Strona startowa | O mnie | Blog | Linki | Napisz do mnie
 
Archiwa
 

Archiwa

A to ja
 

Marek Szewczyk fot. Włodzimierz Sierakowski


Marek Szewczyk

Jeszcze o aukcji

Nadesłany przez Marek Szewczyk 16.08.2018, 11:30:42 (3149 odsłon)

Przeczytałem wpis Marka Grzybowskiego na jego blogu (Koń a sprawa polska) o tym, jak poprowadził tegoroczną aukcję. Oto fragment, który chciałbym nieco przeanalizować:

 

Poproszono mnie o poprowadzenie licytacji na 5 dni przed aukcją. Zgodziłem się po całonocnym wahaniu, bo ciągle nie mogę ścierpieć, że mój projekt, któremu poświęciłem całe dorosłe życie zawodowe niszczony jest przez chciwość, niekompetencję i arogancję. Niestety nie była to moja impreza i nawet w prowadzeniu licytacji nie miałem pełnej swobody.



Drugie zdanie świadczy niestety, że megalomania Markowi Grzybowskiemu nie przeszła. „Mój projekt” – czyli wszystko co w przeszłości miało miejsce, zarówno w czasach Animexu, jak i Polish Prestige – to było tylko i wyłącznie jego zasługą.

 

Marku – samo to wszystko wymyśliłeś i robiłeś? A inni - Andrzej Krzyształowicz, Ignacy Jaworowski, Izabella Zawadzka - nie mieli żadnego wpływu na rozwój imprezy pod nazwą Święto Konia Arabskiego? A co z okresem Polturfu i sukcesów w postaci rekordowych cen polskich konia arabskich za czasów Jerzego Białoboka, Marka Treli i wkładem pracy w organizację imprezy przez Barbarę Mazur (wcześniej wspólnie z Pawłem Gocłowskim)? Tego okresu w ogóle nie było? To wszystko było tylko czynnością typu „kopiuj i wklej” z Twojego wielkiego projektu?

 

Marku – nie podobało mi się, jak ci, których tak teraz opluwasz na każdym kroku, „zapomnieli” w artykule w „Hodowcy i Jeźdźcu” o Tobie, o Twoim wkładzie w to, co się działo wiele lat temu. Jednak teraz poradziłbym Ci tak: znajdź jakiś lek, który ograniczy ten nieustanny wypływ żółci, bo przykro się robi, jak się to czyta.

  

Trzecie zdanie potwierdza to, co napisałem, podejrzewając, że kiedy Marek Grzybowski jako aukcjoner nie podawał krajów, do jakich zostały sprzedane konie, robił to nie ze swojej inicjatywy. Teraz, już po wszystkim, kiedy na stronie internetowej KOWR można znaleźć, za ile i do jakiego kraju zostały sprzedane klacze na obu aukcjach, głównej i tej dodatkowej, ta sprawa wydaje się nieistotna. Ale jednak wrócę do niej. Jak pisałem – na aukcji nie byłem. Ale zamieszczam to, co mi przysłała osoba, która na aukcji była i robiła notatki:

 

Aukcjoner powiedział w przypadku pierwszego konia, klaczy Foggita, do jakiego kraju została sprzedana (Polska), po czym natychmiast podszedł do niego pan Grzechnik i coś mu powiedział na ucho. Po tym zdarzeniu aukcjoner wymienił jeszcze raz kraj, ale chyba z rozpędu, a podczas Summer Sale tylko w przypadku ostatniego konia zostało to wypowiedziane.

 

To jeszcze raz potwierdza, że ta aukcja była przygotowana głównie dla pośredników współpracujących z obecnym kierownictwem stadniny w Michałowie. Wspomniany pośrednik (pośrednicy?), który podnosił lizak, dopiero po jakimś czasie informował prezesa Grzechnika, dla kogo kupił danego konia. 

A fakt, że była to aukcja dla pośrednika (pośredników), był głównym powodem tak kiepskiego wyniku finansowego i tego, że tak mało klaczy zostało sprzedanych. Jak ocenił Jerzy Białobok, przy tej stawce klaczy wynik powinien oscylować w okolicy 2 mln euro.

 

No i pierwsze zdanie. Marek Grzybowski został poproszony o poprowadzenie aukcji na 5 dni przed jej rozpoczęciem. To kolejny dowód „profesjonalizmu” tych, którzy tę aukcję w tym roku organizowali.

