Poziom się wyrównuje
Zakończyły się rozgrywki Pucharu Świata w skokach przez przeszkody, zarówno w najsilniejszej z lig – w lidze Europy Zachodniej, jak i w naszej – Europy Centralnej. Jakie wnioski się nasuwają na tym etapie?
Jeśli chodzi o ligę Europy Zachodniej widać wyraźnie, że następują zmiany. Jeszcze nigdy tak wiele konkursów eliminacyjnych PŚ nie kończyło się tak licznymi rozgrywkami. W tym sezonie pod tym względem pobite zostały wszelkie rekordy. Po pierwsze – aż w 10 konkursach na 13, jakie były zaplanowane, do rozgrywki zakwalifikowało się co najmniej 12 zawodników! Po drugie – rozgrywka w Oslo, w której uczestniczyło aż 20 koni, to jest prawdopodobnie najliczniejsza, jaka kiedykolwiek w historii PŚ (w Europie Zachodniej) miała miejsce. Piszę „prawdopodobnie”, bo takich statystyk chyba nikt nie prowadzi. Ja w każdym razie nie, ale przecież obserwuję (i komentuję) zmagania pucharowe od lat i nie pamiętam tak licznych rozgrywek wcześniej. Dodajmy do tego 19-konne rozgrywki w Stuttgarcie (gdzie stawka zawodników jest zawsze bardzo silna) czy w Bordeaux. A przecież w konkursach pucharowych startuje najwyżej 40 zawodników – 19 czy 20 w rozgrywce to połowa stawki!
Czy to oznacza, że gospodarze toru stawiali w tym sezonie łatwiejsze parkury niż w przeszłości? Raczej nie. To przecież ci sami fachowcy od lat i nic nie słychać, aby dostali polecenie z góry, aby obniżyć stopień trudności przeszkód w konkursach pucharowych.
Co więc jest przyczyną tej wyraźnie zarysowującej się tendencji? Sądzę, że możemy mówić o wyrównywaniu się poziomu. Hodowla koni sportowych robi nieustanne postępy. Dostarcza coraz lepszych koni i jest ich coraz więcej. Coraz większa liczba zawodników zaopatrzonych w te coraz lepsze konie jest w stanie sprostać wyzwaniom, jakie czekają na nich na parkurach o wysokości przeszkód do 160 cm.
Kolejny fakt, który zdaje się potwierdzać tę tezę: każdy konkurs pucharowy w lidze Europy Zachodniej zakończył się zwycięstwem innego zawodnika. Nikt nie odniósł dwóch czy więcej zwycięstw w jednym sezonie, co wcześniej często miewało miejsce. Zwycięstwo Egipcjanina Abdela Saida w Weronie (na koniu Hope van Scherpen Donder) też potwierdza, że poziom się wyrównuje, że coraz większa liczba wcześniej mniej znanych zawodników jest w stanie sobie poradzić z parkurami o najwyższym stopniu trudności.
To wyrównywanie się poziomu sprawia, że uznanym tuzom coraz trudniej jest wywalczyć sobie prawo startu w finale PŚ. Lista znanych nazwisk, których zabraknie w Omaha, jest wyjątkowo długa: Scott Brash (zdobywca Wielkiego Szlema Rolexa), Roger Yves-Bost (mistrz olimpijski drużynowo), Daniel Deusser (zwycięzca finału PŚ z Lyonu 2014), Christian Ahlmann (zwycięzca finału PŚ z Lipska 2011), Penelope Leprevost (mistrzyni olimpijska drużynowo, druga w finale PŚ w Las Vegas 2015), Harrie Smolders (drugi w ostatnim finale PŚ w Goeteborgu), czy Edwina Tops Alexander (dwukrotna zwyciężczyni cyklu Global Champions Tour).
Nie wyliczam w tym miejscu nazwisk znanych zawodników, którzy wyraźnie nie stawiali sobie w tym sezonie celu, aby się do finału PŚ zakwalifikować, jak choćby mistrz olimpijski Nick Skelton. Wszyscy ci, których wymieniłem powyżej, chcieli się do tegorocznego finału zakwalifikować, o czym świadczą liczby. A zestawienie tych liczb daje bardzo dziwny obraz.
