To się może udać
To zaskakująca decyzja, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W przestrzeni publicznej pojawiła się dziś informacja, że:
Zgromadzenie wspólników spółki "Stadnina Koni Janów Podlaski" powierzyło obowiązki prezesa Weronice Sosnowskiej, dotychczasowej głównej hodowczyni.
Zgromadzenie wspólników, czyli KOWR. A Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa to jedna z instytucji podlegających ministerstwu rolnictwa. A ministerstwo to w ramach podziału resortów w obrębie koalicji 15 października przypadło PSL.
Jak wiadomo od lat, PSL to nie jest partia ideowców. To partia działaczy chłopskich, którzy mają na sztandarach walkę o interes polskiego rolnictwa i o interesy polskich rolników, a zajmują się głównie dbaniem o swoje interesy. O posady dla siebie i dla swoich pociotków.
Po erze PiS w instytucjach państwowych w obszarze wiejskim, które głównie po to są państwowe, aby można w nich zatrudniać „swoich ludzi”, partyjnych nominantów, nastała teraz era PSL. I z tego rozdania prezesem SK Janów Podlaski został rok i dwa miesiące temu Leszek Świętochowski, były samorządowiec, były poseł PSL. W ubiegłym tygodniu złożył rezygnację, bo utworzyła się szansa na lepszą i bezpieczniejszą fuchę. Będzie pełnił obowiązki prezesa Krajowej Grupy Spożywczej do czasu wyboru nowego prezesa w postępowaniu kwalifikacyjnym – jak głosi oficjalny komunikat.
Dał więc nogę z janowskiej stadniny, bo po co ma się męczyć z tą trudną dla niego materią. Na koniach się nie zna, a spółka za rok 2024 stadnina zanotowała 2 mln zł strat. Niech tę żabę je teraz ktoś inny.
Byłem przekonany, że tym kimś innym będzie kolejny działacz PSL, dla którego będzie to również poczekalnia. Poprezesuje sobie rok-dwa, a w tzw. międzyczasie będzie się rozglądał za lepszą fuchą. I kontredans będzie trwał aż do… nie będę używał brzydkich słów.
Przypomnijmy, że pan Świętochowski był ósmym prezesem od czasu odwołania Marka Treli w 2016 roku. Średnia wychodzi nieco ponad 1 rok. Przy takiej rotacji prezesów spółka nie ma szans na utrzymanie się na powierzchni.
W tym kontekście informacja, że teraz pełniącą obowiązki prezesa janowskiej stadniny będzie Weronika Sosnowska jest dużym zaskoczeniem. Przynajmniej dla mnie. Brawo dla kierownictwa KOWR, że podjęło tę trudną z dwóch powodów decyzję. Pierwszy powód jest taki, że rozczaruje jakichś PSL-owskich działaczy polujących na państwowe posady. Drugi zaś taki, że p.o. prezesa zostanie osoba, która się co prawda na koniach arabskich zna i to 10 razy lepiej od wszystkich prezesów od czasu Marka Treli, ale nie ma doświadczenia w zarządzaniu przedsiębiorstwem rolnym. A tym jest janowska stadnina.
Pani Weronika Sosnowska będzie potrzebowała mocnego wsparcia w dwóch obszarach – pola uprawne (tych jest niewiele) oraz łąki i pastwiska. Po prostu będzie potrzebowała dobrego fachowca jako agronoma. A drugim bardzo ważnym obszarem – bo jest drugą nogą finansową spółki – jest obora mleczna. I tu bez kogoś, kto będzie fachowo i na miejscu nadzorował oborę się nie obejdzie.
Pani Weronika Sosnowska, osoba w wieku okołochrystusowym, ma świetne CV. Zarówno jeśli chodzi o wykształcenie, jak i przebieg jej pracy jako zootechnika w stadninach koni arabskich. Zaczynała w Kurozwękach, potem pracowała w Michałowie, a od ponad roku jest głównym hodowcą w Janowie Podlaskim.
Rysuje się więc szansa, że w Janowie Podlaskim może zacząć działać mechanizm, który był bardzo ważny, a może nawet najważniejszy przez wiele lat w dwóch głównych polskich stadninach koni arabskich.
Jak wiadomo, w hodowli koni bardzo ważna jest ciągłość pracy hodowlanej. A ta była możliwa w Janowie Podlaskim, bo najpierw hodowlą kierował przez kilkadziesiąt lat Andrzej Krzyształowicz, a potem przez kolejne dziesiątki lat Marek Trela. Podobnie było w Michałowie, gdzie najpierw przez kilkadziesiąt lat hodowlane decyzje były w rękach Ignacego Jaworowskiego, a potem kolejne dziesiątki lat w rękach Jerzego Białoboka.
Mało tego, wymienieni panowie nie tylko byli głównymi hodowcami, ale także rządzili tymi stadninami, ci starsi – jako dyrektorzy, a ci z następnego pokolenia – jako prezesi.
I to jest ten najistotniejszy warunek, aby stadnina osiągała sukcesy. Kiedy hodowca jest jednocześnie szefem całego przedsiębiorstwa. Tylko wówczas hodowlane cele, te zakrojone na wiele lat i wiele końskich pokoleń, mogą być nieustannym priorytetem.
Wiemy, jak bywało w państwowych stadninach koni półkrwi, gdzie najczęściej ktoś inny był dyrektorem/prezesem, a ktoś inny hodowcą. W takim modelu szanse na to, aby cele hodowlane były na pierwszym miejscu, były znacznie mniejsze. I sukcesy hodowlane stadnin półkrwi były nieporównywalnie skromniejsze niż Janowa Podlaskiego i Michałowa. A sukcesy tych dwóch stadnin były na skalę światową.
Niestety, trzeba użyć słowa „były”. Niestety, osiem lat rządów PiS i jej przybudówki Solidarnej Polski, przyniosły państwowej hodowli koni arabskich olbrzymie szkody. Ciśnie się na usta przymiotnik „niepowetowane”. Ale nie traćmy nadziei. Ostatni ruch KOWR-u przywraca tę nadzieję.
Nie znam osobiście pani Weroniki Sosnowskiej. Nigdy jej nie widziałem na oczy. Ale życzę jej z całego serca kilku rzeczy. Po pierwsze, aby szybko literki p.o. zniknęły sprzed rzeczownika „prezes” poprzedzającego jej nazwisko. Po drugie, aby trafiła na dobrych fachowców wspierających ją w polu i w oborze, bo w hodowli koni arabskich zapewne sobie poradzi. Po trzecie, aby utrzymała pełnię władzy w stadninie, i tej hodowlanej, i tej administracyjnej, przez wiele lat. A najlepiej aż do emerytury, jak kiedyś Andrzej Krzyształowicz.
I aby za wiele, wiele lat, kiedy następne pokolenia będą pisać historię Stadniny Koni Janów Podlaski, ludzie w jednym szeregu stawiali ją za takimi postaciami, jak Stanisław Pohoski, Andrzej Krzyształowicz i Marek Trela.
Marek Szewczyk


