Do połowy pełna, czy do połowy pusta?
Sport jest bardzo prostą dziedziną działalności człowieka. Bardzo prostą do oceny. W każdym sporcie jest mnóstwo imprez, w których można startować, pokazywać się, wygrywać, ale tak naprawdę liczą się tylko nieliczne. Jak to mówią fachowcy – imprezy docelowe. Są to albo Igrzyska Olimpijskie, albo mistrzostwa kontynentu (świata albo Europy). Czasami jeszcze inne, np. ważne kwalifikacje dające przepustkę do którejś z tych wymienionych wcześniej.
W Polsce najbardziej popularne sporty - mierząc tę popularność liczbą widzów na stadionach i przed telewizorami, zainteresowaniem mediów i sponsorów – są dwie gry zespołowe: piłka nożna i siatkówka. Ciężko zrozumieć fenomen popularności tych dwóch gier, jeśli się popatrzy na wyniki.
Kibice polskiej piłki nożnej przypominają zakochanych masochistów. Ich ukochana totalnie ich lekceważy, ba - zdradza ich, poniża, a oni nie przestają być w nią zapatrzeni, ciągle do niej wzdychają i żyją złudną nadzieją, że się poprawi.
Siatkówka przypomina piękną kobietę, którą się uwielbia bez względu na to, czy odwdzięcza się swoim wielbicielom, patrząc na nich łaskawym okiem, czy nie. Czasami spojrzy, a czasami nie, ale tłumy wielbicieli nie przestają jej kochać. W tym roku jest wyjątkowo łaskawa dla swoich fanów. Odważna decyzja władz Związku, które postawiły na czarnego konia, czyli selekcjonera bez żadnego trenerskiego doświadczenia (Stephan Antiga), a on postawił na zespołowość, odsunął rozkapryszonego gwiazdora i przyczynił się do powrotu do reprezentacji czołowego bombardiera (Mariusz Wlazły) i efekty już mamy. Polacy są co najmniej wicemistrzami świata (słowa te piszę w niedzielne przedpołudnie), a może zostaną…? A finał będziemy mogli zobaczyć w odkodowanym kanale Polsatu.
Na tarczy
A w jeździectwie? Jaki był ten rok? Wyjątkowo łatwy do oceny, ze względu na Światowe Igrzyska Jeździeckie. Była to bowiem impreza docelowa, czyli najważniejsza aż w 8 konkurencjach. Kto z Polaków wypadł najlepiej? Reprezentant reiningu (Rafał Dolata), był jedynym, który przebrnął pierwszy etap rywalizacji indywidualnej i awansował do drugiego. Inaczej mówiąc, znalazł się w tej lepszej połowie całej stawki rywalizujących zawodników. A w Normandii padły rekordy frekwencji prawie we wszystkich konkurencjach, bo jeździectwo rozwija się ilościowo nie tylko w Polsce.
Gdyby nasi reprezentanci mieli pójść w ślady „Żyrafa” – bo taką ksywkę ma Rafał Dolata – to musieliby w swoich konkurencjach osiągnąć:
- w ujeżdżeniu - Grand Prix Special,
- w skokach – czołową „50” indywidualnie,
- w WKKW – chociaż ukończyć kros bez błędów na przeszkodach,
- w woltyżerce (gdyby byli, bo nie było) – finałowy konkurs dowolny,
- w zaprzęgach 4-konnych – co najmniej miejsce w „25”,
- w endurance – w tym normandzkim przypadku - chociaż ukończyć zawody.
Paraujeżdżenie pominę w tych rozważaniach, gdyż dla mnie to jest właśnie ta dziedzina, gdzie można i trzeba stosować tylko coubertenowskie podejście – ważne aby brać udział, a wyniki są mniej istotne.
Jak wiemy, poza Dolatą nasi reprezentanci w Normandii zajmowali miejsca w tej drugiej połowie stawki, albo w ogóle nie kończyli zawodów. I nie jest to wypadek przy pracy, ale niestety, reguła. Taka jest rzeczywistość i nie ma się na nią co obrażać. Jesteśmy zaledwie średniakami na światowej arenie.
Ostatni nie równa się ostatni
Jak wiadomo, na szklankę wypełnioną do połowy wodą, można spojrzeć dwojako. Dla jednych jest „do połowy pusta”, dla innych jest „do połowy pełna.”
Jak zatem popatrzeć np. na ostatnie miejsce naszej ekipy WKKW, która została sklasyfikowana na 16. miejscu. Celowo piszę „sklasyfikowana”, a nie „zajęła”, bo trzeba tu wyjaśnić jedną rzecz. Nikt z naszej trójki reprezentantów nie ukończył mistrzostw, kiedyś więc i zespół nie byłby sklasyfikowany. Od jakiegoś czasu jednak jest inaczej: zawodnik, który nie kończy zawodów, „dostaje” 1000 pkt. karnych i zespół nadal może być klasyfikowany, ale oczywiście musi być dalej od ekipy, w której wszyscy ukończyli, nawet jeśli z dużym bagażem, np. 200 pkt. k.
