Strona startowa | O mnie | Blog | Linki | Napisz do mnie
 
Archiwa
 

Archiwa

A to ja
 

Marek Szewczyk fot. Włodzimierz Sierakowski


Marek Szewczyk

Ostatni taki pogrzeb?

Nadesłany przez Marek Szewczyk 21.04.2023, 20:25:09 (2070 odsłon)

Byłem wczoraj na pogrzebie doktora Adama Wąsowskiego. Bardzo dużo ludzi zjawiło się na starych Powązkach w Warszawie, aby towarzyszyć mu w ostatniej drodze. Jak mi zwrócił uwagę Jerzy Białobok, to chyba ostatni taki pogrzeb? Dlaczego?



Bo zjawili się ludzie aż z trzech środowisk.

Po pierwsze, ci, którzy kiedyś pracowali w państwowej hodowli koni. A także ci nieliczni, którzy nadal w niej pracują. Wszak lekarz weterynarii Adam Wąsowski pracę w tym zawodzie rozpoczął – przed wielu, wielu laty w Państwowej Stadninie Koni Rzeczna. Kiedy wraz z rodziną przeniósł się do Sopotu, by pracować na tamtejszym torze wyścigowym, a jednocześnie dużym ośrodku sportów jeździeckich, to nadal był pracownikiem państwowej instytucji. Podobnie było, kiedy podjął pracę na warszawskim Służewcu. Szpital dla koni wyścigowych, którym kierował, był częścią Państwowych Torów Wyścigów Konnych. Dopiero po wielu latach, na fali przemian ustrojowych w Polsce, szpital został sprywatyzowany, a Adam Wąsowski wraz z innymi lekarzami weterynarii, rozpoczęli pracę na swoim.

 

Środowisko lekarzy weterynarii zajmujący się końmi, to grupa, dla której Adam Wąsowski był postacią szczególnie ważną. Był guru polskich hipiatrów. Całe długie życie leczył konie. Zarówno te z państwowych stadnin, jak i konie sportowe (przez wiele lat to był jeden zbiór), a potem wyścigowe. Założył stowarzyszenie lekarzy-hipiatrów i przez wiele lat nim kierował, a wielu młodych adeptów tego zawodu wiele mu zawdzięcza.

 

No i wreszcie sport jeździecki w Polsce. Adam Wąsowski przez wiele lat był lekarzem weterynarii kadry polskiego WKKW. Był z polskimi końmi i jeźdźcami na igrzyskach olimpijskich w Monachium i w Moskwie. Był prekursorem badań antydopingowych koni sportowych w Polsce. Miał uprawnienia FEI do pobierania próbek antydopingowych i tę czynność wykonywał przez wiele lat, wciągając w jej tajniki następców.

 

Jak ważną był postacią dla wszystkich tych środowisk, jak wiele ludzi go ceniło i szanowało, świadczy nie tylko frekwencja na jego pogrzebie, ale i pożegnania wygłoszone czy odczytane nad jego grobem.

 

Zaczął Marcin Szczypiorski. Wieloletni pracownik Polskiego Związku Jeździeckiego, były prezes Związku, pożegnał Doktora nie tylko w swoim imieniu, ale także w imieniu całego środowiska jeździeckiego.

 

List przysłany z USA przez mieszkającego tam od lat Szczepana Cieplickiego, odczytał Paweł Kleszcz. Szczepan Cieplicki, niegdyś pracownik PSO Biały Bór, przez wiele lat współpracował z Doktorem, gdy był asystentem trenera kadry WKKW.

 

Tak się składa, że także z USA nadszedł drugi list. Napisał go Marek Trela, którego wiadomość o śmierci Doktora zastała za oceanem, gdzie sędziował prestiżowy pokaz koni arabskich. Większość wie, że Marek Trela pracę w Stadninie Konie Janów Podlaski, gdzie wyróżnił się wielkimi sukcesami jako hodowca, a także osiągnięciami jako jej prezes, zaczynał jako lekarz weterynarii. Niewielu jednak wie, że do nauki tego zawodu i podjęcia takiej pracy skłoniła go chęć wzorowania się na Doktorze. List od Marka Treli, który o tym opowiadał, odczytał jego syn, Jan Trela, także lekarz weterynarii.

 

Mariusz Gębka, lekarz weterynarii, były podwładny Doktora ze służewieckiego szpitala, mówił o tym, jak wspaniale się pod jego kierunkiem pracowało.

 

Z kolei Józef Rzewuski, kolega z młodzieńczych lat, konkretnie z czasów pracy w SK Rzecznej, gdzie był zootechnikiem, kiedy Doktor był lekarzem weterynarii, wspominał ich przyjaźń z tamtych lat. Przyjaźń, która przetrwała do ostatnich dni Doktora. To były wspomnieni płynące z głębi serca.

 

To pan Rzewuski w największym stopniu przywołał te cechy Doktora, które zjednywały mu sympatię u wszystkich, którzy mieli się okazję z nim zetknąć. Ja także się zaliczam do tego grona. Adam Wąsowski był osobą bardzo życzliwą wszystkim, emanował ciepłem i emaptią. A do tego miał poczucie humoru. Te wszystkie cechy pozwalały mu zapewne łatwiej znosić przeciwności losu, jakie wszyscy ludzie napotykają na swojej drodze, a także sprawiały, że wszyscy go albo lubili, albo szanowali. Nie miał wrogów. Nie był człowiekiem, który dzielił. Był tym, który spajał.

 

I to jest jeszcze jeden powód, dla którego można mówić o ostatnim takim pogrzebie. Bo niestety, wokół widzimy coraz więcej podziałów. I to głębokich. Coraz głębszych. Nie tylko na poziomie ogólnokrajowym, gdzie partia rządząca i jej wyznawcy oraz partie opozycyjne i ich zwolennicy, coraz bardziej się różnią. Polacy się coraz bardziej oddalają od siebie. Rośnie wzajemna niechęć. Przepaść się pogłębia.

 

Podobnie jest w środowisku jeździeckim. Paradoksalnie na pogrzebie Doktora byli dwaj przedstawiciele obecnego zarządu PZJ. Obecnie skłóceni. Aktualny prezes i ten który - jak wieść gminna niesie – jest kandydatem na to stanowisko. Bo część środowiska jeździeckiego chce odwołać aktualnego prezesa podczas nadzwyczajnego zjazdu PZJ. A część zwiera szeregi, aby do tego nie dopuścić.

 

Czym się to zakończy? Dziś trudno powiedzieć. Wiadomo tylko, że Doktorowi byłoby przykro, gdyby to widział.

Marek Szewczyk

Wersja do druku Powiadom znajomego o tym artykule Utwórz .pdf
Tagi: PZJ   Adam Wąsowski  
 
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
Dodaj komentarz
Zasady komentowania*
Zawsze akceptuj komentarz zarejestrowanego użytkownika.
Tytuł*
Nazwa*
E-mail*
Strona www*
Treść*
Kod potwierdzający*

Kliknij tutaj, aby odświeżyć obrazek, jeśli nie jest wystarczająco czytelny.


Wpisz znaki widoczne na obrazku
Kod rozróżnia małe i wielkie litery
Liczba prób, które możesz wykonać: 5