O średniej i nie tylko…
Nie do wszystkich wątków poruszanych przez ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego na niedawnej konfernecji prasowej zdołałem się odnieść. Wątek tego, co można wyczytać w raportach naukowców z Puław, rozwinął Robert Razonowiecki w jednym ze swoich komentarzy. Z kolei Alina Sobieszak na swoim portalu zajęła się kilkoma innymi kwestiami, w tym analizą średnich cen z aukcji. Jak się okazuje średnia średniej nie musi być równa, nawet jeśli liczbowo wygląda podobnie. Dlaczego? Proszę przeczytać tekst pani Sobieszak, który zamieszczam poniżej.
Marek Szewczyk
Długa wypowiedź ministra Ardanowskiego na konferencji prasowej poświęconej aukcji Pride of Poland 2020 i ocenie sytuacji w Stadninie Koni Janów Podlaski miała coś udowodnić, ale co?
Ustosunkuję się do kilku (oczywiście „wyrwanych z kontekstu” jak powiedzą zwolennicy „dobrej zmiany”) wypowiedzi ministra:
- Średnia cena sprzedanych na aukcjach koni – pan minister wylicza średnią z aukcji do 2015 r. i porównuje ze średnią z lat 2016-2019; wygląda to tak 2010 – 40 tys. euro, 2011 – ok.90 tys., 2012 – 60 tys., 2013 -110 tys., 2014 –82 tys. euro , 2015 – pomijam, 2016 -82 tys., 2017 – 60 tys., 2018 – 83 tys. i 2019 – ok.100 tys. euro. – wygląda ładnie, ale … średnia to jednak bardzo „kłamliwa” miara – brakuje tu warunków w jakich jest liczona. Otóż panie ministrze zapomniał pan dodać że: w 2010 r. z wystawionych na sprzedaż 35 koni sprzedanych zostało 25 (w tym Pilar za 240 tys. euro), w 2011 r. z 30 koni wylicytowano 22 konie ( 5 sprzedanych powyżej 100 tys. euro , w tym 2 powyżej 400 tys.), w 2012 r. – z 28 sprzedano 19 (trzy najwyższe ceny 440, 370, 100 tys. euro), 2013 r. – z 27 sprzedanych 22 (najwyższe ceny 500, 410, 400 tys. euro), 2014 – z 27 sprzedano 24 (ceny powyżej 100 tys. euro – 305, 250, 230, 220, 180, 165, 140) i rekordowa sprzedaż w 2015 roku z 28 sprzedane 24 klacze – Pepita 1400 tys. euro i jeszcze 7 powyżej 100 tys. euro. I teraz okres „dobrej zmiany”: 2016 r. – z 30 sprzedano 17 (najwyższa cena 300 tys. euro za Seforę, do tej aukcji jeszcze wrócę), 2017 r. – z 25 sprzedano 5 za całe 300 tys. euro (średnia rzeczywiście 60 tys., najdroższa Prunella 150 tys.), 2018 r. – z 11 sprzedano 3 (!) za 254 tys. euro (najdroższa Pilarosa 133 tys.) i 2019 r. – z 21 sprzedano 14 za 1396 tys. euro (Galerida 400 tys., Potentilla 215 tys. euro). I teraz pytanie: który okres świadczy o dobrej gospodarności – czy ten kiedy sprzedaje się dużo klaczy przy bardzo dobrych, zróżnicowanych cenach, zarabiając na utrzymanie pozostałych i „robiąc” w stajniach miejsce dla przychówku, czy kiedy sprzedaje się 3–5 klaczy? Z tą średnią to panu nie wyszło.
- Kto zepsuł reputację aukcji - to chyba pytanie retoryczne – próba oszustwa na aukcji w 2016 r. z podwójną licytacją klaczy Emira, która miała być lokomotywą aukcji; wylicytowana „ze słupem” do 550 tys. euro, po ponownej licytacji (kuriozum) sprzedana została za połowę tej ceny. I również podwójna licytacja Al Jazeery, którą „w pakiecie” z Seforą w konsekwencji wymusił klient, grożąc nieodebraniem Sefory. Wiceprezes ANR Karol Tylenda na konferencji po aukcji powiedział, że „dobrze, że ta stara klacz (Emira) się sprzedała, bo ma kłopoty z zaźrebieniem”, a jego wcześniejsze wypowiedzi o tym, „że konie arabskie to jak włoskie samochody, z wierzchu ładne, w środku szajs” na pewno robiły dobrą reklamę. On „w nagrodę” za dobrze zorganizowaną aukcją podał się do dymisji. W 2018 r. po aukcji pan sam zdymisjonował odpowiedzialnego za jej organizację Macieja Grzechnika (prezesa SK Michałów) – za zachowanie i za „pokrętne” interesy ze sprzedażą Parmany, Elbery i Periki, które w konsekwencji zostały w stadninach.
