Kłamstwa (ale nie same) w ładnej oprawie
Hanna Sztuka na portalu „polskiearaby.com” w swojej rubryce wzięła tym razem na celownik Stadninę Koni Janów Podlaski. Ponieważ jej tekstu pt. „Janów zasługuje na więcej” zamieszczonego na jej blogu, który jest integralną częścią portalu „polskiearaby.com”, nie można tamże komentować, więc ustosunkuję się do tegoż tekstu na moim blogu.
A zacznę nietypowo, bo od pochwał. Ktoś w jednym z komentarzy napisał, że Hanna Sztuka, że nie ma wykształcenia zootechnicznego, ma natomiast dyplom polonistki. I to widać. Muszę przyznać, patrząc okiem starego redaktora, który przez lata oceniał i poprawiał cudze teksty, że zarówno z punktu widzenia konstrukcji tekstu, jak i słownictwa, teksty pani Sztuki są wyśmienite. Napisane jasno i ładną polszczyzną, ze świetnie rozłożonymi akcentami, wiodą prostą do celu, czyli głównych tez. Tyle, że większość z nich (nie wszystkie) to kłamstwa i celowe przeinaczenia. Tym groźniejsze, że podane w bardzo strawnej formie. Ludzi, którzy nie są zorientowani w rzeczywistym stanie polskiej hodowli koni arabskich w państwowych stadninach, teksty pani Sztuki (także ten o Michałowie) mogą uwieść. Tym bardziej więc trzeba jej kłamstwa pokazywać.
Ale zanim zacznę punktowanie. Warto było przeczytać tekst pani Sztuki, bo możemy się z niego dowiedzieć, jaką stratę zanotowała spółka Stadnina Koni Janów Podlaski za rok 2018. Wysłałem w tej sprawie pytanie do KOWR-u, ale jeszcze nie dostałem odpowiedzi. Przypomnę tylko to, co napisałem w styczniu tego roku (tekst „To jak to jest z tym nadzorem”):
Twierdzę, że strata za rok 2018 w SK Janów Podlaski wyniesie co najmniej 2 mln zł. Jeśli ktoś twierdzi, że będzie niższa, jestem gotów przyjąć zakład.”Jakoś nikt nie chciał w tej kwestii ze mną polemizować.
A wg pani Sztuki Janów Podlaski /…/ osiągnął imponującą stratę w wys. – 3,5 mln zł. Ponieważ jej analogiczne informacje co do straty w SK Michałów – te formalne – zostały potem potwierdzone przez KOWR, więc zakładam, że są to wiarygodne dane.
No cóż. Ja już na temat sytuacji janowskiej stadniny się wypowiadałem w cyklu tekstów pod wspólnym i wszystko mówiącym tytułem: „Los Janowa i państwowej hodowli jest przesądzony”. Tam odsyłam zainteresowanych.
Wróćmy do zgrabnego tekstu Hanny Sztuki. Zadziwiła mnie jeszcze w jednym punkcie. Kiedy rozwinęła wątek zasług Marka Treli. Jestem zaskoczony, jak trafnie i prawdziwie opisała pewien etap Janowa:
Nie jest prawdą, że dr Marek Trela był bezpośrednim następcą Andrzeja Krzyształowicza. Od daty odwołania Krzyształowicza do objęcia przez Trelę stanowiska prezesa minęło ponad 10 lat. To był jednocześnie bardzo trudny czas dla rolnictwa. Po wielu latach smuty, Janów był w opłakanym stanie. Mogę śmiało stwierdzić, że dr Trela zastał Janów drewniany, a zostawił murowany. Skala jego osiągnięć w gospodarstwie jest równa skali jego osiągnięć hodowlanych, a te – jak wszyscy wiedzą – są wybitne. Widziałam, jak przez wiele kolejnych lat dr Trela budował nowy Janów, który jest arcytrudnym w zarządzaniu gospodarstwem. Stworzył nową infrastrukturę, nowy zespół, a smutne stado klaczy w starym typie wprowadził z powrotem na światowy szczyt. Janów miał wtedy duszę, ale miał też głowę. Teraz nie ma ani duszy, ani głowy.
