Jednak wykoślawiona
Poprzedni tekst o wynikach tegorocznej aukcji Pride of Poland napisałem w dniu, w którym się odbyła. Nadałem jej tytuł „Wykoślawiona aukcja”, ale ze znakiem zapytania. Długo czekałem, aby ponownie zabrać głos. Dlaczego? Bo Krzysztof Kierzek, prezes Polskiego Klubu Wyścigów Konnych, odpowiedzialny za aukcję, uspokajał:
– Obecnie prowadzimy korespondencję z panem, który wylicytował konie. Otrzymaliśmy informację, że jest wola zapłaty, ale w grę wchodzą trudności po stronie formalnej – mówi Kierzek. To cytat z lokalnej gazety „Wyborczej” w Lublinie, a konkretnie z artykułu redaktora Piotra Kozłowskiego z 6 września.
Nawiasem mówiąc red. Kozłowski napisał aż trzy artykuły w lubelskiej „Wyborczej”, rzetelnie informując o całej sprawie, w której jednym z niechlubnych bohaterów jest Thierry Barbier.
Otrzymałem też informację, że ten ostatni „bohater” prosi o prolongowanie terminu zapłaty i dostał taką zgodę. Jest to niezgodne z regulaminem aukcji, ale niech tam. Jednak kolejna prolongata minęła w sobotę 10 września, a pieniądze na konta stadnin nie wpłynęły.
Co prawda prezes Kierzek, którego pytałem 13 września, co dalej, mówi o podejmowaniu kolejnych kroków formalnych i że sprawa nie jest jeszcze zamknięta. Jednak sądzę, że jest to tylko odwlekanie w czasie momentu, w którym trzeba będzie oficjalnie przyznać się do porażki i zweryfikować wynik aukcji. A więc nie 1 596 tys. euro (mowa tylko o Pride of Poland, bez Summer Sale), a 641 tysięcy. Przypomnę, że Thierry Barbier wylicytował cztery klacze za 955 tys. euro. Są to: Egira z Białki - 115 tys., Euzona z Janowa Podlaskiego – 220 tys., Poganinka z Michałowa – 220 tys. oraz Esmeraldia też z Michałowa – aż 400 tys. euro.
W czasie owej prolongaty padały też w przestrzeni publicznej sformułowania, że choć licytował Thierry Barbier, ale płatnikiem będzie ktoś inny. Tak mówił m. in. Andrzej Wójtowicz, od jakiegoś czasu pełnomocnik dyrektora KOWR ds. hodowli koni:
- Francuz licytował w imieniu innych podmiotów. Dwa konie mają pojechać do stadniny we Francji, kolejne dwa do Szwajcarii. To kolejny cytat ze wspomnianego już tekstu red. Kozłowskiego z lubelskiej „Wyborczej”.
Sądzę, że pan Wójtowicz mijał się z prawdą, mówiąc te słowa. Z tego co udało mi się ustalić, Thierry Barbier nie miał żadnych pełnomocnictw od podmiotów z Francji czy Szwajcarii. Wskazuje na to też fakt, że nie zawarł z polskimi stadninami umów agencyjnych, które gwarantowałyby mu prowizję od sprzedanych koni w wysokości 5%. Nawet zakładając, że do Szwajcarii miałyby pojechać dwie „tańsze” klacze, to daje sumę 335 tys. euro, z czego 5 procent to 16 750. Przyjechać na aukcję, by kogoś reprezentować i zrezygnować z pobierania prowizji tej wysokości? Coś się tu nie zgadza. Tym bardziej, że jeśli chodzi o podmiot szwajcarski, to jedynie w grę mogła wchodzić Hanaya Stud, a tę zazwyczaj reprezentowali albo Gerard Kurtz, albo Raphael Curti.
Zresztą trudno sobie wyobrazić, aby poważni właściciele zagranicznych stadnin koni arabskich mogli powierzać reprezentowanie ich na aukcji komuś tak niewiarygodnemu. Wiedza o tym, że jako nabywca koni arabskich jest osobą kompletnie niewiarygodną, jest w środowisku „arabiarzy” powszechna. Odsyłam do mojego poprzedniego tekstu, tego bez znaku zapytania, bo nie chcę powtarzać tego, co tam napisałem.
