Potyczki rady z zarządem i co z tego wynika
Na dwóch portalach internetowych (Świat Koni i Koń Kuleje) ukazała się treść pierwszej tegorocznej uchwały Rady Związku, jaka została podjęta w tzw. trybie obiegowym. Jednocześnie z faktu, że owa uchwała nie została opublikowana na stronie internetowej PZJ, w zakładce „Rada Związku”, a przede wszystkim z komentarza zamieszczonego przez osobę prowadzącą jeden z tych portali, wynika, że zarząd PZJ wespół z sekretarzem generalnym odmówili podania do publicznej wiadomości treści tej uchwały.
W związku z tym zamieszaniem warto postawić trzy pytania:
- Czy zarząd PZJ miał prawo odmówić publikacji uchwały na stronie internetowej?
- Czy zarząd musi wykonać zalecenie Rady Związku zawarte w tej uchwale?
- Czy w ogóle potrzebna jest nam Rada Związku?
Na pierwsze pytanie jest tylko jedna odpowiedź: zarząd nie miał prawa odmówić publikacji treści uchwały. Nawet gdyby Rada podjęła uchwałę, że od 13 lutego roku 2015 ziemia ma zaprzestać kręcenia się wokół słońca, to psim obowiązkiem zarządu jest jej opublikowanie! Niezależnie od tego jak bzdurną uchwałę nie pojęłaby Rada, o ile tylko została podjęta zgodnie z obowiązującą procedurą i bez złamania zasad demokracji, zarząd nie ma prawa recenzować ich treści. Nie ma prawa decydować, że tę oto uchwałę podamy do publicznej wiadomości (bo się z nią zgadzamy), a tej nie opublikujemy (bo się nam nie podoba).
Nawiasem mówiąc, sposób myślenia (i działania) w myśl zasady, że jak coś jest niewygodne dla nas, czyli władzy, to ukryjemy to przed opinią publiczną i w ten sposób pozbędziemy się kłopotu – jest bez sensu. Tak robią systemy totalitarne, bo mają władzę absolutną, ale i tak ludzie swoje wiedzą. W dzisiejszych czasach w Polsce, a mamy demokrację, a przede wszystkim niezależne media i wszechobecny internet, takie myślenie i działanie jest skazane na porażkę. Najlepszy dowód: zarząd nie osiągnął swego celu, bo uchwała i tak ujrzała światło dzienne, a ponieważ jest owocem zakazanym, to tym większe budzi emocje.
Pytanie nr 2
Na miejscu prezesa Łukasza Abgarowicza kazałbym opublikować treść omawianej uchwały na stronie internetowej PZJ w zakładce „Rada Związku”, a na stronie głównej (albo w zakładce „Zarząd PZJ”) opublikował komunikat mniej więcej tej oto treści:
Zarząd PZJ nie zamierza wykonać „zalecenia” Rady i nie wstrzyma „wszelkich działań w wyborze trenera-selekcjonera w konkurencji skoków”, gdyż owo „zalecenie” jest niezgodne ze statutem. Zarząd PZJ wykona zaś tę część uchwały, w której jest mowa o dostarczeniu członkom Rady „dokumentów kandydatów (na trenera) wraz z aplikacjami do 20 lutego 2015 roku".
W tym miejscu należałoby przypomnieć treść paragrafu 38, na który się powołuje Rada. Radziłbym każdemu, kto chce wyrobić sobie zdanie w tej sprawie, przeczytać uważnie 9 punktów owego paragrafu. Z żadnego nie wynika, aby Rada miała prawo do wydawania zarządowi poleceń, że ma wstrzymać wykonywanie jakiejś decyzji. Głównie jest mowa o kontroli bieżącej działalności Związku, ze szczególnym uwzględnieniem gospodarki finansowej pod kątem rzetelności dokumentacji i gospodarności.
Jedynie dwa punkty paragrafu 38 mówią o tym, jakie uprawnienia w stosunku do zarządu ma Rada.
Punkt 8 brzmi: Rada Związku przedkłada walnemu zjazdowi delegatów sprawozdanie oraz posiada (brrr, fatalny błąd językowy: prawa nie można posiadać, prawo się ma!) prawo stawiania wniosków o udzielenie bądź nie udzielenie absolutorium zarządowi Związku.
Z kolei pkt. 9 mówi, że: Rada Związku ma prawo występowania do zarządu z wnioskami wynikającymi z ustaleń kontroli i żądania wyjaśnień oraz usunięcia nieprawidłowości.
Zatrzymajmy się przy tym punkcie, gdyż on jest najistotniejszy w omawianej kwestii. Jak go należy interpretować (moim zdaniem)? Rozpatrzmy to na przykładzie. Przerysowanym przykładzie. Wyobraźmy sobie, że zarząd podjął decyzję, że od 1 marca 2015 roku w skokach przez przeszkody na zawodach krajowych mogą startować tylko ci zawodnicy, którzy będą dosiadać koni zimnokrwistych i to tylko urodzonych w powiecie sokólskim! Wszystkie inne konie tracą licencję i nie mają prawa startu.
