Na huśtawce
Kibice śledzący występy polskich reprezentantów na mistrzostwach Europy w WKKW, które rozgrywane były w Strzegomiu, przechodzili nieustanną zmianę nastrojów. Na przemian, albo radość, albo smutek. Raz w górę, raz w dół - niczym na huśtawce.
Zaczęło się od ujeżdżenia. Radości dostarczył występ Pawła Spisaka na Banderasie. Dobry przejazd z wynikiem 43,4 punktu karnego, bodaj najlepszy rezultat, jaki uzyskał Polak w historii swoich startów (na różnych koniach) w imprezach rangi mistrzostw kontynentu. Miny trochę nam jednak zrzedły na koniec drugiego dnia ujeżdżenia, kiedy się okazało, że wynik ten daje dopiero 25. miejsce! Poziom ujeżdżenia był bowiem niebotyczny – aż 15 zawodników zostało ocenionych poniżej 40 punktów karnych. Na czele tej listy znalazło się troje Niemców, a była mistrzyni Europy, Bettina Hoy na pięknym, szlachetnym westfalskim Seigneur Medicot, została oceniona na 24,6 pkt. karnego! Kosmos. Tabela wyników zespołowych jeszcze pogorszyła nasze nastroje – przedostatnie, 12. miejsce. Tylko Norwegia startująca w 3-osobowym składzie okazała się gorsza od Polski.
Na trasę krosu pierwszy z Polaków ruszył Mateusz Kiempa na racockiej hodowli klaczy Grand Supreme. Powiało optymizmem, gdy ukończył bez błędów na przeszkodach, choć z ponad minutowym spóźnieniem. Ale wiadomo, największe szanse mieliśmy na przyzwoite miejsce zespołowo i to było najważniejszym celem. Potem euforia. Paweł Spisak także na czysto i z zaledwie sekundowym spóźnieniem, choć trudniejsze kombinacje pokonywał wolniejszą alternatywą. Niestety, niebawem tragedia. Bob the Builder Michała Knapa upada tak nieszczęśliwie, że doznaje skomplikowanego złamania kości pęcinowej, a konsekwencją jest eutanazja konia.
Kolejny członek naszej ekipy (Knap startował tylko indywidualnie) Paweł Warszawski na klaczy Fuksja miał dwa błędy. Jedno klasyczne wyłamanie. A drugi błąd, to nowość, jeśli idzie o karanie: teraz można nie pokonać prawidłowo chorągiewki (powinno być: głowa, szyja i łopatki między chorągiewkami) i jechać dalej – kosztuje to 50 pkt. karnych. Na koniec dnia rozważna jazda Mariusza Kleniuka na wyhodowanej przez Remigiusza Makowskiego klaczy Winona: alternatywy, spóźnienie wliczone w koszty (65 sekund), ale bez błędów na przeszkodach.
Po krosie fala optymizmu wezbrała: polska ekipa awansowała na 6. miejsce, a Spisak na 11. Gdyby takimi wynikami zakończyły się mistrzostwa…
Niestety, niedzielny przegląd sędziowski koni jest dla nas pechową czwartą próbą. Banderas skaleczył się w nogę w boksie. Podczas przeglądu noga jest spuchnięta i tkliwa. Decyzja komisji może być tylko jedna – Banderas nie dopuszczony do startu. Pech, bo nie jest to konsekwencją jakiegoś urazu podczas krosu, a incydentu w stajni.
I zaczyna się zjazd w dół. Do wyniku ekipy trzeba liczyć rezultat Pawła Warszawskiego, a jest on wysoki (176,30) i nasza ekipa jeszcze przed skokami spada na 9. miejsce. Humory jeszcze gorsze po parkurze Mateusza Kiempy i Grand Supreme – 36 pkt. karnych, to najgorszy wynik na parkurze. Słabo też Paweł Warszawski i Fuksja – 24 pkt. k. Lepiej Mariusz Kleniuk na Winonie – 10 pkt. Ostatecznie ta ostatnia para kończy mistrzostwa na 26. miejscu. Przyzwoity wynik jak na debiut na seniorskich ME.
Ekipa pozostaje na 9. miejscu. Wynik ten pokazuje nam nasze miejsce w szeregu. Z jednej strony lepiej niż można się było spodziewać, bo przy pięciu zagranych parach równie dobrze mógł być wynik powyżej 1000 pkt. (wg dawnej punktacji nieukończenie drużynowo), ale z drugiej była szansa na 6. miejsce, więc jest rozczarowanie. Poza tym, te słabe wyniki na parkurze i przeciętne (nie licząc Banderasa) w ujeżdżeniu.
A poziom się podnosi. Na tych mistrzostwach tylko wyniki na poziomie trzydziestu kilku punktów na czworoboku i „dowiezienie” tego rezultatu do końca dawało medale indywidualne. A złoto drużynowo tylko trzy bezbłędne przejazdy w krosie ze spóźnieniem najwyżej kilkusekundowym, plus oczywiście bardzo dobre wyniki na czworoboku i trzy zera na parkurze.
Michael Jung nie zdołał obronić tytułu mistrzowskiego i sięgnąć po niego po raz czwarty. Na klaczy FischerRocana FST wywalczył srebro. Ma więc już wszystkie kolory medali indywidualnych z ME: po brązie z Fontainebleu z 2009 roku (Sam) i po trzech z rzędu złotych medalach (za każdym razem na innym koniu), tym razem srebro. Lepsza od niego w ujeżdżeniu o zaledwie 2,5 punktu (i tyle samo na mecie) okazała się Ingrid Klimke z koniem Horsewale Hale Bob. Ona też skompletowała wszystkie kolory indywidualnych medali ME. W 2005 roku w Blenheim na koniu Sleep Late była trzecia, a w 2013 w Malmoe na kl. FRH Escada JS – druga. Teraz upragnione złoto.
Po medal brązowy, pierwszy indywidualny, sięgnęła Nicola Wilson z Wielkiej Brytanii na kl. Bulana. Ona do świetnego wyniku z ujeżdżenia (35,10 pkt.) dołożyła zaledwie 0,4 za jedną sekundę spóźnienia w krosie (zanotowaliśmy tylko 4 przejazdy bez spóźnień).
Tuż za nią uplasowały się jej dwie koleżanki – była mistrzyni Europy Kristina Cook (Billy the Red) oraz debiutująca w ekipie na ME Rosalind Canter (All Star B) i , co przełożyło się na mistrzostwo drużynowe Wielkiej Brytanii. Złoto wywalczyły trzy dzielne panie, bo wynik jedynego mężczyzny w ich drużynie, Oliviera Townenda (Cooley SRS) się nie liczył (błędy w krosie).
Niemcy, choć dominowali indywidualnie, przegrali z Anglikami jednym wyłamaniem w krosie Julii Krajewskiej (Samouari du Thot), no i oczywiście tym, że prowadząca po ujeżdżeniu Bettina Hoy nie ukończyła krosu. Brąz dla Szwecji.
Najwięksi przegrani? Drużynowo Francuzi (mistrzowie olimpijscy) tym razem na 11. miejscu z dwoma wynikami po 1000 pkt. Indywidualnie wicemistrzyni olimpijska z Londynu, Szwedka Sara Algotsson-Ostholt (Reality), która przed skokami zajmowała trzecie miejsce, a po trzech zrzutkach wylądowała na dziewiątym.
Marek Szewczyk


