koni użytkowanych przez nas, ludzi, do zabawy. My się bawimy, ale konie często odczuwają dyskomfort, czy nawet czasami cierpią. Możemy im tego cierpienia odjąć, a dyskomfort zamienić na komfort. Za cenę 300 zł warto to zrobić.

Marek Szewczyk

 

PS. Ja kupiłem opisywane urządzenie w sklepie internetowym konik.com.pl

 

Wersja do druku Powiadom znajomego o tym artykule Utwórz .pdf
 
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 08.11.2019, 13:44  Uaktualniono: 08.11.2019, 21:03
 Rozwiazanie rady
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 08.11.2019, 13:40  Uaktualniono: 08.11.2019, 21:03
 Superśledztwo
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 04.11.2019, 13:23  Uaktualniono: 04.11.2019, 17:10
 Cena Light Hand
Nie wiem czy ktoś z komentujących orientuje się, ile kosztuje wytworzenie takiego karabińczyka, ale zapewniam, że nie są to grosze...
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 05.11.2019, 4:07  Uaktualniono: 05.11.2019, 13:29
 Odp.: Cena Light Hand
Z pewnością nie są to też kwoty trzycyfrowe. Nie dam sobie wmówić, że jest inaczej (przy założeniu produkcji na skalę większą niż kilka sztuk). Tu klient ma płacić nie tyle za karabinek, ile za patent i napis na przedmiocie. Kto chce - niech kupuje, wolna wola. Ja tylko zwrócę uwagę, że nawet karabinki wspinaczkowe, od jakości których może zależeć czyjeś życie, nie kosztują tyle.

P.S. A co do dobra konia: wspomniany tu wcześniej pan Montmorency Roberts miał powiedzieć, że ze sprzętu jeździeckiego najważniejsze są ręce, które trzymają wodze.
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 03.11.2019, 4:12  Uaktualniono: 03.11.2019, 16:22
 .
"Człowieku, weź się ogarnij (...)" - i kto to mówi ? :D
Polecam pavulon. Skutecznie rozluźnia - nawet największego pieniacza :)
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 01.11.2019, 17:47  Uaktualniono: 02.11.2019, 9:18
 Pomysł - ok, aczkolwiek...
Czy karabinek ze sprężynowym amortyzatorem zdaje egzamin, czy nie - na razie nie mam podstaw oceniać. Zapewne znajdą się i zwolennicy, i przeciwnicy tego wynalazku. Tak, czy siak należy przyklasnąć pomysłowi, bo faktycznie w szkółkach jeździeckich pełnych niewprawnch kursantów, czy podczas lonżowania ten karabinek może zapewnić koniowi większy komfort. Czytając sympatyczny artykuł pana Marka (notabene: nareszcie bez akcentów politycznych i/lub "aferacyjnych") przyklaskiwałem więc pomysłowi w duchu - aż do ostatniego zdania, po którym klaskać przestałem...

Jako żywo przypomniał mi się inny "koński patent": w roku bodajże 2017 (?) w sprzedaży pojawiła się nowego rodzaju szczotka polskiej produkcji, składająca się z drewnianej rękojeści przekrojem zbliżonej do walca, wzdłuż której osadzono metalowe ostrze piłki o bardzo drobnych ząbkach. Służyła ona bardziej efektywnemu wyczesywaniu sierści. Wynalazek, wzorowany na szczotce SleekEZ, był banalnie prosty i całkiem skuteczny. Sprzedający wystąpił o patent i otrzymał go, teoretycznie stając się tyum samym monopolistą na rodzimym rynku. Zaczął sprzedawać szczotkę na Allegro za "jedyne" 106 złotych. Pewnie znaleźli się tacy, którzy tyle za to "cudo" zapłacili, natomiast ci myślący logicznie zaczęli na własny użytek osadzać kawałki brzeszczotu do metalu w kawałkach grubego, drewnianego trzonka, otrzymując narzędzie nie gorsze od "patentowanego" oryginału, za 30-krotnie niższą cenę (około 3,50 zł).

