Jeszcze o aukcji
Przeczytałem wpis Marka Grzybowskiego na jego blogu (Koń a sprawa polska) o tym, jak poprowadził tegoroczną aukcję. Oto fragment, który chciałbym nieco przeanalizować:
Poproszono mnie o poprowadzenie licytacji na 5 dni przed aukcją. Zgodziłem się po całonocnym wahaniu, bo ciągle nie mogę ścierpieć, że mój projekt, któremu poświęciłem całe dorosłe życie zawodowe niszczony jest przez chciwość, niekompetencję i arogancję. Niestety nie była to moja impreza i nawet w prowadzeniu licytacji nie miałem pełnej swobody.
Drugie zdanie świadczy niestety, że megalomania Markowi Grzybowskiemu nie przeszła. „Mój projekt” – czyli wszystko co w przeszłości miało miejsce, zarówno w czasach Animexu, jak i Polish Prestige – to było tylko i wyłącznie jego zasługą.
Marku – samo to wszystko wymyśliłeś i robiłeś? A inni - Andrzej Krzyształowicz, Ignacy Jaworowski, Izabella Zawadzka - nie mieli żadnego wpływu na rozwój imprezy pod nazwą Święto Konia Arabskiego? A co z okresem Polturfu i sukcesów w postaci rekordowych cen polskich konia arabskich za czasów Jerzego Białoboka, Marka Treli i wkładem pracy w organizację imprezy przez Barbarę Mazur (wcześniej wspólnie z Pawłem Gocłowskim)? Tego okresu w ogóle nie było? To wszystko było tylko czynnością typu „kopiuj i wklej” z Twojego wielkiego projektu?
Marku – nie podobało mi się, jak ci, których tak teraz opluwasz na każdym kroku, „zapomnieli” w artykule w „Hodowcy i Jeźdźcu” o Tobie, o Twoim wkładzie w to, co się działo wiele lat temu. Jednak teraz poradziłbym Ci tak: znajdź jakiś lek, który ograniczy ten nieustanny wypływ żółci, bo przykro się robi, jak się to czyta.
Trzecie zdanie potwierdza to, co napisałem, podejrzewając, że kiedy Marek Grzybowski jako aukcjoner nie podawał krajów, do jakich zostały sprzedane konie, robił to nie ze swojej inicjatywy. Teraz, już po wszystkim, kiedy na stronie internetowej KOWR można znaleźć, za ile i do jakiego kraju zostały sprzedane klacze na obu aukcjach, głównej i tej dodatkowej, ta sprawa wydaje się nieistotna. Ale jednak wrócę do niej. Jak pisałem – na aukcji nie byłem. Ale zamieszczam to, co mi przysłała osoba, która na aukcji była i robiła notatki:
Aukcjoner powiedział w przypadku pierwszego konia, klaczy Foggita, do jakiego kraju została sprzedana (Polska), po czym natychmiast podszedł do niego pan Grzechnik i coś mu powiedział na ucho. Po tym zdarzeniu aukcjoner wymienił jeszcze raz kraj, ale chyba z rozpędu, a podczas Summer Sale tylko w przypadku ostatniego konia zostało to wypowiedziane.
To jeszcze raz potwierdza, że ta aukcja była przygotowana głównie dla pośredników współpracujących z obecnym kierownictwem stadniny w Michałowie. Wspomniany pośrednik (pośrednicy?), który podnosił lizak, dopiero po jakimś czasie informował prezesa Grzechnika, dla kogo kupił danego konia.
A fakt, że była to aukcja dla pośrednika (pośredników), był głównym powodem tak kiepskiego wyniku finansowego i tego, że tak mało klaczy zostało sprzedanych. Jak ocenił Jerzy Białobok, przy tej stawce klaczy wynik powinien oscylować w okolicy 2 mln euro.
No i pierwsze zdanie. Marek Grzybowski został poproszony o poprowadzenie aukcji na 5 dni przed jej rozpoczęciem. To kolejny dowód „profesjonalizmu” tych, którzy tę aukcję w tym roku organizowali.
