Strona startowa | O mnie | Blog | Linki | Napisz do mnie
 
Archiwa
 

Archiwa

A to ja
 

Marek Szewczyk fot. Włodzimierz Sierakowski


Marek Szewczyk

Jak inspektor Wachel uzdrawia polską hodowlę

Nadesłany przez Marek Szewczyk 10.06.2020, 19:20:00 (4195 odsłon)

W tekście pt. „Oskarżam was o…” pisałem m.in. o braku właściwego nadzoru na stadniną koni w Janowie Podlaskim przez pracowników – kiedyś ANR – a dziś KOWR. Chodziło o Filipa Sondija, dyrektora komórki nadzoru właścicielskiego oraz Marka Wachela, obecnie jedynego inspektora hodowli, któremu podlegają wszystkie stadniny koni.

 

Z moich informacji wynika, że w ostatnich dniach Filip Sondij został odwołany ze stanowiska. Czy ma to związek z fatalną sytuacją w SK Janów Podlaski, oficjalnie nie wiadomo, ale jest wielce prawdopodobne, że tak.

 

A co z Markiem Wachelem?



W tym tekście chciałbym opisać dwie inne sytuacje (inne niż Janów Podlaski), które świadczą o tym, że działania Marka Wachela jako inspektora hodowli niespecjalnie dobrze tej hodowli służą. Obie sytuacje się zresztą ze sobą wiążą.

Ogier Dżagas, czyli jak zmarnować dobrą szansę

Pierwsza dotyczy urodzonego w 2012 roku w Stadninie Koni Prudnik ogiera małopolskiego Dżagas (SzkrabDżaga po Grey). Jego rodowód sugeruje, że koń powinien mieć predyspozycje sportowe, zwłaszcza do WKKW. Wszak Szkrab (po Arcus xx) i Grey (po Cynik xx), oba ogiery ochabskiej hodowli były używane z powodzeniem w tej konkurencji. Poza tym w rodowodzie Dżagasa  występuje jeszcze walewicki Len (babka Dżonka jest po tym ogierze), olimpijczyk z Moskwy w WKKW.

 

W 2016 roku Dżagas przeszedł 100-dniowy trening w ZT w Bielicach. Podczas próby końcowej został sklasyfikowany na 3. miejscu, ale był najlepszy spośród koni polskiej hodowli (zarówno xo, jak i sp). Uzyskał drugą ocenę za skoki luzem, skoki pod jeźdźcem i pracę w galopie, najlepszą za pracę w stępie, pracę w kłusie i próbę wytrzymałościową (kros).

 

Kiedy Dżagas zaczynał trening w Bielicach, ówczesny prezes SK Prudnik, Dariusz Świderski, mający świadomość dużych możliwości tego konia, zdecydował, że w razie zdania próby ogier w drodze powrotnej zostanie skierowany do pobrania i zamrożenia nasienia, aby kariera rozpłodowa nie przeszkadzała mu w treningu sportowym w WKKW. Niestety, zanim trening konia w ZT dobiegł końca, we wrześniu 2016 roku, Dariusz Świderski został zwolniony z pracy. Nowy prezes Stadniny, Józef Stępkowski, nie wykazał zainteresowania takim pokierowaniem kariery tego konia. Nowy prezes miał inne podejścia do sportu jeździeckiego w ogóle – po prostu zlikwidował WKKW w stadninie. W ten sposób z trudem prowadzona praca w tej dyscyplinie, poparta sukcesami (3 medale w MPMK już w pierwszych dwóch sezonach, pod debiutującymi w WKKW jeźdźcami) poszła na marne.