Jak popatrzeć na wynik polskiej ekipy WKKW z Normandii? Czy oznacza on, że jesteśmy ostatni na świecie? Nie. Oznacza, że zajęliśmy ostatnie miejsce na mistrzostwach świata. Ale na świecie są jeszcze kraje słabsze od nas w tej konkurencji. Bo przecież na MŚ zawodnicy musieli się zakwalifikować. Naszą słabością jest to, że tylko trzy pary się zakwalifikowały. Ale są takie kraje, gdzie WKKW się uprawia, a nie zakwalifikował się nikt. I to jest ta szklanka „do połowy pełna”.
Słabo w Sabroso, średnio w Arezzo
Fakt, że jesteśmy światowymi średniakami i że z imprez docelowych częściej wracamy na tarczy niż z tarczą, potwierdzają kolejne wyniki, które akurat do nas dotarły. Z MEMJ w WKKW i z CSIO w Arezzo.
Na Mistrzostwach Europy Młodych Jeźdźców w WKKW rozgrywanych w portugalskim Vale Sabroso było podobnie jak w Normandii – zawodów nie ukończył nikt z naszych. Wszyscy czworo „polegli” w krosie. Joanna Skibińska najpierw miała dwa wyłamania na przeszkodzie 4a, a na 6b spadła z Irtysza. Jan Mossakowski dosiadający Niagary został wyeliminowana po trzech wyłamaniach na przeszkodach: 8, 11a, 18a. Aleksandra Grzybkowska i Czereśnia nie przebrnęły przeszkody 4a, na której zanotowała trzy odmowy skoku. I wreszcie Aleksander Kadłubowski i ogier Devin du Maury – najpierw wyłamianie na przeszkodzie 11a, a potem upadek konia na 18a.
Do Arezzo Polacy pojechali z nadzieją, że może uda się wywalczyć awans do światowego finału rozgrywek Furusiyya Nations Cup. Z naszej, drugiej dywizji, w finale w Barcelonie wystąpią dwie najlepsze ekipy. Polacy przed ostatnimi zawodami zajmowali 3. miejsce, a wcześniej byli nawet liderami tej dywizji, czyli inaczej mówiąc drugiej ligi europejskiej. Był więc cień szansy. Jednak 8. miejsce w stawce 13 ekip te szanse przekreśliło. Polacy zakończyli rozgrywki na miejscu 4.
Wyniki naszych zawodników w Arezzo były następujące: Jarosław Skrzyczyński / Crazy Quick 4–8; Marek Lewicki / Abigej 5-4; debiutująca w PN Zuzanna Gowin / Emperio van’t Roosakker 8–8; Krzysztof Ludwiczak / Zoweja 12–rez.
Aby nie zakończyć w minorowym nastroju - w tym roku pozostała jeszcze jedna docelowa impreza, ale taka, która może poprawić nam nastroje. Mistrzostwa świata w powożeniu zaprzęgami jednokonnymi w Izsak (Węgry). To już w przyszłym tygodniu (25-28 IX). Nie będę pisał nic więcej, aby nie zapeszyć.
Powróćmy do myśli przewodniej tego tekstu: jak patrzeć na wyniki, jak je oceniać? W polskim jeździectwie sukcesów jak na lekarstwo. Ich głód powoduje, że zaczynamy patrzeć na rzeczywistość życzeniowo – zaczynamy trąbić w surmy z powodu każdego dobrego wyniku, próbując go zamienić w ważny sukces. Takich pojedynczych dobrych wyników jest sporo, ale pamiętajmy – liczą się przede wszystkim te na imprezach docelowych! W każdym razie fachowcy z ministerstwa sportu, którzy będą rozliczać polskie jeździectwo, tylko takie będą brali pod uwagę. A te w tym roku były… każdy przecież wie jakie. Światowe Igrzyska Jeździeckie wszyscy mamy jeszcze świeżo w pamięci.
Marek Szewczyk



Autor | Wątek |
---|---|
marek_szewczyk | Wysłano: 23.09.2014, 12:06 Uaktualniono: 23.09.2014, 12:12 |
Webmaster
![]() ![]() Dołączył: 22.05.2013
Skąd:
Liczba wpisów: 666
|
![]() A propos dobrych wyników, ale nie na imprezie docelowej. W Arezzo Grand Prix wygrał Jarosław Skrzyczyński na Crazy Quick. Jest to dobry, a nawet bardzo dobry wynik, ale... Problem w tym, że osiągnięty na zawodach, jakich w sezonie jest wiele. Wszyscy wiemy, że pan Jarek jest bardzo dobrym jeźdźce, prawdopodobnie obecnie najlepszym w Polsce. Potwierdził to wieloma wynikami przed WEG, a teraz potwierdza to wygraniem GP w Arezzo. Jest najwyżej z Polaków w rankingu FEI. Ale na zawodach docelowych poszło mu fatalnie. Aż trudno zrozumieć, zwłaszcza teraz w kontekście wygranej w Arezzo, dlaczego tak słabo wypadł w Caen. A niestety, tam była impreza docelowa. A w Arezzo z kolei, dla nas, dla polskiego jeździectwa, ważniejszy od GP był Puchar Narodów, a tam nasi zawodnicy zajęli dopiero 8. miejsce.
Marek Szewczyk
|
![]() |