Strona startowa | O mnie | Blog | Linki | Napisz do mnie
 
Archiwa
 

Archiwa

A to ja
 

Marek Szewczyk fot. Włodzimierz Sierakowski


Marek Szewczyk

Może być powodem dumy dla Marka Treli

Nadesłany przez Marek Szewczyk 14.06.2020, 20:18:45 (3962 odsłon)

Podczas wyjazdowej konferencji prasowej (9 VI) połączonej z pokazywaniem dziennikarzom stadniny w Janowie Podlaskim minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski zapowiedział upublicznienie słynnego audytu-widmo z 2016 roku, który to dokument był jednym z najtajniejszych w kilku ostatnich latach. I tak zrobił. Jeszcze tego samego dnia został „powieszony” na stronie internetowej ministerstwa rolnictwa.



Dlaczego władza nie chciała wcześniej pokazać audytu firmy BDO analizującego to, co się działo w Janowskiej stadninie w latach 2013-2015? Bo jego ujawnienie pokazałoby, że śledztwo w sprawie rzekomej niegospodarności w janowskiej stadninie za czasów, kiedy nią zarządzał Marek Trela, jest naciąganą, prowadzoną z powodów politycznych grą. Grą pt. ochrona dobrego imienia ministra Krzysztofa Jurgiela, o ile w ogóle można mówić o czymś takim w przypadku tego osobnika. To on swego czasu wypowiedział wstrętne słowa pod adresem Marka Treli nie za brak fachowości, a za złodziejstwo zwolniłem. Marek Trela podał go za to do sądu, ale były minister skrył się za immunitetem poselskim (obecnie europoselskim) i przed sądem nie chce się stawić, by ponieść konsekwencje za to oszczerstwo.

 

A dopóki prokuratura prowadzi w sprawie rzekomej niegospodarności śledztwo (właśnie - „w sprawie”, a nie przeciwko komuś, czyli Treli), zawsze opinii publicznej można wmawiać, że coś jednak było na rzeczy z tą niegospodarnością. Ale teraz już tak nie będzie można mówić.

Kopiuj - wklej

Wspomniane śledztwo było już kilkakrotnie przedłużane. Za każdym razem (a było ich 7 czy 8), kiedy zadawałem rzecznikom prasowym Prokuratury Regionalnej w Lublinie pytanie, kiedy śledztwo zostanie zakończone, dostawałem takie lub podobne odpowiedzi:

uprzejmie informuję, iż postępowanie dot. niegospodarności w stadninie nie zostało zakończone. Oczekujemy na opinię uzupełniającą biegłych w zakresie dotyczącym zasad współpracy, skutków ekonomicznych i rozliczeń z firmą „Polturf” przy organizacji Dni Konia Arabskiego…

  

Takie stawianie sprawy sugerowało, że to w sposobie współpracy stadnin z firmą „Polturf” miała się kryć owa niegospodarność. A tymczasem co można przeczytać na ten temat w audycie firmy BDO?

 

To samo, co w audycie wykonanym przez tę samą firmę w stadninie w Michałowie. Oba audyty mogą się różnić jeśli chodzi o ocenę tego, jak były zarządzane obie stadniny, ale umowa między stadninami a „Polturfem” i jej realizacja – to się nie mogło różnić. Tak pisałem już dawno – w tekście pt. „Nie może podważać, a podważa” z 12 września 2016 roku (http://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=244). Dopóki jednak nie zobaczyłem audytu janowskiego, nie mogłem tak twierdzić ze stuprocentową pewnością. Teraz mogę.

 

Ponieważ tamten tekst powstał blisko 4 lata temu, teraz zrobię „kopiuj-wklej” i przypomnę najważniejsze tezy owego audytu dotyczące powiązań i rozliczeń między stadninami a „Polturfem”.

Analiza ekonomicznych aspektów umowy z firmą „Polturf”

 

Ta część raportu liczy kilkanaście stron i ma aż 8 podrozdziałów. Najdłuższy jest pierwszy podrozdział pt. Historia współpracy z firmą Polturf S.C. oraz kontynuującą współpracę firmą Polturf Barbara Mazur od 2000 roku.  Zacznijmy od tego, że wbrew kłamstwom niektórych dziennikarzy i polityków, wybór firmy nastąpił w drodze przetargu. Oto dowód:

  

W dniu 8 listopada 2000 roku Prezesi Zarządów-Dyrektorzy Spółek Stadnina Koni Janów Podlaski Sp. z o.o., Stadnina Koni Michałów Sp. z o.o. oraz Stado Ogierów Białka Sp. z o.o. zawarli porozumienie, na mocy którego postanowili współpracować w zakresie wyłonienia organizatora Dni Arabskich w 2001. Strony porozumienia zgodnie ustaliły, że wyłonienie nastąpi w drodze publicznego zaproszenia do rokowań. Pełnomocnikiem do prowadzenia rokowań został Prezes Stadniny Koni Janów Podlaski – Pan Marek Trela. Oferty miały być rozpatrzone przez komisję składającą się z przedstawicieli zainteresowanych Spółek oraz przedstawiciela Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa OT Warszawa.

W rezultacie przeprowadzonego postępowania wyłoniono organizatora imprezy, którymi zostali „Polturf” spółka cywilna oraz Spin Communications Sp. z o.o.. W dniu 10 stycznia 2001 roku została podpisana umowa na zorganizowanie w 2001 roku trzech imprez: Polskiego Narodowego Pokazu Koni Arabskich, Aukcji na Konie Czystej Krwi Arabskiej – Pride of Poland oraz Arabskiego Dnia Wyścigowego. Umowa została podpisana przez wszystkich zainteresowanych. /…/ Wynagrodzenie Organizatorów wynosiło 6% od sumy netto uzyskanej ze sprzedaży koni podczas imprez oraz 80% nadwyżki pomiędzy wpływami od sponsorów a kosztami zorganizowania i przeprowadzenia imprezy.

   

W drugim podrozdziale pt. Model wzajemnych rozliczeń znajdziemy taką o to ocenę tych relacji:

  

Konstrukcja umów z Organizatorem od 2002 roku w praktyce oznaczała outsourcing usługi polegającej na organizacji imprezy z pełnym przeniesieniem na Organizatora ryzyka biznesowego związanego z jej organizacją. Wszystkie przychody i koszty pozostawały po stronie organizatora imprezy.

  

A na koniec tego podrozdziału:

W trakcie prowadzonego przez BDO audytu na podstawie udostępnionych dokumentów i informacji nie stwierdzono nierzetelnego wywiązywania się z umowy w zakresie modelu wzajemnych rozliczeń lub nieprawidłowości wynikających z przyjętego rozwiązania.

Wysokość prowizji

A oto wnioski firmy BDO w tej części analizy:

 

Podsumowując zakres organizowanej imprezy i koszty ponoszone przez Organizatora bez jakiejkolwiek formalnej gwarancji ich zwrotu w przypadku braku chętnych na nabycie oferowanych koni, wynagrodzenie prowizyjne można przypisać formule „Success fee” – która jest swoistą premią od sukcesu i jest powszechnie stosowana między kontrahentami gdzie poza celem ogólnym zdefiniowany jest cel dodatkowy w postaci zawarcia transakcji na najbardziej korzystnych warunkach. W wypadku aukcji celem dodatkowym jest taki dobór uczestników, aby konie oferowane przez Stadniny oraz hodowców indywidualnych osiągnęły jak najwyższe ceny sprzedaży.

 

Zgodnie z informacjami uzyskanymi od Pana Mateusza Leniewicz–Jaworskiego prowizje za czynności agenta pośredniczącego w transakcjach sprzedaży koni kształtują się pomiędzy 10% a 30%, przy czym górna granica charakterystyczna jest dla rynku amerykańskiego.

  

A ja przypomnę to, co już pisałem kilkakrotnie – domy aukcyjne sprzedające obrazy biorą 18-20%.

  

Analizując zmiany w warunkach umowy miedzy stadninami a „Polturfem”, audytorzy napisali: Od 2008 roku poziom prowizji z tego tytułu ustalono na poziomie 12% (wcześniej było 10%) – przyp. M.Sz.). Ze względu na zbyt odległy w czasie okres, w którym rozpoczęto współpracę, nie jesteśmy w stanie określić przyczyn zmiany warunków umowy.

 

No to ja wyjaśnię. Pisałem o tym już kilka razy, przytaczając wyjaśnienia Barbary Mazur, bo to ona jednoosobowo reprezentowała w ostatnich latach „Polturf”. Do 2008 roku narodowy pokaz i aukcja obywały się na jednym placu, a więc te same trybuny dla widzów i te same stoliki vipowskie były używane podczas obu imprez. Od kiedy powstała hala i aukcja została do niej przeniesiona, potrzebne były dwie infrastruktury – na pokaz na zewnątrz i na aukcję w hali. To podwyższało koszty organizatora, czyli firmy „Polturf”, stąd ta zwyżka.

  

W innym miejsce audytorzy napisali taką uwagę: Nie zidentyfikowano dowodów potwierdzających próbę podjęcia kroków zmierzających  do dywersyfikacji  kontrahentów w tym zakresie. Chodzi o to, że stadniny związały się z „Polturfem” na wiele lat.

Czy to grzech? Jak coś dobrze funkcjonowało – mowa o współpracy między stadninami a „Polturfem” - to po co prezesi stadnin mieliby szukać kogoś innego?

  

I w tym miejscu wracam do ministra Ardanowskiego. Ostatnio wskoczył w buty Jurgiela i zaczął stosować insynuację, że stadniny po to nawiązały współpracę z „Polturfem”, bo trzeba było dać komuś zarobić. Na konferencji grzmiał, że stadniny powinny same organizować aukcję, a nie dawać komuś zarabiać.

Audyt BDO mówiący o  formule „Success fee” – która jest swoistą premią od sukcesu i jest powszechnie stosowana między kontrahentami gdzie poza celem ogólnym zdefiniowany jest cel dodatkowy w postaci zawarcia transakcji na najbardziej korzystnych warunkach – pokazuje jak głupie z ekonomicznego punktu widzenia są słowa ministra. Przypomnę też to, co już pisałem – a dlaczego to stadniny nie organizowały aukcji po 2016 roku? Dlaczego teraz zajmuje się tym prezes Polskiego Klubu Wyścigów Konnych, a nie stadniny?