 

W grudniu 2016 roku ogierem Dżagas, którego przejazdy na próbie dzielności można było zobaczyć na portalu PZHK, zainteresował się francuski wukakawista Thomas Carlile. Dwukrotny uczestnik ME w WKKW, a przede wszystkim jeździec, który sześciokrotnie wprowadzał dosiadane przez siebie konie na podium Mistrzostw Świata Młodych Koni w WKKW, w tym 3 razy na najwyższy stopień. Prawie wszystkie dosiadane przez niego konie były albo angloarabami, albo były sf, ale z dużym udziałem krwi angloarabskiej.

 

Thomas Carlile przyjechał specjalnie z Francji do Prudnika, aby zobaczyć i wypróbować Dżagasa pod kątem jego startu w mistrzostwach świata w 2017 roku w kategorii 5-latków. Próba wypadła znakomicie i  Francuz wyraził chęć zakupu tego konia za zaproponowane przez inspektora Wachela, któremu wówczas podlegał Prudnik, 100 tys. zł. Z tym, że tylko część tej sumy chciał zapłacić w euro, a część w nasieniu angloarabskich czempionów Francji w WKKW. Przed Dżagasem otworzyła się więc możliwość międzynarodowej kariery sportowej i hodowlanej, jakiej wtedy nie miał żaden polski koń, a przed polską hodowlą okazja pozyskania nasienia dobrych, sprawdzonych reproduktorów angloarabskich.

 

Jednakże chcąc takiego ogiera sprzedać, należało zabezpieczyć interes polskiej hodowli poprzez zamrożenie jego nasienia. Poza tym na taką sprzedaż musiała wyrazić zgodę Agencja Nieruchomości Rolnych. Z uwagi na to, że koń miałby zadebiutować jako 5-latek, potrzebowałby rzetelnego i w miarę długiego treningu, należało działać szybko. O zgodę taką zaczęła zabiegać inspektor Izabela Wierzchowska, której mniej więcej od marca 2017 roku zaczęły podlegać wszystkie stadniny małopolskie. Niestety, jej zabiegi zostały zablokowane przez Marka Wachela, któremu wówczas Prudnik już nie podlegał, ale podlegało mu Stado Ogierów w Łącku. 

 

A prezes łąckiego stada, zapewne namówiony przez Jacka Rutkowskiego, który był właścicielem Szkraba, zaczął słać do ANR prośby, aby Dżagas trafił do Łącka, a nie do Francji.

 

Na początku roku 2017 Dżagas został wysłany do SK Michałów w celu pobrania i zamrożenia nasienia, czyli postanowiono zrobić to, na co prezes Świderski wpadł prawie rok wcześniej. W opinii tamtejszych specjalistów ogier nie chciał wskakiwać na fantom i mimo wielu prób i miesięcznego pobytu, nasienia pobrać się nie udało. Prosto z Michałowa, prawdopodobnie decyzją ANR, Dżagas pojechał do SO Łąck. Tam nie było żadnych problemów i już w pierwszych dniach SK Prudnik otrzymało pierwsze dawki świeżego nasienia, by je użyć w hodowli. Z tej stanówki urodziło się w Prudniku w 2018 roku 11 źrebiąt. Po pobraniu nasienia nie wiadomo z jakich powodów Dżagas przebywał w Łącku do lipca. Nie wiadomo oficjalnie, ale można się domyślać, że była to gra na czas, czyli na to, co za chwilę nastąpiło. Bowiem w związku z takim rozwojem spraw Thomas Carlile wycofał ofertę.

 

Tuż po przeglądzie wiosennym 2017 pani inspektor Wierzchowska, wyrażająca niezadowolenie z podejścia do hodowli koni przez prezesa Stępkowskiego, została pozbawiona pieczy nad stadniną i ponownie nadzór nad SK Prudnik objął Marek Wachel. Chęć zakupu tego ogiera wyraziło SO Łąck, jednak za dużo mniejszą sumę niż proponował Carlile, a najchętniej chciałoby go dzierżawić. Nie zapewniało też dla niego dobrego jeźdźca i procentu od sprzedaży nasienia dla macierzystej stadniny. W tej sytuacji do sprzedaży nie doszło.