Jedno słowo wyjaśnienia. Marek Trela był bezpośrednim następcą Andrzeja Krzyształowicza jako hodowca, ale nie jako dyrektor stadniny (potem nastały czasy prezesów). Po Krzyształowiczu dyrektorem był Michał Maciejewski, ale czy aż przez 10 lat, to już nie jestem w tym momencie sklecić.
Ale na tym moje uznanie dla pani Sztuki się kończy. Teraz czas na punktowanie jej kłamstw i przeinaczeń. Kolejny cytat:
Do 2016 roku nasza armada, jaką stanowiły stadniny w Janowie i Michałowie, była skuteczna i nieźle sobie radziła na rynku, ale przypominała bardziej dwa okręty podwodne: zamknięte, głęboko zanurzone, tak że nikt postronny nie wiedział, co tam właściwie się dzieje. Aż zmienił się układ polityczny i po rządzącym przez ostatnie 25 lat w polskim rolnictwie PSL przyszła inna opcja polityczna i postanowiła zajrzeć do środka. Zamiast jednak posłużyć się kluczem francuskim i wszystko dobrze rozważyć, wysłano ekipę z łomem, żeby dostać się na okręty, kapitanów wyrzucono za burtę – a na temat tego, co było dalej, każdy w Polsce ma już swoją opinię.
Bardzo zgrabne marynistyczne metafory – nawiasem mówiąc, nawiązujące do tekstu Agnieszki Bojanowskiej o SK Michałów – i we fragmencie o łomie – prawdziwe. Ale słowa o tym, że stadniny w Janowie i Michałów przypominały okręty podwodne: zamknięte, głęboko zanurzone, tak że nikt postronny nie wiedział, co tam się właściwie dzieje są kłamstwem.
Co do tego, jak wyglądała hodowla w tych stadninach, wszyscy, którzy się tym interesowali i chcieli się dowiedzieć, dowiadywali się podczas otwartych przeglądów, dwa razy w roku. Co do finansów, co roku państwowe spółki musiały zamieszczać – tak samo się dzieje obecnie – sprawozdania w KRS. To też było i jest publicznie dostępne. Tylko trzeba wiedzieć gdzie i chcieć tam zajrzeć.
A teraz najważniejsze. Słowa o braku przejrzystości w stadninach państwowych, kiedy kierowali nimi Jerzy Białobok i Marek Trela, w ustach osoby, która w duecie z Maciejem Grzechnikiem kierowała przez dwa lata michałowską stadniną, są jawną kpiną z nas wszystkich. Za czasów rządów tego duety wszystko tam był tajne. Moje pytania, zadawane w trybie ustawy o prawie prasowym prezes Grzechnik zbywał. Mało tego, straszył mnie sądem, jeśli nie ujawnię mu, skąd mam wiadomości o tym, co się dzieje z ogierkiem Ermitage. Pisałem o tym w tekście pt. „O dziennikarskiej tajemnicy” (24.05.2018).
Kwestie dzierżaw wybitnych klaczy bez umów wyszła na jaw dopiero po zwolnieniu Grzechnika, a sprawa dostarczanie kopii umów z zeskanowanymi podpisami podmiotów, które dzierżawiły owe klacze, jest obecnie badana przez prokuraturę. Instytucja ta – mam nadzieję – bada też owe „bezkosztowe” wyjazdy duetu Grzechnik – Sztuka na pokazy do Belgii i inne ich – podejrzanie tanie – podróże służbowe.
Kolejna kwestia:
Kiedy w marcu 2018 roku odwołano z funkcji prezesa Sławomira Pietrzaka, było oczywiste, że nie stało się to z powodu złych wyników spółki Janów, lecz dlatego, że sprzeciwił się on pomysłowi Tomasza Chalimoniuka, który przekonał ministra Jurgiela do przeniesienia czempionatu narodowego na Służewiec. Wszyscy pamiętają buńczuczne zapowiedzi prezesa PKWK o narodowej wystawie rolniczej i obietnice zaprezentowania dwutonowego byka. Byka nikt nie zobaczył, ale za to konie i ludzie, jak trzoda, taplali się w błocie, aby na koniec wysłuchać narodowego hymnu w gumowcach. Dziś ten sam człowiek organizuje fetę arabską, tym razem w Janowie, co ogłoszono jako sukces jeszcze nowszej dobrej zmiany.
