Bić na alarm – tak, ale przekłamywać – nie
Postanowiłem się odnieść na gorąco do artykułu Tadeusza Porębskiego w tygodniku „Passa” o alarmistycznym tytule „Kolejny zamach na Służewiec?” Autor ujawnia plany Totalizatora Sportowego, których intencję oddaje nazwa koncepcji, a brzmi ona „Europejskie Centrum Rozwoju Jeździectwa i Hodowli Tor Wyścigów Konnych Służewiec.”
Cały artykuł oraz wspomniany w postaci grafiki można przeczytać i obejrzeć pod tym linkiem: https://www.passa.waw.pl/artykul/kolejny-zamach-na-sluzewiec,3986
Kwestia planów, jakie ma Totalizator Sportowy wobec zabytkowego terenu zespołu torów na Służewcu to sprawa poważna, skomplikowana i wymagająca gruntownej znajomości tychże planów i uwarunkowań, jakie się wiążą z planami zagospodarowania przestrzennego. Ja już od jakiegoś czasu mam wstępną wiedzę na temat tych planów, ale nie pisałem o tym do tej pory, bo po pierwsze – moja wiedza jest jeszcze zbyt mała, a po drugie – kalendarz wydarzeń politycznych (wybory) oraz horyzont czasowy, jaki czeka Totalizator Sportowy, aby przeprowadzić wiele (całe mnóstwo) kroków formalnych – wszystko to sprawia, że kwestia ewentualnego początku realizacji tych planów, to melodia odległej przyszłości. A na tej długiej drodze owe plany mogą ulec jeszcze wielu modyfikacjom.
Zacznę jednak od czegoś innego. Otóż z tego co mi wiadomo, red. Porębski wszedł w posiadanie owych planów w sposób nielegalny, ale ja z tego powodu go na pewno nie potępię. Zawodowa solidarność sprawia, że mogę tylko wyrazić słowa uznania za zrobienia tego, co jest (i powinno być) powinnością dziennikarską – ujawniania tego, co rządzący chcą ukryć przed opinią publiczną. W tym wypadku co prawda nie mamy do czynienia z takim przypadkiem, tylko z ujawnieniem planów roboczych, które po jakimś czasie (być może zmodyfikowane) zapewne ujrzałyby światło dzienne w normalnym trybie w sposób legalny. Ale co tam – lepiej dmuchać na zimne i uprzedzać decyzje, zwłaszcza, jak ktoś ma podejrzenia, że będą niekorzystne dla danego środowiska. A red. Porębski ma takie podejrzenia (i ma do nich prawo), że realizacja ujawnionego planu będzie niekorzystna dla wyścigów konnych.
W tym tekście nie będę się ustosunkowywał do poszczególnych punktów owego planu, bo jak wspomniałem, na razie są to plany robocze, a ich ostateczny kształt może ulec zmianom. Obiecuję jedynie, że do tak ważnej kwestii będę wracał, pewnie jeszcze nie raz. Bo mnie – podobnie jak red. Porębskiemu – leży na sercu przyszłość toru na Służewcu i nie jest obojętny los tej gałęzi sportów konnych, jaką są wyścigi konne.
Dziś chciałbym się odnieść do nieścisłości czy wręcz stronniczych stwierdzeń red. Porębskiego. Zacznę od określenia „przybysz z Poznania”, jakim red. Porębski określa obecnego dyrektora Służewca, Dominika Nowackiego. Jak rozumiem, wielokrotne podkreślanie jego „poznańskich korzeni” ma wytworzyć atmosferę niechęci, bo to z jednej strony my, Warszawiacy, pasjonaci wyścigów konnych, a z drugiej jakiś przybłęda z Pyrlandii. Mało eleganckie stawianie sprawy. Moim zdaniem nieważne skąd pochodzi ktoś, kto teraz rządzi w imieniu TS na warszawskim torze. Choćby pochodził z Pcimia Dolnego, to co z tego? Ważne co ma do zaoferowania, istotne co ma w głowie, a nie to, skąd pochodzi.
