Równowaga pożądana
Zbliża się zjazd sprawozdawczo-wyborczy Polskiego Związku Jeździeckiego. Postanowiłem podzielić się z Państwem pewnymi przemyśleniami, które wiążą się z nadchodzącymi wyborami.
Czy zastanawiali się Państwo, jakie grupy – na użytek tego tekstu nazwijmy je „zawodowe” – są najistotniejsze dla funkcjonowania jeździectwa jako sportu? Oczywiście mówimy o polskim podwórku, ale sądzę, że podobnie wygląda to w innych krajach. Ja wyróżniłbym cztery. Jakie? Proponuję Państwa małą zabawę. Zanim klikną Państwo, aby przeczytać ciąg dalszy, sugeruję, aby każdy postarał się zdefiniować te cztery grupy we własnym zakresie. Za chwilę się przekonamy, na ile mamy podobne odczucia, a na ile są one inne.
Moim zdaniem te grupy to:
1. Właściciele koni użytkowanych w polskim jeździectwie
2. Zawodnicy
3. Osoby obsługujące jeździectwo, czyli osoby oficjalne: sędziowie, komisarze, gospodarze toru, lekarze weterynarii działający w jeździectwie oraz trenerzy i instruktorzy
4. Organizatorzy zawodów, zarówno krajowych, jak i międzynarodowych
Czy zwrócili Państwo uwagę, że na pozycji nr 1 wymieniłem właścicieli koni, chociaż powszechnie panuje opinia, że najważniejsi są zawodnicy. Ich należałoby postawić na szczycie tej piramidy.
Jednak taka opinia nie odpowiada rzeczywistości. Najważniejsi są właściciele koni sportowych. Można w tej grupie wyróżnić dwie podgrupy: właściciele koni, na których jeżdżą – nazwijmy ich - „zawodowcy” oraz właściciele koni, na których jeżdżą ich dzieci.
Dlaczego ta grupa jest najważniejsza i ją trzeba postawić na szczycie tej piramidy? Bo oni de facto finansują polskie jeździectwo. Bez ich pieniędzy, które musieli wpompować w krwiobieg polskiego jeździectwa, aby móc realizować swoje cele, pozostałe grupy nie mogłyby funkcjonować. To ich pieniądze utrzymują ten krwiobieg przy życiu.
Paradoksem jest to, że ta najważniejsza grupa nie ma nic do powiedzenia w polskim jeździectwie. W tym sensie, że nie widzimy przedstawicieli tej grupy we władzach Polskiego Związku Jeździeckiego. Jeśli mówimy o władzach, to proponuję, aby pamiętać, że to nie tylko prezes czy zarząd PZJ, ale także komisja rewizyjna, jak również wszelkiego rodzaju komisje, czy to sportowe, czy tematyczne.
W ostatnich latach chyba tylko Aleksander Wechta był klasycznym przedstawicielem właścicieli koni sportowych, ale jego udział w zarządzie był krótkim epizodem. Na przestrzeni ostatnich 20-30 lat nie przypominam sobie innego takiego przypadku. Być może były sytuacje, że we władzach był ktoś, kto był też właścicielem koni sportowych, ale jeśli tak, to nie został do tych władz wybrany z tego powodu, ale z jakiegoś innego, ważniejszego dla tych, którzy decydowali o jego wyborze.
Dlaczego ta tak ważna grupa nie ma de facto nic do powiedzenia w polskim jeździectwie? Bo jest kompletnie nie zorganizowana. Nie istnieje żadne ciało typu stowarzyszenie właścicieli koni sportowych. Jakaś forma samorządu tej grupy. Przynajmniej w Polsce, bo na Zachodzie istnieje (od niedawna, bo od 2013 roku, ale istnieje) International Horse Sports Confederation (IHSC).
Może więc czas, aby właściciele koni sportowych w Polsce się skrzyknęli i stworzyli swoją organizację. Choćby po to, aby wyłaniać swoich przedstawicieli, których będą proponować do władz PZJ, aby tam bronili interesów tej grupy.