 

Po powrocie do stadniny Dżagas został  użyty w hodowli w sezonie 2018  i rozpoczął w wieku 5 lat trening sportowy najpierw pod Piotrem Tokarczykiem, a potem pod Igą Szpak, w którym potwierdził talent; zgodnie ze swoim wiekiem rozpoczął z powodzeniem starty w konkursach klasy N (120 cm). W roku 2019 rozpoczął stanówkę, ale krótko po zwolnieniu hodowczyni, Katarzyny Wiszowaty, z pracy, co miało miejsce pod koniec lutego, już w i pierwszej połowie marca został sprzedany do SO Łąck teoretycznie za 40 tys. zł. Teoretycznie, bo prawdopodobnie doszło do wymiany barterowej, o czym w drugiej części.

 

Teoretycznie można powiedzieć, że Marek Wachel działał na rzecz polskiej hodowli. Dobry ogier zamiast do Francji trafił do Stada Ogierów Łącku, a więc będzie dostępny dla polskich hodowców. Ale czy takie działanie było korzystne dla Stadniny Koni Prudnik?

 

Stadnina miała szansę na:

• pozostawienie sobie zamrożonego nasienia Dżagasa, a więc użycie go w hodowli mimo sprzedaży,

• pozyskanie nasienia dobrych ogierów angloarabskich z Francji,

• uzyskania dobrej ceny za ogiera,

• no i przede wszystkim promocji ogiera na arenie międzynarodowej w WKKW pod klasowym zawodnikiem, co dałoby stadninie nie tylko satysfakcję, ale mogło się przełożyć na zwiększenie zainteresowania prudnickimi angloarabami na świecie.

 

A co stadnina ma obecnie? Nasienie Dżagasa jest, ale nasienia francuskich angloarabów nie ma. Suma sprzedaży jest dużo mniejsza, a kasa stadniny zobaczyła zapewne tylko część owych 40 tys. zł. A promocja w sporcie? Dżagas startuje obecnie w konkurencji skoków przez przeszkody pod Dariuszem Garstką, ale tylko na zawodach towarzyskich i regionalnych w Łącku zaledwie w kl. LL i L. Nie uczestniczył w żadnych wystawach i pokazach hodowlanych niezbędnych dla promocji ogiera, a poziom startowy uniemożliwia mu nawet kwalifikację do MPMK. Niestety, bez należytego treningu, startów i promocji trudno oczekiwać, by miał wzięcie u hodowców i najprawdopodobniej będzie to kolejny zmarnowany talent. Szkoda jest tym większa, że  w hodowli małopolskiej występuje dotkliwy brak ogierów sprawdzonych w sporcie.

Ogier Albaicin, czyli jak wypromować kiepskiego ogiera

Druga sprawa dotyczy ogiera pełnej krwi angielskiej Albaicin (Sorbie Tower -  Amarna po Great Lakes). Ogier ten urodził się w 2014 roku w Stadninie Koni Krasne. Jego kariera na torze wyścigowym na Służewcu była bardzo przeciętna. W wieku dwóch lat na siedem startów wygrał dwie gonitwy, w tym słabo obsadzoną Nagrodę Calderona. Jako trzylatek też biegał 7 razy, ale najlepsze miejsce jakie zajął, to czwarte. Na koniec sezonu 2017 handicap dla Albaicina został ustalony na poziomie 68,0 kg.

 

Dla mniej wtajemniczonych – handicap jest miarą pozycji konia na torze wyścigowym. Im wyższy (im więcej kg), tym lepszy, cenniejszy jest dany koń, bo zanotował większe sukcesy w gonitwach, w których startował. Innymi słowy – liczba kilogramów w handicapie generalnym i miejsce konia w tabeli, to odpowiednik miejsca w rankingu sportowca z danej dyscypliny sportowej.