Czy zgodnie ze statutem Rada ma prawo domagać się natychmiastowego wstrzymania wykonywania tej niedorzecznej decyzji? Otóż nie ma takiego prawa. Musi najpierw przeprowadzić kontrolę. A kontrola oznacza zapoznawanie się ze wszystkimi faktami i ich analiza. Czyli musi poprosić zarząd o przedstawienie wszelkich dokumentów, włącznie ze stenogramem zebrania zarządu, aby poznać, jakimi argumentami kierował się wnioskodawca, jak przebiegała dyskusja nad tym kontrowersyjnym pomysłem, i wreszcie kto głosował za, a kto przeciw. Dopiero po przeprowadzeniu takiej analizy ma prawo sformułować wnioski. Dopiero wówczas może uznać, że decyzja jest zła, bo szkodzi polskiemu jeździectwu i zażądać „usunięcia nieprawidłowości”, czyli zażądać cofnięcia szkodliwej decyzji.
Czy zarząd musi się podporządkować wnioskom pokontrolnym Rady i cofnąć swoją decyzję? Nie musi! Jeśli uzna, że Rada nie ma racji, może trwać przy swoim postanowieniu. W przypadku księżycowego przykładu, jakim się posłużyłem, jawi się to jako totalna niedorzeczność. Ale „sorry, takie mamy prawo, a dokładniej mówiąc taki mamy statut!
Czy Rada zatem kompletnie nic nie może? Może. Jeśli uzna, że niewykonanie przez zarząd jej zaleceń jest ze szkodą dla polskiego jeździectwa, może:
1. Odwołać się do najbliższego walnego zjazdu. Przedstawić swoje wnioski i zalecenia delegatom i liczyć, że najwyższa władza, jaką jest ich walne zebranie, podzieli zdanie Rady.
2. Może ten moment przyspieszyć. Ma bowiem prawo zwołać nadzwyczajny walny zjazd delegatów (paragraf 28, ust. 1.2.), który to zjazd ma obowiązek zająć się tylko tą kwestią, dla której został zwołany. Jeśli więc Rada postawi wniosek, że trzeba rozpędzić na cztery wiatry zarząd, który podejmuje niedorzeczne decyzje, a delegaci podzielą jej poglądy, to tak się stanie.
Ale jeszcze raz chcę podkreślić: musimy mieć świadomość, że wnioski Rady nie są obligatoryjne dla zarządu – czy się nam to podoba, czy nie.
Pytanie trzecie
Dwa lata temu zmieniliśmy statut. Powołaliśmy do życia potworka: Radę Związku. Ni pies, ni wydra. Rada jest czymś więcej niż jej poprzedniczka (komisja rewizyjna), ale nie ma uprawnień takich, jakie powinna mieć rada nadzorcza – jeśli chciałoby się ją stworzyć na wzór spółek skarbu państwa bądź handlowych, ani nie ma takich uprawnień, jakie mają rady w samorządach.
Zbliża się zjazd sprawozdawczy (kwiecień-maj?), który ma się jednocześnie zająć zmianami w statucie. Pamiętamy, że miało to nastąpić podczas listopadowego zjazdu, ale został on zdominowany przez kwestie personalno-wyborcze i na pochylenie się nad statutem zabrakło już czasu. Może więc warto teraz podyskutować - i to nie tylko w gronie kilku osób z komisji statutowej – co dalej z Radą Związku?
Zostawić ją w obecnym kształcie – bez sensu. Widać to dobrze po trwającym już dłuższy czas klinczu między Radą a zarządem. Są zatem dwa rozwiązania: 1) zwiększyć jej uprawnienie; 2) zlikwidować i wrócić do komisji rewizyjnej.
Rozważmy pierwszy wariant. Jeśliby pójść w kierunku rady nadzorczej, to oznaczałoby to, że to ona, a nie walny zjazd, będzie miała prawo powoływać i odwoływać członków zarządu, włącznie z prezesem. Nierealne. Nigdy nie przejdzie. Dlaczego? To oczywiste. Takie rozwiązanie wymagałoby zapisu, że delegaci tracą prawo do wyboru członków zarządu. Pozostanie im tylko prawo wyboru członków Rady.
Jestem przekonany, że każdy delegat czy kandydat na delegata, który przeczytał powyższe słowa, natychmiast zareagował w jeden sposób: Co? Przecież walny zjazd (czytaj: ja) jest najwyższą władzą w naszym związku. Ktoś śmie pozbawić zjazd (czyli mnie) tej władzy? Przenigdy!
No cóż, tak jesteśmy skonstruowani. Nikt nie lubi, jak mu się odbiera cząstkę jego władzy, bez względu na to, jak iluzoryczna by ona nie była. Każdy nosi buławę w tornistrze i każdy marzy o tym, aby być królem. A jak już nie może być królem, to chociaż mieć wpływ na jego wybór.
