O forsie, zmianie w KOWR i sprawach sądowych
W końcu października nastąpiła zmiana szefa KOWR. Pełniącego do tej pory obowiązki dyrektora generalnego Grzegorza Piętę zastąpiła Małgorzata Gośniowska-Kola. Też będzie p.o. Wcześniej, od kwietnia 2019 roku, była p.o. zastępcy dyrektora generalnego KOWR, nadzorując pion finansowo-administracyjny.
Swoją drogą ciekawe, że tego statusu „pełniący obowiązki” pełno w KOWR i podległych stadninach. Przypomnijmy, że stadninami zarówno w Janowie Podlaskim, jak i w Michałowie kierują ludzie „pełniący obowiązki” prezesów. A w Janowie wcześniej, przez kilka lat te „obowiązki” pełnił Grzegorz Czochański.
Co ta zmiana na szczycie KOWR może oznaczać dla państwowej hodowli koni?
Trudno powiedzieć, gdyż pani Gośniowska-Kola jest osobą, której poglądów na sprawy hodowli koni nie znamy. Trudno w ogóle powiedzieć, czy takowe ma.
W internecie można znaleźć informacje, że pani Gośniowska-Kola jest absolwentką Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Była radną sejmiku województwa lubuskiego w dwóch kadencjach, a w 2019 roku bez powodzenia kandydowała z list PiS do sejmu. Jest członkiem PiS.
Nie wiązałbym z tą zmianą żadnych oczekiwań. Moim zdaniem jest to jedynie kwestia, że przy okazji zmiany ministra rolnictwa, premier wykorzystał sytuację, aby w kolejnej instytucji rządowej mianować swojego człowieka. Aby nie pozwolić, żeby jego polityczni konkurencji ze zjednoczonej prawicy mianowali swojego. Chodzi tylko o umacnianie swojej pozycji politycznej wśród tych, którzy są obecnie na szczytach władzy.
Warto zwrócić uwagę, że choć KOWR podlega ministrowi rolnictwa, to jednak szefa tej agencji mianuje (i odwołuje) premier. W momencie kiedy Grzegorz Pięta został odwołany z funkcji pełniącego obowiązki dyrektora generalnego, automatycznie wrócił na poprzedni stołek, czyli jest teraz ponownie jednym z zastępców dyrektora KOWR. A czy na tym stołku pozostanie, to już jest ewentualna decyzja ministra rolnictwa.
Jeśli chodzi o nowego ministra rolnictwa, Grzegorza Pudę, to też nie wiadomo, jakie zajmie stanowisko w sprawie państwowej hodowli koni i czy w ogóle takowe ma. Czy w tym obszarze nastąpią jakieś zmiany, czy też pozostanie jak do tej pory – pewnym miernikiem będzie to, czy Tomasz Chalimoniuk pozostanie pełnomocnikiem ministra ds. hodowli koni, czy też nowy minister mu podziękuje. Na dziś nic nie wiemy.
A jeśli chodzi o forsę, to pojawiły się niepokojące sygnały, że większość (czy nawet wszyscy, tego na 100% nie wiem) właścicieli koni arabskich, które odnotowały sukcesy podczas narodowego pokazu w Janowie Podlaskim, do dziś nie otrzymali nagród finansowych. Przypomnijmy, że po raz pierwszy takie nagrody zostały zapowiedziane ze strony państwa polskiego, konkretnie z inicjatywy poprzedniego ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego, a ich wymiar - 1 mln zł – jest imponujący.
Dlaczego do tej pory KOWR nie wypłaca tych nagród – bo to ta instytucja w imieniu ministerstwa rolnictwa miała to robić - trudno powiedzieć. Nie podzielam poglądów pesymistów, którzy mówią, że to był ruch czysto propagandowy, a rządzący nie mieli od początku zamiaru tych pieniędzy wypłacać.
Sądzę, że opóźnienia w wypłatach wynikają z bałaganu, jaki teraz nastąpił. Zwróćmy uwagę, że zbiegło się kilka spraw. Ardanowskiego zastąpił nowy minister rolnictwa. Na szczycie KOWR też zmiana szefa, a do tego na tę instytucję spadł teraz obowiązek kupowania od handlarzy i ogrodników chryzantem, po tym jak premier zamknął cmentarze tuż przed świętem zmarłych. Być może pieniądze, które miały być wypłacane właścicielom koni arabskich, zostały zablokowane i przerzucone na chryzantemy. Sądzę, że zostaną wypłacone, ale zwłoka jeszcze się przeciągnie.
Ja zresztą też czekam na forsę od KOWR. Nie za sukcesy koni arabskich, to takowych nie mam, ale tytułem zwrotu kosztów procesu. Otóż 4 lutego tego roku Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo KOWR przeciwko mnie o ochronę dóbr osobistych i zapłatę 10 tysięcy złotych na cele społeczne. Chodzi o sprawę, którą mi wytoczyła Agencja Nieruchomości Rolnych w maju 2017 roku za słowa, które powiedziałem w audycji „Rozmowy polityczne” na antenie Polsat News 2. A określiłem wówczas to, co się wydarzyło na aukcji Pride of Poland 2016 (chodziło głównie o licytację „ze ścianą” Emiry), jako „przekręt”, którego się dopuściła ANR.
Sprawa zakończyła się w I instancji. KOWR się nie odwoływał, a więc wyrok jest prawomocny. A częścią tego wyroku jest nakaz, aby KOWR zwrócił mi koszty procesu. Cierpliwie więc czekam.
Tak się zdarzyło, że akurat kiedy pisałem te słowa, zadzwonił do mnie Grzegorz Młynarczyk, były dyrektor zespołu nadzoru właścicielskiego ANR, który dostał rykoszetem po tym, jak podległa rządzącym prokuratura została włączona w udowadnianie, że były minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel miał rację, przyzwalając wyrzucić Marka Trelę, Jerzego Białoboka, a także Annę Stojanowską. Pan Młynarczyk został oskarżony z paragrafu 231 kk, zwanego paragrafem urzędniczym. Chodziło o rzekome niedopełnienie obowiązków. Dziś sąd drugiej instancji oddalił zarzuty prokuratury i podtrzymał stanowisko sądu pierwszej instancji, w której zapadł wyrok korzystny dla byłego dyrektora zespołu nadzoru właścicielskiego ANR, a niekorzystny dla prokuratora, czytaj dla rządzących.
Do tej sprawy, bardzo ciekawej także w kontekście przedłużanego ciągle śledztwa w sprawie rzekomej niegospodarności w stadninie w Janowie Podlaskim w czasie, kiedy nią kierował Marek Trela, niebawem wrócę. Muszę tylko zapoznać się z dokumentami sądowymi. A więc c.d.n.
Marek Szewczyk