Grupa nr 2, czyli zawodnicy. Oczywiście bardzo ważna, bo bez nich nie istniałby sport jeździecki, a pozostałe grupy straciłyby rację bytu. Niestety, ta grupa jest zazwyczaj bardzo słabo reprezentowana we władzach. Z jednej strony sami zawodnicy mówią, że nie mają czasu na działanie w jakichkolwiek gremiach, bo muszą wiele godzin spędzać w siodle (czy na koźle), aby przygotowywać kilka koni dziennie, a do tego muszą znaleźć czas, aby szkolić innych (bo z czegoś trzeba się utrzymać), a z drugiej też są grupą nie zorganizowaną. Od czasu do czasu we władzach PZJ (na różnych poziomach) mogliśmy zauważyć zawodników (ostatnim był chyba Hubert Kierznowski), ale ogólnie rzecz ujmując, ich udział w kierowaniu życiem polskiego jeździectwa jest niewspółmiernie mały w stosunku do roli, jaką w tym życiu odgrywają.
Grupa nr 3 – ogólnie nazwijmy ich wszystkich „osoby oficjalne”. Grupa dość liczna, chociaż przy rozrastającym się wciąż sporcie jeździeckim, zwłaszcza na poziomie zawodów regionalnych, czasami powstają sytuacje świadczące, że nie dość liczna, aby bezproblemowo obsłużyć jeździectwo. Nieustannie trzeba dbać o to, aby przybywało młodych adeptów oraz o to, aby nieustannie podnosili swoje kwalifikacje.
Generalnie grupa dość zwarta i na ogół dość dobrze reprezentowana we władzach.
Grupa nr 4 – organizatorzy zawodów. Paradoksalnie grupa najmniej liczna, a najsilniejsza, najważniejsza. Jeśli popatrzymy na 3-4 ostatnie kadencje władz PZJ, to widać jak na dłoni, że to organizatorzy zawodów mieli najwięcej do powiedzenia w polskim jeździectwie.
Czy to dobrze, czy źle? Chciałbym być dobrze zrozumiany. Nie mam nic przeciwko organizatorom zawodów. Są to ludzi bardzo pracowici, wykazujący się niezwykłą dynamiką działania, poukładani, na swoim polu robiącym świetną robotę. Warto podkreślić, że poziom organizacyjny zawodów międzynarodowych w Polsce jest dużo wyższy, niż poziom sportowy, jaki prezentują polscy zawodnicy startujący w danej konkurencji na tychże zawodach.
Gdzie jest więc problem? Problem nie leży w tym, że przedstawiciele grupy X są lepsi, a przedstawiciele grupy Y – gorsi. Problem leży w braku równowagi. Aby polskie jeździectwo dobrze, czyli sprawnie i bezkonfliktowo funkcjonowało, potrzebna jest równowaga. Chodzi o to, aby w równym stopniu słyszany był głos zarówno właścicieli koni sportowych, zawodników, osób oficjalnych, jak i organizatorów.
Kiedy tej równowagi nie ma, kiedy jakaś grupa wyraźnie dominuje nad innymi, może dochodzić do niekorzystnych dla całego jeździectwa (choć korzystnych dla tej dominującej grupy) zjawisk. Przykładem niech będzie to co się niedawno wydarzyło, kiedy zarząd PZJ na skutek nacisku lobby organizatorów zamroził indeksację stawek dla osób oficjalnych. Zamroził mechanizm, który można określić, że jest najlepszy, jaki można sobie wyobrazić. Stawka dzienna dla osoby oficjalnej jest określona jako procent średniego wynagrodzenia w gospodarce narodowej ustalanego co roku przez GUS. Jak średnia płaca rośnie, a jest to ogłaszane przez GUS co roku, to automatycznie rośnie dzienna dieta dla osoby oficjalnej. To świetny mechanizm. Eliminuje uznaniowość, że jak kogoś nie lubimy, to mu obetniemy, a jak kogoś lubimy, to mu dosypiemy.
I ten mechanizm został popsuty. Jak sądzę, korzyści finansowe dla organizatorów nie były warte ceny, jaką przyszło zapłacić tym, którzy podjęli tę decyzję. A tą ceną była popsuta atmosfera w polskim jeździectwie.
Konkludując. Ponieważ zbliżają się nowe wybory, apeluję do delegatów na zjazd PZJ, aby na cały proces wyborczy popatrzeć też pod tym kątem – pamiętajmy, że wszystkie cztery grupy, które próbowałem w tym tekście zdefiniować, są równie ważne. Istotne zatem jest, aby między nimi nie doszło do wyraźnego przechyłu na rzecz jednej z tych grup.
Pożądana jest równowaga.
Marek Szewczyk