 

Przedtem zarabiał na aukcjach „Polturf”, ale stadniny i my – podatnicy - do tego nie dokładaliśmy. A co się działo począwszy od oszukańczej aukcji w 2016 roku? Ile milionów co roku musiały wkładać w organizację aukcji i narodowego pokazu przymuszone państwowe spółki? Ile myśmy, podatnicy, do tego dołożyli? I który z tych modeli jest zdrowy ekonomicznie, a który jest chory?

Złodziejstwo jest, ale gdzie indziej

Oczywiście, audyt, jak prawie każda kontrola, zawiera pewne uwagi krytyczne. Są to jednak sprawy trzeciorzędnej wagi, zresztą do kilku się za chwilę ustosunkuję. Najistotniejsze jest jednak to, że audyt nigdzie nie wykazał łamania prawa, ani nie udokumentował „niegospodarności”, nie mówiąc o tym, że nie wykazał złodziejstwa!

  

A propos złodziejstwa – a może prokuratura by się zainteresowało 80 tysiącami euro, które zniknęły gdzieś między saudyjskim dzierżawcą klaczy Pinga a stadniną. Mowa o sumie wynikającej z wygranych Pingi na wysokopłatnym pokazie Prince Sultan bin Abdulaziz International Arabian Horse Festival w styczniu 2016 roku. Wówczas prezesem był jeszcze Marek Trela, a Pinga miała wrócić do 15 lutego 2016 źrebna. Wróciła jednak dopiero w maju nieźrebna, a powody tego przedłużonego pobytu klaczy w Arabii Saudyjskiej mętnie tłumaczyli prezes Marek Skomorowski i ówczesny członek zarządu spółki Mateusz Leniewicz-Jaworski. A 80 tys. euro – z tego co wiem – do dziś do kasy spółki nie wpłynęły. Pisałem o tym kilkakrotnie: „Kilka pytań w sprawie Pingi” (5 V 2016; http://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=194); „Tajemnice, tajemnice…” (2 XII 2018; http://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=369 ) „O Pindze, Prometeuszu i Dobrzyńskich” (21 I 2019; http://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=380).

Zastrzeżenia, ale nie zarzuty

A teraz o krytycznych uwagach. Z audytu wynika, że 2015 roku Marek Trela był 71 dni na służbowych delegacjach. To był też jeden z argumentów Jurgiela. Na pierwszy rzut oka 71 dni to dużo, ale trzeba sobie zdać sprawę, że to były głównie wyjazdy na pokazy, czyli w weekendy. A zatem 2/3 liczby 71 to dni wolne od pracy. A większość tych pokazów (chociaż nie wszystkie) to były te, w których startowały janowskie konie, a więc Trela doglądał państwowych koni w dni wolne od pracy. Czy to zatem poważny zarzut?

 

Nie było ewidencji dzierżaw. Nie było specjalnego segregatora opisanego „umowy dzierżawy koni” – to fakt. Ale wszystkie umowy były w segregatorach „konie”. A najważniejsze – wszystkie były w stadninie, bo przecież firma BDO do wszystkich dotarła. A więc o co chodzi z tym zarzutem?

 

Nie było wzoru umowy. Fakt – nie było takiego wzoru. Ale czy jakiemuś wybitnemu projektantowi mody też byśmy postawili zarzut, że nie miał wzoru umowy na wypożyczanie swoich kreacji? Przecież te najwybitniejsze konie arabskie to jak dzieła sztuki. Każde inne. Dzierżawa każdego egzemplarza to były osobne negocjacje. I czy wzór umowy jest tu istotny, czy treść owej umowy i korzyści dla stadniny z niej wynikające. Stadnina najlepszych na świecie koni arabskich to nie korporacja, czy wypożyczalnia samochodów jednej marki.

 

Nie było mechanizmów weryfikujących faktury wystawiane przez „Polturf” kupującym konie na aukcji. Przecież każdy z prezesów stadnin widział na aukcji, za ile koń został wylicytowany, a potem widział, ile wpłynęło na konto stadniny od firmy „Polturf”. Czy do stwierdzenia tego prostego faktu potrzeba jeszcze jakiegoś kosztownego „mechanizmu weryfikacji”?

 

Nie było bazy danych kupców. Czyżby? Przecież stadnina wystawiała kupcowi fakturę. Czy na fakturze nie było danych tego kupca? Były. A czy tych kupców były tysiące? Nie, to przecież małe środowisko, kilkanaście, może kilkadziesiąt osób. Osób zresztą w większości znających się osobiście.

  

Firma BDO wytknęła, że w przypadku kilku umów dzierżawy (Pogrom, Primera, Pinga), które przewidywały, że dzierżawca musi ubezpieczyć te konie na niemałe kwoty, umowę te nie zawierały klauzuli  zobowiązującej drugą stronę do przestawienie Spółce kopii polisy ubezpieczeniowej na kwotę określoną w umowie.

To fakt i trudno z tym polemizować. Marek Trela poproszony przeze mnie o ustosunkowanie się do tego zastrzeżenia, mówił o zaufaniu, a poza tym, gdyby koniowi się coś stało, a dzierżawca nie miał polisy, to na mocy umowy można by od niego dochodzić wysokości odszkodowania w sądzie.

  

No i ostatnia sprawa, o której już też pisałem w przypadku audytu michałowskiego. Cytowałem wówczas  ten fragment audytu:

Istotną wadę miała również konstrukcja umowy w zakresie definicji dwóch terminów: określonego w §11 pkt 3 czasu do ewentualnego rozwiązania umowy na rok przyszły (60 dni od zakończenia Imprezy – praktycznie byłby to termin do 20 października) oraz terminu przedstawienia raportu powykonawczego – 30 listopada – na podstawie którego można dokonać weryfikacji finansowych efektów Imprezy. Takie ustawienie w czasie – najpierw decyzja o kontynuacji a dopiero po niej weryfikacja efektów finansowych dotychczasowych działań formalnie uniemożliwiało podejmowanie racjonalnych decyzji na temat dalszej współpracy z firmą Polturf.

 

Faktycznie, z formalnego punktu widzenia tak to wygląda. Ale ten zarzut Marek Trela odpiera tak: gdyby coś poszło nie tak podczas aukcji czy narodowego pokazu, nie potrzebowalibyśmy nawet tych 60 dni, aby podjąć decyzję o zakończeniu współpracy z „Polturfem”. Moglibyśmy to zrobić nawet po 2-3 dniach. I gdyby coś było nie tak, szybko taką decyzję byśmy podjęli, bo następny organizator musiałby się we wszystko wdrożyć, a w lutym ruszyć pełną parą. Ale takiej potrzeby nie było. Te 60 dni to czysta formalność.

A że więcej dni potrzeba było na weryfikację finansowych efektów – fakt. Ostateczne rozliczenia z kupcami trwały czasami dość długo.

Ciemny lud to kupi

Swoją drogą, dziwię się ministrowi Ardanowskiemu, że upublicznił janowski audyt. Przecież analiza tego dokumentu pokazuje jak na dłoni, że po pierwsze – żadnej niegospodarności, nie mówiąc już o złodziejstwie, w stadninie za czasów Marka Treli nie było. A zatem słowa Jurgiela nie znajdują potwierdzenia w audycie firmy BDO, wynajętej przecież po to, aby coś na Trelę znalazła. Czyli były minister kłamał.

Podanie opinii publicznej w czasie ostrej walki wyborczej jak na tacy, że minister Jurgiel nie miał podstaw do tego, aby Marka Trelę zwolnić, a argument, którego użył, jest kłamstwem, nie przysporzy prezydentowi Dudzie zwolenników.

 

Inna sprawa, że po tylu latach janowski audyt przestał budzić zainteresowanie opinii publicznej i pewnie mało kto go dokładnie przeczyta. Do twardego elektoratu PiS bardziej dotrze to, co kiedyś rozpowiadał Jurgiel, a teraz zaczął powtarzać Ardanowski. Czyli zmanipulowane liczby czy fakty z raportów NIK czy notatki CBA. Pisałem na czym to polegało już wiele razy, choćby w tekście pt. „Ministerialne i agencyjne manipulacje” (11 III 2016; http://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=159). Do zwolenników spiskowych teorii zawsze łatwo dotrą insynuacje o tym, że „trzeba było komuś dać zarobić”, że krytyka tego, co nastąpiło po 19 lutym 2016 roku w państwowych stadninach to celowe działanie „pośredników obliczone na obniżanie wartości polskich koni”. Albo, że kiepskie wyniki finansowe były też za Treli, który te wyniki uratował sprzedając „najlepszą” klacz, czyli Pepitę. A przy okazji tej klaczy minister był „uprzejmy” sformułować kolejną insynuację: „chcę wierzyć, że tak wysoka cena to była zapłata za klacz, a nie za inne świadczenia.” 

 

Do ludzi, którzy w 2015 roku głosowali na PiS, bo uwierzyli, że politycy PO przy ośmiorniczkach i dobrych trunkach omawiali, jak okradać Polaków, być może te zmanipulowane i nieprawdziwe argumenty dotrą. Są one obliczone na twardy elektorat PiS, którego nic nie przekona, że można działać uczciwie i propaństwowo. Ten elektorat wierzy, że wszyscy, którzy są przy korycie, kradną. Ale PiS nie tylko kradnie, ale także daje im, czyli biednym, więc na niego głosują.

 

Ja jednak wierzę, że coraz więcej jest ludzi, którzy potrafią myśleć samodzielnie. I do nich piszę takie teksty, jak ten. Pomagam – mam nadzieję – w ten sposób lepiej zrozumieć tak olbrzymi i skomplikowany dokument, jak 67-stronicowy audyt firmy BDO.

 

Moim zdaniem jest on podstawą do tego, aby Marek Trela odczuwał dumę z tego, jak zarządzał tym niełatwym gospodarstwem rolnym i hodowlanym.

