Rykoszet, który nie trafił, czyli sprawa Grzegorza Młynarczyka
Obiecywałem Państwu dokładniejszą relację z procesu, jaki prokuratura wytoczyła Grzegorzowi Młynarczykowi, byłemu dyrektorowi Zespołu Nadzoru Właścicielskiego w Agencji Nieruchomości Rolnych. Pan Młynarczyk piastował to stanowisko w okresie od 3 grudnia 2007 do 3 września 2014 roku, a więc w czasie, kiedy wyrzuceni w lutym 2016 roku Jerzy Białobok i Marek Trela byli prezesami stadnin. Zwracam na to uwagę, bo prawomocny wyrok w sprawie pana Młynarczyka pośrednio jest też oceną kwestii umowy między trzema stadninami arabskimi a firmą Poltur co do organizacji aukcji oraz Dni Konia Arabskiego. Do tego wątku wrócę na końcu tego tekstu.
Zacząć jednak trzeba od indywidualnej sprawy Grzegorza Młynarczyka zakończonej w drugiej instancji prawomocnym wyrokiem uniewinniającym. Zanim jednak przejdę do szczegółów, kilka dat, bo chronologia wydarzeń jest w tej sprawie bardzo istotna.
2012
W dniach 11-13 czerwca pracownicy Zespołu Nadzoru Właścicielskiego (potem w tekście ZNW) ANR w składzie: Artur Oprządek, Filip Sondij i Paweł Góralski, przeprowadzają kontrolę doraźną Stadniny Koni Janów Podlaski.
2013
W dniach 13-15 lutego pracownicy ZNW ANR w składzie: Anna Kowalczyk, Filip Sondij i Piotr Jędralski, przeprowadzają kontrolę SK Janów Podlaski.
2016
19 lutego ANR za przyzwoleniem ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela zwalnia prezesów stadnin w Michałowie – Jerzego Białoboka i Janowie Podlaskim – Marka Trelę. Rozpętuje się burza medialna nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. „Dobra zmiana” zaskoczona takim rozgłosem medialnym zaczyna gorączkowo szukać „dowodów”, którymi można by uargumentować tę niesprawiedliwą i wielce dla polskiej hodowli szkodliwą decyzję. Lista „zarzutów” – o których pisałem obszernie na tych łamach w 2016 roku (tam odsyłam) – w stosunku do obu panów, a także zwolnionej tego samego dnia dyscyplinarnie z ANR Anny Stojanowskiej jest długa.
Jednym z ważnych dla opinii publicznych „dowodów”, że minister Jurgiel miał rację, miało się stać śledztwo w sprawie rzekomej niegospodarności w spółce Stadnina Koni Janów Podlaski w czasie, kiedy kierował nią Marek Trela. Wszczęte ono zostało 17 marca 2016 roku i… ciągle przedłużane (ostatnio po raz 10.) trwa do dziś bez efektu końcowego. Ani nie ma aktu oskarżenia – ciągle toczy się „w sprawie”, a nie przeciwko komuś – ani decyzji o umorzeniu. Co prawda umorzenie już miało nastąpić, ale prokurator, który taką decyzję chciał podjąć, został odsunięty od tego śledztwa (i zdegradowany), a prowadzi ją nowa osoba.
Z tego śledztwa – sygnatura akt RP I Ds. 9.2016 – wypączkowało to przeciwko Grzegorzowi Młynarczykowi. Dlaczego?
W toku wykonywanych czynności procesowych, wobec ujawnienia okoliczności uzasadniających podejrzenie popełnienie przestępstwa niedopełnienia obowiązków służbowych przez Dyrektora Zespołu Nadzoru Właścicielskiego Agencji Nieruchomości Rolnych w zakresie nieprawidłowego dokumentowania czynności kontrolnych i postępowania pokontrolnego prowadzonego w stosunku do Stadniny Koni Janów Podlaski sp. z o.o., w dniu 8 września 2016 postanowiono o wyłączeniu stosownych materiałów celem przeprowadzenia odrębnego postępowania pod sygnaturą akt RP I Ds. 26.2016.
W wyniku tego śledztwa Prokuratura Regionalna w Lublinie 27 października 2016 roku sporządziła akt oskarżenia przeciwko Grzegorzowi Młynarczykowi.
2020
22 stycznia zapada wyrok uniewinniający w sądzie pierwszej instancji. Prokuratura się od tej decyzji odwołuje. 5 listopada sąd drugiej instancji podtrzymuje wyrok sądu niższej instancji.
O co został oskarżony Grzegorz Młynarczyk?