 

Wysokość owego handicapu ma też jeszcze jedno istotne znaczenie – jest wyznacznikiem przy kwalifikacji ogiera do hodowli koni półkrwi. Aby ogier dostał licencję do krycia klaczy małopolskich musi mieć handicap minimum 72,0 kg, a do krycia klaczy szlachetnych półkrwi – minimum 78,0 kg. Oczywiście musi spełnić też inne kryteria i zostać pozytywnie oceniony przez komisję PZHK, ale wyznacznikiem jego dzielności na torze wyścigowym jest właśnie wysokość handicapu.

Dla ilustracji tego wskaźnika warto podać, że świetny na torze Caccini (wygrał Derby i Wielką Warszawską), który ostatnio dostał licencję do krycia w półkrwi w Polsce, zszedł z toru z handicapem 91,0 kg. Wcześniej takie licencję otrzymywały ogiery: St. Moritz – 87,5 kg, Ruten – 85,0, Jovellanos – 84,0 kg.

 

Jak to się więc stało, że ogier Albaicin, mimo zbyt niskiego handicapu, bo o 4 kg niższego, by móc kryć klacze małopolskie, oraz aż o 10 kg niższego, by kryć klacze sp, został zakupiony przez Stado Ogierów Łąck? O kwalifikacjach do tego, aby być użytym w hodowli koni pełnej krwi, już nie wspominam, bo jest oczywiste, że takich też nie miał.

 

Dopiero po zakupie przez stado w Łącku został przedstawiony komisji PZHK w celu uzyskania licencji. Nie wiadomo też, czy ktokolwiek sprawdził stan jego uzębienia. Poprawność zgryzu  u reproduktrów xx kryjących w półkrwi jest wymagana. Podczas kwalifikacji ogierów w Lesznie uzyskał najniższą, dopuszczającą do krycia bonitację za pokrój, czyli 78 pkt., w tym 13 za typ. Jednak nie został zakwalifikowany przez komisję z innych powodów, a właściwie braków. Chodzi o zastrzeżenia co do kopyt i.... zgryzu, a także o to, że w tzw. korytarzu skakał mało odważnie i kiepsko technicznie (odgięty) oraz słabo się ruszał.

 

Po jakimś czasie został przedstawiony ponownie do oceny. Po korekcie zgryzu i kopyt uzyskał warunkową licencję na pokrycie 10 klaczy, ale tylko w rasie małopolskiej. Czy aby nie przepchnięto go tylko po to, aby Marka Wachela nie spotkały konsekwencje służbowe? Bo wisiały one nad nim za dopuszczenie do zakupu przez państwowe stado ogierów konia, który nie spełniał kryteriów wymaganych od ogiera. Taka „koleżeńska” przysługa.

 

Warunkowa licencja dla ogiera oznacza, że aby ją przedłużyć, co najmniej 10 źrebiąt po takim ogierze musi uzyskać pozytywną ocenę. Im lepsze klacze-matki, tym większa szansa, aby takie warunki spełnić. Nic więc dziwnego, że pan Wachel w 2018 roku zasugerował użycie Albaicina w SK Prudnik. Ponieważ jednak Stadnina miała wówczas zapewnioną po korzystnej cenie stanówkę wybitnym ogierem Caccini, więc tę sugestię odrzuciła, ku niezadowoleniu pana inspektora. Nie udało mu się również zainteresować ogierem Albaicin stadnin w Janowie Podlaskim, jak i w Walewicach. Jednak w kilka dni po tym, jak Katarzyna Wiszowaty została zwolniona z Prudnika, Albaicin  zajął tam boks ogiera czołowego!