 

A jeśli się zestawi co się działo w Janowie Podlaskim za czasów Marka Treli z tym, co wyczyniali tam jego następcy, Skomorowski, Sławomir Pietrzak (zaniedbał totalnie oborę) czy Grzegorz Czochański, który z kolei „olał” (używając tego nieładnego, ale trafnego określenia) totalnie stadninę w ostatnim półroczu swego urzędowania, co nawet minister Ardanowski przyznał, a jego wsadził na minę pt. Zimowa Aukcja Gwiazd, która okazał się wydmuszką ośmieszającą ministra – to tym bardziej ów audyt jest laurką dla Treli.

 

Jest też nieosiągalnym celem dla kolejnych pełniących obowiązki prezesa w janowskiej stadninie, bo niestety, jak się ktoś nie zna na prowadzeniu gospodarstwa rolnego (gospodarującego zresztą na kiepskich glebach) i nie zna się na hodowli koni arabskich, to nigdy nie dorówna tym, którzy robili to z pasją i znawstwem przez wiele lat, czyli Andrzejowi Krzyształowiczowi i Markowi Treli. 

 

Państwowa hodowla koni w Polsce przy takim sposobie jej nadzorowania, jaki obserwujemy od lat, pod nadzorem najpierw AWRSP, potem ANR, a teraz KOWR, za czasów rządów różnych koalicji, nie tylko PiS, musi upaść. Niestety, stadniny w Janowie  Podlaskim i Michałowie też czeka taki los. To tylko kwestia czasu. 

Marek Szewczyk

Wersja do druku Powiadom znajomego o tym artykule Utwórz .pdf
 
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 19.06.2020, 17:57  Uaktualniono: 19.06.2020, 18:30
 Ministrowie ciągle wspominają Marka Trelę
Ministrowie ciągle wspominają Marka Trelę.

Nie wiem, czy minister K Ardanowski, a zwłaszcza K Jurgiel wiedzą jakie mieli szczęście w życiu, że na swojej zawodowej drodze spotkali Marka Trelę. Przecież gdyby nie on, po pewnym czasie nikt by o nich nie pamiętał, tak jak o poprzednich ministrach. A tak dzięki niemu przeszli do historii jako osoby, które dokładały starań, aby dokończyć zniszczenia hodowli koni w Polsce , a arabskich szczególnie. Jak nie lubiany był przez ministra K Jurgiela odwołany przez niego prezes janowskiego stada świadczy jego pismo BM. P071.18.2018, a skierowane do Pana Posła Jarosława Sachajko – Przewodniczącego Sejmowej Komisji Rolnictwa I Rozwoju Wsi w który między innymi czytamy :
„ Należy zwrócić szczególną uwagę, że fachowiec , za jakiego uważa się pan Trela, jeden z odwołanych prezesów, na którego słowa często powołuje się opozycja , zaledwie po paru miesiącach pracy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, został zwolniony”
No cóż nic tak nie cieszy wielu Polaków, jak nieszczęście u sąsiada. Ale radość ministra nie trwała długo . Po zakończeniu kontraktu w ZEA , nowe miejsce pracy Markowi Treli zaoferował król Jordanii. Ma nie tylko dobrą pensję, samochód służbowy, latający dywan tj. samolot z Szeherezadą za stewardessę.

Jakby tego było mało, zasiada we władzach WAHO. No, tego nie można mu darować. Stąd nieprzespane noce malowały się na twarzy ministra .
Za obraźliwe słowa skierowane pod adresem byłego dyrektora ; „ Nie za brak fachowości , a za złodziejstwo zwolniłem „ były już minister Jurgiel przed sądem schował się za immunitet. No cóż, to już nie te czasy, gdy za taką wypowiedź można by delikwenta wyzwać na pojedynek. Pod warunkiem , że byłby on zdolny do satysfakcji honorowej. Zdolny do udzielenia satysfakcji honorowej jest tylko człowiek nieposzlakowanego honoru , gentelman. Nie jest nim oszust obrażający, który odmówił satysfakcji, można dopowiedzieć , ukrył się za immunitetem , notoryczny oszczerca. Pozostaje nam tylko czekać.
Kolejny raz przedłużone już śledztwo, które utknęło nie wiadomo na jak długo, też nie wnosi zarzutów przeciw odwołanemu dyrektorowi. Ale jak mówią mądrzy ludzie: „ Jak nie ma na kogoś paragrafu, to zawsze można z niego zrobić wytrych” . Na pewno da się. Ministerstwo Rolnictwa to rozległa dziedzina gospodarki i nie ma ministra, który by to wszystko ogarnął. Musi mieć zaufanych ludzi, pracowników, którzy znają temat.
Ale wokół ministra Ardanowskiego osoby znającej się na koniach nie ma.

Myśleliśmy też , że minister też nie zna tego tematu, a jak się odezwał, to się okazało, że mieliśmy rację. Mówienie , że Pepita była najcenniejszą klaczą, dla każdego, kto interesuje się końmi arabskimi, brzmi absurdalnie. Nie ma się co powtarzać na temat i na temat średniej ceny za konie. Precyzyjnie i profesjonalnie odpowiedziała na ten temat Alina Sobieszak. Tylko, czy aby minister przeczytał to i to ze zrozumieniem . Stadnina, to duża gospodarka i osoba nią zarządzająca musi wiedzieć , jak ją prowadzić. Nie można piekarzowi prowadzić robót spawalniczych, a spawaczowi piec chleb. Ale tak to wyglądało w Janowie , gdzie każdy z następnych dyrektorów nie dorósł do tego stanowiska. To nie tylko ich wina , ale przede wszystkim wina tych, co ich tam mianowali. To , że ministrowie do dzisiaj nie wiedzą , co to stadnina, a stadnina janowska przede wszystkim, świadczą tematy rozmowy kwalifikacyjnej na dyrektora stadniny. Przytoczę tylko kilka z nich:
1.Wiedza w zakresie działalności spółki i sektora , w którym działa.
2. Znajomość zagadnień związanych z zarządzaniem i kierowaniem zespołami pracowników.
3. Znajomość zasad funkcjonowania spółek prawa handlowego.
4. Znajomość zasad wynagradzania.
I tak dalej, dalszy ciąg chętni znajdą na stronie KOWRu . Jak widać są to tematy rozmowy kwalifikacyjnej na księgowego, a nie na dyrektora stadniny. Komuś się pomyliła religia z geografią.

Jeżeli biorę udział w wyścigach samochodowych, to zatrudnię inżyniera , który zna się na budowie silników i aerodynamice , aby mój pojazd rozpędził się do 200km/h w dwie sekundy i wygrał. A nie ma znaczenia czy to jest spółka z o.o., komandytowa, jawna czy jakaś inna. Jeżeli natomiast zatrudniam osobę do kierowania stadniną , to po to, aby wyhodowała mi platynowego czempiona lub „ściganta” , który wygra Derby, a najlepiej Dubaj Word Cup. Bo jeżeli ma mi hodować „ piękne koniki” toż to żadna filozofia. Każdy po szkole podstawowej po lekcji biologii to potrafi. Jeżeli za nasienie „ topowego” ogiera stadnina zapłaci 30 tys. euro i pokryje się nim miejscową klacz, a za urodzonego źrebaka rynek zaoferuje mi 1tys euro, to po co mi taki znawca- fachowiec od spółek prawa handlowego. Co musi się wydarzyć ,aby warszawscy urzędnicy zrozumieli, że w stadninach potrzebny jest prezes- hodowca, znawca genetyki, metod hodowlanych, rodowodów i mający obraz światowej hodowli oni tej rasy. To potrafili odwołani dyrektorzy. Odnośnie audytu na temat janowskiej stadniny, który wreszcie udostępniono, zupełnie nietrafiony jest zarzut autorów , odnośnie 71 dni na służbowych delegacjach.
Piszący to nie mają niestety pojęcia o roli dyrektora- hodowcy. Czy trzeba tłumaczyć oczywistą oczywistość , że nie da się dopasować zagranicznego reproduktora do macierzystego stada oglądając go na filmie czy świetnym zdjęciu. To właśnie wyjeżdżając na pokazy i je sędziując ( koszty pokrywa zapraszający ) uzyskuje się wiedzę o danym osobniku, o tym , jak się rozwija , jak wygląda jego potomstwo. Ważne jest jak wyglądała jego matka, babka czy ojciec i dziadek. Mało, że trzeba te konie oglądać, to jeszcze potrzebna jest pamięć wzrokowa, aby to wszystko ułożyć i dopasować. To dzięki wyjazdom sprowadzono do Polski takie ogiery jak Monogramm czy Kahil Al Shaqab. Zwłaszcza ten ostatni, to było bardzo szczegółowo przemyślane i przeanalizowane posunięcie. Powiedzenie „ Siedź w kącie , a ujrzą cię” się nie sprawdza. Albowiem „ W kącie siedziała i się zestarzała”. Takie wyjazdy to także okazja do zawierania znajomości i przyjaźni, a także lobbowanie za janowską aukcją i polskimi końmi. Można by było oczywiście brać każdego modnego ogiera i po każdym na pewno się urodzą „piękne koniki”.

To, że ministerstwo samo już nie wie , jak naprawić to , co samo zepsuło obrazuje zatrudnienie w Janowie Anny Stojanowskiej. Wyrzucona w 2016 roku bezceremonialnie z pracy, a pod jej adresem ministerstwo nie szczędziło niepochlebnych opinii. Sprawa oparła się o sąd , gdzie przyznano rację zwolnionej. Podczas głosowania tylko polska delegacja była przeciw jej kandydaturze, aby zasiadała we władzach ECAHO, gdzie jest wiceprezesem.
Teraz okazuje się, że ma raptem ratować reputację janowskiej stadniny jako mąż opatrznościowy. Widać z tego chaosu, że hodowla koni przekracza możliwości percepcyjne kolejnych od 1989 ministrów. Osoba Anny Stojanowskiej w janowskim stadzie daje jednak nadzieję na powstrzymanie rabunkowej wyprzedaży najlepszych koni i być może opracowanie programu hodowlanego dla tej i pozostałych stadnin arabskich.
Marka Treli nie trzeba bronić . Bronią go wyhodowane przez niego konie, które zapisały na światowych kartach historii tej rasy. A ministrowie niech powiedzą , jakie sukcesy odniosła polska hodowla państwowa po 2016 roku.