Słowa Hanny Sztuki, że Sławomir Pietrzak został odwołany nie za złe (a były faktycznie bardzo złe) wyniki finansowe spółki, a za publiczne próby przeciwstawienia się fatalnemu pomysłowi ministra Jurgiela, aby narodowy czempionat zabrać z Janowa Podlaskiego i przenieść go na Służewiec, są prawdziwe. Problem w tym, kto naprawdę do tego pomysłu nakłonił byłego już ministra rolnictwa. Ponieważ to obaj panowie, czyli Chalimoniuk i Grzechnik, solidarnie obwieścili ten pomysł po powrocie z zjazdu ECAHO w Monachium, który miał miejsce 17 lutego 2018 roku, można domniemywać, że obaj byli jego inicjatorami. Jak było naprawdę, trudno teraz dociec, bo porażka – a służewiecki czempionat był organizacyjną porażką – zawsze jest sierotą. A do produkcji sierot nikt nie chce się po czasie przyznać. Jednak biorąc pod uwagę to, że to Grzechnik był bliżej związany z Jurgielem niż Chalimoniuk, to temu pierwszemu trzeba przypisać pierwszeństwo w realizacji tego pomysłu.
Pośrednio potwierdza to Hanna Sztuka. Bo przeniesienie czempionatu z Janowa do Warszawy było częścią walki, jaka miała miejsce między Grzechnikiem a Pietrzakiem. Walka o palmę pierwszeństwa na polskim arabskim podwórku. Janów z racji aukcji tam organizowanej zawsze był na pierwszym planie. A z różnych posunięć Grzechnika czytelna była intencja, aby aukcję stamtąd wyprowadzić (może na początek każda stadnina miałaby organizować swoją aukcje, a potem silniejszy przejmie pozycję słabszego). Do tego dodajmy, że to Grzechnik był autorem pomysłu, aby odejść od nazwy Pride of Poland na rzecz Janów Podlaski Summer Sale. Pomysł z tą nazwą potwierdza w swoim tekście pani Sztuka.
No i wreszcie ostatnia sprawa: Nadal tak uważam – Pride of Poland powinna odejść wraz z Polturfem i jego skandaliczną 12% prowizją.
A propos owej skandalicznej prowizji w wysokości 12%. I to pisze osoba, która wraz z ówczesnym prezesem SK Michałów zarządzała aukcją w roku 2018. Aukcją, na której sprzedano konie za 487 tys. euro, czyli za ok. 2 098 687 zł, a jej koszt wyniósł (co przyznał oficjalnie Grzechnik) wyniósł 723 tys. zł. Co daje 34,45% przychodu!
To jest dopiero bezczelność – pisać, że 12% prowizji to jest skandal, w sytuacji, kiedy samemu się doprowadziło do sytuacji, że koszt aukcji wyniósł blisko 35% przychodów.
Marek Szewczyk



Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 10.07.2019, 13:57 Uaktualniono: 10.07.2019, 14:34 |
![]() Dyskusja wokół Janowa i Michałowa ciągle kręci się wokół jednego motywu, a mianowicie wspaniałości Jerzego Białoboka i Marka Treli oraz marności wszystkiego, co było po ich odwołaniu. To już wiemy i dalsze powielanie tego wątku nie ma sensu. Stadninom nic to nie pomoże. Żaden z panów nie chce wrócić na swoje dawne stanowisko, gdyż bardziej opłaca się służba arabskim szejkom.