Postaram się to streścić własnym słowami, bo sam akt oskarżenia liczy 9 stron, a uzasadnienie wyroku sądu I instancji – aż 50! Samo przekopywanie się przez te dokumenty zajęło mi dwa dni, więc proszę się nie dziwić, że mój tekst nie może być krótki, ale postaram się, aby był łatwy do zrozumienia, w przeciwieństwie do oryginału, który – z racji na prawniczy styl – czyta się ciężko.
W akcie oskarżenia czytam, że po pierwszej kontroli (tej z 2012 roku) sporządzone zostało sprawozdanie liczące 15 stron, w którym kontrolujący zawarli m. in. wątpliwości co do umowy organizacji przez Polturf Dni Konia Arabskiego i aukcji Pride of Poland (dalej łącznie jako DKA). Zdaniem kontrolujących umowa ta była niekorzystna dla stadnin. Chodziło o zapis dotyczący minimalnej kwoty gwarantowanej dla Polturfu na wypadek, gdyby wynik aukcji był słaby, a w przypadku Janowa Podlaskiego jeszcze chodziło o to, że stadnina nieodpłatnie użycza Polturfowi obiekty stadniny (halę) i teren na potrzeby całej imprezy.
Kiedy dyrektor Młynarczyk przeczytał sprawozdanie wezwał do siebie jednego z kontrolujących, konkretnie Pawła Góralskiego i wydał mu ustne polecenie usunięcia ze sprawozdania wszystkiego, co dotyczyło umowy z firmą Polturf. I tak się rzekomo stało. Powstało nowe sprawozdanie, tym razem liczące 13 stron i bez wskazanych punktów.
Podobnie miało być po drugiej kontroli (tej z 2013 roku). Tym razem dyrektor Młynarczyk miał wezwać Annę Kowalczyk i polecić jej, aby nie opisywać w protokole z kontroli stwierdzonych nieprawidłowości w sprawie umowy z Polturfem, ale zawrzeć je w odrębnej notatce. I taka notatka powstała.
Obie te decyzje dyrektora Młynarczyka – zdaniem prokuratury – są przestępstwem z artykułu 231 paragraf 1 kodeksu karnego. Jest to tak zwany paragraf urzędniczy, czyli przekroczenie przez funkcjonariusza publicznego swoich uprawnień lub niedopełnienie obowiązków.
Pan Młynarczyk nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień.
A co wynika z uzasadnienia wyroku sądu I instancji uniewinniającego pana Młynarczyka?
Zacznę jednak od czegoś innego. Jestem pod wielkim wrażeniem mrówczej pracy, jaką wykonał sąd I instancji. Dość powiedzieć, że przesłuchał 18 świadków! Obecnie sądy muszą sporządzać uzasadnienia wyroków na specjalnych formularzach. Nie jest to jednolity tekst do czytania. Są to rubryki, na marginesie których pisze się uwagę, czego dany fragment dotyczy, jaki dokument czy zeznania którego świadka w tym momencie sąd oceniał bądź konfrontował z czym. Czyta się to ciężko, ale jak się w to wgryźć, widać jak na dłoni, co sąd w danym momencie analizował i jakie z tego wyciągał wnioski. Chapeau bas dla pana sędziego bądź pani sędzi (bo nawet nie znam nazwiska tej osoby; w uzasadnieniu nie ma nazwiska) za ogrom wykonanej pracy.
Dodam też, że wyrok w drugiej instancji zapadł kilka dni temu i nie ma jeszcze jego pisemnego uzasadnienia. Ponieważ to sprawa karna, takie uzasadnienie powstanie, ale na potrzeby tego tekstu wystarczy to, że sąd drugiej instancji podtrzymał w całości wyrok z pierwszej instancji i podkreślił w ustnym uzasadnieniu, że praca sądu pierwszej instancji była modelowa.
Ad rem
Całe oskarżenie opierało się na zeznaniach jednej osoby – Pawła Góralskiego. To on twierdził, że dyrektor Młynarczyk kazał mu usunąć z pierwotnej wersji protokołu pokontrolnego fragmenty dotyczące zastrzeżeń co do umowy między stadninami a Polturfem. Mało tego, zeznał, że dyrektor Młynarczyk z pierwszą wersją w ręku poszedł do gabinetu sąsiadującego z jego gabinetem, bo tam stała niszczarka dokumentów. Co prawda samej czynności niszczenia pan Góralski nie widział, ale rzekomo słyszał pracę niszczarki. Wszystko to się miało dziać w lecie 2012 roku.