Jerzy D
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 19.06.2020, 22:00  Uaktualniono: 19.06.2020, 22:45
 Świetlana Postać
Marek Trela: Hodowca przez duże "H" i Światowiec przez duże "S". O jego względy zabiegają Szejkowie i Arabskie Księżniczki. Jednym słowem: Świetlana Postać, której imię i nazwisko zapisało się złotymi zgłoskami w historii Najjaśniejszej. Dokonał wielkiego dzieła. Z Pure Polish uczynił Straight Egyptian.

Marek Trela: Przez wiele lat "zarządzał" stadniną wedle zasady Widzimisię Prezesa. Nie wdrożył w SK Janów Podlaski żadnych procedur, nie tylko tych pożądanych, ale i tych wymaganych w każdym przedsiębiorstwie. Lecz Marka Treli nie kontrolował nikt. Bo to Świetlana Postać. Marek Trela wiedział tyle, że dzierżawione konie były ubezpieczone w transporcie. Nie wiedział, czy były ubezpieczone na okres dzierżawy. No bo po co? Wystarczyło, że miał zaufanie. Nie było ewidencji dzierżaw, no bo po co? On ufał, więc jemu też trzeba ufać. Co tam finanse, co tam zasady bio asekuracji, jak Marek Trela mówi, że jest dobrze, to jest dobrze. A jak Marek Trela widział człowieka danego dnia na terenie stadniny, znaczy się że był w pracy.

Marek Trela: Wybitny Hodowca i Wybitny Zarządca. Za krytykę Wybitnego banicja i ostracyzm.

Obecnie w Janowie nastał już nie tak wybitny, ani Hodowca ani Zarządca. Ale "pomaga" mu Zaufana Wybitnego. Cóż, że z jednej strony typuje janowskie konie do sprzedaży, a z drugiej zarabia jako prywatny przedsiębiorca na pośrednictwie w handlu końmi, zapewne tymi janowskimi również? Cóż, że ciągną się za nią nie jasne rozliczenia z czasów, gdy pełniła funkcję inspektora ANR. Ale Zaufanej Wybitnego trzeba ufać. Powstrzymanie rabunkowej wyprzedaży najlepszych koni i wypracowanie programu hodowlanego dla stadnin arabskich przez Zaufaną Wybitnego? Chyba nikt w to nie wierzy. Beata Kumanek
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 17.06.2020, 10:58  Uaktualniono: 17.06.2020, 11:22
 Pora na fundamentalne pytania!
Czuję się zażenowana poziomem tej pseudo-dyskusji na blogu. Beata Kumanek, sztucznie wykreowana swego czasu na znawczynię spraw arabskich, stawia pod pręgierzem ludzi, którzy co nieco o arabach wiedzą i co nieco zdziałali w tej dziedzinie. Koniec z tym biciem piany! Pora najwyższa na sądowe pozwy przeciw pani BK, które pozwolą na obiektywną ocenę, co tu jest prawdą, a co zwykłym pomówieniem!

Pani Alina pisze: „Obyśmy kiedyś mogli wszyscy spotkać się w naszym ukochanym Janowie i cieszyć się końmi i ich sukcesami.”

Ja dodam: nie będzie przyszłych sukcesów Janowa, jeżeli nie znajdą się wreszcie chętni do poważnej dyskusji nad istotnymi kwestiami przyszłego „być albo nie być” Janowa (i pozostałych SK). Na razie ich nie widzę, tym nie mniej sformułuję fundamentalne pytania, choćby po to, by mogły się stać inspiracją do dyskusji wewnątrz środowiska.

1/Jaka forma prawna Stadniny zapewni jej spokojny byt finansowy?
2/ Jakie mechanizmy organizacyjne zapewnią Stadninie niezależność od widzimisię rządzących?
3/ Jaki model zarządzania Stadniną zapewni równowagę pomiędzy interesem hodowlanym i interesem ekonomicznym JP?
4/ Jaki jest cel hodowli arabów w Janowie?

Trzy pierwsze pytania pozostawiam bez odpowiedzi, bo nie jestem tu fachowcem. Co do czwartego, oto moja opinia.
100 lat temu arabski Janów powstał po to, by kontynuować tradycje XIX-wiecznych stadnin magnackich. Po drugiej wojnie ten cel kontynuowały kolejno powstające stadniny. Konstrukcja polityki hodowlanej opierała się na utrzymaniu przy życiu historycznych linii genealogicznych, co z genetycznego punktu widzenia było zbawienne dla tak małej populacji koni (utrzymanie wysokiego poziomu zróżnicowania genetycznego). Podnoszeniu jakości stada sprzyjały importy koni łączących w sobie geny już obecne w polskiej populacji oraz geny obce lub utracone (np. Negatiw, Palas). Ich potomkowie odnosili sukcesy na pokazach i ringach aukcyjnych, a synowie zajmowali boksy ogierów czołowych.

Ta konstrukcja się zawaliła na przełomie wieku. Zauroczenie zagranicznymi czempionami z jednego tylko rodu (Saklawi I) i ich nadmierne wykorzystanie w hodowli doprowadziło do załamania rodzimych linii męskich i co gorsza, do utraty znaczącego procentu rodzimych genów z puli genowej. Pomiędzy rokiem 1996 i 2013 udział tych dawnych genów w puli genowej Janowa spadł z 88,9% do 61,6%, a udział nowych, obcych genów wzrósł z 0,6% do 29,9% (brakujące do 100 % to egipskie geny przodków Palasa i Parmy). W 2020 roku te proporcje są na pewno jeszcze gorsze, co widać choćby po pochodzeniu tegorocznych janowskich źrebiąt.

Niektórzy mówią, że „pure Polish” to tylko wymysł amerykańskich marketingowców. Ale można też powiedzieć, co niniejszym czynię, że tak znaczące usunięcie dawnych genów z polskiej puli genowej stawia pod znakiem zapytania sens państwowej hodowli koni arabskich. Bo jeżeli nie dbałość o tradycję, to co jest tym celem? Wysokie ceny na aukcji? Półka pełna pucharów z Paryża?

Najwyższy czas, by ponownie zdefiniować cel hodowli arabów w Janowie i pozostałych PSK. Czy PSK mają dalej być montownią „hodowlanych podzespołów” z Bliskiego Wschodu, czy też należy dokonać radykalnego zwrotu w obecnej polityce hodowlanej i podjąć próbę ratowanie tego, co jest jeszcze do uratowania?
To jest pytanie fundamentalne. I to powinno być przedmiotem dyskusji, a nawet kłótni w środowisku, a nie te żenujące pyskówki na arabskich portalach…
Iwona Głażewska
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 19.06.2020, 10:50  Uaktualniono: 19.06.2020, 16:14
 Najgorsza z możliwych...
Z całym szacunkiem, ale zasadniczo myli się Pani w swej diagnozie, wykazując też dużo naiwności w oczekiwaniach...

1. Co do fundamentalnych pytań wobec Janowa i całej państwowej hodowli koni arabskich, to akurat pora jest najgorsza z możliwych! Dziwię się, że sądzi Pani inaczej, będąc wszak uważną obserwatorką rzeczywistości hodowlanej, a w niej pisowskiej władzy kłamców i nieudaczników. Nie rozumiem jak można wychodzić z jakimiś ideami (projektami) w czasie sprawowania rządów (w MRiRW) przez J. K. Ardanowskiego? Naprawdę nie kojarzy go Pani ze zwijaniem hodowli i serią dymisji fachowców, którzy musieli zwolnić miejsca dla pisowskich nominatów? Jak może Pani abstrahować od faktu, że do Janowa i Michałowa (wcześniej unieważniając rozpisane konkursy bez podania przyczyn) znów wprowadzono ludzi tymczasowych; nie mających bladego pojęcia w temacie, za to będących znajomymi p. Chalimoniuka - w związku z czym nie ustanie ręczna (odgórna, dowolna) sterowalność ministra i jego pełnomocnika? Naprawdę nie widzi Pani, że państwowa hodowla arabów od kilku już lat jest przedmiotem cynicznej gry politycznej; że stała się jej zakładnikiem? Że mamy tu do czynienia z czymś, co można nazwać "zarządzaniem kryzysem"? Myśli Pani, że w tym stanie rzeczy; w tym całym chaosie i festiwalu niekompetencji jakkolwiek ważny jest dobry los i pomyślny rozwój państwowej hodowli arabów?!

2. Niby kto ma definiować owe cele (perspektywy) hodowlane? Kto ma odpowiadać na postawione przez Panią pytania? Czy widzi Pani takich ludzi (którzy umieli i chcieliby się tego podjąć)? Po co tracić czas i energię na coś, co nie ma żadnych szans na realizację i kto chciałby wejść w projekt z góry skazany na porażkę? Zapomniała już Pani jak (gdzie) skończyły ambitne projekty Marka Grzybowskiego?...

3. Czy aby nie przecenia Pani takiego zjawiska, jak tzw. "środowisko" (koniarzy) w Polsce? Czy dostrzegała Pani kiedykolwiek jakąkolwiek energię, synergię, troskę o dobro wspólne, odpowiedzialność, jedność czy horyzonty myślowe w tej grupie? Dla mnie "środowisko" to "wspólnota", czy jednak kiedykolwiek zauważyła Pani wspólnotę (celów, działań, dążeń, zadań) w rodzimym środowisku końskim? Proszę więc: zejdźmy jednak na ziemię...
R. Raznowiecki
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 16.06.2020, 21:10  Uaktualniono: 16.06.2020, 22:40
 Jak propaganda wygrywa z "prawdą"
Panie Raznowiecki, niezbyt często odzywam się na tym blogu bo dyskusje z panem i panią Kumanek sprawiającą wrażenie alter ego niesławnej pani Sztuki to nie poziom, do którego chciałabym się zniżać.
Na nic te pana śledztwa i obliczenia bo Pianissimę dobę przed śmiercią widziałam na własne oczy w dobrym zdrowiu i humorze. Również uczestnicy przeglądu, a było ich wielu bo za tamtych czasów każdy zainteresowany mógł w nim uczestniczyć, nie odnieśli wrażenia aby klaczy cokolwiek dolegało.
Mało tego: istnieją nagrania filmowe potwierdzające ten fakt.