Rozmawiać trzeba, ale o przyszłości państwowej hodowli koni arabskich. Jerzy Białobok i Marek Trela nie uczestniczą w tej dyskusji gdyż ten temat ich już nie interesuje, a doznanej zniewagi nie wybaczą nigdy. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że przynajmniej w połowie strata finansowa SK Janów Podlaski za rok 2018 wynika ze strat poniesionych przez stadninę w wyniku ubiegłorocznej suszy. Nie dość, że nie było owsa na sprzedaż, to jeszcze nie starczyło owsa i siana dla własnych koni. Stadnina poniosła więc olbrzymie koszty związane z koniecznością zakupu paszy dla zwierząt. Winą za suszę nie można więc obarczać prezesa Czochańskiego. Co więcej, stadnina nie mogła otrzymać odszkodowania za straty z tytułu suszy, gdyż takie odszkodowanie przynależne wszystkim polskim rolnikom stanowiłoby w oczach unijnych technokratów niedozwoloną pomoc państwa dla stadniny. Istny absurd! Dochodzimy więc do kluczowej kwestii jaką jest bezwzględna konieczność zmiany formy prawnej państwowych stadnin tak, aby państwo mogło udzielać tym stadninom finansowego wsparcia. Pozostawienie państwowych stadnin samym sobie niechybnie skończy się ich upadkiem oraz całkowitą utratą tej puli genetycznej, której miały być repozytorium i strażnikiem. Skutkiem będzie totalna degradacja hodowli koni w Polsce. W sytuacji kiedy państwo hojną ręką na prawo i lewo rozdaje dziesiątki miliardów złotych na tzw. programy socjalne bez jakiegokolwiek kryterium dochodowego, te kilkanaście, lub może nawet kilkadziesiąt milionów dla państwowych stadnin w skali roku to dla Skarbu Państwa zaledwie drobne na waciki. Nie mówmy więc, że Państwo nie ma pieniędzy. Stadnina w Janowie Podlaskim wymaga olbrzymich nakładów finansowych gdyż istotnie, wszystko się sypie. Zabytkowa stajnia "Woroncowska" pilnie wymaga gruntownego remontu bo wkrótce zeżre ją pleśń i korniki, stajni Zegarowej i Czołowej też przydałby się remont. Zamknięty już obiekt z lat osiemdziesiątych jakim jest "Gościniec Wygoda" zieje pustką. Trzeba go zburzyć i postawić na jego miejsce nowoczesny budynek na potrzeby stadniny mieszczący mały hotel, zaplecze konferencyjne i gastronomiczne oraz muzeum stadniny. Potrzeb jest o wiele, wiele więcej. Wspomnę również, że właściwa opieka nad końmi i krowami oraz właściwy trening pokazowy klaczy pokazowych i koni wyścigowych wymaga odpowiedniej obsady wykwalifikowanego personelu. W obecnej sytuacji, stadniny nie stać na zatrudnianie nowych pracowników mimo rozpaczliwego niedoboru kadry, a jeszcze prywatni hodowcy podkupują ludzi. Cóż może w takiej sytuacji zrobić nawet najlepszy prezes? Nie można również zapominać o tym, że opieka weterynaryjna nad końmi w Janowie pozostawia wiele do życzenia. Stadninie potrzebny jest etatowy weterynarz na miejscu, opiekujący się tylko janowskim stadem. To kosztuje, ale to koszt niezbędny. Zmiana formy prawnej państwowych stadnin jest w mojej opinii warunkiem sine qua non utrzymania państwowej hodowli koni arabskich na odpowiednim poziomie. Rozdzieleniu musi ulec funkcja zarządzającego stadniną i funkcja hodowcy. Nie ulegajmy iluzji, że poza Jerzym Białobokiem i Markiem Trelą takich fachowców w Polsce brak. Nawet udzielający się na tym forum Iwona Głażewska i Robert Raznowiecki są przykładem osób, które mogłyby wejść do wąskiego grona ekspertów konsultujących politykę hodowlaną państwowych stadnin koni arabskich oraz ich politykę sprzedażową. Krystynę Chmiel również należy zaliczyć do takich ekspertów. Uwzględniając powyższe, nie mogę darować Jerzemu Białobokowi, iż ciesząc się zaufaniem ministra rolnictwa i zasiadając w jego radzie ds hodowli koni nie robi nic, by wydobyć państwowe stadniny koni arabskich z zapaści. A dalsza czołobitność wobec byłych prezesów i nic poza czołobitnością na pewno nie uratuje państwowej hodowli koni arabskich w Polsce. Beata Kumanek |
|
![]() |
|
|
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 10.07.2019, 10:24 Uaktualniono: 10.07.2019, 10:58 |
![]() Gwoli ścisłości - marynistyczne analogie nie są moją inwencją lecz Hanny Sztuki. W swoim tekście o Michałowie napisała że okręt flagowy Michałów został trafiony przez torpedę o nazwie Monika Słowik. Ja w swojej odpowiedzi tylko do tej przenośni nawiązałam. Tak więc pani Sztuka odwoływała się do swojego tekstu, a nie do mojego.