 

A tu kolejny kwiatek! Nowy hodowca w prudnickiej stadninie – miłosiernie pominę jego nazwisko - nie zapoznał się z warunkami stanówki i krył nim nie tylko klacze małopolskie, ale także szlachetnej półkrwi (!), co było niezgodne z zapisami warunkowej licencji. I tu następny kwiatek! Taki nieprofesjonalny plan stanówki musiał przecież z urzędu zaakceptować Marek Wachel.  Mało tego – liczba klaczy małopolskich pokrytych og. Albaicin była mniejsza niż 10, co z kolei od razu przekreślało ewentualną możliwość  przedłużenia warunkowej licencji do krycia klaczy małopolskich.

 

A co do źrebiąt urodzonych z klaczy sp po Albaicinie...czy nie trzeba będzie ich opisać jako NN – Panie Inspektorze? Będzie to drugi taki przypadek w stadninie państwowej po Michałowie, gdzie za rządów duetu Maciej Grzechnik i Hanna Sztuka ogier arabski bez licencji do krycie w półkrwi pokrył klacze małopolskie i zrodzone z tego potomstwo jest opisane jako NN!

  

Wraz z przybyciem do Prudnika Albaicina stadninę opuścił Dżagas sprzedany do SO Łąck za 40 tys. zł. Można się tylko domyślać, że była to transakcja barterowa, przynajmniej po części (część w pieniądzach, a część w stanówce), bo jak wiadomo stada ogierów nie mają pieniędzy.

 

W przypadku walki o to, aby Dżagas nie trafił do Thomasa Carlila z Francji, a do SO w Łącku, można by się na siłę doszukać argumentu, że to dla dobra polskiej hodowli (choć na pewno nie dla dobra SK Prudnik), o ile oczywiście zostanie wypromowany poprzez sport. Jednak przepychanie Albaicina przez sita kwalifikacyjne, aby zrobić z niego reproduktora, na pewno dobre dla polskiej hodowli nie jest. Mówiąc wprost – jest to działaniem na szkodę polskiej hodowli. Czy Marek Wachel poniesie za to konsekwencje?

Marek Szewczyk

 

PS

Jak się dowiedziałem już po zamieszczeniu tego tekstu, Albaicin kryje obecnie w Walewicach. Czy nie chodzi przypadkiem o to, aby dobić do liczby 10 klaczy małopolskich pokrytych tym ogierem, a tym samym ratować możliwość przedłużeniu mu licencji warunkowej?

 

Wersja do druku Powiadom znajomego o tym artykule Utwórz .pdf
Tagi: KOWR   ANR   Albaicin   Dżagas   Marek Wachel  
 
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 12.06.2020, 16:03  Uaktualniono: 12.06.2020, 19:32
 Co po Wachelu?...
Ja rozumiem, że najłatwiej jest zrzucić winę na jednego; jeszcze co pomniejszego trybiku danego systemu. A przecież inspektor Marek Wachel nie utrzymałby się tak długo na stanowisku, gdyby nie miał określonego wsparcia w z "góry". Bez tego bowiem ani rusz, o czym dotkliwie przekonała się inspektor Izabela Wierzchowska - zrazu sekowana w swej pracy, a następnie bezpardonowo zwolniona. Czym podpadła tak Iza Wierzchowska, iż w KOWRze postanowiono się jej pozbyć, wcześniej sukcesywnie odbierając kolejne stadniny (ograniczając do maksimum zakres obowiązków)? Czy aby nie tym, że za bardzo przejmowała się swą rolą, wykazując się inwencją, empatią i zaangażowaniem? Oj niemądra, że tak się "ujawniła", bo tym samym "podłożyła swą głowę pod topór". Niestety, ale wspomniane cechy/zalety w "dojnozmianowym świecie" są bardziej przesłanką do zwolnienia, niż uznania ("taki mamy klimat"). Zjawisko "rozprawiania się" z ludźmi fachowymi i wartościowymi, zainicjowane przez Jurgiela, jeszcze nasiliło się za czasów Ardanowskiego. Za jego też rządów powyrzucano z pracy ostatnich pasjonatów, a na ich miejsce przyszli statyści i pisowscy nominaci. Nie jest dziełem przypadku, iż Ardanowski nie "zhańbił się" dotąd żadną merytoryczną nominacją, co jednak nie przeszkadza mu w deklarowaniu dobrych intencji i zapewnianiu, jak to mu zależy (zupełnie go przy tym nie obchodzi, że to się kupy nie trzyma i rozjeżdża u podstaw)! Tak oto jego osobistym pełnomocnikiem d.s. hodowli koni jest ekspert rynku internetowego (ex-lobbysta), a na zwolnione miejsca po jednych niekompetentnych p.o. prezesach zarządów w Janowie Podlaskim, Michałowie i Białce, delegował kolejnych takich. Oczywiście nikogo (a zwłaszcza pana Ardanowskiego), iż te stadniny ciągle i wciąż nie mogą się doczekać na prawdziwych, pełnowartościowych gospodarzy, a tym samym na merytoryczną politykę oraz spokojną i bezstresową pracę, które to są niezbędne w bez wyjątku każdej hodowli, a koni w szczególności...