W tym miejscu trzeba jeszcze opisać konflikt, jaki miał miejsce między dyrektorem a jego podwładnym. W jego efekcie dyrektor Młynarczyk doprowadził do zwolnienia pana Góralskiego, co nastąpiło w listopadzie 2013 roku. Zwolniony odwołał się do sądu pracy i został przywrócony na swoje stanowisko w sierpniu 2015 roku. Kiedy pan Góralski wrócił do pracy, pan Młynarczyk nie był już dyrektorem ZNW (został przesunięty na inne stanowisko), a więc nie był już więcej przełożonym głównego świadka. To jest istotna dla całej sprawy konstatacja.
Spośród 18 świadków, aż 14 to byli pracownicy ANR, a niektórzy z nich są nadal, ale już KOWR. Spośród tej czternastki nie było NIKOGO, kto mógłby potwierdzić, że widział ową pierwotną wersję protokołu pokontrolnego. Nikt też nie potwierdził, aby wiedział lub słyszał w 2012 roku o tym, że dyr. Młynarczyk kazał p. Góralskiemu zmienić protokół. Owszem, jedna osoba potwierdziła, że słyszała, że p. Góralski coś mówił o nieprawidłowościach zawartych w protokole, ale było to już w roku 2016.
I właśnie na daty zwrócił uwagę sąd I instancji. Rzekomy pierwotny protokół powstał w lipcu 2012 roku. Rok później pan Góralski został zwolniony. Jeśli jedną z przyczyn konfliktu między nim a przełożonym miał być nakaz usunięcia jakiegoś fragmentu z protokołu, to dlaczego o tym fakcie w ogóle nie było mowy w sądzie pracy w 2014 roku?
Dlaczego, kiedy sąd pracy przywraca pana Góralskiego (sierpień 2015) do pracy w ANR, a wówczas już pan Młynarczyk nie kieruje ZNW, ten pierwszy nie melduje o tym swemu nowemu przełożonemu? Już nie musiał się przecież obawiać ewentualnej zemsty przełożonego.
Z zeznań świadków szczególnie ważne jest to złożone przez Anetę Burghart. Ona też była skonfliktowana z dyr. Młynarczykiem. Sprawę zwolnienia p. Góralskiego oceniała negatywnie. A jednak zaprzeczyła, aby prawdą było, że p. Góralski na etapie sporządzania sprawozdania z kontroli informował ją, że dyrektor nakazał mu usunąć jakieś zapisy. Mało tego. Zeznała, że gdyby o tym wiedziała, nie omieszkałaby o takiej niezgodnej z przepisami formie nacisku dyrektora na podwładnego poinformować samego prezesa ANR, gdyż w ANR istniały mechanizmy pozwalające na informowanie o nieprawidłowościach w funkcjonowaniu Agencji z pominięciem bezpośrednich przełożonych.
Sąd oceniał wiarygodność zeznań p. Góralskiego nie tylko poprzez konfrontowanie zeznań świadków ze sobą, czy z regulaminami ANR czy innymi dokumentami. Także poprzez np. przeanalizowanie sprawy niszczarki. Nie dał wiary p. Góralskiemu, gdyż jeden z świadków stwierdził, że w owym czasie taka niszczarka stała zarówno w gabinecie dyrektora ZNW, jak i jego zastępcy, a więc pan Młynarczyk nie musiałby iść do tego drugiego pomieszczenia, gdyby chciał zniszczyć jakiś dokument. Poza tym, jak wynika zarówno z tych samych zeznań, jak i ze szkicu sytuacyjnego, gdyby p. Góralski siedział w gabinecie dyrektora, a on niszczył w tym momencie dokument w gabinecie po drugiej stronie dużego sekretariatu, to p. Góralski nie mógłby słyszeć tej czynności z uwagi na dużą odległość.
Sąd, z pomocą biegłych, oceniał też daty plików tworzonych na komputerze, którego używał w 2012 roku p. Góralski. Po szczegółowej i drobiazgowej analizie wszystkich faktów i dokumentów ocenił, że fakt jakoby dyr. Młynarczyk nakazał usuwać jakieś fragmenty z pierwotnej formy protokołu pokontrolnego NIE MIAŁ MIEJSCA.
Korzystna i uzasadniona
Poza tym sąd ocenił, że zastrzeżenia co do umowy na organizację Dni Konia Arabskiego oraz aukcję Pride of Poland nie były ani niekorzystne dla stadnin, ani też nieuzasadnione ekonomicznie. A tę ocenę oparł na trzech filarach. Jednym z nich jest opinia biegłego z zakresu finansów i rachunkowości.