A teraz kilka stronniczych, czy wręcz nieprawdziwych stwierdzeń red. Porębskiego. Kiedy podkreśla on, że TS na mocy umowy dzierżawy toru ma za zadanie przede wszystkim ową dzierżawę wykorzystywać w celu organizowania i popularyzowania wyścigów konnych oraz selekcji koni (pełna zgoda) narzeka jednocześnie, że dzierżawca nie robi nic jak idzie o promocję tej królewskiej dyscypliny sportu… A to nie prawda. Reklamy toru i wyscigów na warszawskich autobusach, wykupienie czasu antenowego w TVP i inne akcje promocyjne kosztowały w tym roku ok. 2 mln zł. Można napisać, że promocja jest niewystarczająca, ale napisać, że „nie robi nic”, jest po prostu mijaniem się z prawdą.
Inną kwestią, w jakiej red. Porębski się mija z prawdą, jest stwierdzenie: Tak więc likwidacja toru roboczego i zmiana jego funkcji z wyścigowej na sportową (rekreacyjną) jest niedopuszczalna bez zgody stołecznego konserwatora zabytków. Tymczasem, gdyby Redaktor lepiej się przyjrzał owemu przedstawionemu w swoim artykule planowi, to zobaczyłby, że tor roboczy, jako ta bieżnia, po której konie galopują, pozostaje w planach tam, gdzie jest. Nie ma planów jego likwidacji. Zagospodarowane na potrzeby sportowo-rekreacyjne ma być wnętrze owego toru roboczego. A to już jest zupełnie co innego.
Mało tego, w zaprezentowanych planach jest zatem nadal tor roboczy (jego sama bieżnia) w starym miejscu, ale jest także nowy tor roboczy – wewnątrz toru głównego. I idąc dalej, czyli w głąb owego toru głównego – w jego rdzeniu ma powstać pole golfowe. Tę koncepcję red. Porębski chwali, ale sugeruje, że jedno zdaje się wykluczać drugie… A niby dlaczego? Argumentem wiążącym dla Redaktora jest: Taka jest opinia większości wyścigowego środowiska, z którą się zgadzam. A ja bym wolał, aby postawioną tezę uzasadnić merytorycznymi argumentami, a nie stwierdzeniem, bo większość tak uważa.
I na koniec coś, co jest już – nie waham się użyć tego określenie – obrzydliwe. Redaktor Porębski przytacza historię (ciekawą zresztą) młynarza, który się przeciwstawił cesarzowi Fryderykowi Wielkiemu i suponuje, że skoro zwykły młynarz odważył się przeciwstawić władcy absolutnemu, to jest szansa, że środowisko wyścigowe wygra z reprezentantem „dobrej zmiany”, która omal nie zniszczyła słynnej na cały świat stadniny koni w Janowie Podlaskim, a teraz może zniszczyć wyścigi konne.
Nie rozumiem, po co mieszać do sprawy planów TS w sprawie Służewca bieżącą politykę, a właściwie jej najbardziej negatywne przejawy. A właściwie to przeciwnie – dobrze rozumiem. Ten zabieg - stwierdzenie że Dominik Nowacki jest „przedstawicielem” (on personalnie, a nie np. TS) dobrej zmiany”, ma na celu wywołanie niechęci do tej konkretnej postaci. I to jest obrzydliwe. Bo Dominik Nowacki nie dał ani wcześniej (jako organizator Cavaliady z ramienia MTP), ani obecnie żadnego powodu, aby go wiązać z jakimkolwiek ugrupowaniem politycznym. Jest po prostu dobrym urzędnikiem, sprawny menedżerem, który realizuje postawione przed nim zadania.
Można z nim polemizować co do celowości tych zadań, ale dlaczego go obrażać, pisząc, że jest „reprezentantem dobrej zmiany”? Tak się nie godzi, Panie Redaktorze!
Marek Szewczyk


