Nieprzyzwoite
Walka o władzę w związkach sportowych przypomina tę w polityce. Odbywa się w cyklu czteroletnim, poprzedzana jest kampanią wyborczą, a o tym, kto tę władzę będzie dzierżył, decyduje wynik wyborów. W polityce obowiązuje taki niepisany kanon, że władza, której kadencja się kończy, na tej końcówce nie podejmuje ważnych decyzji. Decyzji, które mogłyby wiązać ręce nowej władzy, decyzji o długofalowych, poważnych skutkach.
Tak się dzieje w dojrzałych demokracjach.
U nas różne z tym bywało. Na przykład PO w końcówce swoich rządów wybrała pięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego, a miała prawo tylko do obsady trzech stanowisk. Ten poważny błąd mści się teraz, gdyż PiS na dzień dobry dostał argument do ręki do walki z Trybunałem Konstytucyjnym jako takim.
Wróćmy jednak na nasze, jeździeckie podwórko. Obecny zarząd najwyraźniej nie ma zamiaru przestrzegać tej niepisanej zasady i na finiszu takie ważne decyzje podejmuje bądź próbuje podjąć.
Draństwo
To co zarząd zrobił w sprawie systemu szkolenia nie można inaczej określić niż draństwo. Jest to też kradzież. Kradzież własności intelektualnej.
Przypomnijmy o co chodzi. Przez lata obowiązywał system wzorowany na niemieckim. Dla uproszczenia nazwijmy go systemem Wacława Pruchniewicza, gdyż to on przede wszystkim wprowadzał ten system na polski grunt. Po dojściu do władzy w PZJ senatora PO Łukasza Abgarowicza i po tym, jak zaczęła obowiązywać ustawa deregulacyjna ministra Jarosława Gowina, „system Pruchniewicza” został zarzucony, a misję stworzenia nowego, mającego uwzględniać ułatwienia wynikające ze wspomnianej ustawy, otrzymał Hubert Szaszkiewicz. Stworzył „swój” system, ale ostatecznie nigdy nie został on wprowadzony w życie. W efekcie przez ostatnie cztery lata nie obowiązywał żaden system, co oczywiście było i jest ze szkodą dla naszego środowiska.
Byłemu już prezesowi PZJ Michałowi Szubskiemu trzeba oddać jedno – doprowadził do tego, że panowie Pruchniewicz i Szaszkiewicz usiedli przy jednym stole i wypracowali kompromisowe rozwiązanie. Wielką rolę w tym, że ten kompromis stał się faktem, odegrał Marcin Szczypiorski, który podjął się roli przewodniczącego tego trzyosobowego ciała pracującego nad nowym systemem szkolenia. To co wydawało się niemożliwe, czyli że koledzy Pruchniewicz i Szaszkiewicz podpiszą się pod jednym, wspólnym projektem systemu szkolenia, stało się ciałem.
To wydarzenie warto podkreślić nie tylko z powodu wartości, jaką samą w sobie jest ów system. Warto podkreślić także dlatego, gdyż pokazuje, że w naszym skłóconym i podzielonym (niestety) środowisku możliwe jest zasypywanie podziałów. Możliwe jest odłożenie na bok osobistych sympatii i antypatii i dojście do porozumienia w imię dobra wspólnego. Wiem, że to brzmi pompatycznie, ale tak jest.
Projekt systemu, jaki wspominana trójka opracowała, został przez nich złożony do zarządu PZJ 12 maja tego roku. Jednak zarząd (już po odejściu prezesa Szubskiego) go zignorował. Nie opublikował go na stronie internetowej Związku. Opublikował go „Świat Koni”, opublikowałem go ja na tej stronie, którą Państwo teraz czytają. Opublikowanie go było ważne m.in. dlatego, gdyż sami twórcy tego systemu mówili, że na razie jest to projekt i potrzebne są publiczne konsultacje. Dopiero po zebraniu opinii ze środowiska, przeanalizowaniu ich i ewentualnym dokonaniu korekt, miał powstać produkt finalny.
Tak jak początkowo zarząd ignorował ów projekt, tak nagle, w obliczu zbliżających się wyborów, zarząd, a konkretnie wiceprezes Marcin Podpora, nagle zaczął grać tym projektem. Nie waham się użyć tego słowa „grać”. Bo to była i jest przedwyborcza gra. Najpierw próbował rozbić sojusz trzech panów, zapraszając na rozmowy każdego z nich osobno i każdemu z nich proponując dowództwo we wdrażaniu ich systemu. Kiedy ta gra się nie udała, chcąc nie chcąc, zaproponował szybkie zalegalizowanie projektu systemu szkolenia i wspomnianej trójki w takiej konfiguracji, w jakiej się ukonstytuowała, czyli z Marcinem Szczypiorskim jako szefem tego ciała.