Drugim jest wystąpienie pokontrolne NIK. Zacytuję fragment zawarty w uzasadnieniu wyroku:
W 2013 roku Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła kontrolę w Stadninie Janów Podlaski. Przedmiotem kontroli była realizacja zadań i gospodarka finansowa spółki. W toku kontroli nie stwierdzono nieprawidłowości w zakresie umów na organizację DKA.
Trzecim filarem jest protokół CBA. Oto kolejny cytat zamieszczony przez sąd w uzasadnieniu:
W 2015 roku Centralne Biuro Antykorupcyjne przeprowadziło kontrolę podejmowania i realizacji wybranych decyzji w zakresie rozporządzania mieniem przez ANR w latach 2010-2015. Protokół kontroli zawiera szczegółowe umówienie umów na organizację DKA, lecz kontrolujący nie stwierdzili nieprawidłowości w zakresie tych umów.
Taka ocena umowy między Polturfem a stadninami jest zresztą zbieżna z konkluzjami zawartymi w audytach, jakie firma BDA na zlecenie ANR przeprowadziła w stadninach w Janowie Podlaskim i Michałowie po lutym 2016 roku. Pisałem o tym dwa razy. Pierwszy raz kiedy udało mi się dotrzeć do audytu wykonanego przez BDA w Michałowie. To było w tekście ?”Nie «może podważać», a podważa” (12 IX 2016). A drugi raz kiedy minister Ardanowski pozwolił wreszcie na opublikowanie na stronie ministerstwa rolnictwa długo ukrywanego audytu dotyczącego Janowa Podlaskiego. Pisałem o tym w tekście pt. „Może być powodem do dumy” z 14 VI 2020 r. i tam odsyłam zainteresowanych. Przy obu tekstach są też załączone pełne teksty audytów w postaci plików PDF.
Przypomnę tylko najistotniejszy fragment oceniający przez BDA ową podważaną przez „dobrą zmianę” umowę:
Podsumowując zakres organizowanej imprezy i koszty ponoszone przez Organizatora bez jakiejkolwiek formalnej gwarancji ich zwrotu w przypadku braku chętnych na nabycie oferowanych koni, wynagrodzenie prowizyjne można przypisać formule „Success fee” – która jest swoistą premią od sukcesu i jest powszechnie stosowana między kontrahentami, gdzie poza celem ogólnym zdefiniowany jest cel dodatkowy w postaci zawarcia transakcji na najbardziej korzystnych warunkach. W wypadku aukcji celem dodatkowym jest taki dobór uczestników, aby konie oferowane przez Stadniny oraz hodowców indywidualnych osiągnęły jak najwyższe ceny sprzedaży.
Tak więc prawomocny werdykt w sprawie Grzegorza Młynarczyka pośrednio pokazuje, że teza Jurgiela i szczekających tak jak on sfory gończej, jakoby umowa stadnin z Polturfem była formą okradania państwa, jest bezpodstawna. Tym samym śledztwo w sprawie rzekomej niegospodarności w Janowie Podlaskim traci jeden z filarów, na jakim opiera się ta dęta sprawa prowadzona od lat na polityczne zamówienie.
Aby zakończyć wątek oskarżenia pod adresem dyr. Młynarczyka, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden fragment uzasadnienia. Otóż sąd uznał, że nawet gdyby pan Młynarczyk powziął w jakiejkolwiek formie informacje o zastrzeżeniach Pawła Góralskiego do umów na organizację DKA i nie podjąłby żadnych działań, nie stanowiłoby to działania na szkodę interesu publicznego, gdyż nie można mieć zastrzeżeń do tych umów (patrz wyżej).
A jeśli chodzi o samą umowę, to warto zwrócić uwagę, że na skutek notatki służbowej, jaka powstała po drugiej kontroli ZNW w Janowie Podlaskim (tej z lutego 2013 roku), w siedzibie ANR doszło do spotkania prezesów stadnin z dyr. Młynarczykiem oraz Anną Stojanowską i Filipem Sondijem, podczas którego to spotkania ten ostatni przekazał uwagi zespołu kontrolującego dotyczące umowy z Polturfem. Była to głównie kwestia wynagrodzenia minimalnego dla Polturfu. Poza tym przedstawiciele ANR sugerowali, aby poszukać nowego wykonawcy DKA. I tak się stało. Najpierw stadniny zmieniły umowę z Polturfem na rok 2013 – usunięty został zapis o wynagrodzeniu gwarantowanym dla Polturfu. Następnie w lecie 2013 roku na stronie internetowej janowskiej stadniny ukazał się komunikat, że spółka zbiera oferty na organizację DKA. Na to ogłoszenie odpowiedział wyłącznie Polturf. W wyniku negocjacji, które miały miejsce w listopadzie 2013 roku, stadniny zdecydowały się kontynuować współpracę z Polturfem w oparciu o umowę z 15 marca 2013 roku z drobnymi zmianami.