- I jeszcze jedna sprawa - rok 2017 na aukcji zostaje wylicytowana za kwotę 110 tys. euro klacz Anawera , ale po aukcji klient wycofuje się z transakcji (interesujący jest udział w tej transakcji Mateusza Jaworskiego). Klacz oferowana jest do sprzedaży ze stajni przez p. Czochańskiego, ale ponownie do sprzedaży nie dochodzi. Mamy rok 2019 na liście aukcyjnej klacz… Anawera - zostaje sprzedana za ...57 tys. euro (przy tej dziwnej licytacji również pojawia się Mateusz Jaworski), w konsekwencji kupuje ją klient, który "ze stajni" oferował dużo wyższą kwotę. W ciągu 2 lat klacz straciła na wartości prawie połowę, a stadnina kilkadziesiąt tys. euro. Jak nazwać takie działanie p. Czochańskiego?
- Zimową aukcję 2019 r. pominę milczeniem – nie ma o czym pisać; rzekomo wylicytowane klacze Adelita, Amarena i Bambina na szczęście zostają z przychówkiem w stadninie.
- Utrata najlepszej klientki aukcyjnej Shirley Watts po padnięciu w 2016 r. jej dwóch klaczy i sposobie załatwienia tej sprawy też nie pozostała bez echa w środowisku arabskim. A Shirley Watts zostawiła za zakupione na aukcjach w Janowie klacze: w 2009 r. - 730 tys. euro, w 2013r. - 810 tys. euro, w 2014r. – 560 tys. euro, w 2015 r. – 380 tys. euro. Od 2016 roku nie pokazała się w Janowie. Stracić takiego klienta? Trzeba umieć to zrobić!!!
- Opowieść o tym, że Pepita była najlepszą polską klaczą i została sprzedana ze szkodą dla stadniny jest bajką dla ludzi spoza środowiska. Kiedy zapadła decyzja o wystawieniu Pepity na sprzedaż wykonana została wzorcowa praca promocyjna – od doskonałego przygotowania klaczy do pokazów do perfekcyjnego jej zaprezentowania, co wzbudziło zainteresowanie kupców tą klaczą. Bo ani jej kariera pokazowa, ani hodowlana do 2014 r. nie była tak spektakularna jak kariera Pianissimy, Pingi, Palmety – multiczempionek wielu pokazów, a w przypadku Palmety -„matki czempinów”. Pepita zdobyła w 2014 roku 3 tytuły: Czempionki Polski Klaczy Starszych, Wiceczempionki Pucharu Narodów i Wiceczempionki Europy, w Paryżu na czempionacie świata była najwyżej oceniona klaczą, ale … bez medalu. Jak to się ma do 15 złotych medali Pianissimy (w tym Platynowego); medali czempionatu Polski, Europy i Świata Pingi (w tym Platynowego), do medali potomstwa Pianissimy, Pingi i Palmety. Potomstwo Pepity – Patanga i Pitawal – wiceczempion Polski, osiągnięcia raczej skromne. Taka jest prawda.
- Bardzo dużo miejsca poświęcił pan krytyce (stawiając wręcz poważne zarzuty) Markowi Treli: że na koniach nie zarabiał, że do utrzymania stadniny potrzebne były krowy – tak to (częściowa) prawda, ale w okresie jego zarządzania stadnina nie miała ujemnego wyniku finansowego. W 2016 r. do stadniny przyszli „fachowcy”, którzy mieli naprawić sytuację (???) - w spadku dostali to samo gospodarstwo, te same konie, krowy i hektary. I co się stało – z roku na rok coraz gorszy wynik finansowy do minus 3,2 mln w 2018 r. Każdy z trzech dotychczas zarządzających nie zagrzał na dłużej miejsca na stanowisku prezesa stadniny - znowu coś nie wyszło.
A może lepiej przestać rozliczać Marka Trelę, dać szansę nowemu pełniącemu obowiązki prezesa Markowi Gawlikowi i… naprawdę przywrócić świetność Janowa, tego wymaga historia tego miejsca.
Alina Sobieszak