Marek Szewczyk



Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 18.08.2018, 21:28 Uaktualniono: 19.08.2018, 7:43 |
![]() Ową klaczą "na F" była skarogniada Fuga po El Azrak - niesamowita historia (byłem jej naocznym świadkiem). Myślę, że M.Grzybowski - do którego zwracała się A. Bojanowska - odpowie. Jedna tylko uwaga - nie jest on i nigdy nie był "znawcą" koni arabskich sensu stricte, więc tytułowanie go tak jest chybione (był "znawcą" marketingu i mechanizmów sprzedaży). Po drugie kompletną bzdurą są twierdzenia J. Białoboka, że była to stawka na 2 - 3 mln euro (rozumiem, że ostatnio często jest upalnie, ale zawsze można użyć zimnego kompresu na rozgrzaną głowę). Po trzecie "ceny minimalne miały się nijak do wartości oferowanych koni", ale nie w tej mierze, o jakich pani myśli. W rzeczywistości były zawyżone; wzięte z Kosmosu (jawny dowód tego, że określali je ludzie nie mający bladego pojęcia w temacie). Nieprawdziwe też jest twierdzenie, że "Parmana była warta co najmniej dwa razy tyle", niż owe 180 tys. euro. Tak naprawdę poszła nawet za nieco zawyżoną cenę (będąc wartą dziś nie więcej, niż 150 tysięcy). Nie sprzedanie Palangi za 105 tysięcy euro jest kolejnym dowodem amatorszczyzny ludzi w KOWRu, gdyż powinni ją sprzedać za ową kwotę z pocałowaniem ręki. Reasumując. Już wiemy, pani Agnieszko, że ma pani wiele entuzjazmu i dobrej woli, proszę jednak nieco ostrożniej formułować swe opinie, by nie narażać się na śmieszność. R. Raznowiecki
|
|
![]() |
|
|
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 18.08.2018, 9:25 Uaktualniono: 18.08.2018, 17:23 |
![]() Do Pana Marka Grzybowskiego:
Szanowny Panie, Coś musiało się nieźle „omsknąć” organizatorom, skoro na pięć dni przed aukcją rozpaczliwie poszukiwano aukcjonera. Sama aukcja, o czym musiał Pan wiedzieć, od dawna budziła wiele wątpliwości: lista koni ukazała się bardzo późno, premiera katalogu aukcyjnego w Menton była ponoć ograniczona do wybranych osób, pojawiały się głosy, że wybór koni jest zrobiony dla konkretnych kupców. Choć wszystko to były spekulacje osób bardzo niechętnych kierownictwu stadnin i nie były poparte dowodami, to powinny skłaniać do ostrożności. Pokusa ponownego stanięcia z młotkiem w Janowie była jednak tak silna, że zgodził się Pan wyratować organizatorów z opresji i poprowadzić aukcję. Tegoroczna stawka klaczy była wspaniała i Pan jako znawca na pewno zdawał sobie sprawę, że ceny minimalne miały się nijak do wartości oferowanych koni. To prawda co Pan pisze, że co roku rodzą się źrebaki i stadniny muszą konie sprzedawać. Po wielu latach współpracy z dyrektorami stadnin wie Pan jednak, że nie do końca jest to wolny rynek, że pewne konie nigdy nie były na sprzedaż, a jeśli decydowano wystawić gwiazdę, to schodziła z ringu sprzedana tylko, gdy osiągnęła cenę odpowiadającą swojej wartości. W tym roku było na odwrót - wspaniałe klacze szły za bezcen, co zresztą przeczy Pana teorii o jakimś medialnym terrorze. Proszę mi wyjaśnić: czy w sytuacji, gdy licytacja stanęła nie osiągnąwszy ceny minimalnej i licytujący pyta jaka jest jej wysokość, to aukcjoner ma obowiązek tę kwotę podać? Ja nie znam się na przepisach aukcyjnych, ale wydaje mi się to wątpliwe. Po stokroć wolałabym, żeby powiedział Pan „sorry Sir, licytacja się skończyła, klacz nie osiągnęła ceny minimalnej i wraca do stajni”. Przecież zdawał Pan sobie sprawę z tego, że zbycie Parmany za 180 tys. tak naprawdę przynosi wielką korzyść kupującemu, a stadnina ponosi stratę, bo klacz jest warta co najmniej dwa razy tyle! Pisze Pan, że organizatorzy nie mieli rozeznania co do kupujących i ich zainteresowań. Chyba mieli....i jak to wpłynęło na wyniki aukcji w felietonie powyżej przekonująco uzasadnia pan Marek Szewczyk. Podsumowując, z własnej woli stał się Pan istotnym uczestnikiem wydarzenia, które przez ludzi z branży zostało określone jako wstyd i hańba. Agnieszka Bojanowska PS. W jednym ze swoich tekstów opisuje Pan, jak przed wieloma laty licytował Pan klacz bodaj michałowską i bodaj na F. Klacz była przeciętna, ale wszedłszy na ring ruszyła się pięknie i niesiona aplauzem zagrzewanej przez Pana publiczności tańczyła na ringu. W efekcie została sprzedana za cenę wyższą znacznie od spodziewanej. To był prawdziwy sukces. Może więc obecność publiczności nie jest taka zła? |
|
![]() |