Marek Wachel, starający się za dużo samodzielnie nie myśleć i nie dyskutować, za to skupiony na posłusznym wykonywaniu wszystkich poleceń z góry (ergo, umiejący się dostosować do każdego układu) - został dziś jedynym inspektorem od koni w KOWRze. Myślę, że ani to jego specjalna wina, ani zasługa, a jego mocodawców, którzy pozbyli się wcześniej innych inspektorów, w tym wspomnianej I. Wierzchowskiej. Układ ten jednak, w sposób nieunikniony, potęguje tylko problemy na polu selekcji koni w strategicznych spółkach SP. Pytanie więc dlaczego w ogóle do tego dopuszczono? Czy to efekt jakiegoś przedziwnego przypadku, czy może określonego planu MRiRW i KOWRu, dążących do unicestwienia hodowli (selekcji) koni w Polsce? Nawet małe dziecko wie, że M. Wachel zna się tylko na folblutach, więc nie powinien pełnić roli inspektora/selekcjonera w dziale koni arabskich oraz półkrwi/sp (te powinny mieć oddzielnych, kompetentnych inspektorów). Jakie więc przesłanki decydują o tym, że cała polska hodowla koni (jej część nominalnie nadzorowana przez KOWR) opiera się dziś na jednym Marku Wachelu? Czyżby takie, iż wedle decydentów, najbardziej nadaje się on do roli jej "grabarza" i że najsprawniej (posłusznie) "zgasi po niej światło"? Faktycznie rzecz cała ma się do tego właśnie sprowadzać (w perspektywie)? Jeśli tak, to - poza wszystkim - red. Szewczyk znów będzie miał powody do nieskrywanej satysfakcji...
RR
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 12.06.2020, 13:43  Uaktualniono: 12.06.2020, 19:32
 Albaicin to porażka
Popieram w wiekszośći to co napisał Pan Marek Szewczyk w tym artykule. Widziałam Albaicina w Łącku na żywo, i zupełnie ten koń nie zrobił na mnie wrażenia . Mały wzrost ( mały był tez Toast, ale od niego biło klasą i widać było w nim ogiera), wałaszy wygląd, budowa mocno średnia, do tego brzydkie (ludzkie ) oko. Nie wiem, może komuś on sie podoba, ale mi wcale. Dżagas dobry koń, też widziałam na żywo, trochę długi, mógł by być lepiej związany, ale dzielności i talentu mu nie brakuje. Nie wiem dlaczego Darek Garstka jeździ na nim tylko LL i L, bo akurat temu jeźdźcowi ani nie brakuje umiejętności, ani techniki, by móc pokazywać go wyżej. Darek w swoim czasie był najwyżej sklasyfikowanym jeźdżcem na MEJ w WKKW w Pratoni del Vivaro. Dżagasa szkoda, i szkoda klaczy które poszły pod Albaicina, i czasu które te klacze stracą. Biroąc to wszystko pod uwagę, zupełnie nie rozumiem posunięć głownego inspektora.
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 12.03.2021, 12:11  Uaktualniono: 14.03.2021, 10:05
 Odp.: Albaicin to porażka
Szkoda, że prawie wszystkie na tą chwilę urodzone źrebaki w Walewicach są po Albaicinie...
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 11.06.2020, 23:37  Uaktualniono: 12.06.2020, 10:03
 Ratunku!
A w ogóle Albaicin był potrzebny w Prudniku? Krył tam Chef, Sword, Caccini, Szkrab po Arcusie xx i Irches po Chef xx. Bez przesady z tymi folblutami. Potrzebny był tam tylko po to żeby ratować Łąck i Wachela z tej „wtopy”. Teraz ratuje w Walewicach. Musi, bo kariera pana inspektora wisi na jego klejnotach.
Jak klacze mają poprawiać ogiera czołowego to znaczy, że państwowa hodowla dowodzona przez p. Wachela właśnie stanęła na głowie.