Rozumiem chęć wspomożenia przyjaciela przez zareklamowanie jego wynalazku, ale Szanowny Panie Marku, bez przesady proszę ! Bo podstawowa zasada wolnego rynku mówi wprawdzie, że "towar jest wart tyle, ile klient jest skłony za niego dać", jednak sądzę, że cena końcowa powinna być w przynajmniej jakiejś części pochodną kosztów jego wytworzenia (i nie mam tu na myśli kosztów przyznania patentu, czy wygrawerowania nazwy twórcy). Tak, jak w przypadku opisanej wyżej szczotki, tak i w przypadku tego karabinka na sprężynce cena towaru z punktu widzenia przeciętnego Kowalskiego jest - mówiąc wprost - absurdalna. Jeśli ten karabinek okaże się pożyteczny, to w domowych zaciszach zaczną go sobie szybko i za grosze produkować koniarze-majsterkowicze. A że im tak nie wolno, bo patent ? Cóż, w roku 2002 Australijczyk John Keogh działając i zgodnie z obowiązującymi w swoim kraju procedurami opatentował "okrągłe urządzenie ułatwiające transport", czyli... koło. Ponieważ wcześniej w Australii nikt takiego patentu sobie nie "zaklepał", więc pan Keogh w całym majestacie prawa ów patenty otrzymał i miał święte prawo żądać opłat od wszystkich australijskich producentów samochodów, rowerów, desklorolek itd. itp. Na szczęście pan Keogh nie był zdziercą i paskarzem, był natomiast prawnikiem specjalizującym się w sprawach patentowych. Cała akcja była zaś tylko jego happeningiem, mającym pokazać absurdalność pewnych regulacji związanych z przydzielaniem patentów.

PS. Ja nie kupiłem opisywanego urządzenia w sklepie internetowym konik.com.pl. ;)
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 02.11.2019, 12:33  Uaktualniono: 02.11.2019, 16:47
 Odp.: Pomysł - ok, aczkolwiek...
Człowieku, weź się ogarnij i jednak zdecyduj czy jesteś za czy przeciw temu projektowi, bo nie ma nic bardziej passe (debilnego), niż być jednocześnie za a nawet przeciw (ewentualnie to opatentuj). Po drugie co znaczy "nareszcie bez akcentów politycznych i/lub "aferacyjnych"? Jeśli nie podobają ci się tutaj wątki/akcenty polityczne i aferalne, to przecież nie musisz ich czytać! Nie uciekniemy dziś ani od polityki, ani od afer czy patologii, gdyż to one budują naszą rzeczywistość. Tylko ludzie pozbawieni charakteru i puści od środka wolą nie dostrzegać stanu rzeczy. Każdy wrażliwy/świadomy obywatel ma prawo (pytanie jak długo jeszcze, bo intencje władzy nie idą tu w dobrym kierunku) mieć określone zdanie oraz swobodę (z każdą chwilą coraz mniejszą) jego wyrażania. Jak można oczekiwać, iż rasowy publicysta nie będzie się odnosił do danej rzeczywistości; nie zauważał jej czy przechodził nad nią do porządku dziennego? Wolisz - jeden z drugim - nie dostrzegać zła (cynicznej polityki, afer), to nadal chowaj głowę w piasek i udawaj, że pada deszcz, jak plują ci w twarz. To jest twój wybór i twoja decyzja. Masz do niej oczywiście prawo. Przy tym jednak oszczędź nam swych dygresji ("westchnień") kompletnie nie na miejscu.

Co do meritum sprawy. Bez wątpienia to urządzenie może się przydać/przyjąć w świecie jeździeckim, jako przyczyniające się do zwiększenia komfortu (dobrostanu) wierzchowców. Oczywiście można dyskutować o stopniu wygórowania jego ceny (jak rozumiem jest to cena wyjściowa, która będzie obniżona w przypadku masowości produkcji), natomiast przesadą jest pisanie o jej "absurdalności" (jakaż to dziś porażająca kwota owe 300 zł?). Co więcej, już zupełną aberracją jest pisanie tu o "przeciętnym Kowalskim", bo odkąd to takowy zajmuje się jeździectwem (uprawia jazdę konną, traktuje ją jako hobby, ma swoje konie, stajnie, szkółki jeździeckie)? Nie wiem jak kto, ale ja uważam, że jeśli za jednorazowy wydatek można długotrwale przyoszczędzić zdrowia, a tym samym przydać stopnia "używalności", swemu rumakowi, to takowy ma sens. Osobiście nie zajmuję się jeździectwem (będąc skupionym na wymiarze hodowlanym), natomiast gdybym tylko dowiedział się o tym, iż pojawił się na rynku jakiś praktyczny gadżet stajenny/padokowy przyczyniający się do zwiększenia stopnia dobrostanu mej klaczy, to z pewnością "odżałowałbym" tych kilka stów... RR
Odpowiedz
Dodaj komentarz
Zasady komentowania*
Zawsze akceptuj komentarz zarejestrowanego użytkownika.
Tytuł*
Nazwa*
E-mail*
Strona www*
Treść*
Kod potwierdzający*

Kliknij tutaj, aby odświeżyć obrazek, jeśli nie jest wystarczająco czytelny.


Wpisz znaki widoczne na obrazku
Kod rozróżnia małe i wielkie litery
Liczba prób, które możesz wykonać: 5