Scott Brash brał udział aż w 10 kwalifikacjach, jedną z nich wygrał (Londyn na klaczy Hello M’Lady), ale aż 8 razy nie zdobył ani jednego punktu! A przecież dopiero 17. miejsce nie daje ani jednego punktu do klasyfikacji pucharowej!
Podobnie Daniel Deusser – na 9 startów raz wygrał (w Lyonie na kl. Equita van het Zorgvliet), ale 5 razy nie zdobywał punktów w ogóle. Christian Ahlmann próbował 8 razy, raz wygrał (w Stuttgarcie na og. Taloubet Z), ale 6 startów nie przyniosło mu żadnych punktów.
W przypadku wymienionych trzech zawodników trudno mówić o obniżce formy w ostatnich miesiącach, bo wszyscy są obecnie w czołowej „10” rankingu FEI, a Deusser jest od kilku miesięcy liderem tegoż rankingu. Gdzieś przecież punkty do tego rankingu zdobywają! Ahlmann z kolei zakończył ubiegłoroczne rozgrywki na pierwszym miejscu w lidze Europy Zachodniej, odniósł wówczas 3 zwycięstwa, a potem zajął 6. miejsce w finale.
Ich absencja w tegorocznym finale ma zapewne związek z nowym zjawiskiem, charakterystycznym dla tego sezonu. Mowa o tak licznych rozgrywkach. Jeśli jeździec ma jedną zrzutkę w podstawowym przebiegu, ale do rozgrywki kwalifikuje się 20 czy nawet „tylko” 16 zawodników – to konto punktowe takiego zawodnika zostaje puste. Gdyby w rozgrywce startowało 5 czy 6 zawodników, to ten z jedną zrzutką i dobrym czasem ma szanse nawet na 10 pkt.
Czy ta nowa tendencja, jaką możemy w tym sezonie zaobserwować (bardzo liczne rozgrywki w konkursach PŚ), spowoduje jakieś reperkusje na przyszłość – trudno na dziś stwierdzić. Być może tak, ale jakie? Pożyjemy, zobaczymy?
W ślady ojca
Wiemy też kto zyskał prawo startu w finale PŚ w Omaha z naszej ligi, czyli Europy Centralnej. Finał tych rozgrywek miał miejsce podczas zawodów na Warszawskim Torwarze. Tegoroczna warszawska Cavaliada była udana dla polskich skoczków. Grand Prix wygrała Marek Lewicki na Abigeju, w cyklu Cavaliada Tour (po raz kolejny) triumfował Jarosław Skrzyczyński, a rozgrywki PŚ LEC na pierwszym miejscu zakończył Dawid Kubiak. W Warszawie punkty zdobywał na klaczy Anastasia (w pierwszej części finału LEC, konkursie szybkości), a w dwóch następnych – na kl. Bagazza M. Na tej ostatniej w GP miał tylko 1 punkt karny za przekroczenie normy czasu (nota bene – za krótkiej o 1-2 sekundy) i zajął dobre, 5. miejsce.
Prawo wyjazdu na finał PŚ do USA (Omaha 27 III – 2 IV) wywalczyli jeszcze Węgier Gabor Szabo z klaczą węgierskiej hodowli (!) Timpex Bolcsesz oraz Estończyk Rein Pill (A Brok). Tym razem w trójce premiowanej awansem do światowego finału nie znalazł się nikt z Rosji. Dla młodej Marii Bibikowej, która przyjechał do Warszawy jaki liderka subligi północnej LEC, parkury naszego finału okazały się zbyt wymagające.
Dawid Kubiak (30 lat) zadebiutuje w finale PŚ. Do tej pory 15 razy Polacy występowali w finale. Najwięcej razy, bo aż 5 razy ojciec Dawida - Grzegorz Kubiak. On też był autorem najlepszego wyniku Polaka - w 2004 roku w Mediolanie zajął 20. miejsce na klaczy Djane des Fontenis. Dopiero w ubiegłym roku Jarosław Skrzyczyński wyrównał ten wynik, kończąc finał w Goeteborgu na wał. Crazy Quick również na 20. miejscu.
Należy życzyć Dawidowi Kubiakowi, aby poszedł w ślady ojca i pana Jarosława.
Marek Szewczyk