Tym bardziej, że (ptaszki ćwierkają w Prudniku) użyli też zamrożonego nasienia Maga (75% folbluta). Bardzo dobre wyniki w sporcie, ale to żaden ogier, nic dobrego nie dał i to wiadomo od 10 lat. Siał mnóstwo wad a jak coś się udało, to chyba przypadkiem i też potrafił dać krzywy zgryz. Ptaszki ćwierkają też, że Stępkowski kazał te słomki wygrzebać z baniaka, żeby było „po taniości”. Tanie mięso to psy jedzą, teraz tak się hodowli nie robi. Chyba że nowy hodowca w Prudniku oprócz NN będzie chciał robić inbredy na krzywy zgryz.

Nowy hodowca, czyli Paweł Szczerba to pic na wodę, był potrzebny Stępkowskiemu i Wachelowi żeby zwolnić p. Wiszowaty. Ptaszki ćwierkają, że pokazuje się w stadninie raz na tydzień, a normalnie pracuje jako ratownik medyczny w Częstochowie, bo tak mu dali popalić, że się nie chciał przyjąć na cały etat. Na co dzień rządzi masztalerz z wykształceniem murarz po zawodówce. Widział ktoś kiedyś coś takiego w państwowej stadninie ?


Niedawno ktoś się martwił , że w Janowie brakują klacze z rodziny Emerychy. Ale ztej linii jest tam chyba z 10 kobył. Tymczasem Prudnik nie ma więcej jak 20 klaczy angloarabskich z kilkunastu starych i cennych linii jeszcze od Sanguszków, jakimś cudem utrzymanych, więc każda z nich jest zagrożona. Tu dopiero trzeba chuchać i dmuchać, a nie brać się za ogiery wiadomo że z dużym ryzykiem.

A Wachel dla mnie przejdzie do historii jako ten, co polską hodowlę państwową posłał dla świętego spokoju na dno. Tak pilnował tej hodowli, że za jego kadencji kobył małopolskich została połowa a sp o1/3 mniej.300 klaczy a efekt? 7 ogierów za 3 lata. Śmiech na sali proszę Państwa. W folblutach też została tylko połowa. Niedługo tylko zagraniczne konie będą się ścigać. Teraz jeszcze nadzorował Janów z widocznym skutkiem. Ciekawe, czy minister Ardanowski jest z niego zadowolony ?
Odpowiedz
Dodaj komentarz
Zasady komentowania*
Zawsze akceptuj komentarz zarejestrowanego użytkownika.
Tytuł*
Nazwa*
E-mail*
Strona www*
Treść*
Kod potwierdzający*

Kliknij tutaj, aby odświeżyć obrazek, jeśli nie jest wystarczająco czytelny.


Wpisz znaki widoczne na obrazku
Kod rozróżnia małe i wielkie litery
Liczba prób, które możesz wykonać: 5