Czas na drugiego szkodnika
Szkodnik nr 1 jeśli chodzi o hodowlę koni arabskich, czyli Krzysztof Jurgiel, przestał pełnić funkcję ministra rolnictwa. Podał się do dymisji „z powodów osobistych”. Tramwaj w oku, szyna z boku, albo, jak mawiał ksiądz Józef Tischner – gówno prawda.
Po prostu, śpiący minister - nawet jak na standardy pisowskie, bardzo przecież łagodne, zwłaszcza dla ludzi „zasłużonych” długoletnią znajomością z prezesem wszystkich prezesów – przekroczył barierę nieudolności i trzeba go było odwołać. Ale nie miejmy złudzeń, to nie szkody, jakie poczynił w hodowli koni arabskich, były najważniejsze dla jego dymisji. Na pewno są symbolem nieudolności, ale znalazły się gdzieś w trzecim, czwartym szeregu grzechów śpiącego ministra. Przeważyły inne „zasługi” – jak np. zbyt późna i idiotyczna (płot) reakcja na afrykański pomór świń, zły start rozmów z Brukselą o pieniądze dla rolników na lata 2021-2027, wielce szkodliwa ustawa „o sprzedaży ziemi” i inne.
Tak czy inaczej, minister przestał szkodzić. Teraz czas, aby przestał działać szkodnik nr 2. A nazywa się on Andrzej Sutkowski.
Jak to kiedyś mówił Józef Oleksy – „wszędzie mnie potrzebują.” Widocznie Sutkowskiego też „potrzebowało” wiele instytucji, bo CV ma bogate.
W latach 1990–1998 był wójtem w Urzędzie Gminy Sidra, następnie w 2000 r. – dyrektorem biura w Izbie Przemysłowo-Handlowej w Białymstoku. Od 2000 do 2001 r. pracował jako specjalista w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie, gdzie rozliczał i kontrolował inwestycje finansowane przez Fundusz. W latach 2001–2003 zajmował stanowisko zastępcy dyrektora Biebrzańskiego Parku Narodowego w Osowcu Twierdzy. Od września 2006 do kwietnia 2009 był dyrektorem Oddziału Terenowego Agencji Rynku Rolnego w Białymstoku. Następnie przez kolejne 2 lata (2009–2010) był członkiem zarządu PKS SA w Białymstoku, gdzie zarządzał Działem Przewozów i Finansów oraz nieruchomościami znajdującymi się w zasobach spółki. Od 2011 r. do czasu kiedy trafił do Agencji Nieruchomości Rolnych (grudzień 2015) prowadził gospodarstwo rolne.
Jest znawcą tak wielu dziedzin, że tylko pozazdrościć PiS, że ten „człowiek renesansu” przyszedł do nich na służbę, jako wykonawca woli ministra Jurgiela. Bo trzeba Państwu wiedzieć, że po stronie „dobrej zmiany” jest dopiero od jakiegoś czasu. Wcześniej był…radnym Samoobrony, a potem radnym PO!
W 2008 roku został niechlubnym bohaterem prowokacji dziennikarskiej. Jako szef białostockiego oddziału Agencji Rynku Rolnego w rozmowie telefonicznej obiecywał załatwić pracę komuś, za kim „wstawiał się” rzekomy pracownik gabinetu ówczesnego wiceministra rolnictwa. Tyle, iż Sutkowski nie wiedział, że zadzwonił do niego dziennikarz TVN i całą rozmowę nagrał. Mogła jej wówczas posłuchać cała Polska, zresztą teraz też Państwo mogą o tym poczytać, bo w internecie nic nie znika. Oto linki do tej słynnej wówczas historii: (http://www.poranny.pl/polityka/art/5154890,andrzej-sutkowski-pomaga-zalatwic-prace,id,t.html)
Po wielu latach, konkretnie w 2014 roku, zapadły w sprawie nepotyzmu przy zatrudnianiu ludzi w ARR prawomocne wyroki (http://bialystok.wyborcza.pl/bialystok/1,35241,15775905,Wyroki_za_zalatwianie_pracy__ludziom_ministra___Nepotyzm.html), ale Sutkowski na ławie oskarżonych nie usiadł. Dlaczego? Bo to głównie jego zeznania doprowadziły do skazania dwóch byłych dyrektorów ARR (na wyroki w zawieszeniu), co ujawniło skalę korupcji politycznej w Polskim Stronnictwie Ludowym, a to było bardzo na rękę PiS. No i od tego momentu stał się gorącym zwolennikiem „Dobrej Zmiany”.
