Tokio nie dla Wojciecha Wojciańca?
Tego jeszcze na stronie internetowej FEI nie znajdziemy, ale wycofanie się drużyny Ukrainy ze startu na Igrzyskach Olimpijskich w konkurencji skoków – co jest na razie informacją nieoficjalną - będzie miało bardzo przykre konsekwencje dla nas. A konkretnie dla Wojciecha Wojciańca. Drugie miejsce w rankingu olimpijskim grupy C, które Polak zajął na 31 grudnia 2019 roku z koniem Chintablue (w tym rankingu notuje się pary: zawodnik – koń), a które miało dać mu prawo startu w Tokio, przypadnie zawodnikowi z Ukrainy.
Pierwsze miejsce w tym rankingu zajął Łotysz Kristaps Neretnieks z koniem Moon Ray i on prawa startu na IO w Tokio nie straci. Pierwsze miejsce w rankingu ma pierwszeństwo. Ale drugie już nie. Jeśli państwo, które miało prawo wysłać ekipę, rezygnuje z tego przywileju, otrzymuje jedno miejsce indywidualne, ale kosztem tego drugiego miejsca z rankingu olimpijskiego.
Ten konkretny zapis znajduje się w punkcie F (Reallocation of unused quota places) regulaminu kwalifikacji olimpijskich w skokach, a po angielsku brzmi on tak:
If an NOC has declined a team quota place by 3 February 2020 or an NOC has not confirmed the NOC Certificate of Capability (as defined in the Appendix) by 31 December 2019, then the NOC will be allocated one (1) individual quota place from within the respective FEI Olympic Group in the Individual Qualification.
I o takiej sytuacji teraz piszę. Otóż Federacja Jeździecka Ukrainy nie była w stanie potwierdzić Certificate of Capability, czyli wymaganych wyników uzyskanych na określonych ściśle zawodach dla co najmniej trzech par (podobno tylko jeden zawodnik spełnił zadania wynikowe), więc straci miejsce jako drużyna. To miejsce przejdzie na ekipę, która zajęła 2. miejsce w konkursie kwalifikacyjnym grupy C2 w Budapeszcie. A tą drużyną są Czesi. Podobno już od jakiegoś czasu wiedzą, że Ukraina nie pojedzie do Tokio, i są na ten scenariusz – dla nich wielce korzystny – przygotowani. Podobno już wysłali do FEI Certificate of Capability dla swoich zawodników i czekają tylko na oficjalne potwierdzenie tej roszady.
Czy Wojciech Wojcianiec definitywnie już stracił szansę na wyjazd do Tokio? Na szczęście nie.
Po pierwsze, to co piszę, jest nieoficjalne i mogę się mylić co do interpretacji zapisów regulaminu kwalifikacji olimpijskich.
Po drugie i ważniejsze – jest możliwych jeszcze kilka scenariuszy. Przykładowo taki, że Ukraina nie będzie w stanie wysłać nawet jednego zawodnika. Albo z powodu kontuzji konia czy jeźdźca, albo takiej decyzji Ukraińskiej Federacji Jeździeckiej. Poza tym musimy pamiętać, że ostateczną decyzję, czy zawodnik, który ma prawo startu na IO, zostanie tam wysłany, podejmuje komitet olimpijski danego kraju. A ten może mieć inne priorytety niż federacja jeździecka, choćby po zestawieniu kosztów w stosunku do szans sportowych. Być może Ukraiński Komitet Olimpijski uzna, że lepiej zapłacić za koszty transportu np. jachtu, bo ukraiński żeglarz jest wyżej notowany w swoim sporcie niż ukraiński jeździec.
A swoją drogą, choć zapisy regulaminu kwalifikacji olimpijskiej są długie, napisane trudnym językiem i wydawałoby się bardzo szczegółowe, to jednak wszystkich sytuacji nie uwzględniają. Nie znalazłem zapisu, który mówiłby, co się dzieje w sytuacji, kiedy jakiś kraj rezygnuje z wysłania drużyny, a na dodatek rezygnuje także z wykorzystania tego jednego miejsca indywidualnego, które dostał po rezygnacji z wysyłania ekipy?
Na zdrowy rozum, wydaje się, że wówczas wszystko powinno wrócić do punktu wyjścia, czyli dwa miejsca dla dwóch najwyżej sklasyfikowanych w rankingu olimpijskim z grupy C.
Kolejny możliwy scenariusz – jakieś nieszczęście Kristpsa Neretnieksa (czego mu nie życzymy). No i kolejny – następne rezygnacje.
W każdym razie sugerowałbym Wojciechowi Wojciańcowi i jego sponsorowi, Grzegorzowi Mieleńczukowi, nawet w sytuacji, kiedy za kilka dni na stronie FEI znajdą potwierdzenie, że „miejsce” Polaka przypadnie reprezentantowi Ukrainy, nie zmieniać planów przygotowań do igrzysk. Być cały czas przygotowanym, bo jak nastąpi kolejna zmiana – tym razem korzystna dla Polaka – aby nie zostać w blokach startowych.
A swoją drogą, w tej przykrej sytuacji trzeba wrócić do tej jeszcze przykrzejszej. Mam na myśli kwalifikacje grupy C1 w Moskwie, gdzie nasza osłabiona drużyna, bo w 3-osobowym składzie – bez Wojciecha Wojciańca - przegrała o włos z drużyną Izraela. Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że gdyby w Moskwie wystartowała czwórka naszych zawodników, to dziś nie musielibyśmy się martwić, czy Wojcianiec straci to, co już wydawało się pewne – czyli olimpijską szansę.
Sprawa wyjazdu naszej osłabionej ekipy do Moskwy to największa wpadka organizacyjna polskiego jeździectwa w XXI wieku. A odpowiedzialność za tę wpadkę spada na: Rudolfa Mrugałę, ówczesnego trenera kadry narodowej, pion szkolenia PZJ (o ile w ogóle takowy istnieje) oraz zarząd z prezesem na czele – w takiej właśnie kolejności.
Marek Szewczyk