Swoją droga zdumiewa mnie elastyczność poglądów pani Sztuki. Wpierw broniła wyrzuconych. Potem zmieniła front. Dyrektorując w Michałowie krytykowała Jerzego Białoboka za niedociągnięcia w stadninie, lekceważąco wypowiadała się o nim jako o hodowcy, co więcej wraz z Maciejem Grzechnikiem zarzucała mu oszustwo przy sprzedaży i licytacji klaczy Ejrene. Teraz jakby znowu lekka zmiana. W tekście o Michałowie słusznie chwali Jerzego Białoboka za dbałość o finanse, zaś w tekście o Janowie wystawia Markowi Treli zasłużoną laurkę. Teraz przekaz jest taki - pierwszy garnitur p.o. prezesów po wyrzuceniu Treli i Białoboka był nieudany, nastąpiła szybka korekta i w wyniku konkursu wyłoniono fachowców, dr.hab. Sławomira Pietrzaka i dr.inż. Macieja Grzechnika. Niedobry minister Ardanowski i KOWR ich wyrzucili i mamy klęskę - stadninami rządzą dyletanci całkowicie ulegli sugestiom urzędników z KOWR. Zdaniem pani Sztuki, panowie Pietrzak i Grzechnik dawali sobie radę doskonale, Michałów złapał „wiatr w żagle”, a wszystkie obecne kłopoty Janowa to skutek rządów pana Czochańskiego, a te w Michałowie są wyłączną winą pani Słowik. A jaka jest prawda? Jak dalece nieprawdziwy to obraz jeśli chodzi o Michałów pisałam na tym blogu i nie będę się powtarzać. Fakt, że pan Czochański przejął gospodarstwo w Janowie w bardzo marnym stanie też był niejednokrotnie omawiany. A teraz popatrzmy na kompetencję wyłonionych w drodze konkursu i tak chwalonych przez panią Sztukę, prezesów. Pan dr.hab Pietrzak niewątpliwie jest koniarzem i cenionym specjalistą w jeździectwie, ale na hodowli koni, w szczególności arabskich się nie znał. Doświadczeń w zakresie prowadzenia gospodarstwa rolnego nie miał żadnych i w zakresie zarządzania także nie. Literki dr. przed nazwiskiem pana Macieja Grzechnika nie oznaczają doktoratu z hodowli koni, tylko zwierząt futerkowych. To bowiem było główne doświadczenie zawodowe pana Grzechnika, wyjąwszy krótki i jak wszyscy mówią, mało chwalebny epizod w stadninie w Liskach, gdy ministrem krótko był Krzysztof Jurgiel. Od hodowli pan Pietrzak miał Annę Stefaniuk, a pan Grzechnik Hannę Sztukę. Zmagania roczniaków w czasie tegorocznej Białki pokazały, że pani Anna Stefaniuk poradziła sobie dużo lepiej od Hanny Sztuki. A teraz popatrzmy na kompetencje obecnych p.o. prezesów stadnin. Pani Monika Słowik, wprawdzie nie ma tytułów akademickich, ale też cała jej kariera zawodowa była związana z końmi. Ma natomiast doświadczenie w zarządzaniu - wpierw wyniesione z wrocławskiego toru wyścigowego, a potem z prowadzenia stada ogierów w Książu. Z hodowlą koni arabskich i prowadzeniem dużego gospodarstwa rolnego istotnie zetknęła się dopiero w Michałowie. Gdy popatrzymy na formalne kompetencje, to nie widzę jakiejś szczególnej przewagi wyłonionego w konkursie pana Pietrzaka nad mianowaną panią Słowik. Natomiast przewaga formalnych kompetencji pani Słowik nad tymi pana Grzechnika jest oczywista. Najgorzej w tym zestawieniu formalnych kompetencji wypada pan Grzegorz Czochański, bo za nim stoją tylko kompetencje w zarządzaniu. Może bronić się tym, że bardzo się stara i że pracownicy stadniny zmianę pana Pietrzaka na pana Czochańskiego oceniają pozytywnie. Prowadzenie hodowli i dbanie o dobrostan koni powierzył pani Annie Stefaniuk i zespołowi pracowników