Pikanterii tym sprawom dodaje fakt, że niebawem pan Sutkowski powrócił do praktyk dbania o to, aby członkowie rodzin „swoich” dostawali pracę, a ci, którzy tam wcześniej pracowali, a pochodzili z „nadania” PO-PSL, trafiali na bruk. Chodzi o moment łączenia dwóch agencji – Agencji Rynku Rolnego oraz Agencji Nieruchomości Rolnych, z połączenia których powstał Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa. A całą sprawę opisał „Fakt” (http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityk ... iny-dobrej-zmiany/esnrys2 ).
Wróćmy jednak do początków pracy pana Sutkowskiego w ANR. Trafił tam w charakterze doradcy w listopadzie 2015 roku. Po miesiącu został dyrektorem Zespołu Nadzoru Właścicielskiego. Z tej pozycji był wykonawcą decyzji o rozwiązaniu kontraktów menedżerskich prezesów stadnin koni – Jerzego Białoboka w SK Michałów oraz Marka Treli w SK Janów Podlaski. To on stał za decyzją o wyrzuceniu z pracy w Agencji Nieruchomości Rolnych Anny Stojanowskiej, inspektor nadzorującej stadniny koni arabskich. To on upierał się, aby ją od razu zwolnić dyscyplinarnie, ale jego formalny szef, prezes ANR Waldemar Humięcki, się początkowo nie zgodził i podpisał wypowiedzenie w normalnym trybie, czyli z zachowaniem 3-miesięcznego terminu. Jednak argumenty (cztery, idiotyczne) podsunął Sutkowski. Po miesiącu Humięcki uległ argumentacji Sutkowskiego i Anna Stojanowska dostała tzw. dyscyplinarkę, za wypowiedzi w mediach. Tę decyzję zaskarżyła do sądu pracy i wygrała. Nie chodziło jej o przywrócenie do pracy w ANR, ale o prawdę, czyli obalenie tych czterech zarzutów (nie będę w tym miejscu wchodził w szczegóły). No i sąd przyznał jej rację, co skutkowało odszkodowaniem w wysokości trzykrotnego uposażenia. I te pieniądze dostała. To nie Sutkowski je zapłacił ze swojej kieszeni, tylko ANR, czyli my wszyscy – podatnicy!
Kiedy po 19 lutego 2016 roku (data wyrzucenia prezesów i pani inspektor) zaczęły się nerwowe ruchy, by z jednej strony wykazać zasadność tych szkodliwych posunięć, a z drugiej – by dobrze przygotować aukcję Pride of Poland w sierpniu 2016 roku, Sutkowski został usunięty nieco w cień. Pierwsze skrzypce zaczął grać świeżo powołany na wiceprezesa ANR Karol Tylenda (przyszedł z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, gdzie był wiceprezesem). Kiedy temu gadatliwemu i nadmiernie pewnemu siebie urzędnikowi podwinęła się noga i podał się do dymisji po oszukańczej aukcji, skorzystał na tym Sutkowski i wrócił do pierwszego szeregu. Został awansowany na wiceprezesa ANR (7 IX 2016).
Następnie po roku (1 IX 2017) został powołany przez ministra Jurgiela na zastępcę dyrektora generalnego KOWR. Odpowiada tam za pion nadzoru nad spółkami skarbu państwa.
A właściwie należałoby napisać – nie odpowiada. Bo nie poniósł konsekwencji za nic, ani za przegarną w sądzie pracy z Anną Stojanowską i konieczność wypłacenia jej odszkodowania, ani za bezzasadne wyrzucenie prezesów stadnin, ani za fatalne wyniki finansowe aukcji Pride of Poland w 2017 roku, ani złe wyniki finansowe spółki w Janowie Podlaskim w roku 2017, ani za ciągłe i nieudane personalnie roszady na stanowiskach prezesów w wielu innych stadninach koni (półkrwi). A przecież w imieniu ministra pełni nadzór właścicielski – jest de facto Walnym Zgromadzeniem Wspólników. Humięckiego i Tylendy już dawno w ANR, a obecnie w KOWR nie ma. A Sutkowski trwa.
Może już nadszedł czas, aby Andrzej Sutkowski przestał już szkodzić polskiej hodowli koni i udał się tam, gdzie trafił jego pryncypał, czyli w polityczny niebyt.
Marek Szewczyk



Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 18.07.2018, 8:33 Uaktualniono: 20.07.2018, 10:14 |
![]() |
|
![]() |
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 09.07.2018, 7:58 Uaktualniono: 09.07.2018, 12:10 |
![]() |
|
![]() |
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 06.07.2018, 6:22 Uaktualniono: 06.07.2018, 15:18 |
![]() |
|
![]() |