Panowie wskazali, że nie da się tego wdrożyć natychmiast, gdyż zrobiony został dopiero pierwszy krok, a potrzebnych jest kilka następnych. Po pierwsze, dokończenie powszechnych konsultacji i dokonanie ewentualnych korekt. Po drugie, samo zatwierdzenie systemu przez zarząd też nie sprawi, że będzie możliwe natychmiastowe wdrożenie go w życie, gdyż potrzebny jest jeszcze taki krok, jak wybranie ludzi do ciała, które miałoby podjąć tę rolę, jaką pełniła wcześniej - rozwiązana przecież - Centralna Komisja Egzaminacyjna. A przede wszystkim zapoznanie ich z zasadami nowego systemu, co w praktyce oznacza po prostu przeszkolenie ich, aby potem mówili jednym głosem i trzymali się tych samych zasad. Kolejny krok, to sprawienie, aby to samo stało się na poziomie wojewódzkich komisji egzaminacyjnych.
Kiedy wiceprezes Podpora zorientował się, że panowie Pruchniewcz, Szaszkiewicz i Szczypiorski nie zgodzą się pójść na skróty, i nie da się odtrąbić wspólnego sukcesu przed wyborami, odtrąbił sukces… ale bez autorów sytemu. Na zjeździe Dolnośląskiego Związku Jeździeckiego, na który byłem zaproszony, pan Podpora powiedział otwarcie (słyszałem to na własne uszy), że system, który został zatwierdzony na zebraniu zarządu 15 października, to jest w zasadzie to, co przygotowali trzej panowie. Ale żaden z nich nie został wybrany do ciała, które zostało nazwane „Dział Szkolenia Kadr Polskiego Związku Jeździeckiego”, a które będzie teraz pełnić funkcję dawnej CKE.
I te opisane działania wiceprezesa PZJ nie waham się nazwać draństwem, co powiedziałem we Wrocławiu patrząc Marcinowi Podporze prosto w oczy.
Warto też uświadomić wszystkim, zwłaszcza tym, którzy zgodzili się wejść w skład „Działu Szkolenia Kadr Polskiego Związku Jeździeckiego”, że znaleźli się w sytuacji ludzi, którzy wiedzą, że będą używać coś, co zostało skradzione! Czy dobrze będą się z tym czuć?
Bo z punktu widzenia prawa ”Zasady szkolenia kadr instruktorsko–trenerskich w jeździectwie”, jakie opracowali panowie Pruchniewcz, Szaszkiewicz i Szczypiorski, jest ich własnością intelektualną. Używanie tej własności bez ich zgody jest łamaniem prawa. Nawet jeśli odłożymy prawne zawiłości na bok, to bez wątpienia to, co robi wiceprezes Podpora, a akceptuje reszta szczątkowego zarządu, który teraz ma władzę, jest nieprzyzwoite.
Poroniony pomysł
Nieprzyzwoita jest też próba – na szczęście na razie jeszcze nie jest to fakt dokonany – wyprowadzenia biura PZJ poza Warszawę. Nieprzyzwoity właśnie z tego punktu widzenia, że tak ważkich decyzji władza, której kadencja się kończy, nie powinna podejmować.
Jestem w niezręcznej sytuacji bo jestem Warszawiakiem (nie z urodzenia, a z zasiedzenia). Jeśli głoszę, że pomysł wyprowadzenia siedziby Związku poza Warszawę jest wysoce szkodliwy, to narażam się na zarzut, iż kieruję się partykularnym interesem. Wiem, że tak jest, ale mimo tego, będę się upierał, że jest to poroniony pomysł.
Potwierdzam, że nie jest to tylko plotka. Wiceprezes Podpora na wspomnianym zjeździe Dolnośląskiego Związku Jeździeckiego potwierdził, że wdrażana jest koncepcja, aby siedzibę PZJ ulokować w… Walewicach. Jako argument za taką koncepcją podał, że według ich wyliczeń ma to dać oszczędność dla Związku w wysokości ok. 100 tysięcy złotych rocznie.
Jest to argument kłamliwy! Nawet jeśli na czynszu za wynajęcie pomieszczeń biurowych można by tyle oszczędzić, to takie wyliczenie nie uwzględnia innych kosztów, jakie trzeba będzie ponosić w związku z taką przeprowadzką. Koszty licznych dojazdów do Warszawy, bo przecież w Ministerstwie Sportu i Turystki trzeba bywać często. No i pytanie zasadnicze – gdzie będą mieszkać pracownicy biura? W Warszawie i będą dojeżdżać do pracy w Walewicach? Czy też może przeprowadzą się do Walewic? Czy są tam dla ich mieszkania? Czy też może trzeba będzie zatrudnić w stu procentach nowych pracowników, bo z obecnych nikt nie będzie chciał, czy to dojeżdżać tak daleko, czy też się tam przeprowadzać? A jak zupełnie nowi pracownicy, to oczywiste jest, że czeka nas wszystkich okresowe pogorszenie jakości usługowej funkcji, jaką biuro pełni w stosunku do środowiska.
Panowie! Koledzy! Opamiętajcie się! Przestańcie na końcówce swoich rządów działać metodą faktów dokonanych, które mają wam (w waszym mniemaniu) zapewnić utrzymanie władzy. Faktów dokonanych szkodliwych dla polskiego jeździectwa. Faktów, których niezbędne odkręcanie będzie kosztowne, zarówno finansowo, jak i we wszelkich innych sferach.
Panowie! Jeśli nie możecie wykazać się merytorycznie, bądźcie chociaż przyzwoici!
Marek Szewczyk


