Nie czy, ale jak i kiedy?
Zostałem poproszony o poprowadzenie panelu dyskusyjnego na służewieckim torze wyścigowym. Dyskusja miała dotyczyć tworzenia planu gonitw, czyli kwestii bardzo istotnej dla funkcjonowania wyścigów konnych. Inicjatywa do tego spotkania całego środowiska wyścigowego wyszła z Polskiego Klubu Wyścigów Konnych, a konkretnie od pani prezes naszego Jockey Clubu Agnieszki Marczak.
Napisałem „miała dotyczyć” planu gonitw, bo okazało się, że hodowcy, trenerzy, właściciele koni wyścigowych, folblutów, arabów, półkrewków czy wreszcie kłusaków, wykorzystali tę okazję, by móc przedstawić drugiej stronie swoje uwagi, zastrzeżenia, pomysły, żale i co tam jeszcze. Sprawa samego planu gonitw spadła na dalszy plan. Padło wiele słów, ujawniło się wiele emocji, a adresatem był przede wszystkim organizator wyścigów konnych, czyli Totalizator Sportowy. I to zarówno centrala, jak i spółka Oddział Wyścigi Konne Warszawa-Służewiec.
Kilka słów chciałbym poświęcić jednej kwestii poruszanej na tym spotkaniu. A dlaczego tylko jednej? Bo jest najważniejsza.
Najważniejsza dla być albo nie być wyścigów konnych w Polsce w ogóle. Nie tylko na warszawskim Służewcu. Chodzi o możliwość zawierania zakładów wzajemnych poprzez internet, poprzez aplikacje mobilne.
Przez wiele lat największym problemem polskich wyścigów konnych były proporcje: lwia część zakładów była zawierana na torze na Służewcu, a bardzo niewielki procent w tzw. kolekturach. Było to w rażącej dysproporcji do tego, co miało miejsce w innych krajach europejskich. Nawet do tego, co miało miejsce w innych krajach z obozu państw socjalistycznych, dokąd jeszcze socjalizm w Europie się trzymał. Punktów, w których można było grać na konie ścigające się na Służewcu, w innych polskich miastach było mało. Tej niewydolności nie udawało się poprawić ani za czasów komuny, ani od kiedy Totalizator Sportowy dzierżawi tor warszawski i jest organizatorem wyścigów.
Tyle, że teraz mamy takie czasy, że ważniejsze od tego, ile punktów do przyjmowania gry (już nie tylko na konie ścigające się na Służewcu) powstanie w Polsce, jest internet! Teraz właściwie należałoby przeskoczyć etap kolektur, a skupić się na internecie.
Jak słusznie powiedział jeden z trenerów, jak czegoś nie ma w internecie, to tak, jakby tego nie było w ogóle. A skoro w Polsce – jak na razie - nie można obstawiać koni w internecie, to tak, jakby wyścigi konne w ogóle nie istniały. Przesada? Niby tak, bo przecież istnieją. Ale jeśli szybko nie zaistnieją w internecie, to grozi im to, że przestaną istnieć. Z powodów ekonomicznych. Odpisy z gry na torze nie wystarczą do tego, aby rokrocznie zwiększać pulę nagród. Obecnie ta pula stanęła w miejscu, a to będzie skutkować tym, że ludzie zaczną się wycofywać z utrzymywania koni na torze, a w następstwie tego zacznie upadać hodowla koni. Już z tym (jednym i drugim) jest w Polsce niewesoło, a może być jeszcze gorzej.
Na czym polega problem, że Spółka Traf nie można uruchomić przyjmowania gra via internet? Chodzi o milion złotych! Traf musiałby wykupić stosowne zezwolenie z ministerstwa finansów za ok. 0,5 mln zł, a do tego wyłożyć drugie 0,5 mln na tzw. zabezpieczenie. A to przekracza obecne możliwości tej spółki.
Traf jest spółką-córką Totalizatora Sportowego. Ten ostatni dzierżawi tor wyścigowy w Warszawie i jest organizatorem wyścigów konnych. Jak zapewniają jego prominentni przedstawiciele, traktują umową dzierżawy toru i wynikający z niej obowiązek organizowania wyścigów konnych bardzo poważnie. Mają takież zamiary i długofalowe plany.
Czy aby na pewno? Jeżeli TS, który wykłada obecnie 8 mln zł na pulę nagród rocznie, nie może rozwiązać problemu, jak wyłożyć jednorazowo 1 mln na ruch, który jest nieodzowny, aby wyścigi konne nie tylko się rozwijały, ale w ogóle przetrwały, to można zacząć wątpić w intencje TS.
Jak rozumiem, dla decydentów z TS nie jest to problem, czy zainwestować w grę via internet, ale jak to zrobić i kiedy? Czy i kiedy panowie z Totalizatora Sportowego ten problem rozwiążą, będzie papierkiem lakmusowym intencji tej państwowej instytucji wobec toru na Służewcu. Czy chodzi o ten łakomy kąsek w postaci 138 ha w środku miasta, czy o wyścigi konne, nie tylko w Warszawie.
Marek Szewczyk