Żeby ostatecznie obalić pana teorie spiskowe: Pianissimę nie wykazującą objawów jakiejkolwiek choroby widziałam w stajni w dzień jej śmierci rano.
Tylko człowiek, który z praktyką hodowlaną i opieką nad końmi nie ma nic wspólnego, może opowiadać bajki, że w jakiejkolwiek stajni koń mający kolkę mógł przez dobę pozostać niezauważony. W janowskich stajniach w tamtym czasie na pewno nie było takiej możliwości.
Widać, jak nie ma pan pojęcia, jak szybki przebieg ma skręt jelit i jak skręt jelit skrętowi nierówny.
Wiem, że pana nie przekona to, co widziałam. I nie przekona pana fakt, że w opiece nad końmi mam ponad 30-letnie doświadczenie ale czas najwyższy skończyć ten festiwal kłamstw, insynuacji i szukania taniej sensacji.
Mnie też jest żal, że tak się stało. Ale stałoby się to niezależnie od tego, czy Marek Trela był w stadninie czy poza nią.
Irena Cieślak
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 18.06.2020, 14:24  Uaktualniono: 18.06.2020, 17:26
 Odp.: Jak propaganda wygrywa z "prawdą"
Droga Pani Cieślak. Prosiłbym jednak o zachowanie pewnej powściągliwości w porównywaniu mnie do kogokolwiek (bom absolutnie niepowtarzalny), jak też w posądzaniu o szukanie taniej sensacji, bo takie intencje są mi całkowicie obce. Po drugie, by przypisywać innym „niski poziom”, wpierw trzeba samemu reprezentować "wysoki", a specjalnie nie kojarzę pani z takiego właśnie lewelu. Po trzecie, skoro tak rzadko zabiera tu pani głos, to tym bardziej była okazja zdobyć się na kilka ciekawych wątków czy parę merytorycznych zdań, a nie zaczynać od od poniżania innych, bo to cholernie nieekumeniczne...

Chętnie "podialoguję", o ile wcześniej pozyska pani stosowną wiedzę odnośnie takich fenomenów, jak wtręt i dygresja. Wtręt – za "Słownikiem języka polskiego PWN" – dodany lub wstawiony element jakiejś wypowiedzi lub jakiegoś utworu wyodrębniający się z jednolitej całości; dygresja – tamże – krótka uwaga lub wypowiedź odbiegająca od głównego tematu rozmowy, utworu literackiego". Nawiązuję do nich dlatego, że dość bezceremonialnie (z subtelnością lodołamacza) wykorzystała pani nieprecyzyjność jednego z wtrętów, do zarzucenia mi braku pojęcia w temacie skrętu jelit, jak też całego „festiwalu kłamstw” na kanwie „odchodzenia Pianissimy”…

Zrazu jednak muszę się zgodzić z tym, iż zdanie: „Co więcej, są też głosy, że Pianissima pierwsze objawy kolki zaczęła ujawniać już dobę wcześniej, tylko nie było wtedy, jak raz – poza samym prezesem – także nikogo kompetentnego z załogi, kto by chciał i potrafił na to należycie zareagować...” – nie brzmi najszczęśliwiej (zbyt przejrzyście). Tak zapisane, tj. w jawnym skrócie myślowym, może faktycznie budzić pewne niejasności. Zupełnie inaczej by wyglądało, gdybym zapisał je precyzyjniej („Co więcej, są też głosy, że Pianissima pierwsze objawy ZBLIŻAJĄCEJ SIĘ kolki zaczęła ujawniać już dobę wcześniej”) czy jeszcze bardziej klarownie („Pierwszy incydent, mogący świadczyć o zbliżających się problemach Pianissimy, nastąpił u niej już dzień przed ujawnionym skrętem okrężnicy wielkiej”). Niestety, zapisałem jak napisałem (stało się). Moja wina i mój błąd, jednak też nie powód, by chcieć „obrócić w perzynę” cały mój tekst, czyli wszystko to, co znalazło się poza tym nieszczęsnym wtrętem.

Przy okazji ujawnię, że był on podyktowany telefonem od jednego z hodowców, który ponoć był świadkiem problemów gastrycznych u Pianissimy dzień przed tragedią, a które to odebrał jako możliwy (prawdopodobny) symptom tego, że dzieje się z nią coś złego... Nie potrafię powiedzieć czy wiadomość od „hejnalisty” jest prawdziwa czy też nie. Nie wiem, gdyż nie miałem obowiązku jej weryfikować - podając w tej właśnie formie. Chcę wierzyć, że jest prawdziwa, natomiast jakkolwiek by nie było, to nie ma to żadnego przełożenia na wymowę mojego postu – co dobrze rozumieją ludzie znający funkcję wtrętu w tekście. Najwyraźniej I. Cieślak nie chce się do nich zaliczać, skoro sięgnęła tak ochoczo po – użytą w nim – dygresję, by „ostatecznie” (bez przesady) rozprawić z niewygodnym adwersarzem…

Co do mnie, to nie mam problemu z brakiem wiary (wręcz przeciwnie), więc wierzę pani Cieślak, że widziała co widziała. Tyle tylko, iż: a) to jeszcze nie obala wersji „sygnalisty”; b) nawet obalenie wiarygodności przedmiotowej wtrętu nie szkodzi memu tekstowi jako takiemu. Chcę przez to powiedzieć, że nie może się pani rozprawić czy to ze mną, czy moim postem (nie tylko „ostatecznie”, ale nawet jakkolwiek), zajmując się wyłącznie „z wątkiem hejnalisty”, gdyż to „dwie bajki”. W tym stanie rzeczy będzie się pani musiała jednak bardziej postarać, by udowodnić mi coś, czego udowodnić nie będzie w stanie, tj. niewiedzę i złą wolę („kłamstwa, insynuacje”) w tej sprawie… Jestem tu do dyspozycji.
R. Raznowiecki
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 16.06.2020, 18:05  Uaktualniono: 16.06.2020, 22:38
 Pytania i odpowiedzi
A kim ty jestes Beato Kumanek, że każdy musi się przed tobą tłumaczyć, każdemu wyznaczasz dzień i godzine na odpowiedź na twoje - często bezpodstawne - insynuacje. Jeśli masz dowody idź z nimi do prokuratury. Dlaczego w ten sam sposób nie traktujesz swoich serdecznych przyjaciół - prof. K. Chmiel, która krwawymi łzami płakała po odwołaniu Marka Treli, a później, czując swoje 5 minut, tak diametralnie zmieniła zdanie, i dziś odsunięta od Janowa za swoje decyzje hodowlane, wydzwania ponownie oferując swoje usługi. Dlaczego nie rozliczasz Hanny Sztuki, która napisała tekst "Oj będzie wam sie do trumny lało" (usunięty z internetu, w którym na jej nieszczęście nic nie ginie) w obronie presezów, a dziś jest ich największym wrogiem. Dlaczego sama nie spojrzysz na swoje postępowanie?

Janów przetrwał wojny, komunę, a dziś skazany jest na upadek przez jego fałszywych miłośników. Ludzie, którzy z końmi przewędrowali w czasie wojny pół Europy, wrócili z nimi do kraju dzięki swojemu zaangażowaniu. Tym ludziom konie arabskie zostały odebrane i rozparcelowane do trzech stadnin, ale oni - z Dyrektorem Krzyształowiczem na czele- wiedzieli i liczyli, że jest to stan przejściowy, że to o co dbali, czemy poświecili często rozłąkę z rodziną, do nich wróci. Dlaczego w nas - nazywających sie miłośnikami koni arabskich - nie ma wiary i nadziei, dlaczego sami chcemy to wszystko zrujnować. Dlaczego ci, którzy nie maja żadnego doświadczenia ani decyzycyjności krzyczą najgłośniej.Obecna władza nic sobie z tego nie robi, ale jak każda władza ta też przeminie. Czas przerwać ten chocholi taniec, który tylko nakręca spiralę wzajemnych pretensji i nienawiści. Postarajmy sie spokojniej patrzeć, czytać (ze zrozumieniem)i analizować działania. Czasu nie zawrócimy, ale możemy pomóc nadać mu nowy bieg, powściągając emocje.
Obyśmy kiedyś mogli wszyscy spoktać się w naszym ukochanym Janowie i cieszyć się końmi i ich sukcesami.
Alina Sobieszak
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 17.06.2020, 18:11  Uaktualniono: 17.06.2020, 20:56
 Odp.: Pytania i odpowiedzi
A kim jest Pani, Alino Sobieszak, by negować prawo innych do krytyki poczynań Marka Treli, siebie samej oraz wszystkich tych, którzy tworzą zamknięty krąg jedynych włodarzy SK Janów Podlaski, a obcym wara? Stadnina w Janowie jest tak samo Pani jak i moja. Mam więc pełne prawo patrzeć na ręce tym, którzy chcieliby robić swoje w Janowie otoczeni jedynie kręgiem klakierów. Pani problem polega na tym, że nie umie Pani dyskutować na argumenty. Gdy argumentów brak, ucieka się Pani do wyzwisk i inwektyw, bo tylko na to Panią stać. Zadałam Pani proste pytania w odpowiedzi na Pani mało zawoalowaną groźbę podania mnie do Sądu. Nie dość, ze Pani nie odpowiedziała, to jeszcze odwraca Pani kota ogonem mówiąc: "idź z zarzutami do prokuratury". To zdaje się Pani się tam wybiera. Ale zadam Pani jeszcze jedno pytanie: czy to nie jest tak, że za Marka Treli i za Polturfu zarabiała Pani na stadninie? Od 2016 roku to się urwało. Zasadne jest więc pytanie, czy Marek Gawlik zatrudnił Panią w SK Janów Podlaski na umowę zlecenie, kontrakt, czy w jakikolwiek inny sposób? Ta informacja jest ważna i zasadna skoro wykonuje Pani zajęcie (nie powiem "zawód") dziennikarza. Rozumiem, iż zaprzeczyła Pani tym "insynuacjom". Czyżby więc z samej sympatii do Marka Gawlika nie zależy już Pani na tym, by SK Janów Podlaski była par excellence zakładem hodowlanym? Czyżby z sympatii dla Marka Gawlika prowadziła Pani obecnie agitację za dokapitalizowaniem stadniny, gdy jeszcze parę miesięcy temu sprzeciwiała się Pani takim planom występując szeroko w mediach w charakterze "eksperta"? Czy to z samej sympatii do Marka Gawlika uważa go Pani za "fachowca" mimo, iż jest on fachowcem od opon? A może Pani sympatię i życzliwe pióro zyskał tym, że wpuścił do janowskiej stadniny Annę Stojanowską?