stajni, który doświadczenie i umiejętności zbierał pracując z Markiem Trelą. Reasumując - obie stadniny staczały się po równi pochyłej, teraz mozolnie próbują drapać się w górę, co łatwe nie jest. Także dlatego, że z góry niekiedy lecą kamienie - na przykład kamień Simone Leo i wybór koni na aukcję pod presją, której być nie powinno. Czy jest jakiś „dream team”, który powrót do dawnej, choć tak nieodległej, świetności mógłby przyspieszyć? Lepszego niż Marek Trela i Jerzy Białobok nie widzę - ale ten powrót w obecnej sytuacji i przy upływającym czasie można niestety odłożyć na półkę „marzenia”. Agnieszka Bojanowska |
|
![]() |
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 10.07.2019, 8:27 Uaktualniono: 10.07.2019, 10:57 |
![]() Kilka słów uzupełnienia
Z Hanną Sztuką polemizować nie będę. Dziwi mnie trochę zachwyt red. M. Szewczyka nad jej polszczyzną. Należymy do pokolenia, które poprawną polszczyznę wynosiło ze szkoły; inną kwestią są umiejętności literackie. Dziś w dobie „bylejakości” widzianej i słyszanej wokół poprawność może zaskakiwać. Ale najgorsze jest używanie poprawnej polszczyzny do przekazywania półprawd, kłamstw i szkalowania ludzi, a tego właśnie dopuszcza się H. Sztuka w swoich kolejnych tekstach (tu chciałoby się przypomnieć jej wcześniejsze teksty pisane na blogu http://pahb.blog.pl/ - z wiadomych przyczyn już zamkniętym, ale … nic w przyrodzie i w internecie nie ginie). Zarówno autorka jak i komentatorzy nie do końca trzymają się prawdy historycznej jeśli chodzi o kierowanie janowską stadniną. Z artykułu pisanego w 2017 r. na 200-lecie SK Janów: „ Andrzej Krzyształowicz[/b] był dyrektorem do 1991 r., kiedy zdecydował o przejściu na emeryturę, ale ze stadniną się nie rozstał – ster rządów na stanowisku dyrektorskim przekazał swojemu zastępcy (od 1983 r.) – inż. Januszowi Wawiórce. W tym czasie stadnina została przekształcona w spółkę prawa handlowego. Przedwczesna śmierć dyr. Wawiórki w styczniu 1993 r. spowodowała kolejna zmianę. Dyrektorem został Michał Maciejewski (były dyrektor SK Walewice). W 1995 r. do zarządu dołączył Marek Trela. Tak wspomina ten czas: „Od stycznia 1995 roku zacząłem zajmować się hodowlą. To nie były łatwe czasy dla rolnictwa. Byłem w zarządzie razem z panem dyrektorem Michałem Maciejewskim, wspaniałym kompanem i we dwóch musieliśmy sobie jakoś poradzić z pewną zapaścią gospodarczą, z restrukturyzacją, ograniczeniem zatrudnienia i odbudować stadninę, bo w efekcie tych zmian ucierpiało stado klaczy.” A tak mówił o dyrektorze Krzyształowiczu: „Dyrektor okazał się dla mnie kopalnią wiedzy hodowlanej i nieprawdopodobnym partnerem do rozmowy. Miał łatwość opowiadania tego, co przeżył i nikt tak jak on nie opisywał koni. Za którymś razem, podczas służbowego wyjazdu, zapytał mnie, czy nie zastąpiłbym go po jego odejściu. Zgodziłem się, ale powiedziałem mu, że póki jest zdolny do pracy i ma siłę, to nie ma o czym mówić. Wydawało mi się to szalenie odległe, ale ten moment nastał i Dyrektor powiedział: no, pan obiecał…. On przede wszystkim nauczył mnie podejmowania decyzji. Nie takich jak on, ale swoich. Ukierunkował mój sposób patrzenia na konie, przekazał mi swoją wiedzę, ale nie tłamsił moich poglądów. On był człowiekiem przedwojennym, trzymającym się rygorów wytyczonych przez