Wygląda na to, że w czasie wspomnianej prolongaty trwało gorączkowe poszukiwanie kogoś, kto mógłby zapłacić podane wyżej sumy. Wiem z wiarygodnego źródła, że zwrócono się do Nicolasa Frere, który licytował do pewnej wysokości Esmeraldię w imieniu kupca z któregoś z krajów arabskich, czy zechciałby teraz ją kupić za 400 tysięcy euro. Zaproponował 250 tysięcy i sprawa upadła.
Czy można było uniknąć kompromitacji?
Można było. Gdyby obowiązywał ubiegłoroczny regulamin aukcji, to można byłoby już po pierwszej, podejrzanie wyglądającej licytacji klaczy Egira, zastosować jej 8 punkt. A brzmiał on tak:
Wpłacenie wadium upoważnia do zakupu tylko jednego konia. Przy zakupie kolejnego konia mogą być wymagane dodatkowe gwarancje, ustanowione na rzecz organizatora…
Przez trzy lata, kiedy aukcję organizował poprzedni prezes PKWK, Tomasz Chalimoniuk wraz z zespołem współpracowników, z tego punktu nie musieli skorzystać. Jeśli bowiem do licytacji przystępowali kupcy (czy pośrednicy) znani, którzy już w poprzednich latach kupowali konie na aukcji, bądź nowi, ale zweryfikowani, to nie było takiej potrzeby. Inaczej w przypadku kogoś kompletnie nieznanego, albo znanego, ale z negatywnej strony. Jak w przypadku Thierry’ego Barbiera.
Otóż w ubiegłym roku chciał on wziąć udział w janowskiej aukcji online. Do tej formy aukcji zgłosiło się początkowo trzech chętnych. Każdy z nich musiał wpłacić 10 tys. euro depozytu. Tymczasem tuż przed aukcją zgłosił się też Francuz Barbier. Powiedziano mu, że jeśli wpłaci elixirem wskazany depozyt i prześle skan potwierdzający wpłatę, to zostanie dopuszczony. Wtedy zaczął mówić coś o pogrzebie w rodzinie i zaproponował, że zapłaci tuż po aukcji. Organizator odmówił mu udziału w aukcji.
Dlaczego w tym roku przestał obowiązywać poprzedni regulamin aukcji? Bo prezes Kierzek, choć jest kompletnym nowicjuszem w branży hodowli koni arabskich i obrotu nimi, zdecydował, że teraz będzie po nowemu. Stworzył nowy regulamin aukcji. Nawiasem mówiąc, tworzył go bardzo długo. W poprzednich latach ogłaszany był w maju przy okazji konferencji prasowej na temat Pride of Poland. W tym roku na stronie Pride of Poland długo wisiał komunikat: „regulamin aukcji wkrótce”. A to wkrótce okazało się połową lipca. Czyli mniej więcej na miesiąc przed aukcją! Tak późny termin mógł zniechęcić niektórych potencjalnych kupców, bo mogli uznać, że są traktowani niepoważnie. A tak przy okazji – „kierzkowego” regulaminu aukcji na oficjalnej stronie Pride of Poland już nie ma! To o czymś świadczy.
Poza tym prezes Kierzek pozbył się współpracowników PKWK z ostatnich trzech lat, którzy współdziałali przy organizacji aukcji. Bo to co było do tej pory, należy odciąć grubą kreską, jako coś „be” i stworzyć swoje. No i stworzył. Sytuację, w której dobrze znany w środowisku arabiarzy niewypłacalny mitoman z Francji zabawił się za 2500 euro (bo tyle wynosiło wadium w tym roku). Przez kilka godzin był „gwiazdą” aukcji. Był filmowany, fotografowany. Przyjmował gratulacje. A że stadniny nie otrzymały 955 tysięcy euro? Wysoka cena za nieznajomość materii, którą przyszło prezesowi Kierzkowi zarządzać i wynikające z tego błedy – przyznają Państwo?
Marek Szewczyk