Ja też mam nadzieję spotkać się kiedyś z innymi ludźmi w Janowie by podziwiać janowskie konie. Jednak z tym trzeba poczekać, bo Marek Gawlik zamknął stadninę na cztery spusty i póki co, tylko wybrańcy mają tam wstęp.
Beata Kumanek
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 18.06.2020, 22:26  Uaktualniono: 18.06.2020, 23:07
 Odp.: Pytania i odpowiedzi
Oj, zabolało widocznie zamknięcie bramy, zabolało! Idol Czochański już tam nie pracuje, więc Beata Kumanek nie ma wstępu do stadniny. Już teraz sami wrogowie pani Beaty tam widocznie zostali. Kto teraz będzie Panią na przeglądy zapraszał? Pozostaje jedynie sadzenie się na VIPa podczas dni sierpniowych.... Może to stąd taka zajadłość? Przykro jest być persona non grata tam, gdzień do niedawna idol Grześ zapraszał....
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 15.06.2020, 23:45  Uaktualniono: 16.06.2020, 12:39
 Odp.: Może być powodem dumy dla Marka Treli
Raznowiecki i Kumanek na włodarzy stadniny!!!! Pokażcie wszystkim, jak się zarządza zasobami ludzkimi i gospodarstwem hodowlanym! Jedno mocne w gębie, obrażające wszystkich i wszystko, którzy się z nim nie zgadzają, drugie coraz bardziej zapadnięte w swoją zapiekłą nienawiść i zapatrzone w swą nową wyrocznię Sztukę (bo już nikt normalny nie chce z nią utrzymywać jakichkolwiek stosunków). Trela i Białobok nie są warci, aby wam buty czyścić...
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 16.06.2020, 13:55  Uaktualniono: 16.06.2020, 15:52
 Odp.: Może być powodem dumy dla Marka Treli
Jak już masz odwagę - jeden z drugim - tak popisywać się swym jazgotem (w gruncie rzeczy nic innego z takich "wypowiedzi" nie zostaje) i zaczepiać innych po nazwisku, to może sam się nam przedstaw, by było wiadomo coś za "kozak"?.. No właśnie (chętnego brak). To już tak jest, jak świat światem, że gdy się samemu nie ma dość sił czy wiedzy, by sklecić kilka merytorycznych zdań lub coś odkrywczego zapodać, to zawsze to można odreagować "poujadaniem zza płota". Wprawdzie od tego żadnej mądrości nikomu nie przybędzie, ale za to jaka zabawa (na pięć fajerek)! Viel Spass. RR
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 15.06.2020, 20:59  Uaktualniono: 15.06.2020, 21:25
 Odp.: Może być powodem dumy dla Marka Treli
Na początek polecam zajrzeć na czwartą stronę audytu:

"W trakcie audytu przeprowadzono spotkania i wywiady z następującymi osobami z kluczowego kierownictwa Spółki:
Marek Skomorowski - p.o. Prezesa Zarządu
Halina Panasiuk - Główny Księgowy
Anna Stefaniuk - Główny Hodowca
Mateusz Leniewicz-Jaworski - p.o. Członka Zarządu"

Co o działaniu firmy sprzed 19 lutego 2016 roku mogli wiedzieć Marek Skomorowski i Mateusz Leniewicz-Jaworski? Jaką wartość mogły mieć ich wyjaśnienia dotyczące organizacji aukcji czy dzierżaw koni? Czy jeden z nich widział choćby jedną aukcję? Czy drugi z nich przedstawił wszystkie szczegóły związane z rozliczeniem dzierżawy Pingi?
Lidia Pawłowska
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 15.06.2020, 18:18  Uaktualniono: 15.06.2020, 20:09
 Audyt powodem do wstydu dla Marka Treli
Ile trzeba dobrej woli oraz braku orientacji w zasadach prowadzenia przedsiębiorstwa by stwierdzić, że audyt BDO z 2016 roku może być powodem do dumy dla Marka Treli?

Zacznijmy więc od umowy z Polturfem. Zawsze byłam zdania, iż podstawową usterką tej umowy było rozliczanie pozycji pod nazwą "wpływy z imprezy". Jakiego rzędu to były kwoty, dowiadujemy się dopiero z audytu. Bowiem Barbara Mazur nigdy się tymi pieniędzmi nie chwaliła. Sute wynagrodzenie Polturfu stanowiła więc prowizja ze sprzedaży koni plus sto procent wpływów z imprezy. Dzięki audytowi możemy się dowiedzieć, od 2002 roku Stadniny nie osiągały żadnych przychodów z tytułu organizacji imprezy, a te przychody były niebagatelne. Ten prezent dla Polturfu był tak naprawdę prezentem od nas wszystkich, czyli od podatników. Jak inaczej niż niegospodarność można nazwać tak skonstruowaną umowę? Zważymy również, iż wedle audytorów należałoby przeprowadzić analizę prawną odnośnie zasadności otrzymywania przez Polturf prowizji od koni sprzedanych zarówno na aukcji Pride of Poland jak i na aukcji Summer Sale.

Zarzut o braku mechanizmów weryfikujących faktury wystawiane przez "Polturf" Marek Szewczyk kwituje stwierdzeniem, iż każdy widział za ile koń został wylicytowany. Stopień uproszczenia sprawy ociera się o śmieszność. Proszę więc zapoznać się z nowym tekstem Hanny Sztuki pt."Duma Polski". Okaże się, że brak takiej weryfikacji (a może nie tylko) przyczynił się do opisywanej przez Hannę Sztukę mocno niejasnej kwestii rozliczenia prowizji za sprzedaż białeckiej Perfirki w 2014 roku, co w konsekwencji doprowadziło do wymiernych strat dla Skarbu Państwa. Ze sprawy tejże prowizji muszą się wytłumaczyć zarówno Polturf jak i Anna Stojanowska.

Jak stwierdziło BDO, Spółka nie wdrożyła procedur dotyczących oddania i przyjęcia koni w dzierżawę oraz nie miała wglądu w polisy ubezpieczeniowe i nie analizowała warunków ubezpieczenia pod kątem zabezpieczenia ryzyka Stadniny. Ewidentna niegospodarność. Jak ten stan rzeczy tłumaczy Marek Trela? Mówił o zaufaniu, a gdyby koniowi coś się stało a dzierżawca nie miał ubezpieczenia, stadnina dochodziłaby swoich praw na drodze sądowej. Doprawdy, trudno skomentować te słowa inaczej jak co najmniej bezmyślne. Po pierwsze, gdyby Marek Trela prowadził swoją własną stadninę, mógłby używać w zawieranych transakcjach kategorii "zaufanie". Kierując stadniną państwową nie wolno mu było tego robić. Gdyby koniowi coś się stało, z polisy obejmującej to zdarzenie stadnina uzyskałaby kwotę odszkodowania natychmiast. W innym razie, trzeba by najpierw wydać duże pieniądze na prawników, sprawa mogłaby toczyć się latami, a niezależnie od końcowego rozstrzygnięcia, stadnina zawsze poniosłaby wymierną stratę finansową. Taka nonszalancja w prowadzeniu interesów nosi jedno miano: niegospodarność.

Co jeszcze pisze BDO? "Nie wszystkie przyjęcia koni na utrzymanie zostały ujęte w ewidencji. Brak odpowiednich dokumentów powoduje, że audytorzy nie mogli potwierdzić, że pobyt wszystkich koni został właściwie rozliczony". Na podstawie umowy dzierżawy ogiera Pogrom audytorzy stwierdzili ponadto, iż "nie dokumentowano też rozliczenia umów w zakresie ilości pobranej stanówki w momencie zakończenia umowy". Ta ostatnia sprawa długo odbijała się czkawką, jak można przeczytać w ostatnim tekście Hanny Sztuki. Czy taki stan rzeczy można określić inaczej niż niegospodarność? A już na istną kpinę zakrawa fakt, że za rządów Marka Treli w Janowie nie wdrożono w stadninie żadnych procedur związanych z ewidencją czasu pracy, urlopów oraz potwierdzania obecności w pracy pracowników.