Tyle fakty ustalone przez sąd. Warto do nich dodać jeszcze jeden – sąd ustalił też, że wyłonienie nowego (po Polish Prestige) podmiotu, któremu stadniny zleciły organizację DKA nastąpiło w drodze publicznego zaproszenia do rokowań. Tak więc nie jest prawdą, to co podnosił Jurgiel i jego akolici, że Polturf był wybranym jednostronnie monopolistą i że nigdy stadniny nie chciały odstąpić od raz zawartej z nim umowy. Kolejne kłamstwo „dobrej zmiany” zostało udokumentowane przez sąd.
A jeśli chodzi o owe wynagrodzenie minimalne, to choć taki zapis w umowie figurował przez kilka lat, to nigdy nie doszło do konieczności skorzystania z niego przez Polturf. Obroty na aukcji były wystarczająco wysokie, aby Polturf mógł mieć zysk z prowizji od sumy sprzedaży za konie. A trzeba przypomnieć, że w sytuacji, kiedy firma ta musiała ponieść koszty na poziomie 1,2-1,5 mln zł bez gwarancji, że prowizja ze sprzedaży koni przekroczy te wydatki, nic więc dziwnego, że pierwotnie taki zapis w umowie się znalazł. Przypomnijmy, że wspomniane koszty były związane nie tylko z samą aukcją i związanymi z nią wydatkami na cele reklamowe, ale także z organizacją narodowego pokazu koni arabskich. A kiedy w Janowie Podlaskim powstała hala i aukcja została tam przeniesiona, a narodowy czempionat nadal odbywał się na otwartym powietrzu, wzrosły koszty. Bo de facto Polturf musiał przygotować infrastrukturę w jednym czasie w dwóch miejscach, co uzasadnia podniesienie prowizja dla tej firmy z 10% do 12%, co nastąpiło w 2010 roku.
Dobre i złe wieści
Najważniejsza dobra jest taka, że nadal mamy niezależne sądy, które są w stanie rzetelnie ocenić fakty – nawet jeśli są one nie po myśli obecnej władzy - i na tej podstawie wydać obiektywny i sprawiedliwy wyrok.
Druga warta podkreślenia jest postawa innych - niż Robert Góralski - byłych i obecnych pracowników ANR (czy teraz KOWR). Choć nikt z nich nie musiał ani zapewne nie chciał „umierać” za Jerzego Białoboka czy Marka Trelę, nikt nie potwierdził faktów, które nie miały miejsca. To głównie na zeznaniach pracowników ANR sąd oparł ocenę wydarzeń i wydał werdykt bijący w „dobrą zmianę”.
A złe – jest ich kilka.
Po pierwsze – wszyscy za to płacimy. W dosłownym sensie. W przypadku wyroku uniewinniającego w sprawie karnej koszty sądowe ponosi Skarb Państwa. A do tego trzeba dodać cztery lata ciężkiej pracy dwóch sądów – pierwszej i drugiej instancji. To też przecież kosztuje. A my wszyscy za to płacimy z naszych podatków.
Druga – to osoba głównego świadka.
Dlaczego sprawę, która rzekomo miała miejsce w 2012 roku, pan Góralski nagłaśnia dopiero, kiedy jesienią 2016 roku prokuratura rozpoczyna śledztwo w sprawie rzekomej niegospodarności w Janowie Podlaskim? Kiedy media przychylne „dobrej zmianie” oraz będąca na jej usługach prawie cała prokuratura, a także CBA rozpoczynają kampanię obrony „dobrego imienia” ministra Jurgiela. A jednym z elementów tej kampanii jest publiczne głoszenie, że umowa między Polturfem a stadninami jest niekorzystna dla stadnin, że była to forma okradania państwa.
Odpowiedź jest prosta. W każdym reżimie zawsze się znajdą osoby chcące zrobić karierę na zasadzie przypodobania się władzy. Na głoszeniu tego, co władzy miłe, nawet jeśli to nie jest prawdą.
Właśnie, jak można nazwać człowieka, którego zeznania sąd uznaje za niewiarygodne. Powiedzieć o nim, że jest człowiekiem nieuczciwym, to nic nie powiedzieć. To jest po prostu…. Tu każdy może sobie wstawić określenie, jakie mu pasuje.
A najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że ta osoba nadal pracuje w KOWR. Mało tego, jest pełniącym obowiązki dyrektora Zespołu Nadzoru Właścicielskiego w KOWR!
Sorry – takie mamy Państwo!
Marek Szewczyk