ministerstwo, a mnie już takie reguły nie obowiązywały, mogłem już „poszaleć” przy selekcji koni…” W latach 90. w stadninie urodziły się takie sławy jak: Albula, Pilar, Pianosa, Eula, Poganin, Piaff. Od 2000 r. Marek Trela samodzielnie sprawował rządy w stadninie. To konie „wymyślone” przez niego zadziwiały świat. Wieloletnia praktyka sędziego pokazów międzynarodowych pozwoliła mu „wyłowić” ogiery, które znacznie poprawiły potomstwo polskich klaczy; sprowadzenie z Qataru Czempiona Świata Gazala Al Shaqab, a nastepnie jego wnuka Kahila Al Shaqab było przysłowiowym „strzałem w dziesiątkę”. Z połączenia Gazala i Pianosy urodziła się klacz, która „powaliła na kolana” cały świat PIANISSIMA – jej karierę pokazową zna każdy miłośnik koni arabskich; w jej ślady poszła o rok młodsza półsiostra PINGA (od Pilar); polskie potomstwo Gazala stało się pożądanym towarem eksportowym, osiągając wysokie ceny na janowskich aukcjach - Pieta, Etnologia Belgica …. Tak było do 2015 roku. Rok 2015 to rok sukcesów Janowa na arenach pokazowych – 11-letnia Pinga Czempionka Świata z 2012 r. sięga po najwyższy laur - Platynowy Medal; młodziutka, zaledwie roczna Adelita zostaje Czempionką Europy, córka Pingi – Piniata to Czempionka Polski Klaczy Starszych i Najlepszy Koń Pokazu Narodowego, Paris – Narodowy Czempion Ogierów Młodszych, o tytułach wiceczempionów polskich i międzynarodowych pokazów nie wspomnę (z braku miejsca), trzeba byłoby wymienić 20 koni. I ten najbardziej spektakularny sukces - finansowy – 1 400 000 Euro !!! za janowską 11-letnią siwą piękność klacz PEPITĘ na aukcji Pride of Poland ! I chyba na tym zakończę ten rozdział. To co stało się w 2016 r. i dzieje się obecnie zostawiam do oceny Czytelników; niech każdy według własnego uznania dopisze ostatni akord 200-letniej historii stadniny koni w Janowie …” Alina Sobieszak |
|
![]() |
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 09.07.2019, 21:19 Uaktualniono: 09.07.2019, 21:23 |
![]() HS: "nie jest prawdą, że dr Marek Trela był bezpośrednim następcą Andrzeja Krzyształowicza. Od daty odwołania Krzyształowicza do objęcia przez Trelę stanowiska prezesa minęło ponad 10 lat."
MS: "Jedno słowo wyjaśnienia. Marek Trela był bezpośrednim następcą Andrzeja Krzyształowicza jako hodowca, ale nie jako dyrektor stadniny /../. Po Krzyształowiczu dyrektorem był Michał Maciejewski, ale czy aż przez 10 lat, to już nie jestem w tym momencie sklecić." W książce "Marek Trela" padają dwie daty: 1991-odejście na emeryturę dyr. Krzyształowicza; 2000-objęcie prezesury przez Marka Trelę. Do kompletu 1.01.1995-objęcie przez MT stanowiska wiceprezesa zarządu oraz wicedyrektora spółki. Tyle w kwestii stołków prezesowskich. "smutne stado klaczy w starym typie wprowadził z powrotem na światowy szczyt." Moja ocena jest inna. Stado nie stało się nagle "smutne",jak to poetycko określa HS, lecz to "szczyt" się przesunął, wraz z pieniędzmi, w kierunku gustów arabskich i w takim własnie kierunku została przestawiona hodowlana zwrotnica w naszych stadninach. Czy to dobrze czy źle, od czasu do czasu jest to tematem blogowej dyskusji, bo to przesunięcie odjęło genetycznej odrębności i polskości naszym arabom, ale osobiście nie uważam, by dzięki tej hodowlanej wolcie należały się prezesom pomniki. Iwona G. |
|
![]() |