Z ramienia ANR janowską stadninę nadzorowała Anna Stojanowska. Efekt tego nadzoru był jak wyżej. Hanna Sztuka opisuje w swoim tekście bulwersujące działania Anny Stojanowskiej związanie z rozliczeniem, czy raczej nierozliczeniem prowizji od sprzedaży klaczy Perfirka. Mowa tam o lewych fakturach, który to proceder jest karalny. I tej samej Annie Stojanowskiej obecny p.o. Prezesa SK Janów Podlaski wraz z jego mentorem zapewnili Annie Stojanowskiej kontrakt na typowanie janowskich koni do sprzedaży przy jednoczesnym prowadzeniu przez nią firmy pośredniczącej w handlu końmi. Jak informował BDO Mateusz Leniewicz-Jaworski, "prowizje za czynności agenta pośredniczącego w transakcjach sprzedaży koni kształtują się pomiędzy 10 procent a 30 procent, przy czym górna granica charakterystyczna jest dla rynku amerykańskiego". O sprawie rażącego konfliktu interesów związanego z warunkami zatrudnienia Anny Stojanowskiej wiadomo już od kilku tygodni, czyli odkąd sama Anna Stojanowska się tym pochwaliła. Tymczasem Minister Ardanowski, Tomasz Chalimoniuk oraz Marek Gawlik nabrali wody w usta. Marek Gawlik ma czas do jutra, by ustosunkować się do mojego zapytania w tej kwestii obejmującego pytanie, czy Anna Stojanowska zainkasowała jako prywatny przedsiębiorca prowizje za sprzedaż janowskich koni na majowym przetargu. Jeśli mnie zignoruje, podejmę dalsze kroki w tej sprawie.
Beata Kumanek
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 15.06.2020, 15:32  Uaktualniono: 15.06.2020, 17:55
 Jak propaganda wygrywa z prawdą...
Gdyby komukolwiek zależało kiedykolwiek na tym, by możliwie obiektywnie ocenić ów raport z audytu, to nigdy nikt nie posuwałby się do skrajnych (brzegowych) ocen. Niestety, w tym świecie nie ma już żadnego znaczenia obiektywna prawda, tylko brudna polityka i czysta propaganda. Każda ze stron barykady dąży więc do tego, by "ciemny lud kupił" (łyknął jak pelikan) właśnie ich wersję...

Tytuł tekstu M. Szewczyka jest więc niczym innym, jak tylko wynikiem jawnej mistyfikacji tegoż. W tej mierze nie różni się specjalnie od Ardanowskiego, który także nie cofnie się przed manipulacją faktami. W obu tych przypadkach mamy do czynienia z identycznym trybem (mechanizmem) – całkowitej i pełnej abstrakcji od obiektywnego stanu rzeczy. Obydwaj sięgają więc nie po prawdę, a propagandę - różniącą się tylko w założeniu. W efekcie ten pierwszy widzi sukces („powód do dumy”) tam, gdzie ten drugi mówi o klęsce i błędach...

Tymczasem generalny wniosek z audytu jest taki, że M. Trela nie był ani taki genialny (bez skazy) w roli prezesa, jak chce go widzieć M. Szewczyk, ani też tak skorumpowany czy nieudolny - jak to „interpretuje” J.K. Ardanowski. Co więcej, również sam audyt jest daleki od doskonałości - pomimo tego, iż bardzo obszerny i możliwie dokładny (czego nie ukrywają w żaden sposób jego autorzy). Nie jest doskonały (a tym samym do końca miarodajny) z tego powodu, iż nie ujawnia wszystkich form organizacyjnych, finansowych i hodowlano-selekcyjnych w SK Janów Podlaski Sp. z o.o. Opiera się bowiem na pewnym (udokumentowanym) wycinku, a nie na całości (pełnej puli) zagadnień. Jak podkreślają audytorzy: w swej pracy nie mogli wyjść poza dokumenty im dostarczone, mając przy tym świadomość faktu, iż nie wszystkie takie do nich dotarły (a już na pewno w należytym czasie i trybie). W rzeczywistości było więc inaczej, niż twierdzi to M. Szewczyk. Co więcej, w raporcie nie znajdziemy analiz prawnych, których ów audyt nie obejmował, a które z pewnością rzuciłyby więcej światła na obraz funkcjonowania zarządu w 2015 r.

Audyt jako taki ma to do siebie, iż nie sposób go ogarnąć w całości, stąd można (warto) skupiać się tylko na jego poszczególnych punktach czy fragmentach. Dla mnie takim wątkiem (godnym refleksji) jest wyliczona nieobecność prezesa Treli w stadninie, która opiewała na 71 dni! To ponad 10 tygodni, a więc okres czasu absolutnie przekraczający jakąkolwiek przyjętą normę (w częstotliwości wyjazdów zagranicznych mógłby go przebić tylko niejaki M. Grzechnik). To poważny zarzut wobec M. Treli i nic tu nie zmienią zabawne żadne zaklęcia M. Szewczyka czy próby mające na celu jakkolwiek ów zneutralizować ("wolnymi weekendami" czy też "opieką nad janowskimi końmi" przy okazji ich występów na zagranicznych pokazach). W tej mierze M. Trela wyznawał zupełnie inną filozofię, niż choćby jego wielcy poprzednicy, tj. St. Pohoski czy A. Krzyształowicz, którzy starali się być hodowcami 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu (uważając, iż nigdy dość uwagi i troski o stado, iż „pańskie oko konia tuczy”). Nie chodzi o to, że M. Trela miał się nie ruszać z Janowa i nie mieć czasu na relaks, rodzinę czy nawet sędziowanie. Rzecz w tym, by tego wszystkiego jakkolwiek nie nadużywał, co ewidentnie mu się nie udało (co potwierdził w całej rozciągłości casus Pianissimy)... Dużym problemem - co jest podkreślone w raporcie z audytu - była nie tylko jego relatywnie częsta (w sezonie niemal regularna) nieobecność w janowskiej stadninie (najczęściej wiążąca się z podróżami zagranicznymi), ale też brak jakichkolwiek uregulowań formalno-prawnych na taki czas.

Jak się okazało, a co zostało ocenione negatywnie przez audytorów, nigdy nie doszło do powołania osoby formalnie ponoszącej odpowiedzialność na czas nieobecności M. Treli. Tymczasem brak takiego „pełnomocnika” (rozwiązania) rodził szereg negatywnych problemów, prowadząc też do wielu wymiernych strat (ofiarą tego stanu rzeczy padła choćby Pianissima, na przykładzie której widać ja w soczewce fakt, jak bardzo Janów Treli nie był przygotowany na różne problemy i wypadki; iż nie miał on żadnych procedur i mechanizmów na tym polu; iż ta, jakże ważna, sfera należytego funkcjonowania stadniny została całkowicie pominięta). M. Trela tak zazdrośnie strzegł swej władzy, iż nie zamierzał się nią dzielić w najmniejszym nawet stopniu i w żadnym przypadku (z nikim i choćby na małą chwilę). Było to nie zgodne nie tylko z określonym przepisami, ale też bardzo nieodpowiedzialne w odniesieniu do stadniny jako takiej, która wszak nie była jego prywatnym folwarkiem, a powierzonym mu w zarząd majątkiem Skarbu Państwa. Co gorsza, jawne zaniedbania (zaniechania) na polu opieki nad koniem (zwierzęciem) w Janowie, w sensie choćby braku regularnej (stałej) opieki weterynaryjnej, ukazały jego brak wyobraźni, ale też ogromną nonszalancję. Doszło do tego, że dr Kucharczyk, wezwany telefonicznie do kolkującej Pianissimy, nie mógł nic przedsięwziąć, dopóki nie uzgodnił tego telefonicznie z pryncypałem (bawiącym wtedy we Włoszech). Sparaliżowani strachem, jak również brakiem możliwości samodzielnego zadziałania, byli też zootechnik oraz koniuszy, stąd jakikolwiek koń w tarapatach nie mógł wtedy (w takich warunkach) liczyć na jakąkolwiek szybką (skuteczną) akcję, a tym samym nieraz także na ratunek… Upadki koni (włącznie z Penny) były znaczącym czynnikiem szkód i strat spółki, jednak – o ile się nie mylę, to - nie zauważyłem tego wątku w żadnym punkcie raportu z audytu...

Wiele razy w przeszłości pisałem o takiej, a nie innej rzeczywistości („świecie Treli”) w Janowie – poruszając każdorazowo wiele różnych wątków. Z każdego takiego tekstu światły, a przy tym nie uprzedzony człowiek, mógł wyciągnąć określone wnioski. Z nich wynikało zaś jednoznacznie, że prezesowi Treli daleko było do doskonałości na co najmniej kilku polach; jak też do tego, by mógł być specjalnie dumnym z siebie w ujęciu faktów materialnych. Oczywiście, nie można mu było odmówić szeregu sukcesów hodowlanych, jak też konkretnych inicjatyw (inwestycji), jak choćby w infrastrukturę. Jednak oprócz blasków, były tam też i cienie (co niektórym nie może się pomieścić w głowie). Mijało by się z celem powtarzanie dziś tego wszystkiego, powiem więc tylko, że najbardziej istotny (spektakularny, badany) wątek tego audytu, tj. kwestia rozliczeń stadnin ze spółką Polturf, a tak naprawdę jednostkowo z Barbarą Mazur, jest jednocześnie najmniej „obciążającym” go (wizerunkowo czy prawnie). Sięgnięcie więc akurat po niego, a tym bardziej oparcie na nim głównego wątku oskarżenia o „niegospodarność” było zabiegiem tyleż chybionym, co skażonym u podstaw dyletanctwem. Nota bene w takiej samej formule (czy perspektywie) należy odczytywać dziś „zabieg Szewczyka” uznający ten sam wątek jako powód do dumy Treli” (kogokolwiek). Znajcie, ludzie, miarę rzeczy...
R. Raznowiecki
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 15.06.2020, 20:47  Uaktualniono: 15.06.2020, 21:22
 Odp.: Jak propaganda wygrywa z prawdą...
71 dni to 10 tygodni! Brzmi szokująco, prawdaż? To może warto policzyć dokładniej?

Najbardziej oczywiste podróże służbowe:
-- 2 dni wyjazd na pokaz arabski do Białki
-- 2 dni na wyjazd na pokaz małopolski do Białki
-- 2 dnia na wyjazd na pokaz w Al Khalediah
-- 5 dni na wyjazd na Puchar Narodów w Akwizgranie
-- 4 dni na wyjazd na Czempionat Europy
-- 4 dni na wyjazd na Czempionat Świata
-- minimum 2 wyjazdy miesięcznie do ANR
-- 2 razy w roku po 2 dni na wyjazdy na przeglądy w Białce i Michałowie
Suma: 47
Wyjazdy z innych powodów: 24 dni

Samych wizyt w Agencji mogło być więcej niż w przyjętym założeniu. Mogły być wyjazdy na przeglądy hodowlane w stadninach półkrwi. Mogły być wyjazdy na Służewiec. Kilka dni mogło być poświęcone na spotkania organizacyjne przed aukcją lub dla jej podsumowania (jasne, że ich uczestnicy nie przyjeżdżali za każdym razem do Janowa Podlaskiego -- bardziej oczywistym miejscem tych spotkań była Warszawa). Prezes firmy musi też reprezentować ją podczas rozpraw w sądach czy załatwiania spraw w urzędach. Cokolwiek by tu dodać, czy można przypuszczać, że były to atrakcje, "okazje" do wyjazdu z Janowa? Samo określenie "delegacja służbowa" chyba to wyjaśnia.