Rozważmy drugi wariant: pójście w takim kierunku, jaki Rada pełni w organach samorządowych. To ona opiniuje budżet, jaki jest zobowiązana przedłożyć władza wykonawcza (wójt, burmistrz, prezydent). Ona też rozlicza ich z wykonania tego budżetu. Jeśli uznana, że wójt/burmistrz/prezydent źle zarządzał budżetem, ma prawo stawiać wniosek o nie udzielenie absolutorium władzy wykonawczej. To też nie przejdzie w naszym środowisku. Delegaci się nie zgodzą na to, aby im odebrać to uprawnienie. Dlaczego – uzasadnienie patrz wyżej.
Tak na marginesie tych teoretycznych rozważań, ja też nie poparłbym żadnej z tych dwóch propozycji. Ale z innego powodu. Jako środowisko jeszcze nie dorośliśmy do takich rozwiązań. Jak pomyślę, że 9 skłóconych facetów miałoby prawo decydować, czy udzielić absolutorium zarządowi, czy nie, co jest równoznaczne z tym, czy go odwołać, czy nie, to mi cierpnie skóra. Przecież ci panowie nie spierają się o meritum, nie kieruje nimi dobro polskiego jeździectwa, tylko żrą się między sobą z powodów partykularnych interesów, a na to nakładają się jeszcze osobiste animozje. Zgroza. Nawet gdyby tę niezdolną już do podjęcia jakichkolwiek konstruktywnych działań Radę rozwiązać i powołać w nowym składzie, to jakie mamy gwarancje, że partykularne interesy nie zdominują jej działania ponownie?
Jakie więc mamy rozwiązanie? Powrócić do koncepcji komisji rewizyjnej. Dać sobie spokój z Radą. Dla mnie było oczywiste od początku, że stworzenie dwóch ośrodków władzy wykonawczej, nawet jeśli jeden z nich ma tej władzy znacznie mniej, ale jednak jakąś (zresztą słabo zdefiniowaną) ma, musi doprowadzić do konfliktu.
Tak na marginesie – jesteśmy jako PZJ dziwolągiem na sportowej mapie Polski. W żadnym ze związków sportowych działacze społeczni nie mają tyle do powiedzenia w sprawach sportowych, co w jeździectwie. W sprawnie działających związkach sportowych najwięcej do powiedzenia mają trenerzy zatrudniani przez związek, nadzoruje ich merytorycznie szef wyszkolenia (czyli taki główny trener), a nad wszystkimi jest zarząd. Jak ludzie z innych związków słyszą o czymś takim, że poszczególnymi konkurencjami mogą kierować ciała nazywające się komisją, a na czele której stoi działacz społeczny, np. sędzia albo właściciel ośrodka sportowego, a etatowy pracownik związku „odpowiadający” za daną konkurencję tak naprawdę nie ma nic do powiedzenia, poza tym, że ma liczyć ranking czy jakieś inne słupki – to się w głowę pukają.
Chyba w żadnym (nie mam 100-procentowej pewności) polskim związku sportowym nie ma czegoś takiego jak Rada Związku, która łączy obowiązki komisji rewizyjnej i superzarządu. Struktura organizacyjna naszego związku jest chora!
Czas to zmienić.
Marek Szewczyk



Autor | Wątek |
---|---|
marek_szewczyk | Wysłano: 18.02.2015, 17:10 Uaktualniono: 18.02.2015, 17:11 |
Webmaster
![]() ![]() Dołączył: 22.05.2013
Skąd:
Liczba wpisów: 666
|
![]() Napisał do mnie Krzysztof Czopek, sekretarz Rady Związku. "Zaleca", abym poprawił błąd, jaki popełniłem w powyższym tekście. Według przytoczonego przez niego Słownika Języka Polskiego słowo: "zalecić — zalecać" oznacza bowiem
1. «doradzić wykonanie czegoś»
2. «wskazać na zalety czegoś lub kogoś»
Czyli jeśli Rada Związku "zaleca" coś zarządowi PZJ, nie oznacza to, że mu coś "nakazuje"!
Tak, Krzysztofie, masz rację, patrząc na to z punktu widzenia języka polskiego. Ja też o tym wiem. Ale dla większości ludzie z naszego środowiska, którzy przeczytali komunikat Rady, oznacza on, że Rada nakazuje, że zarząd musi wykonać jej zalecenie. Tak to jest odbierane, stąd więc moje wyjaśnianie, że to co Rada "zaleca" nie jest obligatoryjne dla zarządu. Ale dobrze, że o tym piszesz. Dla tych, którzy to przeczytają, słowa członka Rady, że jeśli ona "zaleca", nie oznacza to, że "nakazuje", tym bardziej powinny otworzyć im oczy, na podległość zarządu od Rady
|
![]() |
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 15.02.2015, 20:49 Uaktualniono: 16.02.2015, 8:58 |
![]() Choć p. redaktor nie jest moim ulubieńcem to tym razem nie można odmówić logiki powyższym wywodom
|
|
![]() |