Marek Szewczyk

 

 

Wersja do druku Powiadom znajomego o tym artykule Utwórz .pdf
 
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 22.08.2018, 11:14  Uaktualniono: 22.08.2018, 15:46
 Muszę się odnieść (jeszcze)...
Pani Iwono G. Trzeba sporo złej woli, by w zdaniu: "Już wiemy, pani Agnieszko, że ma pani wiele entuzjazmu i dobrej woli, proszę jednak nieco ostrożniej formułować swe opinie, by nie narażać się na śmieszność" – doszukać się „agresywnej krytyki” pod adresem pani Bojanowskiej. Nie rozumiem też jak próbę ostrzeżenia przed czymś (w tym przypadku „śmiesznością”), można nazwać (expressis verbis) jej orzeczeniem… Co do J. Białoboka, to rzecz w tym, że w owych szacunkach nie odnosił się do swych sentymentów i dawnych czasów, a chwili obecnej. Jeśli więc nie rozumie tego, że mamy dziś inną rzeczywistość, niż 3 lata wcześniej, to tym gorzej dla niego. Wszyscy zainteresowani, więc także on i Agnieszka Bojanowska - muszą brać zasadniczą poprawkę na realia, które są pokłosiem rządów "dojnej zmiany”, a które radykalnie zdezawuowały markę nie tylko janowskich aukcji, ale i całej polskiej hodowli (tym samym naszej oferty aukcyjnej). Na sukces aukcyjny składa się cały szereg różnych elementów, tym czyste reguły gry, właściwy klimat wokół hodowli i dobra atmosfera aukcji. Wszystkie one zostały zniweczone w ostatnich kilku latach przez „bastardów dojnej zmiany”. Naiwnością jest więc szacowanie wartości oferowanych koni z minionej perspektywy, jak też oczekiwanie, iż średniej miary klacze będą osiągać kilkusettysięczne kwoty. Właśnie dlatego nie mogłem nie zareagować na jej infantylną próbę zarzutu: "Przecież zdawał Pan sobie sprawę z tego, że zbycie Parmany za 180 tys. tak naprawdę przynosi wielką korzyść kupującemu, a stadnina ponosi stratę, bo klacz jest warta co najmniej dwa razy tyle!” Infantylną, gdyż rolą M. Grzybowskiego nie było „zdawanie sobie sprawy” z czegokolwiek, a licytacja. Po drugie miał on tam tyle do powiedzenia, co przysłowiowy „Żyd na gestapo”. Po trzecie sprzedanie Parmany za 180 tys. euro nie przyniosło żadnej „straty stadninie”, gdyż tak naprawdę poszła ona za świetną cenę (efekt ekstraordynaryjnego dealu z pośrednikiem, który normalnie licytował ją do 120 tys.) - w kontekście tego, że nie tylko jest po miernym ojcu, to jeszcze okazała się dość przeciętną matką (jej jedyna sukcesorka w michałowskim stadzie, Parmania, bije ją na głowę na tym polu). W istocie więc Michałów nie tylko nie poniósł żadnej straty na jej sprzedaży, ale jeszcze sporo („górką”) na niej zarobił. Ba, jeśli na czymś stracił, to na odmowie sprzedaży (za 105 tys. euro) Palangi (miernej w stadzie, a do tego już zaawansowanej wiekowo). Ps. Ogierem, który sprawił ongiś wielką sensację podczas licytacji był michałowski DEFICYT 1979 po Algomej od Dewizy/Negatiw. Jako że sprzedawali go z toru, więc, w trybie awaryjnym, wieźli potem ze Służewca do Janowa. Ostatecznie został sprzedany za 609 tys. dolarów (był to 1983 rok). R. Raznowiecki
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 22.08.2018, 18:01  Uaktualniono: 22.08.2018, 18:17
 Odp.: Muszę się odnieść (jeszcze)...
Panie Robercie!
Pana wpis przypomniał mi pewną dyskusję na łamach Konia Polskiego. Rok 2004, Pan skrytykował politykę hodowców państwowych odnośnie kuhailanów, za co się Panu oraz red. Szewczykowi nieźle oberwało od dyrekcji stadniny. Biorąc Pana w obronę napisałam ("Wokół dyskusji o kuhailanach"): "Przez dziesięciolecia ../ mniej czy bardziej znaczące autorytety wyrażały swoje krytyczne opinie o hodowlanej rzeczywistości i te wypowiedzi miały swoją ogromna wartość, nawet jeżeli kolejni dyskutanci podważali ich merytoryczny sens. Nie pamiętam jednak, /../ by ich głos był lekceważąco potraktowany jako nieuprawnione rozważania teoretyka".
No właśnie, wtedy tak potraktowano Pana, a teraz Pan potraktował panią Agnieszkę... Inni bohaterowie, a historia jakby ta sama...