Dyrektorzy Stanisław Pohoski i Andrzej Krzyształowicz zapewne tyle nie wyjeżdżali z Janowa, ale nie musieli. Mieli to szczęście działać w innych czasach, w innych warunkach.

Jeszcze szczególik -- takie dodatkowe "światło na cień". W roku mamy 52 tygodnie. Co najmniej 6 z tych 52 weekendów, kiedy zgodnie z prawem prezes firmy mógłby odpoczywać przeznaczał na wyjazdy z janowskimi końmi na najważniejsze imprezy. O co więc zarzut?

Prezes z epoki, która nie wróci żył nie tylko w stadninie, ale stadniną i jej sprawami. Wiedzieli o tym wszyscy -- od pracowników dzwoniących z dowolnej rangi pytaniem czy meldunkiem ze stajni lub obory, do kontrahentów zagranicznych dzwoniących o najróżniejszych porach (często z innych stref czasowych). Wiedzieli o tym nawet goście stadniny, którzy mieli okazję to zaobserwować, a nawet przypadkowe osoby dzwoniące rano w pierwszy dzień Wielkiejnocy z pytaniem o sprzedaż obornika. Zarzut, że Marek Trela był za mało obecny w stadninie mogła sformułować tylko osoba co najmniej nie zdająca sobie sprawy z tych realiów.

A zarzut dotyczący Pianissimy? To akurat wiedzą wszyscy ówcześni pracownicy stadniny. Do południa klacz czuła się dobrze. Wczesnym popołudniem odkryto niedyspozycję. Lekarz zadziałał w ciągu mniej niż pół godziny. Doktor Ryszard Kucharczyk -- weterynarz z olbrzymim doświadczeniem, świetny internista, o czym doskonale wiedzą hodowcy w Polsce -- nie pozwoliłby sobie na jakąkolwiek zwłokę. Sugestie, że było inaczej to wręcz formułowanie zarzutu wobec niego. Transport do kliniki w Warszawie był organizowany jeszcze zanim można było oczekiwać efektów pierwszych działań lekarza. Czy prezes Marek Trela byłby w Janowie, czy w drodze do Warszawy, czy jeszcze gdzie indziej wyszłoby na to samo -- działania były natychmiastowe, ale nie pozwoliły uratować Pianissimy. Warto zaś czasem wyobrazić sobie, jaką stratą była śmierć tej klaczy dla jej hodowcy, Marka Treli, skoro była tak wielka dla tak wielu.

Z poważaniem
Lidia Pawłowska
Odpowiedz

Autor Wątek
Gość
Wysłano: 16.06.2020, 13:34  Uaktualniono: 16.06.2020, 15:52
 Odp.: Jak propaganda wygrywa z prawdą...
Pani Lidio

1. Nie chodzi o to, by szczegółowo rozliczać poszczególne dni przebywania prezesa Treli poza stadniną, bo tak doszlibyśmy do paranoi, a nie w tym rzecz. Nie byłoby tych 10 tygodni poza stadniną, gdyby nie spędzał całych tygodni w roli sędziego międzynarodowych, w tym też komercyjnych pokazów. Jednak , jako się rzekło, nie w samych jego częstych wyjazdach (innych zajęciach) tkwił cały problem, gdyż taki zachodził także w braku zaistnienia mechanizmu jego (realnego) pełnomocnictwa w tym czasie. W czasie bowiem wyjazdów M. Treli w stadninie dochodziło do ogromnej wyrwy w sferze kontrolno-decyzyjnej, jak też zaburzeń w normalnym rytmie pracy; do faktycznego przerwania pieczy (na tym poziomie) nad zwierzętami w stadninie. Było to jawnie (wymiernie) niezgodne nie tylko z interesem stada, ale też z regułami (zapisami kodeksowymi) prowadzenia spółek. Nad wszystkim wzięła górę nonszalancja, ale też miłość własna M. Treli (jego organiczna niechęć dzielenia się władzą z kimkolwiek).

2. Można się zgodzić z tezą, iż przyrównywanie (wprost) dawnych czasów z obecnymi jest mocno karkołomne w przedmiocie i wymowie, stąd zasadniczo staram się tego unikać. Jeśli więc przywołałem postacie dwóch historycznych hodowców czy wyznawanych przez nich zasad, to tylko w sensie symbolicznym, uniwersalnego przesłania. Owo, "pańskie oko konia tuczy", to bowiem prawda ponadczasowa; nie do obalenia na żadnym poziomie dziejów. Prawda (wartość) o której każdy i zawsze powinien pamiętać; nawet Marek Trela ongiś (u szczytu potęgi i sławy)...

3. Co do Pianissimy... Z całym szacunkiem, ale - jak widzę - nie ma Pani należnej wiedzy o prawdziwych okolicznościach jej odejścia. Zakładam tak, gdyż w innym przypadku chyba nie narażałaby Pani swej reputacji na szwank, powielając puste hasła z „oficjalnego stanowiska” (iż "niedyspozycję wykryto wczesnym popołudniem"; że "lekarz zadziałał w mniej jak pół godziny"; że "transport do kliniki był organizowany jeszcze zanim można było oczekiwać efektów pierwszych działań lekarza", a "działania były natychmiastowe")… To wszystko kłamstwa; tyleż cyniczne, co ordynarne; mające osłonić elementarny brak procedur na taką sytuację i prowadzoną nieudolnie – w pełnym chaosie - akcję ratowniczą (od samego początku skazaną na porażkę)… Tak się składa, że jestem ostatnim, wobec którego można wychodzić z podobnymi tekstami/bredniami, gdyż poświęciłem wiele intensywnych miesięcy na dojście do tego, co się wówczas wydarzyło i zrozumienie genezy tego, jak i dlaczego tak to przebiegało (zrazu w Janowie, po czym w drodze do Warszawy i wreszcie w klinice dla koni na warszawskim Służewcu). Niektóre sekwencje zdarzeń mam rozpisane do co minuty i to z podziałem na role (w oparciu o różne źródła, jak też godziny analiz). W tym stanie rzeczy moje ustalenia są jawnie sprzeczne z Pani „rewelacjami”, które się mają nijak do rzeczywistości.

Analogiczne wnioski do moich powziął też zespół naukowców z UP we Wrocławiu, który orzekł - w sentencji - "iż Pianissima nie miała szansy być uratowaną ani w stadninie, ani (tym bardziej) poprzez transport na Służewiec". W tym pierwszym nie było ku temu warunków (pytanie dlaczego i kto był temu winny), a na sensowne wykorzystanie tego drugiego obiektu było dalece za późno. Tak naprawdę dotarła tam grubo ponad 5 godzin od momentu stwierdzenia faktu, gdy czas reakcji na jej przypadek skrętu okrężnicy wielkiej mieści się w przedziale godziny - dwóch. Co więcej, są też głosy, że Pianissima pierwsze objawy kolki zaczęła ujawniać już dobę wcześniej, tylko nie było wtedy, jak raz – poza samym prezesem – także nikogo kompetentnego z załogi, kto by chciał i potrafił na to należycie zareagować… Znamienne jest to, że klacz ta – polski skarb narodowy – nie miała w swym boksie nawet „głupiego monitoringu”. Jego brak spowodował, iż owa „niedyspozycja”, jak łaskawie była to Pani uprzejma określić, przeszła już w trzecie, ostatnie stadium kolki, nim dopiero zauważyła ją praktykantka. Prześledzenie całej tej (jakże dramatycznej) sytuacji, krok po kroku, ujawnia istny Armagedon na tym polu; cały łańcuch błędnych i wręcz skrajnie nieodpowiedzialnych zachowań czy wreszcie „chocholi taniec” niekompetencji. Owe nigdy nie powinny mieć miejsca w takiej stadninie, a już na pewno wobec takiej klaczy.

Z oficjalnego raportu lekarsko-weterynaryjnego (nota bene wystawionego długi czas po jej śmierci) wynikało m.in. że doszło do perforacji ścian jelita, z masywnym wyciekiem treści pokarmowej do trzewi. Przy tym słyszy się też głosy, nieoficjalne, że otwarcie powłoki brzusznej Pianissimy ujawniło jej jelita w stanie rozkładu (co by znaczyło, że klacz przez długi czas narażona na bezmierne cierpienie, bez reakcji ze strony swoich opiekunów). Gdyby też było tak, jak mówi pani Pawłowska, że „transport do kliniki był organizowany jeszcze zanim można było oczekiwać efektów pierwszych działań lekarza", to nie robiono by jej badań w Janowie, które i tak musiały być powtórzone na Służewcu, w ramach niezbędnej diagnostyki przedoperacyjnej… Z tych powodów nie mogę tej historii (z Penny) ocenić inaczej, niż tylko jako hańby i zbrodni na tej wyjątkowej klaczy (trwałego piętna na obliczu janowskiej stadniny koni arabskich) – dotąd nie rozliczonej i nigdy nie osądzonej…
R. Raznowiecki
Odpowiedz
Dodaj komentarz
Zasady komentowania*
Zawsze akceptuj komentarz zarejestrowanego użytkownika.
Tytuł*
Nazwa*
E-mail*
Strona www*
Treść*
Kod potwierdzający*

Kliknij tutaj, aby odświeżyć obrazek, jeśli nie jest wystarczająco czytelny.


Wpisz znaki widoczne na obrazku
Kod rozróżnia małe i wielkie litery
Liczba prób, które możesz wykonać: 5