Odmieniać, czy nie odmieniać?
Podczas Mistrzostw Polski Młodych Koni w Gajewnikach pełniłem funkcję spikera. Dwie różne osoby, obie mocno związane z hodowlą koni, zwróciły mi uwagę, że nie powinienem odmieniać nazw koni. Że jest to NIEPROFESJONALNE!
Zwłaszcza jedna z nich próbowała mnie przekonać, że prawdziwi koniarze nie odmieniają nazw koni. Że takie są reguły. Na moje pytania: gdzie miałby te reguły obowiązywać (bo na pewno nie w języku polskim), kto je stworzył (bo na pewno nie językoznawcy), usłyszałem następujący argument: przecież na przeglądach koni w stadninach mówi się: klacz Jakmara po Maram od Jakla po Luron. No a skoro na przeglądach koni tak się podaje ich pochodzenie, to znaczy, że tak to należy robić.
Przypomina mi to sytuację, kiedy dzwoni do mnie jakaś osoba z telemarketingu i zaczyna rozmowę od pytania: czy ja rozmawiam z Markiem Szewczyk!
A mnie aż skręca, jak słyszę takie pogwałcenie reguł języka polskiego, takie poplątanie z pomieszaniem. No bo skoro dzwoniący odmienia moje imię, to dlaczego nie odmienia mojego nazwiska!?
Przypuszczam, że pracownicy zatrudniani przez te firmy do tego, aby dzwoniły do potencjalnych klientów i namawiały ich do zakupu ich produktów lub usług, są szkoleni w ten sposób - jeśli czyjeś nazwisko nie ma typowo polskiej końcówki (np. Matuszewski), to na wszelki wypadek mają tego nazwiska nie odmieniać. Bo od czasu do czasu można trafić na kogoś, kto ma nazwisko brzmiące jak zagraniczne, np. Dupont, i nie bardzo wiadomo, jak je odmienić. Można też trafić na kogoś o nazwisku jak najbardziej swojskim, ale sprawiającym kłopot z odmianą. Przykładowo ktoś nazywa się Żuber – i jest problem, czy odmieniać Żubera, czy Żubra. Pracownik się zapyta, czy się dodzwonił do pana Żubera, a facet się obruszy, że po polsku powinno się odmieniać Żubra. Zapyta się, czy się dodzwonił do pana Żubra, a facet się obruszy, że on nie jest żubrem, bo to jest zwierzę, a jego nazwisko należy odmieniać Żubera! No i można zirytować potencjalnego klienta zanim jeszcze mu się powie, co chce się mu wcisnąć. A więc lepiej dla świętego spokoju, nie odmieniać.
Ale ja jako spiker niczego i nikomu nie chciałem sprzedać. Mnie powinny obowiązywać reguły… no właśnie, czego? Języka polskiego, czy rzekome reguły koniarzy?
Swoją drogą, zadziwiające, jak niektórzy koniarze upierają się przy oczywistych błędach językowych. Choćby owe nieszczęsne Aachen! Wszyscy rozumieją, że nie mówimy w Polsce Roma tylko Rzym, nie mówimy London, tylko Londyn, nie mówimy München, tylko Monachium, ale Akwizgran – nie, to im nie może przejść przez gardło. Skoro Niemcy mówią Aachen, to znaczy, że najsłynniejsze zawody na świecie odbywają się w Aachen i basta. Większość się przy tym upiera i nie można ich przekonać. Reguły języka polskiego w tym wypadku mają za nic. A jak już nie mają innych argumentów, pada taki: przecież Niemcy nie mówią Wrocław tylko Breslau! Co ma piernik do wiatraka?
Moja matka urodziła się we Lwowie i dla mnie to miasto zawsze będzie Lwowem, choć teraz leży na Ukrainie i nazywa się Lwiw. Dla większości Polaków także. Podobnie, jak Wilno dla nas pozostanie Wilnem, choć teraz jest stolicą Litwy i nazywa się Vilnius. Najpierw namieszali Hitler i Stalin, a potem sojusznicy do spółki z tym drugim zbrodniarzem wprowadzili w Jałcie nowy ład w Europie, w efekcie czego straciliśmy te miasta. Zyskaliśmy zaś Wrocław, Szczecin, Gdańsk i parę innych miast. I tak jak dla mnie jest oczywiste, że moja „linia żeńska” wywodzi się ze Lwowa, tak nie dziwi mnie i nie oburza, że Niemcy przyjeżdżają do Polski, by odwiedzić Breslau, Stettin czy Danzig.
Ale to nie ma nic wspólnego z Aachen, którego prawidłowa nazwa w języku polskim brzmi Akwizgran. Pisałem o tym w swoim pierwszym tekście na blogu, który Państwo czytają ( i tam odsyłam zainteresowanych).
Wróćmy do zwierząt. Koniarze często mają psy. Czy któremuś przyjdzie do głowy, żeby nie odmieniać nazwy swojego pupila. Załóżmy, że nazywa się Azorek. Czy ktoś powie: byłem na spacerze z Azorek? Oczywiście, że nie. Powie, że spacerował z Azorkiem. A jeśli jest to suczka, np. Giga. Czy ktoś powie: rzuciłem patyk Giga? Oczywiście, że nie. Powie, rzuciłem patyk Gidze!
Dlaczego więc kiedy przychodzi nam mówić o koniach, miałaby obowiązywać dziwaczna reguła, że nie wolno odmieniać ich nazw? Dlaczego takie oto zdanie, że ogier Chimequyl jest po Imequylu od Czany po Balonie miałoby być niepoprawne, a jedynie poprawne miałoby brzmieć: Chimequyl jest po Imequyl od Czana po Balon?
Oczywiście są sytuacje, kiedy lepiej nie odmieniać nazw koni. No bo kiedy koń nazywa się Denzel Washington, a na dodatek jedzie na nim amazonka, zdania: Iksińska dosiada Denzela Washingtona lub Iksińska na Denzelu Washingtonie, brzmią nie tylko dziwacznie, ale także dwuznacznie. Wtedy zawsze można wybrać wersję pośrednią, neutralną – z dodaniem słów: koń, ogier, lub wałach. Czyli - Iksińska na wałachu/ogierze/koniu Denzel Washington.
Podobnie jak w sytuacji nazw miast. Zdanie: urodziłem się w Katowicach – jest prawidłowe. Można również powiedzieć: urodziłem się w mieście Katowice. To zdanie także jest poprawne. Ale powiedzieć: urodziłem się w Katowice – jest zbrodnią przeciw językowi polskiemu. Mieszkam w Warszawie. Mieszkam w mieście Warszawa. Oba zdania są poprawne. Ale powiedzieć: mieszkam w Warszawa?! Aż uszy bolą!
A więc drodzy koniarze! Nie ma żadnych rzekomych reguł języka koniarzy. Są tylko i wyłącznie reguły języka polskiego. Zgodnie z nimi, odmienianie nazw koni jest jak najbardziej prawidłowe. Jeśli odmienianie komuś nie odpowiada, zawsze może używać nazw koni w mianowniku, ale pod warunkiem, że poprzedzi je określeniami: ogier/klacz/wałach (niepotrzebne skreślić).
Jeśli jednak ktoś twierdzi, że opisując pochodzenie klaczy Jakmara, trzeba powiedzieć: że jest po Maram od Jakla po Luron – nie ma racji. Jakmara albo jest po Maramie od Jakli po Luronie, albo po ogierze Maram od klaczy Jakla po ogierze Luron.
Marek Szewczyk