PS. Przy okazji, w cytowanym tekście wyraziłam zaniepokojenie za małym odsetkiem rodzimych ogierów w hodowli. Ale teraz ten pułap- około 5% testowanych ogierów (wcześniej było ok. 10% rocznika) wydaje się marzeniem ściętej głowy...

Iwona G.
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 18.08.2018, 21:28  Uaktualniono: 19.08.2018, 7:43
 Muszę się odnieść...
Ową klaczą "na F" była skarogniada Fuga po El Azrak - niesamowita historia (byłem jej naocznym świadkiem). Myślę, że M.Grzybowski - do którego zwracała się A. Bojanowska - odpowie. Jedna tylko uwaga - nie jest on i nigdy nie był "znawcą" koni arabskich sensu stricte, więc tytułowanie go tak jest chybione (był "znawcą" marketingu i mechanizmów sprzedaży). Po drugie kompletną bzdurą są twierdzenia J. Białoboka, że była to stawka na 2 - 3 mln euro (rozumiem, że ostatnio często jest upalnie, ale zawsze można użyć zimnego kompresu na rozgrzaną głowę). Po trzecie "ceny minimalne miały się nijak do wartości oferowanych koni", ale nie w tej mierze, o jakich pani myśli. W rzeczywistości były zawyżone; wzięte z Kosmosu (jawny dowód tego, że określali je ludzie nie mający bladego pojęcia w temacie). Nieprawdziwe też jest twierdzenie, że "Parmana była warta co najmniej dwa razy tyle", niż owe 180 tys. euro. Tak naprawdę poszła nawet za nieco zawyżoną cenę (będąc wartą dziś nie więcej, niż 150 tysięcy). Nie sprzedanie Palangi za 105 tysięcy euro jest kolejnym dowodem amatorszczyzny ludzi w KOWRu, gdyż powinni ją sprzedać za ową kwotę z pocałowaniem ręki. Reasumując. Już wiemy, pani Agnieszko, że ma pani wiele entuzjazmu i dobrej woli, proszę jednak nieco ostrożniej formułować swe opinie, by nie narażać się na śmieszność. R. Raznowiecki
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 20.08.2018, 5:41  Uaktualniono: 20.08.2018, 11:24
 Odp.: Muszę się odnieść...
Ale jednak te 2-3 mln euro powiedziane przez J. Białoboka poszło w eter i znowu okazało się, że aukcja to kompletna klapa i nie to co dawniej, a dawniej to ho ho!. Ja już się odniosłam do tych stwierdzeń, że nie wiadomo, jak by się potoczyła aukcja, jakby "było tak, jak było". A może tak samo by się konie sprzedały, co za obecnej ekipy? I kogo by wtedy obwiniano? No bo przecież nie "dobrą zmianę". Zawsze jednak można coś wymyślić... Anna.
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 20.08.2018, 12:24  Uaktualniono: 20.08.2018, 23:21
 Śmieszność?
Nie rozumiem tej agresywnej krytyki wobec wypowiedzi pani Agnieszki. Cena rynkowa to jest taka cena, za którą kupiec zechce kupić daną rzecz czy konia, jak w tym przypadku. I nigdy z góry nie wiadomo, co będzie miał w głowie taki kupiec i z jakich powodów kupi za tanio, albo kupi za drogo. Szczególnie gdy cena przedmiotu transakcji zależy od subiektywnych czynników. Dla dyr. Białoboka te konie były więcej warte, bo w czasach sprzed dobrej zmiany mogłyby pójść za dużo większe pieniądze. A poszły (lub nie) za cenę na miarę czasów "dobrozmianowych". Każdy ma prawo do własnej oceny tych cen i mówienie o "śmieszności" wypowiedzi pani Agnieszki świadczy tylko o autorze tego stwierdzenia...
Co do dziwnych cen na janowskich aukcjach, lata temu oglądałam aukcję, na której ogier z cichej aukcji wzbudził tak duże zainteresowanie kupujących, że został dołączony do głównej aukcji i poszedł za całkiem przyzwoite pieniądze. Mimo, że wady jego budowy były widoczne na pierwszy rzut oka... No i co z tego, skoro był bardzo efektowny, a konkurujący ze sobą kupcy zaparli się, by go wylicytować. Ale gdyby spojrzeć na te transakcję w kontekście właściwej ceny, to jaka była ta właściwa, ta decydująca o umieszczeniu konia na liście Silent Sale czy ta, za którą został finalnie sprzedany?
Iwona G.
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 18.08.2018, 9:25  Uaktualniono: 18.08.2018, 17:23
 Do Pana Marka Grzybowskiego
Do Pana Marka Grzybowskiego:

Szanowny Panie,

Coś musiało się nieźle „omsknąć” organizatorom, skoro na pięć dni przed aukcją rozpaczliwie poszukiwano aukcjonera. Sama aukcja, o czym musiał Pan wiedzieć, od dawna budziła wiele wątpliwości: lista koni ukazała się bardzo późno, premiera katalogu aukcyjnego w Menton była ponoć ograniczona do wybranych osób, pojawiały się głosy, że wybór koni jest zrobiony dla konkretnych kupców. Choć wszystko to były spekulacje osób bardzo niechętnych kierownictwu stadnin i nie były poparte dowodami, to powinny skłaniać do ostrożności. Pokusa ponownego stanięcia z młotkiem w Janowie była jednak tak silna, że zgodził się Pan wyratować organizatorów z opresji i poprowadzić aukcję.
Tegoroczna stawka klaczy była wspaniała i Pan jako znawca na pewno zdawał sobie sprawę, że ceny minimalne miały się nijak do wartości oferowanych koni. To prawda co Pan pisze, że co roku rodzą się źrebaki i stadniny muszą konie sprzedawać. Po wielu latach współpracy z dyrektorami stadnin wie Pan jednak, że nie do końca jest to wolny rynek, że pewne konie nigdy nie były na sprzedaż, a jeśli decydowano wystawić gwiazdę, to schodziła z ringu sprzedana tylko, gdy osiągnęła cenę odpowiadającą swojej wartości. W tym roku było na odwrót - wspaniałe klacze szły za bezcen, co zresztą przeczy Pana teorii o jakimś medialnym terrorze. Proszę mi wyjaśnić: czy w sytuacji, gdy licytacja stanęła nie osiągnąwszy ceny minimalnej i licytujący pyta jaka jest jej wysokość, to aukcjoner ma obowiązek tę kwotę podać? Ja nie znam się na przepisach aukcyjnych, ale wydaje mi się to wątpliwe. Po stokroć wolałabym, żeby powiedział Pan „sorry Sir, licytacja się skończyła, klacz nie osiągnęła ceny minimalnej i wraca do stajni”. Przecież zdawał Pan sobie sprawę z tego, że zbycie Parmany za 180 tys. tak naprawdę przynosi wielką korzyść kupującemu, a stadnina ponosi stratę, bo klacz jest warta co najmniej dwa razy tyle!
Pisze Pan, że organizatorzy nie mieli rozeznania co do kupujących i ich zainteresowań. Chyba mieli....i jak to wpłynęło na wyniki aukcji w felietonie powyżej przekonująco uzasadnia pan Marek Szewczyk. Podsumowując, z własnej woli stał się Pan istotnym uczestnikiem wydarzenia, które przez ludzi z branży zostało określone jako wstyd i hańba.

Agnieszka Bojanowska

PS. W jednym ze swoich tekstów opisuje Pan, jak przed wieloma laty licytował Pan klacz bodaj michałowską i bodaj na F. Klacz była przeciętna, ale wszedłszy na ring ruszyła się pięknie i niesiona aplauzem zagrzewanej przez Pana publiczności tańczyła na ringu. W efekcie została sprzedana za cenę wyższą znacznie od spodziewanej. To był prawdziwy sukces. Może więc obecność publiczności nie jest taka zła?
Odpowiedz
Dodaj komentarz
Zasady komentowania*
Zawsze akceptuj komentarz zarejestrowanego użytkownika.
Tytuł*
Nazwa*
E-mail*
Strona www*
Treść*
Kod potwierdzający*

Kliknij tutaj, aby odświeżyć obrazek, jeśli nie jest wystarczająco czytelny.


Wpisz znaki widoczne na obrazku
Kod rozróżnia małe i wielkie litery
Liczba prób, które możesz wykonać: 5